Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Yoko Ogawa
‹Miłość na marginesie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMiłość na marginesie
Tytuł oryginalny余白の愛
Data wydania4 maja 2011
Autor
PrzekładAnna Horikoshi
Wydawca W.A.B.
ISBN978-83-7414-836-8
Format272s. 123×195mm
Cena34,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Miłość na marginesie

Esensja.pl
Esensja.pl
Yoko Ogawa
« 1 2 3 4 »

Yoko Ogawa

Miłość na marginesie

– Hm. Rozumiem. Może teraz poproszę następną osobę o opisanie swojego przypadku. – Redaktor, wykorzystując okazję, przerwał kobiecie i skierował wzrok na metysa.
Chłopiec miał niezwykle piękną twarz. W słonecznym świetle oczy, nos, broda rysowały się tak wyraziście, jakby ktoś poprawił ich kontury dobrze zatemperowanym ołówkiem. Oczywiście kształt uszu był również doskonały. Nikt by nie podejrzewał, że mogły być chore. Włosy chłopca falowały przy każdym ruchu.
– Na początku nie miałem żadnych objawów. Przynajmniej nie zdawałem sobie z nich sprawy. – Chłopiec mówił po japońsku jak rodowity Japończyk. – Trzeciego dnia po rozpoczęciu studiów mieliśmy badania kontrolne. I podczas kontroli słuchu okazało się, że mam wadę. Zostałem od razu skierowany do szpitala, więc po trzech dniach nauki musiałem wziąć urlop zdrowotny i przerwać studia. Na początku nie wiedziałem, że to tak długo potrwa.
– A co to za wada ujawniła się podczas tego badania? – spytał redaktor.
– Właśnie… tego dokładnie nie wiem. Lekarz był bardzo małomówny. Niczego mi nie wyjaśnił, kazał się tylko zgłosić do szpitala na szczegółową obserwację.
– Czy słyszałeś dźwięki podczas badania?
– Nie. To wszystko odbywało się w uniwersyteckiej auli, poprzedzielanej parawanami na kilka sektorów. Kiedy założyłem słuchawki, usłyszałem szmery towarzyszące badaniu wzroku, przeprowadzanemu w sąsiednim sektorze, kroki studentów, wiele różnych odgłosów poplątanych ze sobą tak, że nie mogłem ich odróżnić.
– Aha. Ale nie przeszkadzało ci to w codziennym życiu, prawda?
– Nie, nie przeszkadzało. Tylko kiedy wsłuchiwałem się w różne dźwięki podczas szczegółowych testów w klinice F – to znaczy większości z nich albo nie słyszałem wcale, albo słyszałem jakieś inne, wyimaginowane dźwięki – poczułem, że coś zatyka mi uszy. Że tam coś jest, głęboko na dnie ucha, w najwęższym kanaliku. To coś nie było twarde jak korek, raczej miękkie i delikatne jak piórko dmuchawca.
W porównaniu z rzeczową analizą, jaką przedstawiła kobieta, wyjaśnieniom studenta nieco brakowało precyzji.
Osoby, które zabierały głos, co chwila się zmieniały, zaczęłam się martwić, czy Y nie straci orientacji, ale jego długopis poruszał się płynnie po papierze. Ponieważ siedziałam tuż obok stenografa, nie byłam w stanie zobaczyć jego twarzy. Tak naprawdę widziałam tylko jakiś fragment jego sylwetki z profilu – zarys ramienia, stonowane, ciemne ubranie i kształt palców. Niemniej, jeśli tylko mogłam obserwować nieprzerwany ruch ręki mężczyzny, zdawało mi się, że wyczuwam jego oddech. Tyle pasji było w tym ruchu.
– Ja też tak miałam. To nieprzyjemne uczucie, jakby ktoś wepchnął zatyczkę do ucha bardzo głęboko i potem nie mógł jej wyciągnąć – powiedziała dama, zwróciwszy się do studenta. – Mówisz, że to coś miękkiego, ale w moim przypadku to było bardzo twarde. Twardsze niż korek. Jak metal. Jakby starą, wytartą jednocentówką, jak klapką, zamknąć wejście do ucha.
Zdumiało mnie, że kobieta nosiła w uszach dość duże klipsy. Turkusy w klipsach, zupełnie niepasujące do perłowego koloru kostiumu, bez wytchnienia huśtały się w jej włosach. Odnosiło się wrażenie, że płatki uszu naciągnęły się pod wpływem ciężaru kamieni. Osobiście nie miałabym jeszcze odwagi założyć klipsów. Przecież dopiero co wyszłam ze szpitala i już trochę udało mi się zapomnieć o chorobie. Gdybym przyczepiła do uszu tak wielkie klipsy, na pewno myślałabym tylko o nich. Odgłos stukających o siebie turkusów zagłuszyłby wkrótce wszystkie inne dźwięki.
– A jak to było z panią?
Redaktor niespodziewanie zażądał wyjaśnień ode mnie, więc czym prędzej odwróciłam wzrok od klipsów damy.
– Tak, ja też czułam, że coś zatyka mi uszy. – Mój głos wydał mi się zachrypnięty.
– Bardzo proszę od początku. Jakie miała pani objawy? – poinstruował mnie redaktor, przeglądając swoje materiały. Postanowiłam mówić jak najwolniej, żeby Y nie musiał się męczyć.
– Tak, już… ale, panie redaktorze, ja wyszłam ze szpitala dopiero przedwczoraj, więc nie mam pewności, czy jestem wyleczona, i nie wiem, czy potrafię to wszystko dobrze opisać…
