Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Nancy A. Collins
‹Zew krwi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZew krwi
Tytuł oryginalnyWild Blood
Data wydania10 sierpnia 2004
Autor
PrzekładMichał Kubik
Wydawca Zysk i S-ka
ISBN83-7298-640-1
Format260s. 125×183mm
Cena23,90
Gatunekgroza / horror
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Zew krwi

Esensja.pl
Esensja.pl
Nancy A. Collins
« 1 2 3 4 5 »

Nancy A. Collins

Zew krwi

Jeżeli chodzi o stypy, to ta po Ednie Cade Blackwell była jedną z lepszych tego roku w Choctaw County. Były dwie wędzone szynki, ładna pieczeń przyniesiona przez kuzyna Luke’a, Phelana, co najmniej trzy galaretki, oraz przyzwoity wybór ciast i placków przygotowanych przez członkinie Kółka Modlitewnego Metodystek.
Pani Cakebread, żona pastora, krzątała sie po kuchni, doglądając ekspresu i pilnując, by kawy starczało dla wszystkich. Wielebny Cakebread był wysokim mężczyzną o nieco nieobecnym, zamyślonym wyrazie twarzy, a pani Cakebread była niska, przysadzista i składała się w równych częściach z nerwowej energii i lakieru do włosów.
– Kiedyście ostatnio jedli? – Powitała ich, kiedy Luke i Skinner wkroczyli do domu.
Skinner zamrugał, zaskoczony, że musi się nad tym zastanawiać.
Pani Cakebread cmoknęła ze zniecierpliwieniem i poleciła im szybko zdjąć płaszcze, wpychając im do rąk talerze załadowane sałatką ziemniaczaną, jajkami w majonezie i grubymi plastrami szynki.
– Musicie zachować siły! Wyrządzacie Ednie złą przysługę, głodząc się.
Skinner popatrzył na jajka na swoim talerzu i poczuł, jak wywraca mu się żołądek.
Na szczęście uwagę pani Cakebread przyciągnął pusty ekspres. Metodyści na stypach zawsze piją kawę.
Skinner wszedł do salonu, nadal trzymając niechciany talerz i stanął przy kominku. Czuł się jak zrobiony z drewna, niczym półka nad kominkiem, ale mniej użyteczny.
Stary mężczyzna gapił się na niego zza grubych szkieł okularów jak na dziwnego, trudnego do zaklasyfikowania insekta.
– Jesteś dzieciakiem Edny, nieprawda?
Skinner poczuł, jak zaciska mu się żołądek, poznał bowiem stojącą przed nim skurczoną postać. Był to Enos Stackpole, ich dawny sąsiad.
Enos żył z kawałka ziemi przylegającej do farmy Cade’ów w czasach, kiedy jeszcze tam mieszkali.
Ostatnich sześć lat nie obeszło się ze starym łaskawie; nosił źle leżący, trzyczęściowy, niebieski garnitur z poliestru opadający pod pachami i w kroczu oraz bardzo znoszone kowbojskie buty z popękanymi obcasami. Długie, siwe włosy nad wystającym czołem nosił ściągnięte do tyłu i pokryte wystarczającą ilością żelu, by nadać blask buickowi z pięćdziesiątego siódmego roku.
Skinner zauważył wąski jak sznurowadło krawat z tandetną spinką. Długie, kościste palce Enosa zdawały się jeszcze większe teraz, kiedy jego ciało dopadła starość. Wątrobowe plamy wielkości srebrnych dolarówek pokrywały wierzchy jego dłoni.
Enos Stackpole miał reputację ekscentryka. Mówiąc dosadnie, był miejscowym wariatem. Ale jego rodzina była silna – żeby nie powiedzieć potężna – dawniej, w czasach wojny secesyjnej i część tego dziedzictwa nadal widoczna była w Enosie, jej skarlałym potomku. Mieszkał on samotnie na obrzeżach miasteczka w rozpadających się resztkach domu na opuszczonej plantacji należącej niegdyś do jego pradziadka. Jedynym towarzystwem Enosa były gnieżdżące się w starych klatkach króliki, które trzymał zarówno jako zwierzęta domowe, jak i źródło pożywienia.
Jako dziecko, Skinner odczuwał przemożną ciekawość w stosunku do starca, choć większość mieszkańców Seven Devils unikała na wpół szalonego pustelnika. Enos rzadko się kąpał, nigdy nie mył zębów i pozwolił, by jego rodzinna posiadłość popadła w taką ruinę, że jedynymi elementami powstrzymującymi ściany przed zawaleniem był powój przerastający przez podłogę i termity trzymające się za ręce.
Enos nagle uśmiechnął się, odsłaniając nienaturalnie białe i równe zęby. Przez moment Skinner był pewien, że stary go ugryzie. Enos odzyskał kontrolę nad źle dopasowaną sztuczną szczęką i chrząknął.
– To ja żem znalazł twojego ojca! Założę się, żeś o tym nie wiedział!
Skinner przełknął ślinę. Nie, nie wiedział o tym. Ale z drugiej strony wątpił, by Enos był świadom, iż Skinner raz widział go masturbującego sie przy użyciu świeżo zdjętej skórki królika.
– Taa, ja żem go znalazł. – Głos Enosa przybrał nostalgiczny ton, jakby starzec wspominał stare, dobre czasy. – Szukałem w lesie korzonków, kiedym go nagle zobaczył, całego jakby przeżutego. Leżał obok ubitego jelenia. Myślę sobie, że go sam musiał ubić, bo jelonek był już wypatroszony. Nagle z jednej strony słyszę jakiś hałas w lesie. Wystraszyłem się, że to może to coś, co dopadło starego Willa, a ja tu w tym lesie sam jeden, z laską tylko do obrony! Ale wiesz, co to było? – Skinner pokręcił głową. – To była twoja matka! Patrzy na mnie i pokazuje to, co zostało z Willa i mówi: „Lepiej wołaj szeryfa, Enos. Chyba niedźwiedź dopadł mojego Willa. Spróbuję znaleźć Skinnera, zanim będzie za późno”. No i wzięła strzelbę Willa i poszła do lasu…
– Musiał się pan pomylić. Nie było mnie tam tego dnia, byłem w domu, miałem grypę.
Enos żachnął się, jego powiększone okularami oczy nadały mu wygląd szalonej sowy.
– Nie będziesz mi mówił, co pamiętam, a czego nie, ty podrzutku!
– Enos, może poczęstuj się pieczenią, którą przyniósł Phelan? – Luke nagle wyrósł nad starcem. – Mamy tego więcej, niż zdołamy zjeść. Jestem pewien, że pani Cakebread chętnie ci trochę zapakuje.
Enos stęknął i powlókł się w stronę kuchni, w obliczu darmowego posiłku zapominając o gniewie.
– Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłem, ale wyglądałeś, jakbyś potrzebował ratunku.
– Tak jakby. Zapomniałem już o starym Enosie.
– Enos nigdy nie przepuści darmowego żarcia, choćby nawet musiał się z tej okazji wystroić. – Luke spojrzał dziwnie kątem oka. – Wszystko w porządku?
– Chyba tak. Mówił coś o tym, jak moja mama szukała mnie w lesie, wtedy kiedy mój ojciec… kiedy zginął.
– Nie zwracałbym na niego uwagi. Stary Enos stracił rozum w czasach, gdy Roosevelt sprawował urząd.
– Luke?
– Tak?
Skinner pokręcił głową.
– Nie, nic.
Zaczynał wpadać w obłęd. Dawno nie jadł i nie spał, ot co. Czemu niby Luke miałby mieć inny niż samopoczucie Skinnera powód, by powstrzymać Enosa przed opowiadaniem o śmierci ojca chłopaka?
Była czwarta, kiedy ostatni żałobnicy zabrali swoje parasole i płaszcze, zostawiając Skinnera i Luke’a samych z ich żalem. Enos wyszedł jako jeden z ostatnich, kieszenie jego płaszcza były wypchane zawiniętą w aluminiową folię pieczenią.
Luke siedział przy kuchennym stole, pijąc kawę i patrząc na miejsce, gdzie zwykle siedziała jego żona. Jego wyjściowy krawat zwisał przerzucony przez oparcie krzesła jak pusta skóra węża.
Skinner poszedł na górę, do łóżka.
Wyzwolił się ze swojej wyjściowej marynarki i rzucił ją w kierunku łóżka. Nie trafił, wylądowała na dywaniku. Kiedy się pochylił, by ją podnieść, jego dłoń zamknęła się na kopercie wetkniętej do kieszeni.
Długo wpatrywał się w kopertę, zanim ją otworzył. W środku było kilka równo złożonych kartek papieru i coś, co wyglądało jak kopia dokumentu z czasów przed wynalezieniem kserografów. Litery były nierówne i pospiesznie spisane, ale poznał pismo matki.

