Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Rebecca Skloot
‹Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNieśmiertelne życie Henrietty Lacks
Tytuł oryginalnyThe Immortal Life of Henrietta Lacks
Data wydania8 czerwca 2011
Autor
PrzekładUrszula Gardner
Wydawca Sonia Draga
ISBN978-83-7508-342-2
Format392s. oprawa twarda
Cena39,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks

Esensja.pl
Esensja.pl
Rebecca Skloot
« 1 2 3 4 »

Rebecca Skloot

Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks

Praca była ciężka, szczególnie dla czarnych, którzy dostawali zajęcia, jakich nie chcieli się tknąć biali. Podobnie jak Fred, większość Murzynów zaczynała w trzewiach częściowo zbudowanych tankowców w stoczniach, zbierając śruby, nity i nakrętki, które powypadały z rąk mężczyzn wiercących i spawających trzydzieści albo czterdzieści stóp wyżej. Wreszcie czarni robotnicy awansowali do kotłowni, gdzie szuflowali węgiel w rozpalone piece. Całymi dniami wdychali toksyczny pył węglowy i azbest i zabierali je ze sobą do domów, do swoich żon i córek, które wytrzepując ubrania przed praniem, także wciągały w płuca truciznę. W Sparrows Point Murzyn zarabiał w porywach około osiemdziesięciu centów za godzinę, na ogół jednak było to jeszcze mniej. Biali mieli lepsze stawki, ale Fred się nie skarżył: osiemdziesiąt
centów za godzinę to było więcej, niż którykolwiek Lacks miał szansę widzieć w życiu.
Fredowi się udało. Teraz przyjechał do Clover, żeby przekonać Henriettę i Daya, aby poszli w jego ślady. Nazajutrz po powrocie kupił Dayowi bilet autobusowy do Baltimore. Uzgodnili, że Henrietta zostanie w domu, opiekując się dziećmi i doglądając pola tytoniowego, do czasu aż Day zarobi wystarczająco dużo, aby zapewnić im dach nad głową w Baltimore i trzy bilety na północ. Kilka miesięcy później Fred otrzymał wezwanie do wojska, które wysyłało go za Atlantyk. Zanim udał się na wojnę, wręczył Dayowi wszystkie zaoszczędzone pieniądze, mówiąc mu, że najwyższy czas ściągnąć Henriettę i dzieci do Turner Station.
Wkrótce Henrietta z dzieckiem przy każdym boku wsiadła do pociągu doczepionego do lokomotywy parowej na drewnianej stacyjce przy końcu Main Street w Clover. Zostawiała za sobą pola tytoniowe młodości i stuletni dąb, pod którym szukała schronienia w tak wiele upalnych popołudni. W wieku dwudziestu jeden lat Henrietta wyglądała z okna pociągu na pagórkowaty krajobraz i widziane po raz pierwszy w życiu otwarte wody, zmierzając ku nowemu życiu.
(…)
7
Śmierć i życie kultury komórkowej
W dniu 10 kwietnia 1951 roku, trzy tygodnie po rozpoczęciu przez Henriettę curieterapii, George Gey wystąpił w lokalnej telewizji Baltimore, WAAM, w specjalnym programie poświęconym jego pracy. Na tle dramatycznej muzyki w tle spiker zapowiedział:
– Dzisiejszego wieczora dowiemy się, dlaczego naukowcy są zdania, że raka można pokonać.
Kamera skierowała się na George’a siedzącego przy biurku pod ścianą pokrytą wizerunkami komórek. Twarz miał pociągłą i przystojną, z ostro zakończonym nosem, chaplinowskim wąsikiem i dwuogniskowymi okularami w czarnej plastikowej oprawie. Siedział sztywno wyprostowany, w idealnie wyprasowanym tweedowym garniturze z białą chusteczką wyzierającą z kieszonki na piersi i z gładko zaczesanymi włosami. Pobiegł spojrzeniem gdzieś poza ekran, po czym znów spojrzał prosto w obiektyw, równocześnie bębniąc palcami po blacie z doskonale obojętną miną.
– Normalne komórki, z których składa się nasz organizm, są maleńkimi tworami. Trzeba by ich pięć tysięcy do zapełnienia główki od szpilki – powie70
dział nieco zbyt głośno i pompatycznie. – W jaki sposób normalna komórka zamienia się w rakową, nadal pozostaje tajemnicą.
Zapoznał widzów z podstawami budowy komórki i podał ogólne informacje na temat nowotworów, posiłkując się rycinami i długą drewnianą wskazówką. Pokazał filmy z przemieszczającymi się na ekranie komórkami, które zajmowały coraz więcej pustej przestrzeni. Następnie zrobił zbliżenie na jedną komórkę rakową, krągłą i gładką do czasu, aż zaczęła drżeć gwałtownie i w końcu wybuchnęła pięcioma komórkami potomnymi.
W którejś chwili powiedział:
– Za pozwoleniem, pokażę teraz butelkę, w której wyhodowaliśmy ogromne ilości komórek rakowych. – Uniósł przezroczystą półkwartową butelkę, najprawdopodobniej wypełnioną komórkami Henrietty, i kołysząc ją w rękach, wyjaśnił, że jego laboratorium wykorzystuje te komórki do odkrycia metod powstrzymywania nowotworu. Dodał: – Niewykluczone, że dzięki takim badaniom podstawowym uda nam się dowiedzieć, jak można niszczyć komórki rakowe lub nawet zupełnie się ich pozbywać.
