Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jeffery Deaver
‹Hak›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHak
Tytuł oryginalnyEdge
Data wydania14 kwietnia 2011
Autor
PrzekładŁukasz Praski
Wydawca Prószyński i S-ka
ISBN978-83-7648-680-2
Format448s. 142×202mm
Cena39,—
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Hak

Esensja.pl
Esensja.pl
Jeffery Deaver
« 1 2

Jeffery Deaver

Hak

Musiałem przypomnieć swojemu wychowankowi, żeby uważał na niepotrzebne wtręty; treść rozmowy telefonicznej była szyfrowana, ale można było wykryć sam fakt nawiązania łączności. Zapamięta tę lekcję.
– Zbliżam się do zjazdu… Uwaga, skręcamy.
Wciąż jadąc z prędkością ponad dziewięćdziesięciu na godzinę, zjechałem na prawy pas i pokonałem łuk osłonięty gęstymi drzewami. Ciężarówka siedziała mi na zderzaku.
– W porządku, obiekt nawet nie popatrzył w twoją stronę – zameldował mój protegowany. – Namierzył pozorantów i zaraz zwolnił do przepisowej prędkości.
Na skrzyżowaniu z drogą numer 18 zatrzymałem się na czerwonym świetle, a potem skręciłem w prawo. Ciężarówka skręciła w lewo.
– Obiekt dalej trzyma się trasy – ciągnął mój protegowany. – Chyba wszystko idzie zgodnie z planem. – Miał opanowany głos. Zwykle nie angażuję się emocjonalnie w pracę, ale jest w tym lepszy ode mnie. Rzadko się uśmiecha, nigdy nie żartuje i prawdę mówiąc, niewiele o nim wiem, choć współpracujemy, często bardzo blisko, już od kilku lat. Chciałbym to zmienić – pozbawić go tego ponuractwa – nie ze względu na pracę, bo naprawdę jest bardzo dobry, ale po prostu wolałbym, żeby czerpał więcej przyjemności z tego, co robimy. Dbanie o bezpieczeństwo innych może dawać satysfakcję, a nawet radość. Zwłaszcza gdy chronimy rodziny, co zdarza się całkiem często.
Poleciłem mu, żeby informował mnie na bieżąco, i zakończyłem połączenie.
– Czyli jesteśmy bezpieczni? – spytała Alissa.
– Jesteśmy bezpieczni – odparłem, przyspieszając do osiemdziesiątki przy ograniczeniu do siedemdziesięciu na godzinę. Piętnaście minut później kluczyliśmy drogą, która miała nas doprowadzić na obrzeża Raleigh, gdzie na zeznanie Alissy czekał prokurator.
Niebo przykrywały chmury, a krajobraz nie zmieniał się tu pewnie od kilkudziesięciu lat: parterowe domy, szopy, przyczepy i samochody w stanie terminalnym, które dzięki odrobinie szczęścia i troskliwej opiece wciąż funkcjonowały. Na stacji benzynowej sprzedawano gatunek paliwa, o którym nigdy nie słyszałem. Psy leniwie kłapały zębami, goniąc pchły. Kobiety w postrzępionych dżinsach pilnowały gromadki potomstwa. Mężczyźni o twarzach naznaczonych zamiłowaniem do piwa i o wystających brzuchach siedzieli na werandach, nie czekając na nic. Najprawdopodobniej dziwili się na widok naszego samochodu – w którym siedzieli ludzie z gatunku rzadko widywanych w tej okolicy: mężczyzna w białej koszuli i ciemnym garniturze oraz kobieta z elegancką blond fryzurą.
Zostawiając za sobą dzielnicę domów, wjechaliśmy na drogę przecinającą pola. Ujrzałem krzewy bawełny zrzucające włókna jak popcorn i pomyślałem, że sto pięćdziesiąt lat temu tę ziemię pokrywał taki sam biały kobierzec; kiedy człowiek był na Południu, często przypominał sobie wojnę secesyjną i ludzi, w których imieniu ją toczono.
Zadzwonił telefon, który zaraz odebrałem.
W głosie mojego protegowanego wyraźnie brzmiał niepokój.
– Abe.
Zesztywniały mi ramiona.
– Skręcił z autostrady? – Tym się nie martwiłem; zjechaliśmy ponad pół godziny temu. Cyngiel musiał być już co najmniej sześćdziesiąt kilometrów od nas.
– Nie, ciągle jedzie za pozorantami. Ale coś się stało. Rozmawiał przez komórkę. Kiedy się rozłączył, dziwnie się zachowywał. Ocierał twarz. Podjechałem bliżej, na dwie długości samochodu. Wyglądał, jakby płakał.
