Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 14 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alastair Reynolds
‹Diamentowe Psy. Turkusowe Dni›

WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDiamentowe Psy. Turkusowe Dni
Tytuł oryginalnyDiamond Dogs. Turquoise Days
Data wydania15 kwietnia 2011
Autor
PrzekładPiotr Staniewski, Grażyna Grygiel
Wydawca MAG
CyklPrzestrzeń objawienia
ISBN978-83-7480-205-5
Format288s. 115×185mm
Cena29,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Turkusowe Dni

Esensja.pl
Esensja.pl
Alastair Reynolds
« 1 2

Alastair Reynolds

Turkusowe Dni

– Chyba wolałabym w to nie wierzyć – oznajmiła Mina Okpik.
Naqi popatrzyła na niebo, przywołując dziecięcą znajomość gwiazd. Z nieznacznymi poprawkami wynikającymi z paralaksy, stare konstelacje widziane z Turkusa, wyglądały mniej więcej tak samo jak na Ziemi.
– Myślę, że to to.
– Co takiego? – spytała Mina, nadal senna.
Naqi machnęła ręką, wskazując nieokreślony kawałek nieba między Skorpionem a Herkulesem.
– Wężownik. Gdybyśmy miały oczy wystarczająco wrażliwe, teraz byśmy go widziały: mały fiut niebieskiego światła.
– Mam już dość małych fiutów – oznajmiła Mina, obejmując ramionami kolana.
Miała tak samo idealnie czarne włosy jak Naqi, ale ostrzyżone na jeża, co powodowało, że wyglądała młodziej lub starzej, zależnie od oświetlenia. Włożyła czarne szorty i bluzkę bez rękawów. Fosforyzujące tatuaże w kolorze szmaragdu i indygo otaczały spiralami losowo rozmieszczone łaciate ślady grzybiczej inwazji, które pokrywały jej ramiona, uda, szyję i policzki. W świetle pełnego księżyca wzory grzybicze same nieco fosforyzowały, również mieniły się odcieniami szmaragdu i indygo. Na ciele Naqi nie było tatuaży i miała ona niewiele własnych wzorców grzybiczych. Nic nie mogła na to poradzić – trochę zazdrościła siostrze tych ozdób.
– Ale, mówiąc poważnie, nie sądzisz, że to może być pomyłka? – kontynuowała Mina.
– Nie, nie sądzę. Odkryli to przed tygodniami, ale siedzieli cicho, żeby przeprowadzić więcej pomiarów.
– Jestem zaskoczona, że nie krążyły żadne pogłoski.
Naqi skinęła głową.
– Dość dobrze to ukrywali. Co nie oznacza, że nie będzie mnóstwa kłopotów.
– Hm. I myślą, że ta blokada informacyjna pomoże?
– Sądzę, że oficjalny ruch nadal się odbywa. Po prostu nie chcą, żeby wszyscy zapychali sieć niekończącymi się spekula­cjami.
– Raczej nie można nas za to winić. Przecież wszyscy zajmą się zgadywaniem.
– Może wkrótce się przedstawią – powiedziała z powątpiewaniem Naqi.
Podczas ich rozmowy sterowiec wleciał nad strefę morza w za-sadzie pozbawioną fosforyzującego życia na powierzchni. Strefy tego typu były niemal równie powszechne jak obszary węzłowe, gdzie sieć była najgęstsza. Przypominały ziejące pustki pomiędzy skupiskami galaktyk. Kilwater zasobnika czujnikowego stał się niemal niewidoczny, a sterowiec otoczyła zupełna ciemność, przerywana tylko światełkami bezmyślnych chochlików-gońców.
– A jeśli tego nie zrobią? – spytała Mina.
– Wtedy, jak przypuszczam, mamy znacznie większe kłopoty, niżbyśmy chcieli.
Pierwszy raz od stulecia do Turkusa zbliżał się statek, rozpoczynał hamowanie, wytracał szybkość podróży międzygwiezdnych. Żagiew światłowca była skierowana wprost ku układowi Turkusa. Pomiary dopplerowskiego przesunięcia płomienia wskazywały, że statek nadal miał przed sobą dwa lata lotu, ale na Turkusie taki czas się nie liczył. Statek musiał jeszcze się przedstawić i nawet jeśli się okaże, że ma tylko dobroczynne intencje – może chce na krótko się zatrzymać na wymianę handlową? – trudno przewidzieć, jaki to będzie miało wpływ na społeczeństwo Turkusa. Wszyscy pamiętali kłopoty, które nastąpiły po przybyciu „Bezbożnego Pelikana”. Kiedy Ultrasi wprowadzili statek na orbitę, poniżej zrobiło się niespokojnie. Szpiedzy sabotowali lukratywne interesy handlowe. Miasta walczyły o prestiż, rywalizując o techniczne kąski. Dochodziło do pośpiesznych małżeństw i równie pośpiesznych separacji. Wiek później stare nieprzyjaźnie tliły się jeszcze tuż pod powierzchnią serdecznej polityki międzymiejskiej.
Tym razem wcale nie będzie lepiej.
– Posłuchaj – powiedziała Mina. – To wcale nie musi być aż tak złe. Może nawet nie będą chcieli z nami rozmawiać. Chyba około siedemdziesięciu lat temu przeleciał przez nasz układ statek i nawet nie zapytał o pozwolenie?
Naqi przyznała siostrze rację – wspominano o tym w bocznej ramce jednego z głównych artykułów.
