Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alastair Reynolds
‹Diamentowe Psy. Turkusowe Dni›

WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDiamentowe Psy. Turkusowe Dni
Tytuł oryginalnyDiamond Dogs. Turquoise Days
Data wydania15 kwietnia 2011
Autor
PrzekładPiotr Staniewski, Grażyna Grygiel
Wydawca MAG
CyklPrzestrzeń objawienia
ISBN978-83-7480-205-5
Format288s. 115×185mm
Cena29,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Turkusowe Dni

Esensja.pl
Esensja.pl
Alastair Reynolds
1 2 »
Przedstawiamy fragment noweli Alastaira Reynoldsa „Turkusowe Dni”. Wchodzi ona w skład tomu „Diamentowe Psy. Turkusowe Dni”, który ukazał się nakładem wydawnictwa MAG.

Alastair Reynolds

Turkusowe Dni

Przedstawiamy fragment noweli Alastaira Reynoldsa „Turkusowe Dni”. Wchodzi ona w skład tomu „Diamentowe Psy. Turkusowe Dni”, który ukazał się nakładem wydawnictwa MAG.

Alastair Reynolds
‹Diamentowe Psy. Turkusowe Dni›

WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDiamentowe Psy. Turkusowe Dni
Tytuł oryginalnyDiamond Dogs. Turquoise Days
Data wydania15 kwietnia 2011
Autor
PrzekładPiotr Staniewski, Grażyna Grygiel
Wydawca MAG
CyklPrzestrzeń objawienia
ISBN978-83-7480-205-5
Format288s. 115×185mm
Cena29,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Jeden
Naqi Okpik poczekała, aż siostra mocno zaśnie, a potem weszła na zabezpieczony poręczami balkon wokół gondoli.
Najlepsza w ostatnich miesiącach cicha i ciepła noc. Nawet wywołany ruchem sterowca wietrzyk, cieplejszy niż zwykle, mus­kał policzek łagodnym tchnieniem czułego kochanka. W górze oba księżyce zbliżały się do pełni – skrywał je jednak wór próżniowy sterowca. Sto metrów poniżej pobłyskiwały mikroskopijne stworzenia, a wielkie ich ławice rysowały galaktyki na tle głębokiej czerni morza. Spirale, zębate strzałki i gałęzie luminescencji kręciły się i zwijały, jakby w takt niesłyszalnej melodii.
Naqi spojrzała w tył, gdzie zasobnik czujnikowy, osłonięty ceramiką, wycinał skrzącą się bruzdę. W kilwaterze zasobnika mrugały kolory: róż, rubin i wściekła zieleń. Od czasu do czasu barwy zmieniały położenie gwałtownym ruchem przypominającym lot zimorodków. Naqi, jak zwykle czujnie, wyczekiwała na coś niezwykłego w ruchach chochlików-gońców, cokolwiek zasługującego na wzmiankę w bieżącej gazetce, a może nawet na pełny artykuł w poważnym czasopiśmie poświęconym badaniom nad Żonglerami. Dziś jednak nie działo się nic osobliwego, żadnych nowych godnych skatalogowania wzorców zachowań, które mogłyby wskazywać na znaczącą aktywność Żonglerów Wzorców.
Po balkonie przeszła na rufę sterowca, gdzie na długim holu ze światłowodu zaczepiono podwodny zasobnik czujnikowy. Wyciągnęła z kieszeni długą składaną pałeczkę, rozpostarła jednym ruchem – rzekłbyś: kurtyzana rozpościera swój wachlarz – i pomachała nią przy wyciągarce. Domyślny obraz – akwarelę z liliami i morskimi smokami – zastąpiły tablice liczb, wijące się wykresy i drżące histogramy. Rzutem oka oceniła, że nie ma w nich nic zaskakującego, ale zebrane dane utworzą użyteczny zestaw kalibracyjny dla innych eksperymentów. Naqi, składając wachlarz – delikatnie, kosztował bowiem niemal tyle co sterowiec – przypomniała sobie, że już upłynął dzień od chwili, gdy odebrała ostatnią porcję przychodzących wiadomości. Podczas poprzedniej ekspedycji połączenie między anteną a gondolą zgniło i od tamtego czasu odbieranie wiadomości stało się harówką; siostry zasadniczo odbierały je na przemian – czasami jedna godziła się wykonywać tę czynność poza swoją kolejką – w zamian druga oddawała się jakiemuś niewygodnemu dla niej zajęciu.
