Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alastair Reynolds
‹Diamentowe Psy. Turkusowe Dni›

WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDiamentowe Psy. Turkusowe Dni
Tytuł oryginalnyDiamond Dogs. Turquoise Days
Data wydania15 kwietnia 2011
Autor
PrzekładPiotr Staniewski, Grażyna Grygiel
Wydawca MAG
CyklPrzestrzeń objawienia
ISBN978-83-7480-205-5
Format288s. 115×185mm
Cena29,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Diamentowe Psy

Esensja.pl
Esensja.pl
Alastair Reynolds
1 2 3 »
Prezentujemy fragment noweli Alastaira Reynoldsa „Diamentowe Psy”. Nowela wchodzi w skład tomu „Diamentowe Psy. Turkusowe Dni”, który ukazał się nakładem wydawnictwa MAG.

Alastair Reynolds

Diamentowe Psy

Prezentujemy fragment noweli Alastaira Reynoldsa „Diamentowe Psy”. Nowela wchodzi w skład tomu „Diamentowe Psy. Turkusowe Dni”, który ukazał się nakładem wydawnictwa MAG.

Alastair Reynolds
‹Diamentowe Psy. Turkusowe Dni›

WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDiamentowe Psy. Turkusowe Dni
Tytuł oryginalnyDiamond Dogs. Turquoise Days
Data wydania15 kwietnia 2011
Autor
PrzekładPiotr Staniewski, Grażyna Grygiel
Wydawca MAG
CyklPrzestrzeń objawienia
ISBN978-83-7480-205-5
Format288s. 115×185mm
Cena29,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Jeden
Spotkałem Childe’a w Pomniku Osiemdziesiątki.
Tego dnia – jak to się czasami zdarzało – prawie całą przestrzeń miałem dla siebie. Mogłem przechadzać się między nawami i nikt mi nie przeszkadzał. Grobową ciszę zakłócał tylko odgłos moich kroków.
Odwiedzałem kapliczkę rodziców. Był to skromny przybytek: gładki obsydianowy klin w kształcie metronomu za wyłączną ozdobę miał dwa portrety – kamee w eliptycznych ramkach. Jedyną ruchomą część stanowiło przytwierdzone u podstawy kapliczki czarne ostrze, które wahało się w lewo i w prawo z dostojną powolnością. Dzięki ukrytym mechanizmom ostrze poruszało się coraz wolniej; początkowo wahnięcie trwało dzień, po pewnym czasie już rok, a w końcu będzie można wykryć ten ruch tylko dzięki bardzo dokładnym pomiarom.
Kiedy obserwowałem ostrze, ktoś zakłócił mi spokój.
– Richardzie, znów odwiedzasz umarłych?
– Kto to? – Rozejrzałem się. Chyba rozpoznawałem głos pytającego, choć nie potrafiłem go od razu przypisać do konkretnej osoby.
– Po prostu jeszcze jeden duch.
Głęboki, drwiący głos nasunął mi różne podejrzenia – chcą mnie porwać?… Zabić?… Uznałem jednak, że nie jestem wart aż tyle zachodu, i przerwałem te pochlebne wyliczanki.
Mężczyzna wyłonił się spomiędzy dwóch kapliczek, znajdujących się nieco za metronomem.
– Mój Boże!
– Teraz mnie poznajesz?
Uśmiechnął się i podszedł bliżej: wysoki, okazały, takim go zapamiętałem. Od naszego ostatniego spotkania stracił diabelskie różki – wtedy były tylko bioinżynieryjnym pretensjonalnym dodatkiem – jednakże miał w wyglądzie coś satanicznego, to skojarzenie niewątpliwie podsycała spiczasta bródka.
Szedł w moją stronę, wzbijając kurz, co sugerowało, że to nie projekcja.
– Myślałem, że nie żyjesz, Rolandzie.
– Nie, Richardzie. – Podszedł na tyle blisko, że mógł mi uścisnąć dłoń. – Ale z pewnością chciałem taki efekt osiągnąć.
– Dlaczego?
