WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks |
Tytuł oryginalny | The Immortal Life of Henrietta Lacks |
Data wydania | 8 czerwca 2011 |
Autor | Rebecca Skloot |
Przekład | Urszula Gardner |
Wydawca | Sonia Draga |
ISBN | 978-83-7508-342-2 |
Format | 392s. oprawa twarda |
Cena | 39,90 |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Nieśmiertelne życie Henrietty LacksRebecca Skloot
Rebecca SklootNieśmiertelne życie Henrietty LacksHenrietta i jej kuzynowie najmowali się u tych białych do zbierania tytoniu za dziesięć centów, żeby mieć pieniądze na swoje ulubione westerny z Buckiem Jonesem. Właściciel kina wyświetlał czarno-białe nieme filmy, a jego żona przygrywała na pianinie. Znała tylko jedną melodię, więc grała skoczną karnawałową muzykę do każdej sceny, nawet gdy bohaterowie strzelali do siebie i umierali. Młodzi Lacksowie siedzieli w części kina dla kolorowych, tuż przy projektorze, który klikał niczym metronom przez cały seans. • • • Kiedy Henrietta i Day podrośli, porzucili dziecięce zabawy na rzecz konnych wyścigów po nieutwardzonej drodze, która biegła wzdłuż niegdysiejszej plantacji należącej do rodziny, teraz zwanej po prostu Lacks Town. Chłopcy często bili się o to, kto dosiądzie Charliego, wysokiego kasztanowego ogiera dziadka Tommy’ego, szybszego od jakiegokolwiek innego konia w Clover. Henrietta z pozostałymi dziewczętami przyglądała się ze zbocza albo z załadowanych słomą wozów, podskakując, klaszcząc i pokrzykując, kiedy chłopcy przemykali konno. Henrietta często dopingowała Daya, ale czasami wykrzykiwała imię innego swojego kuzyna, Szalonego Joego Grinnana. Szalony Joe został określony przez kuzyna Cliffa mianem „ponadprzeciętnego” – był wysoki, krępy i silny, miał ciemną skórę, ostry nos i tyle gęstych czarnych włosów porastających mu głowę, ramiona, plecy i kark, że musiał golić całe ciało latem, żeby się nie ugotować. Nazywali go „Szalony Joe”, gdyż był taki zakochany w Henrietcie, że zrobiłby wszystko, byle ściągnąć jej uwagę. Była najładniejszą dziewczyną w Lacks Town, z pięknym uśmiechem i orzechowymi oczami. Szalony Joe po raz pierwszy spróbował się zabić z jej powodu po tym, jak latał dokoła niej, kiedy wracała zimą ze szkoły. Błagał ją o randkę, mówiąc: – No, Hennie… dej mi chociaż szanse. Gdy się roześmiała i powiedziała „nie”, Szalony Joe się rozpędził i wskoczył przez lód do zamrożonej sadzawki, po czym siedział w wodzie, dopóki Henrietta nie zgodziła się z nim umówić. Reszta kuzynów droczyła się z nim, mówiąc: – Może myślał, że lodowata woda ostudzi mu głowe, ale nie, jest taki na niom napalony, że woda mało sie nie zagotowała. Kuzynka Henrietty, Sadie, która była siostrą Joego, nakrzyczała nań: – Chłopie, tak żeś sie zadurzył, że aż chcesz umierać? Tak sie nie robi! Nikt nie wie, co się wydarzyło pomiędzy Henriettą i Szalonym Joem, wiadomo tylko, że były randki i całowanie. Ale że Henrietta i Day dzielili miejsce do spania, odkąd miała cztery lata, to co się wydarzyło pomiędzy nimi, nikogo nie zdziwiło. A zaczęli mieć ze sobą dzieci. Ich syn Lawrence urodził się zaledwie kilka miesięcy po czternastych urodzinach Henrietty; jego siostra Lucile Elsie Pleasant pojawiła się na świecie cztery lata później. Oboje urodzili się na gołej podłodze chaty, tak samo jak ich ojciec, babka i dziadek przed nimi. Nikt nie używał wtedy słów takich, jak epilepsja, upośledzenie umysłowe czy objawowa kiła układu nerwowego, w celu opisania choroby Elsie; doszło do tego dopiero lata później. Ludzie w Lacks Town mówili o niej po prostu: przygłupia. Niedorozwinięta. Przyszła na świat tak szybko, że nim Day zdążył wrócić z akuszerką, Elsie już wyskoczyła na zewnątrz i uderzyła głową o podłogę. Wielu uważało, że może przez to miała przez całe życie umysł małego dziecka. Wiekowe zakurzone księgi parafialne z kościoła Henrietty są pełne imion i nazwisk kobiet, które wykluczono ze społeczności wiernych za wydanie na świat nieślubnego dziecka, lecz Henrietta z jakiegoś powodu nie podzieliła ich losu, nawet po tym jak Lacks Town obiegła plotka, że może Szalony Joe jest ojcem jednego z jej dzieci. Kiedy Szalony Joe się dowiedział, że Henrietta zamierza wyjść za Daya, dźgnął się w pierś starym tępym scyzorykiem. Ojciec znalazł go leżącego po pijaku na ich placu w koszuli przesiąkniętej krwią. Próbował powstrzymać krwotok, ale Joe mu w tym przeszkadzał, miotając się i waląc na oślep, co tylko wzmogło krwawienie. W końcu ojciec Joego zaciągnął go siłą do samochodu, przytroczył do drzwi i zawiózł do lekarza. Gdy Joe wrócił do domu cały w bandażach, Sadie nie przestawała się dziwić: – Wszystko to po to, coby Hennie nie wyszła za Daya? Jednakże nie tylko Szalony