– Mieli kłopoty z silnikiem, czy coś takiego. Ale eksperci mówią, że tym razem nic nie wskazuje na takie kłopoty.
– Zatem przylecieli handlować. Co możemy im oferować, czego nie mieliśmy zeszłym razem?
– Przypuszczam, że niewiele.
Mina skinęła głową.
– Kilka dzieł sztuki, które prawdopodobnie nie zniosą dobrze podróży. Komu, komu, dziesięciogodzinne symfonie na flet nosowy? – Skrzywiła się. – Mówi się, że są produktem mojej kultury, ale nawet ja ich nie znoszę. Co jeszcze? Garstka odkryć na temat Żonglerów, które najprawdopodobniej zostały powielone gdzie indziej, w kilkunastu miejscach. Technika, medycyna? Nic z tych rzeczy.
– Na pewno myślą że mamy coś, po co warto tu przylecieć – odparła Naqi. – Nie znamy ich motywacji, ale wystarczy jedynie poczekać i się przekonać. To tylko dwa lata.
– Myślałam, że to dla ciebie za długo – powiedziała Mina.
– Tak naprawdę…
Mina zamarła.
– Spójrz!
Coś przemknęło obok w mroku, daleko w dole – kilka takich samych błysków, potem kilkanaście, a potem cała jasna eskadra. Naqi uświadomiła sobie, że to chochliki-gońcy; nigdy nie widziała ich aż tylu naraz – teraz najwidoczniej mknęły z posłaniem w tej samej sprawie. Gdy się je obserwowało na tle ciemnego oceanu, wywierały hipnotyczny wpływ: zakręcały i falowały, zamieniały się pozycjami, od czasu do czasu odbijały daleko od głównego stada, a potem łukiem wracały do ławicy. Jeden ponownie wzleciał na wysokość sterowca, trwał tam kilka chwil na rozłożonych skrzydłach, a następnie szybko się oddalił i dołączył do innych. Rój się cofał, stał się zwartą kulą świetlików, a potem jedynie bladą okrągłą plamą. Naqi śledziła ją wzrokiem, aż była pewna, że ostatni chochlik przepadł wśród nocy.
– Łał – powiedziała cicho Mina.
– Czy kiedyś widziałaś coś podobnego?
– Nigdy.
– Trochę dziwne, że to się wydarzyło akurat dziś w nocy, nie sądzisz?
– Nie bądź głupia – odparła Mina. – Żonglerzy nie mogą wiedzieć o statku.
– Nie ma pewności. Większość ludzi słyszała o tym statku wiele godzin temu. Ktoś mógł w tym czasie pływać.
Mina rozważała argument młodszej siostry.
– Mimo to, przepływ informacji zazwyczaj nie jest taki wyraźny. Żonglerzy magazynują wzorce, ale rzadko wykazują oznaki zrozumienia ich rzeczywistej zawartości. Mamy do czynienia z nierozumnym biologicznym systemem archiwizującym. To muzeum bez kustosza.
– To tylko jeden z poglądów.
– Bardzo bym chciała zobaczyć dowód, że jest inaczej.
– Myślisz, że trzeba spróbować polecieć za nimi? Wiem, że nie możemy śledzić chochlików na większe odległości, ale mog­łybyśmy jeszcze lecieć przez kilka godzin, dopóki akumulatory się nie wyczerpią.
– Niewiele byśmy się dowiedziały.
– Nie mamy pewności, dopóki nie spróbujemy – odparła Naqi, zgrzytając zębami. – Słuchaj, może warto spróbować? Wnioskuję, że rój porusza się trochę wolniej od pojedynczego chochlika. Przynajmniej byłoby o czym pisać w sprawozdaniu.
Mina potrząsnęła głową.
– Mamy tylko jedną obserwację i kilka hipotez. Wiesz, że nie możemy opublikować czegoś takiego. I w każdym razie, jeśli założymy, że rój chochlików ma coś wspólnego ze statkiem, dziś wieczorem będą setki podobnych widoków.
– Pomyślałam właśnie, że dzięki temu nasze umysły oderwą się od wiadomości o statku.
– Może. Ale również mogłybyśmy się przez to spóźnić do naszego celu. To byłoby niewybaczalne. – Mina ściszyła głos. Usiłowała mówić bardzo rozsądnie. – Posłuchaj, rozumiem twoją ciekawość. Też ją czuję. Ale możliwe, że to albo fenomen przypadkowy, albo zjawisko globalne, które wszyscy inni będą mogli zbadać znacznie lepiej od nas. W obu wypadkach nie wniesiemy nic użytecznego, więc możemy równie dobrze o tym zapomnieć. – Potarła odbarwienia na przedramieniu, śledząc palcami zadziory i wiry w perskim wzorze. – A ja jestem zmęczona i czeka nas kilka pracowitych dni. Zanotujmy to zjawisko i przejdźmy nad tym do porządku dziennego, dobrze?
– Zgoda – odparła Naqi.
– Przykro mi, ale po prostu wiem, że tylko zmarnowałybyśmy czas.
– Mówię „zgoda”.
Naqi wstała i oparła się o poręcz, biegnącą przez całą długość tylnej części sterowca.
– Dokąd idziesz?
– Spać. Jak powiedziałaś, czeka nas pracowity dzień. Głupio tracić czas na pogoń za przypadkowym zjawiskiem.
koniec
« 1 2
22 kwietnia 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Diamentowe ostrza i turkusowe fale
— Łukasz Bodurka

Diamentowe Psy
— Alastair Reynolds

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.