Aby stało się to rzeczywistością, Gey zaczął rozsyłać komórki Henrietty do każdego naukowca, który mógł ich użyć w badaniach nad rakiem. Ekspediowanie żywych komórek pocztą – powszechna praktyka w dniu dzisiejszym – nie wchodziło wtedy w grę. Zamiast tego więc Gey wysyłał je samolotem w fiolkach z paroma kroplami pożywki koniecznymi do utrzymania ich przy życiu przez krótki czas. Nierzadko piloci lub członkowie obsługi pokładowej wkładali fiolki do kieszeni na piersi, żeby zapewnić komórkom temperaturę ludzkiego ciała, jakby wciąż znajdowały się w cieplarce. Przy innych okazjach, gdy komórki musiały podróżować w luku bagażowym, Gey upychał fiolki w otworach wydłubanych w bloku lodu, aby uniknąć ich przegrzania, a następnie wkładał bloki lodu do kartonowych pudeł wypełnionych trocinami. Kiedy przesyłka była przyszykowana do drogi, zawiadamiał odbiorców, że ma się dokonać „przerzut” do ich miasta, by byli gotowi ją odebrać i szybko przewieźć do swojego laboratorium. Jeśli wszystko poszło dobrze, komórki przeżywały. Jeśli nie, Gey szykował następną partię i ponawiał próbę.
Wyekspediował komórki HeLa do badaczy w Teksasie, Indiach, Nowym Jorku, Amsterdamie i w wielu innych miejscach na świecie. Obdarowani naukowcy z kolei przekazali je dalej innym badaczom, ci zaś jeszcze następnym. Komórki Henrietty udały się w góry Chile w sakwach przytroczonych do mułów jucznych. Kiedy Gey kursował od jednego laboratorium do drugie71
go, demonstrując technikę hodowli komórkowej i pomagając zakładać nowe placówki badawcze, zawsze wsiadał do samolotu z komórkami Henrietty w kieszonce na piersi. A kiedy naukowcy odwiedzali jego laboratorium z zamiarem przyswojenia jego metody, zazwyczaj na odchodnym wręczał im fiolkę czy dwie komórek linii HeLa. W korespondencji Gey i niektórzy jego koledzy zaczęli nazywać te komórki „swymi cennymi dziećmi”.
Komórki Henrietty były takie cenne, ponieważ dzięki nim naukowcy przeprowadzali badania niemożliwe do przeprowadzenia w żywym ludzkim organizmie. Rozdzielali komórki HeLa i poddawali działaniu niezliczonych toksyn, promieniowaniu i zakażeniom. Szpikowali je lekami w nadziei, że znajdą
ten, który zabija komórki rakowe, nie szkodząc zdrowym. Badali immunosupresję i wzrost nowotworu, wstrzykując komórki HeLa do ciał szczurów o obniżonej odporności, w których organizmach powstawały guzy złośliwe bardzo podobne do guza stwierdzonego u Henrietty. Jeśli komórki obumarły na jakimś etapie, nie miało to znaczenia – naukowcy zawsze mogli sięgnąć do niekończącego się zapasu komórek linii HeLa i zacząć eksperyment od nowa.
Mimo rozprzestrzeniania się po świecie komórek HeLa i w konsekwencji wzmożonych badań naukowych, w mediach nie pojawiły się żadne informacje o narodzinach niezwykłej linii komórkowej ani o tym, że może się ona przyczynić do wyrugowania nowotworów. W jedynym programie telewizyjnym na ten temat Gey nie wspomniał słowem o Henrietcie ani nie nazwał pochodzących od niej komórek, tak więc opinia publiczna pozo-stawała
nieświadoma istnienia linii HeLa. Jednakże gdyby nawet taka informacja przedostała się do mediów, ludzie nie zwróciliby na nią większej uwagi. Prasa od dziesięcioleci donosiła, że hodowle komórkowe są kluczem do uratowania człowieka od chorób i uczynienia go nieśmiertelnym, ale w 1951 roku prawie nikt już tego nie kupował. Hodowla komórkowa była nie tyle cudem medycyny, ile wizją rodem z thrillera science fiction.
• • •
Wszystko zaczęło się 17 stycznia 1912 roku, kiedy Alexis Carrel, francuski chirurg z Rockefeller Institute, wyhodował „nieśmiertelne serce kurczęcia”.
Naukowcy czynili starania w celu wyhodowania kultur żywych komórek już pod koniec XIX wieku, lecz próbki zawsze obumierały. W efekcie wielu badaczy hołdowało przekonaniu, że utrzymanie tkanki przy życiu w warunkach in vitro nie jest możliwe. Tymczasem Carrel postanowił im udowodnić, że się mylą. W wieku trzydziestu dziewięciu lat miał na swoim koncie opracowaną pierwszą metodę zszywania naczyń krwionośnych, którą zastosował podczas pionierskiego zabiegu wszczepiania pomostów naczyniowych omijających miejsce zwężenia tętnicy wieńcowej, � � � potocznie zwanego bajpasem, oraz przy opracowywaniu metod transplantacji organów. W przyszłości zamierzał hodować w laboratorium całe organy, zapełniając kadzie płucami, wątrobami, nerkami i rozmaitymi tkankami, które następnie by wysyłał ośrodkom transplantacyjnym. Pierwszym krokiem w tym kierunku była próba namnożenia w laboratorium wycinka kurzego serca, co ku zdumieniu wszystkich się powiodło. Tkanka mięśnia sercowego biła, jakby wciąż tkwiła wewnątrz ciała kurczęcia.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

03 VI 2011   19:06:32

Witam, własnie jestem w trakcie czytania oryginału. Wybaczcie ale jest o niebo lepszy. Tłumaczenie jest fatalne, wygląda jakby komputer z nienajlepszym programem to robil.
Oryginał ma swój styl i rytm.

03 X 2011   16:26:57

superancka książka

11 IX 2012   20:23:02

to przetłumacz

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.