Zacząłem szybciej oddychać, zastanawiając się nad możliwymi przyczynami. Spośród różnych scenariuszy na plan pierwszy wybijał się najbardziej wiarygodny i niepokojący: a jeśli cyngiel podejrzewał, że użyjemy podstępu i postanowił zrobić to samo? Zmusił kogoś, kto go przypominał – jak elfowaty człowiek w naszym wozie – żeby za nami jechał. Rozmowa telefoniczna, której świadkiem był mój protegowany, mogła się odbyć między kierowcą a prawdziwym sprawcą, który wziął jego żonę albo dziecko jako zakładnika.
To z kolei oznaczało, że prawdziwy cyngiel był gdzie indziej i…
W naszą stronę śmignęła jakaś biała plama. Z podjazdu pustej, zrujnowanej stacji benzynowej po lewej na drogę wypadł ford pikap. Osłoniętą rurami maską uderzył w nasz wóz od strony pasażera i zepchnął nas przez kępę wysokiego zielska wprost do płytkiego jaru. Alissa wrzasnęła, a ja jęknąłem z bólu. Usłyszałem jeszcze głos swojego wychowanka, który wołał mnie po imieniu, a potem wystrzeliła poduszka powietrzna, posyłając telefon i zestaw głośnomówiący w głąb samochodu.
Stoczyliśmy się z półtorametrowego zbocza i mało efektownie zatrzymaliśmy się na mulistym dnie płytkiej rzeczki.
Och, zaplanował atak doskonale i zanim zdążyłem odpiąć klamrę pasa bezpieczeństwa, żeby się dostać do broni, walnął w okno z mojej strony młotkiem do polo, roztrzaskując szybę i ogłuszając mnie. Wyszarpnął mi glocka i schował do kieszeni. Zwichnięte ramię, pomyślałem, mało krwi. Wyplułem odłamek szkła i spojrzałem na Alissę. Też była oszołomiona, ale chyba nie odniosła poważniejszych obrażeń. Cyngiel nie miał w ręku pistoletu tylko młotek, więc przemknęło mi przez myśl, że miałaby szansę przedrzeć się przez zarośla i uciec. Niewielką szansę, ale zawsze. Musiałaby jednak ruszać natychmiast.
– Alissa, biegnij w lewo! Uda ci się! Biegnij!
Jednym szarpnięciem otworzyła drzwi i wypadła z samochodu.
Spojrzałem na drogę. Zobaczyłem tylko białego forda zaparkowanego na poboczu, tak jak kilkanaście innych pikapów, które widziałem po drodze – w pobliżu rzeczki, gdzie można było na przykład złapać parę żab na przynętę. Samochód doskonale zasłaniał widok od strony drogi. Tak samo postawiłbym pikapa, żeby osłonić własną ucieczkę, pomyślałem ponuro.
Cyngiel sięgał przez okno, żeby otworzyć moje drzwi. Z bólu zmrużyłem oczy, ciesząc się w duchu, że zwleka. Alissa mogła zyskać na czasie i pokonać większą odległość. Znając dokładnie nasze położenie dzięki GPS-owi, moi ludzie zawiadomią policję, która zjawi się tu za piętnaście czy dwadzieścia minut. Alissie mogło się udać. Błagam, pomyślałem, odwracając się w stronę płytkiego koryta rzeczki, którym powinna uciec.
Alissa nie zamierzała jednak nigdzie biec.
Stała obok samochodu ze spuszczoną głową i rękami założonymi na obfitym biuście, z twarzą zalaną łzami. Czyżby odniosła większe obrażenia, niż przypuszczałem?
Otworzyły się drzwi po mojej stronie i cyngiel wywlókł mnie na ziemię, gdzie wprawnym ruchem założył mi na ręce nylonowe opaski. Potem mnie puścił i padłem w błoto o zgniłym zapachu, obok cykających świerszczy.
Opaski?, zdziwiłem się. Znów popatrzyłem na Alissę, która opierała się o samochód, nie mogąc spojrzeć w moją stronę.
– Proszę mi powiedzieć. – Zwracała się do napastnika. – Co z moją matką?
Nie, nie była oszołomiona i nie odniosła poważnych obrażeń. Zorientowałem się, że nie ucieka, bo nie ma powodu.
Nie była celem ataku.
Celem byłem ja.