– Długa historia.
– Zacznij więc od początku.
Roland Childe oparł dłoń na gładkiej ścianie kapliczki moich rodziców.
– Uznałbym, że raczej nie jest w twoim guście.
– Tyle udało mi się wykłócić, bo proponowano coś bardziej wystawnego i makabrycznego. Ale nie zmieniaj tematu. Co się z tobą działo?
Zdjął rękę ze ściany, zostawiając na niej wilgotny ślad.
– Sfabrykowałem swoją śmierć. Osiemdziesiątka to doskonała przykrywka. Tym lepsza, że wszystko poszło okropnie źle. Nie zdołałbym tego tak zaplanować, nawet gdybym się bardzo starał.
Bez wątpienia, pomyślałem. Wszystko poszło przerażająco źle.
Ponad półtora wieku temu grupa badaczy pod kierunkiem Calvina Sylveste’a odnowiła starą ideę przekopiowania istoty życia do generowanej komputerowo symulacji. Procedura – wówczas w powijakach – miała małą wadę: zabijała obiekt tej operacji. Ale znaleźli się ochotnicy, a moi rodzice przystąpili jako pierwsi i wspierali dzieło Calvina. Udzielili mu politycznego wsparcia, gdy potężne lobby Mikserów sprzeciwiało się projektowi, i znaleźli się w grupie pierwszych zeskanowanych.
A czternaście miesięcy później ich symulacje znalazły się wśród tych, które zepsuły się pierwsze.
Niczego nie udało się zrekonstruować. Większość z Osiemdziesięciu również się zepsuła i obecnie tylko kilka osobowości pozostało nienaruszonych.
– Musisz nienawidzić Calvina za to, co zrobił. – W głosie Childe’a nadal pobrzmiewała drwina.
– A gdybym powiedział, że nie czułem nienawiści? Zdziwiłoby cię to?
– Zatem, dlaczego po tragedii tak głośno występowałeś przeciwko jego rodzinie?
– Bo uznałem, że sprawiedliwości musi stać się zadość. – Odwróciłem się i ruszyłem do wyjścia, ciekaw, czy Childe pójdzie za mną.
– No dobrze, ale ta opozycja dużo cię kosztowała.
Żachnąłem się. Przystanąłem obok czegoś, co przypominało nadzwyczaj realistyczną rzeźbę, ale z pewnością były to zabalsamowane zwłoki.
– Co masz na myśli?
– Oczywiście ekspedycję na Resurgam, zbiegiem okoliczności finansowaną przez Dom Sylveste’ów. Powinieneś brać w tym udział. Na Boga, przecież nazywałeś się Richard Swift! Znaczną część życia poświęciłeś rozmyślaniom o różnych formach obcych cywilizacji. Na statku powinno być dla ciebie miejsce, cholernie dobrze o tym wiesz.
– To nie było takie proste. – Kierowałem się do wyjścia. – Nie mieli zbyt wielu miejsc, a przede wszystkim potrzebowali specjalistów. Biologów, geologów. Gdy zapełnili główne koje, nic nie zostało dla abstrakcyjnych marzycieli takich jak ja.
– A to, że wkurzyłeś całą rodzinę Sylveste, nie miało znaczenia? Nie żartuj, Richardzie.
Zeszliśmy na najniższy poziom pomnika. Pod sufitem atrium kłębiły się rzeźby o ostrych kantach – stado posplatanych metalowych ptaków. Weszła grupa zwiedzających w asyście serwitorów i roju jasnych latających kamer wielkości małych kulek. Childe wkroczył nonszalancko w grupę. Patrzono na niego z irytacją, ale nikt nas nie rozpoznał, choć ja sam mgliście sobie przypominałem parę osób.
– O co chodzi? – spytałem, gdy wyszliśmy na zewnątrz.