Naqi chwyciła za poręcz i przerzuciła się na jej drugą stronę, z tyłu sterowca. Tutaj wór próżniowy zwisał tylko metr nad gondolą, a przymocowana do niego drabinka pozwalała się wspiąć wokół przewieszki i wydostać na płaski wierzch pojazdu. Naqi poruszała się ostrożnie, stawiała bose stopy na zardzewiałych szczeblach i starała się jak najmniej przeszkadzać Minie. Sterowiec lekko się kołysał i skrzypiał, kiedy na wierzchu wora łapała równowagę, ale wkrótce znowu ucichł i znieruchomiał. Silniki sterowca pracowały tak cicho, że Naqi już dawno temu odfiltrowała ich dźwięk ze swej świadomości.
Panował idealny spokój.
W świetle księżyca antena wyglądała jak pojedynczy kwiat wyrastający z szerokiej tylnej części powłoki. Naqi ruszyła ku niej wąskim, ogrodzonym poręczami pomostem. Szła coraz pewniej i czuła znacznie mniejsze zawroty głowy, niż odczuwałaby w świetle dnia.
Wtem zamarła, miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje.
Dokładnie na skraju pola widzenia Naqi pojawił się chochlik-goniec. Uniósł się na wysokość sterowca i teraz leciał za nim w odległości dziesięciu czy dwunastu metrów. Naqi westchnęła, jednocześnie zachwycona i zdenerwowana. Jeśli nie liczyć martwych okazów, po raz pierwszy zobaczyła chochlika z tak bliska. Organizm o kształcie i rozmiarach ziemskiego kolibra jarzył się niczym latarnia. Naqi rozpoznała go natychmiast – to był długodystansowy nośnik pakietów. Będzie miał brzuch wypchany danymi zakodowanymi w ciasno upakowane zwitki RNA, zamknięte w mikroskopijnych proteinowych kapsomerach. Głowa nośnika pakietów miała kształt gładkiej łzy ozdobionej świetlistymi, pastelowymi markerami i była pozbawiona innych cech charakterystycznych, z wyjątkiem pary oczu, osadzonych ponad linią środka. Wewnątrz znajdowała się grupa neuronów, w której zakodowano pozycje najjaśniejszych gwiazd okołobiegunowych. Prócz tego chochliki miały jedynie bardzo szczątkową inteligencję. Istniały po to, by transportować informacje między węzłowymi punktami oceanu, kiedy zwykłe drogi sygnalizacji chemicznej uznano za zbyt wolne lub niedokładne. Chochlik umrze, gdy dotrze do punktu przeznaczenia, skonsumowany przez mikroskopijne organizmy, które rozplączą i przetworzą informację zmagazynowaną w kapsomerach.
A jednak Naqi miała nieodparte wrażenie, że chochlik obserwuje właśnie ją, nie sterowiec. Od tej czujnej ciekawości zjeżyły jej się włoski na karku. I wtedy – akurat w chwili, gdy uczucie bycia obserwowaną stało się niepokojące – chochlik ostro odbił od sterowca. Naqi patrzyła, jak schodzi znowu ku oceanowi, a potem sunie nad powierzchnią wody, podskakując od czasu do czasu jak rzucony na płask kamień. Pozostała w bezruchu jeszcze kilka minut, przekonana, że stało się coś ważnego, chociaż również świadoma tego, jak subiektywne było to doświadczenie, jak niewielkie wrażenie by wywarło na Minie, gdyby jutro je zrelacjonowała. Bo przecież to Minę łączyły specjalne więzy z oceanem, prawda? To Mina po nocach drapała swe ramiona. To Mina miała zbyt wysoki współczynnik koherencji, by dopuszczono ją do korpusu pływaków. Zawsze Mina.