Joe chciał zapobiec temu małżeństwu. Siostra Henrietty, Gladys, zawsze powtarzała, że Henriettę stać na więcej. Kiedy pozostali członkowie rodziny opowiadali o Henrietcie i Dayu i o ich wczesnych latach w Clover, brzmiało to idyllicznie jak jakaś bajka. Ale nie w ustach Gladys. Nikt nie wie, czemu była przeciwna ślubowi. Niektórzy twierdzili, że Gladys była zwyczajnie zazdrosna, ponieważ Henrietta przewyższała ją urodą. Ale Gladys nieodmiennie utrzymywała, że z Daya będzie żaden mąż. Henrietta i Day pobrali się bez świadków w domu ich kaznodziei 10 kwietnia 1941 roku. Ona była dwudziestolatką, on miał dwadzieścia pięć lat. Nie wybrali się w podróż poślubną, gdyż było zbyt wiele do zrobienia, a poza tym brakowało pieniędzy na podróżowanie. Zimą Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny i firmy tytoniowe dostarczały darmowe papierosy dla żołnierzy, więc rynek kwitł. Jednakże podczas gdy duże farmy prosperowały, małe ledwie wiązały koniec z końcem. Henrietta i Day mogli mówić o szczęściu, jeśli udało im się sprzedać dość tytoniu, żeby wykarmić rodzinę i zasadzić następne rośliny. Zatem zaraz po ślubie Day wrócił do zaciskania dłoni na popękanych rączkach starego drewnianego pługa, podczas gdy Henrietta postępowała w nieznacznym oddaleniu, pchając domowej roboty taczkę i upuszczając sadzonki tytoniu do dołków w świeżo zaoranej czerwonej glebie. Aż jednego popołudnia pod koniec 1941 roku ich wspólny kuzyn Fred Garret pokazał się na drodze obok ich pola. Dopiero co przyjechał w odwiedziny z Baltimore w błyszczącym chevrolecie rocznik 36 i eleganckim ubraniu. Zaledwie przed rokiem Fred i jego brat Cliff także byli farmerami w Clover. Za odłożone pieniądze otworzyli „kolorowy” sklepik, gdzie większość klientów kupowała na kreskę; prowadzili też zbudowaną z pustaków przydrożną tancbudę, gdzie Henrietta często wywijała nogami na czerwonym klepisku. Wszyscy wrzucali monety do szafy grającej i pili „RC Colę”, ale przychód nie był oszałamiający. Dlatego Fred zabrał ostatnie trzy dolary i dwadzieścia pięć centów i kupił bilet autobusowy na północ, do nowego życia. Fred, podobnie jak paru innych kuzynów, zaczepił się do pracy w stalowni Bethlehem Steel w Sparrows Point i zamieszkał w Turner Station, niewielkiej kolonii czarnych robotników położonej na półwyspie niedaleko ujścia rzeki Patapsco, jakieś dwadzieścia mil od centrum Baltimore. Pod koniec XIX wieku, kiedy powstawała dzielnica Sparrows Point, na obszarze późniejszej kolonii robotniczej były głównie moczary, trochę ziemi uprawnej i parę chałup połączonych pomostami z desek, żeby dało się przejść suchą nogą. Kiedy popyt na stal wzrósł podczas pierwszej wojny światowej, rzesze białych robotników ściągnęły do pobliskiego miasteczka Dundalk, a baraki mieszkalne dla czarnych pracowników Bethlehem Steel zaczęły pękać w szwach, co doprowadziło do stworzenia Turner Station. W początkach drugiej wojny światowej w Turner Station było już parę brukowanych ulic, lekarz, sklep wielobranżowy i sprzedawca lodu. Jednakże mieszkańcy kolonii w dalszym ciągu starali się o wodę, kanalizację i szkoły. W grudniu 1941 roku Japonia zbombardowała Pearl Harbor, a Turner Station jakby wygrała los na loterii: zapotrzebowanie na stal poszybowało niebotycznie w górę, tak samo jak popyt na siłę roboczą. Rząd wpompował pieniądze w Turner Station, w kolonii zaczęły wyrastać jedno- i dwupiętrowe budynki, często połączone bocznymi albo tylnymi ścianami, tak że w jednym szeregu stało ich od czterystu do pięciuset. Większość wzniesiono z cegły, niektóre miały dachy z azbestu. Jedne były z ogródkami, drugie bez. Prawie z wszystkich dało się zobaczyć płomienie tańczące w wielkich piecach Sparrows Point i nieziemski czerwony dym wydobywający się z tamtejszych kominów. Sparrows Point prędko stało się siedzibą największej huty na świecie. Produkowano tam zbrojony beton, drut kolczasty, gwoździe i stal na karoserię samochodów, lodówki i okręty wojenne. Spalano ponad sześć milionów ton węgla rocznie, wytwarzano osiem milionów ton surówki i zatrudniano ponad trzydzieści tysięcy robotników. Bethlehem Steel była kopalnią złota w czasach dotkniętych biedą, zwłaszcza dla czarnych rodzin z Południa. Wieść rozeszła się ze stanu Maryland aż do farm Wirginii i obu Karolin i w ramach tego, co później okrzyknięto Wielką Migracją, Murzyni całymi rodzinami opuszczali Południe, by dostać się do Turner Station – ziemi obiecanej. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Witam, własnie jestem w trakcie czytania oryginału. Wybaczcie ale jest o niebo lepszy. Tłumaczenie jest fatalne, wygląda jakby komputer z nienajlepszym programem to robil.
Oryginał ma swój styl i rytm.