Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jay Lake
‹Próba kwiatów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPróba kwiatów
Tytuł oryginalnyTrial of Flowers
Data wydania6 maja 2011
Autor
PrzekładRobert Waliś
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-208-6
Format488s. 125×195mm
Cena39,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Próba kwiatów

Esensja.pl
Esensja.pl
Jay Lake
« 1 2 3 4 5 »

Jay Lake

Próba kwiatów

A może zniknął.
Jason wolałby, aby Rozcięty karzeł nie dopytywał się o miejsce pobytu jego mistrza. Pozwolił sobie na przypływ słodkiego gniewu. Odkąd rozpoczął służbę u Ignatiusa, zaniedbał swoją tajemną salę zabaw ukrytą pod magazynem, wyposażoną w dyby do chłosty i ruszty do piętnowania. Nigdy jednak nie zapominał o tych rozrywkach, praktycznie jedynej dostępnej mu pozostałości po szlachetnym urodzeniu. Nadal potrafił i lubił zadawać ból, przynajmniej w salach wyobraźni.
– Zabiję tego karła – wyszeptał.
Jego oddech przybierał postać malutkich obłoków wyglądających niczym duchy wypowiadanych słów. Było zimno, zdecydowanie zbyt zimno jak na porę roku, która powinna przynieść owoce w sadach i zmienić kolor liści miejskich drzew na srebrny, czerwony i brązowy.
Sytuacji nie poprawiał fakt, że Jason wiedział o żołnierskiej sztuce równie niewiele co o przekształcaniu kamieni żółciowych w klejnoty. Każda branża ma swoich mistrzów. Jason znał się na pośrednictwie handlowym, potrafił zarobić na opóźnieniu towarów trafiających do doku lub na podziale wynagrodzenia między barkarzem a portowym inspektorem, lecz tego ranka nie czekały na niego listy przewozowe, a jedynie mury, kamienie i stanowiska bojowe. Czyli domena kamieniarzy i dowódców artylerii.
Ta część wschodniej ściany stanowiła najwyżej położony punkt miasta. Gdy patrzył w stronę rzeki, Nieprzemijające Miasto przeciągało się i budziło u jego stóp. Ulica Murowa biegła między rzędami zrujnowanych domów. W wielu miejscach pośród wiekowych fundamentów rosła dojrzała złocista kukurydza. Dalej, na starym Placu Apelowym, rozciągał się chaos namiotów, bud i straganów z jedzeniem, które tworzyły rozbrzmiewający gwarem Zielony Targ.
Spoglądając na zachód i południe Jason mógł prześledzić bieg alei Melisandy ciągnącej się przez Dzielnicę Świątynną do placu Delatora. Odepchnął od siebie wspomnienie o gorzkim końcu, jaki spotkał jego ojca na karnej platformie na placu, i popatrzył dalej na północ, na drugą stronę rzeki Byczek, gdzie ulica Korkowa wspinała się od nabrzeża aż na szczyt Babcinego Garbu. Tam wznosiła się spiralna Kopuła Dywaniarza zbudowana z czerwonych i żółtych kamieni. Był to najwyższy budynek na tym krańcu miasta i jedyna budowla, która wznosiła się powyżej punktu, w którym stał obecnie. Następnie powiódł wzrokiem wzdłuż linii miasta z powrotem na południe poza plac Delatora i wzdłuż zbocza Nowego Wzgórza do równiny nad rzeką Saltus, gdzie Pałac Wapienny lśnił w blasku wschodzącego słońca. Pomiędzy tymi charakterystycznymi obiektami wznosił się szeroki las wież, dachów i murów obronnych, kominów, ciepłowni i wodociągów, wierzchołków drzew, masztów namiotów i modlitewnych platform.
Gdzieś poza polem jego widzenia nieśpiesznie pogrywała orkiestra dęta. Jason słyszał śmiech kobiet, pogwizdywania i okrzyki poganiaczy bydła na targu. Jego nos atakowały wonie potraw gotowanych nad ogniskiem, węglowych pieców, koni, wołów, ścieków, potu, a nawet lekki aromat palonego drewna utrzymujący się od poprzedniego wieczoru, zaś wszystko to spięte klamrą nieuniknionego i nieustającego smrodu rzeki Saltus.
Oto Nieprzemijające Miasto.
Dom.
Z góry było wyraźnie widać, że metropolia z czasem zbiegła się ku środkowi i ścieśniła, odsuwając się od obronnych murów. Nad rzeką panował tłok, lecz obok wiekowych obwarowań rozciągały się zielonozłotobrązowe pola.
Wśród ruin w cieniu wschodniej ściany słowa „miasto jest” ustąpiły miejsca słowom „miasto było”.
Jason zwrócił się na wschód, by popatrzeć na walczący o przetrwanie, nieregularnie zabudowany kraj leżący poza zwierzchnictwem Nieprzemijającego Miasta i jego nieistniejącej armii. Różane Wzgórza pięły się ku porannym obłokom odmalowanym blaskiem. Krainę przecinała kręta rzeka Byczek wypływająca z trawiastych równin poza horyzontem. Najeźdźcy mogliby powędrować wzdłuż jej biegu przez nierówne pola uprawne, gęstwiny lasów gospodarczych i rozległe mroczne plantacje dzikiej róży, po krętych drogach i obok kluczących strumieni. Nikt nie przeciwstawiłby się wrogiej armii, oprócz Jasona oraz spóźnionych rolników, którzy właśnie wjeżdżali do miasta wozami pełnymi jaj, ziemniaków i świeżo ubitych świń.