Naqi nigdy.
Metrowy dysk anteny osadzono na przysadzistym postumencie z mnóstwem odpornych na pogodę kontrolek i displejów. Ta technologia sprzed wieku pochodziła ze statku „Pelikan”, podobnie jak sterowiec i wachlarz. Wiele kontrolek i displejów nie działało, ale urządzenie nadal mogło podłączyć się do funkcjonujących satelitów. Naqi otworzyła wachlarz i skopiowała najnowsze wiadomości do jego wolnej pamięci. Potem uklękła przy postumencie, rozpostarła wachlarz na kolanach i przejrzała listy i streszczenia wiadomości z ubiegłego dnia. Garstka meldunków nadeszła od przyjaciół z miast śnieżynkowych Prachuap‑Pagnirtungu i Umingmaktoku. Była wiadomość od dawnej sympatii ze stacji korpusu pływaków na atolu Narathiwat. Chłopak przysłał jej listę kawałów, które już od pewnego czasu były powszechnie znane. Przeglądała je, raczej się krzywiąc niż uśmiechając, aż znalazła dowcip, przy którym się zaśmiała – wcześniej go przeoczyła. Przysłano kilkanaście streszczeń wypowiedzi na różnych grupach dyskusyjnych o tematyce Żonglerów i prośbę od wydawcy czasopisma, by zrecenzowała jeden z artykułów. Naqi przeczytała streszczenie artykułu i pomyślała, że prawdopodobnie zdoła napisać recenzję.
Przejrzała pozostałe wiadomości. Znalazła notatkę doktora Sivaraksy – informował, że jej formalne podanie o pracę przy projekcie Fosa nadeszło i jest w trakcie rozpatrywania. Nie było oficjalnego wywiadu, ale Naqi spotkała Sivaraksę kilka tygodni wcześniej, gdy oboje akurat byli w Umingmaktoku. Sivaraksa w czasie spotkania raczej ją zachęcał, choć Naqi nie potrafiła stwierdzić, czy dlatego, że zrobiła na nim dobre wrażenie, czy też może dlatego, że właśnie wymienił swego tasiemca na miłego i nowego. W obecnej wiadomości Sivaraksa stwierdzał, że może się spodziewać odpowiedzi w swojej sprawie za dzień czy dwa. Naqi leniwie zastanawiała się, jak powiadomi Minę, jeśli dostanie tę pracę. Mina krytycznie odnosiła się do całego pomysłu z Fosą i prawdopodobnie nie spojrzy przychylnie na fakt, że siostra ma z nim coś wspólnego.
Dalej natknęła się na list uczonego z Qaanaaq – prosił o dostęp do pewnych danych kalibracyjnych, które uzyskała tego lata. Potem zobaczyła cztery czy pięć automatycznych prognoz pogody, szkice dwóch artykułów, w których miała coś napisać, i zaproszenie na przyjacielski rozwód Kugluktuka i Gjoi, planowany za trzy tygodnie. Wreszcie następowało streszczenie ostatnich wiadomości globalnych – plik nadzwyczaj duży – a potem nie było już nic. Od ośmiu godzin nie nadeszła ani jedna wiadomość.
Nie było w tym nic szczególnie niezwykłego – szwankująca sieć ciągle się psuła – ale po raz drugi tego wieczoru Naqi poczuła na karku dreszcz. Coś się musiało wydarzyć, pomyślała.
Otworzyła streszczenie wiadomości i zaczęła czytać. Pięć minut później budziła Minę.
• • •
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Diamentowe ostrza i turkusowe fale
— Łukasz Bodurka

Diamentowe Psy
— Alastair Reynolds

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.