– Troska o starego przyjaciela. Cały czas miałem cię na oku i gdy nie zabrano cię na ekspedycję, widziałem, że jesteś ewident­nie zdruzgotany i rozczarowany. Całe życie poświęciłeś rozmyś­laniom o obcych. Tak byłeś tym pochłonięty, że przez to zmarnowałeś jedno swoje małżeństwo. Jakżeż ona miała na imię?
Tak głęboko zakopałem wspomnienia o niej, że dopiero duży wysiłek woli umożliwił mi wydobycie jakichkolwiek szczegółów tamtej relacji.
– Celestine. Tak mi się wydaje.
– Od tamtego czasu byłeś w kilku związkach, ale żaden nie przetrwał nawet dekady. Dekada to jak krótki romans w tym mieście.
– Moje życie osobiste to moja prywatna sprawa – odparłem ponuro. – Zaraz, gdzie jest mój wolantor? Zaparkowałem go tutaj.
– Odesłałem go. Pojedziemy moim.
Tam, gdzie zostawiłem swój wolantor, stał teraz większy model w kolorze krwistoczerwonym, z barokową ornamentacją jak barka pogrzebowa. Childe dał znak i pojazd otworzył się jak muszla, odsłaniając luksusowe złote wnętrze z czterema fotelami; na jednym siedziała w niedbałej pozycji ciemna postać.
– O co chodzi, Rolandzie?
– Znalazłem coś. Coś zadziwiającego. Chcę, żebyś wziął w tym udział. Ambitne wyzwanie, w porównaniu z nim wszystkie nasze dotychczasowe gry to bedłka.
– Wyzwanie?
– Według mnie, trudniejszego zadania nie można sobie wyobrazić.
Wzbudził moją ciekawość, ale miałem nadzieję, że się z tym nie zdradziłem.
– Miasto czuwa. Do wiadomości publicznej dostanie się informacja, że odwiedziłem Pomnik i że obu nas nagrały latające kamery.
– Właśnie. – Childe energicznie skinął głową. – Zatem, wsiadając do wolantora, nic nie ryzykujesz.
– A jeśli w pewnym momencie znuży mnie twoje towarzystwo?
– Daję słowo, że cię wypuszczę.
Postanowiłem chwilowo przyjąć jego propozycję. Zajęliśmy dwa frontowe fotele. Usiadłem wygodnie i odwróciłem się do drugiego pasażera. I aż drgnąłem, gdy mu się dokładniej przyjrzałem.
Miał na sobie skórzany płaszcz z wysokim kołnierzem, zakrywającym dolną połowę twarzy. Górną jej część ocieniało duże rondo filcowego kapelusza, opuszczone na czoło. Jednakże to, co było widoczne, wywołało u mnie szok. Srebrna maska, ­przystojna, acz nijaka, patrzyła z wyrazem cichego, pogodnego spokoju. Oczy – puste srebrne powierzchnie; usta – cienka uśmiechnięta szczelina.
– Doktor Trintignant – powiedziałem.
Wyciągnął do mnie dłoń w rękawiczce i pozwolił, żebym ją uścisnął, tak jak się ściska rękę kobiety. Pod czarną aksamitną rękawiczką wyczułem twardą metalową konstrukcję. Ten metal potrafiłby zmiażdżyć nawet diament.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł.
• • •
Wolantor wzniósł się w powietrze i barokowa ornamentacja stopniała – teraz kadłub był gładki jak lustro. Childe pchnął kontrolki o rączkach z kości słoniowej, zwiększając wysokość i prędkość. Miałem wrażenie, że lecimy szybciej, niż pozwalają przepisy, i unikamy zwykłych, zatłoczonych korytarzy ruchu. Zastanawiałem się nad tym, jak Childe mnie śledził, badał moją przeszłość i przegnał mojego wolantora z postoju. Sporo zachodu musiało go kosztować zlokalizowanie tego odludka Trintignanta i nakłonienie go do wyjścia z kryjówki.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Diamentowe ostrza i turkusowe fale
— Łukasz Bodurka

Turkusowe Dni
— Alastair Reynolds

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.