Cała straszna prawda stała się jasna. Stojący nade mną mężczyzna znalazł jakiś sposób, żeby przed kilkoma tygodniami dotrzeć do Alissy i zagrozić jej, że skrzywdzi jej matkę – po to, by zmusić Alissę do zmyślenia historyjki o korupcji w przedsiębiorstwie świadczącym usługi rządowi. Ponieważ sprawa dotyczyła bazy wojskowej, której komendanta znałem, sprawca zakładał, że to ja zostanę owczarkiem wyznaczonym do jej ochrony. W ciągu minionego tygodnia Alissa przekazywała mu szczegóły na temat naszych procedur bezpieczeństwa. Nie był cynglem; był zbieraczem, którego wynajęto do wydobycia ze mnie informacji. Oczywiście – chodziło o sprawę przestępczości zorganizowanej, nad którą niedawno pracowałem. Znałem nową tożsamość pięciu świadków zeznających przed sądem.
Wiedziałem, gdzie umieścili ich ludzie z programu ochrony świadków.
Urywanym od szlochu głosem, Alissa wykrztusiła:
– Przecież mówił pan…
Ale zbieracz nie zwracał na nią uwagi. Patrząc na zegarek, dzwonił do kogoś; doszedłem do wniosku, że do podstawionego mężczyzny osiemdziesiąt kilometrów stąd, za którym jechał autostradą mój protegowany. Nie dodzwonił się. Pozorant został zapewne zatrzymany, gdy tylko przez komórkę usłyszano odgłosy naszego wypadku.
Oznaczało to, że zbieracz nie ma tyle czasu, ile by sobie życzył. Ciekawe, jak długo wytrzymam tortury.
– Błagam – szepnęła znowu Alissa. – Moja matka… mówił pan, że jeżeli zrobię, czego pan chce… Proszę powiedzieć, nic się jej nie stało?
Zbieracz zerknął na nią i jak gdyby po namyśle wyciągnął zza pasa pistolet i dwa razy strzelił jej w głowę.
Skrzywiłem się w rozpaczy.
Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął wymiętą szarą kopertę, otworzył ją, po czym przyklęknął obok mnie i wytrząsnął jej zawartość na ziemię. Nie widziałem, co to jest. Zdjął mi buty i skarpetki.
– Masz informacje, których potrzebuję? – spytał cichym głosem.
Przytaknąłem skinieniem głowy.
– Powiesz mi?
Gdybym wytrzymał piętnaście minut, miejscowa policja zdążyłaby tu dotrzeć, kiedy jeszcze będę żył. Przecząco pokręciłem głową.
Obojętnie, jak gdyby moja reakcja nie była ani dobra, ani zła, zabrał się do pracy.
Wytrzymaj piętnaście minut, powiedziałem sobie.
Pierwszy krzyk wydarł się z mojego gardła trzydzieści sekund później. Następny krótko potem, a później z każdym wydechem wydawałem przeraźliwy wrzask. Z oczu płynęły mi łzy, a całym ciałem wstrząsały fale przeszywającego bólu.
Trzynaście minut, przemknęło mi przez głowę. Jeszcze dwanaście…
Nie byłem pewien, ale minęło chyba nie więcej niż sześć czy siedem, kiedy wykrztusiłem:
– Przestań, przestań!
Posłuchał. I powiedziałem mu dokładnie to, co chciał wiedzieć.
Zanotował informacje i wstał. W jego lewej dłoni kołysały się kluczyki do pikapa. W prawej trzymał pistolet. Wycelował lufę automatu w środek mojego czoła i w tym momencie poczułem przede wszystkim ulgę, ogromną ulgę na myśl, że przynajmniej skończy się ból.
Mężczyzna odsunął się o krok i przymrużył oczy w oczekiwaniu na huk wystrzału, a ja zdałem sobie sprawę, że…
koniec
« 1 2
6 kwietnia 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Lipiec 2011
— Anna Kańtoch, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek

Tegoż twórcy

Pokusa twista 3, czyli ambiwalentny czar Deavera
— Anna Kańtoch

Esensja czyta: Kwiecień-czerwiec 2010
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Co w necie piszczy
— Anna Kańtoch

Szukacie niewłaściwej osoby
— Jędrzej Burszta

ONI wiedzą
— Anna Kańtoch

Zakręcone, zakręcone…
— Konrad Wągrowski

Gdzie kucharek sześć…
— Anna Kańtoch

Pokusa twista 2, czyli dlaczego nie zostanę wielbicielką Deavera
— Anna Kańtoch

Pokusa twista
— Anna Kańtoch

Zabić Hitlera!
— Artur Długosz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.