Zaintrygowało mnie, czy moje słowa zostały zapisane, dlatego spojrzałam w dół, tak aby objąć wzrokiem palce Y. I tym razem nie zobaczyłam kształtu liter, ale bez wątpienia wszystko, co powiedziałam, natychmiast pojawiało się na białym papierze. Uspokoiłam się.
– Tamtego ranka obudził mnie niezwykły dźwięk. Nie znałam go z codziennego życia. To było coś innego. Przez jakiś czas leżałam w łóżku i nasłuchiwałam. Przywoływałam w pamięci różne dźwięki i porównywałam je z tym, który słyszałam. W ten sposób doszłam do wniosku, że to może być flet. Nie metalowy, ale drewniany flet, jakiego używa się w gagaku*. Drzwi na balkon były uchylone, więc pomyślałam, że pewnie sąsiadka uczy się grać na flecie. Moja sąsiadka jest dość popularną modelką i raczej trudno podejrzewać ją o naukę gry na flecie, ale ja naprawdę w to uwierzyłam. Co innego mogłam zrobić? Przecież wyraźnie słyszałam dźwięk fletu.
Ręka Y podążała za moim głosem jak cień. Ani na moment nie pozostawała w tyle, nigdy jednak mnie nie wyprzedzała.
– Ze mną było zupełnie inaczej. Co innego jest coś słyszeć, a co innego nie słyszeć nic – wtrąciła się kobieta.
– Obudzić się rano i usłyszeć modelkę grającą na flecie… Niesamowite! – wymamrotał młodzieniec.
– Ale kiedy zrozumiałam, że w pobliżu nie ma nikogo, kto by grał na flecie, wtedy naprawdę się wystraszyłam. Mimo że zamknęłam drzwi na balkon, pod prysznicem, w pociągu, ten dźwięk wciąż mi towarzyszył. Fakt, że słyszę dźwięk, który nie istnieje, bardzo mnie niepokoił.
– Rozumiem, rozumiem doskonale. – Kobieta pokiwała głową. Jej klipsy zahuśtały się jeszcze mocniej.
Spotkanie trwało dłużej, niż się spodziewałam. Kiedy skończyła się taśma, Y szybko obrócił kasetę na drugą stronę i nacisnął „start”. Słoneczne światło, wpadające przez okno do pokoju, wraz z upływem czasu zmieniało nieznacznie swój kolor. Co jakiś czas przez szybę widać było sylwetkę człowieka wychodzącego z muzeum lub ptaka, który przemykał między gałęziami drzew.
Redaktor wypytywał nas po kolei o nazwy przyjmowanych leków, efekty uboczne, samopoczucie w szpitalu, rodzaje posiłków i przebieg „powrotu do normalnego życia”. Kobieta mówiła najwięcej, ja i młodzieniec próbowaliśmy przebić się przez potok jej słów, ale nawet jeśli nam się to czasem udało, to i tak po chwili kobieta znów przejmowała ster i kierowała rozmowę na swoje problemy. Kiedy zaczynała swój długi monolog, młody człowiek zapalał papierosa, a ja oddawałam się obserwacji ruchów ręki Y.
Mimo że sprawa słuchu była dla mnie bardzo ważna, myślałam tylko o Y – sama nie umiałam wytłumaczyć sobie, dlaczego tak się dzieje. Od czasu wyjścia ze szpitala po raz pierwszy miałam okazję słyszeć tylu ludzi naraz. Być może obawiałam się nawrotu choroby i podświadomie próbowałam skupić się na czymś innym niż dźwięki? Albo jego palce kryły w sobie coś bardzo dla mnie ważnego? W każdym razie przyglądając się im, czułam błogi spokój.
Zastanawiało mnie tylko, dlaczego żadna z pozostałych trzech osób nie zwraca uwagi na Y. Redaktor od początku prowadził spotkanie tak, jakby stenografa w ogóle tam nie było. Kobieta i młodzieniec zachowywali się podobnie. Nikt na niego nie patrzył, nikt się do niego nie odzywał. Y siedział w kącie, jakby był jakąś starą, zapomnianą wazą.
Kiedy sprzątnięto filiżanki po kawie i przyniesiono chińską herbatę, redaktor westchnął głęboko i zapowiedział, że zada teraz ostatnie pytanie.
– Jak państwo wiecie, przyczyna głuchoty czuciowo-nerwowej nie jest znana, ale czy macie państwo jakieś podejrzenia? Czy wydarzyło się w waszym życiu, pracy, może jakieś osobiste sprawy, coś, co mogło zainicjować chorobę?
Pierwsza, oczywiście, zabrała głos kobieta.
– Tak, było coś takiego. Moja teściowa miała wylew i zmarła po pięciu latach śpiączki. Właśnie skończyłam wszystkie sprawy związane z pogrzebem i wreszcie trochę odetchnęłam, kiedy to się zaczęło. Teściowa źle mnie w młodości traktowała. Płakałam przez nią wiele razy. Dlatego te ostatnie pięć lat to był dla mnie koszmar: byłam wyczerpana nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. No i to wszystko odbiło się na uszach. Tak myślę.
Młody mężczyzna odpowiedział jednym zdaniem, że nic takiego nie przychodzi mu do głowy. A stres i zmęczenie związane z egzaminem na studia? A zmiana środowiska po skończeniu liceum? – redaktor nie dawał za wygraną, ale student kręcił tylko głową, nie okazując zainteresowania.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.