– Jak te mury mogą powstrzymać cokolwiek, skoro nie stać na nich doświadczeni ludzie? – spytał cichy głos z dziwnym akcentem znad Morza Słonecznego.
Zaskoczony Jason aż poślizgnął się na pokruszonym żwirze zalegającym na szczycie zniszczonego muru. Odwrócił się, rozdrażniony swoją reakcją.
– To ty jesteś najemnikiem? – syknął. Nigdy nie kontaktowałby się z takim człowiekiem, gdyby nie potrzeba wynikająca z nieobecności jego mistrza.
– Ależ – odrzekł mężczyzna. – Proszę nazywać mnie wolnym jeźdźcem.
Był niski, niższy nawet od Jasona, który nigdy nie osiągnął imponującego wzrostu. Miał blade oczy, niemal w kolorze okruchów lodu, osadzone w bladej, gładko ogolonej twarzy, nad którą wyrastały przyprószone srebrem włosy jeszcze jaśniejsze od fryzury Jasona. Mężczyzna był ubrany w ładnie skrojony surdut oraz jasnoniebieskie spodnie, które podkreślały kolor jego oczu. Wydawało się, że nie ma przy sobie broni.
– A więc wolny jeździec – odparł Jason. – Ze spółki pana Zimy. Jak się nazywasz?
– Enero. My nazywać się Zimowymi Chłopcami. Ale ty nie być Ignatiusem.
Jasonowi nie spodobał się ten niski facet, który uważał się za niezwykle niebezpiecznego i łebskiego. Wystarczyłaby godzina albo dwie w jego sali zabaw i żołnierz inaczej by zaśpiewał. Jednak Ignatius umówił się z nim tutaj na dziś rano.
– Jestem Jason Zarządca, jego agent. A więc zauważyłeś, to bardzo sprytnie z twojej strony.
– Owszem. Płacić mi za spryt. Za to, że być sprytny albo zabójczy. Ty mówić w imieniu Ignatiusa?
– Tak. – To było kłamstwo, bezczelne jak sam Enero, jednak Ignatius nie odzywał się od trzech dni. Wiadomości wysłane zeszłej nocy po rozmowie z Onezyforem nie odniosły skutku, podobnie jak poprzednie próby. Co bardzo źle wróżyło. Mistrz Jasona miał wielkie wpływy w mieście i niewykluczone, że był następcą imperatorskiego tronu, który od tak dawna stał spowity cieniem i kurzem, że większość ludzi zapomniała o jego istnieniu.
Innymi słowy, był właściwym człowiekiem w czasach, gdy niebezpieczeństwo czyhało ze wszystkich stron. Władze miasta spadały wirując niczym sokół ze złamanym skrzydłem. Zgromadzenie Obywateli dbało jedynie o to, kto runie pierwszy, by pozostali przedstawiciele władzy mogli zatańczyć na jego kościach.
Mówiąc w skrócie, czekała ich katastrofa, jeśli Ignatius zniknął na dobre. To, że odszedł bez słowa, wydawało się niewyobrażalne. A jednak musiał wiedzieć o nadciągającej burzy, w przeciwnym razie nie zadbałby o to, by Jason stawił się tutaj w jego imieniu o tak niezwykłej porze.
Dlatego kłamstwo:
– Mówię w jego imieniu. – A następnie kiepskie negocjacje: – On was potrzebował. My was potrzebujemy. – Zgodnie z wiedzą Jasona Ignatius był przekonany, że armie, które rzekomo nadciągały z Żółtych Gór i znad Morza Piaskowego, rzeczywiście istniały.
Kapitan Zimowych Chłopców podrapał się po ogolonym podbródku i z namysłem popatrzył na Jasona.
– Obiecać nam kwatery na dwa sezony, dla grosa ludzi i koni, do tego zapasy i wyżywienie oraz usługi dobrego rusznikarza i przyzwoitego stajennego. Dwa srebrne obole dziennie na głowę plus pięćdziesiąt oboli dziennie dodatku do podziału między oficerów.
Wliczając wydatki to prawie czterysta srebrnych oboli dziennie, policzył Jason. Nie miał pojęcia, jakie warunki rzeczywiście zaproponował Ignatius. Uzbrojonym osiłkom pilnującym towarów w porcie podczas bezksiężycowej nocy płaci się nie więcej niż jednego srebrnego obola za ostrze, nie licząc wydatków.
Wynajęci siepacze nie przybywają w towarzystwie uzbrojonych i opancerzonych towarzyszy.
– To nie ja ustalałem warunki – odrzekł Jason, starając się zamaskować swoją ignorancję. – Podpiszę rachunek na prowiant i usługi rzemieślników. Doktor Ignatius zadba o zapłatę gotówką.
Enero wydawał się niewzruszony.
– Przyjemnie jechać na Nefrytowe Wybrzeże jesienią. Nasza matka Północny Wiatr dmuchać nam w plecy.
Niech szlag trafi Ignatiusa za to, że pozostawił mnie w niewiedzy, pomyślał Jason. Nie znając wartości tego, co chce się kupić, nie sposób ustanowić ceny.
– W takim razie zobowiązujemy się spełniać wasze żądania przez tydzień. Gdy Ignatius wróci, będziesz musiał się przed nim tłumaczyć, jeśli wprowadziłeś mnie w błąd. – Oczywiście nie sądził, by Wewnętrzną Izbę zainteresowały jego wnioski o fundusze. Odpowiadał przed Ignatiusem, a nie Zgromadzeniem Obywateli i ten brak lojalności działał w obie strony.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Coś nie zagrało
— Anna Kańtoch

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.