Synu,
Jeśli to czytasz, mnie już nie ma. Chciałam ci to wszystko powiedzieć sama, jak powinnam była zrobić wiele lat temu, ale ciągle odkładałam to na później, a teraz nie mam już czasu. Dobry Bóg wzywa mnie do siebie, do twojego ojca.
Chciałabym, by był lepszy sposób przekazania ci tego, ale nie mam innego wyjścia, jak tylko powiedzieć ci to wprost: nie jestem twoją matką. W każdym razie, nie tą, która nosiła cię przez dziewięć miesięcy w brzuchu. Will również nie był twoim naturalnym ojcem. Adoptowaliśmy cię, kiedy byłeś jeszcze niemowlęciem. Byłeś takim pięknym dzieckiem! Twój ojciec i ja pokochaliśmy cię, kiedyśmy cię tylko ujrzeli. Tak bardzo przypominałeś nam chłopca, którego straciliśmy w roku pięćdziesiątym szóstym. Byliśmy już niemal zbyt starzy, by kwalifikować się do adopcji, i baliśmy się, że nie będziemy mogli cię zabrać. Ja miałam czterdzieści cztery lata, Will czterdzieści sześć, ale ludzie w sierocińcu byli tacy mili. Niech ich Bóg błogosławi, widzieli, jak bardzo cię kochamy.
Twój ojciec i ja zawsze chcieliśmy ci kiedyś powiedzieć. Proszę, uwierz w to. Ale po śmierci Willa chyba bałam się ci powiedzieć. Bałam się, że spróbujesz odnaleźć rodziców, którzy cię zostawili. Powinnam była znać cię lepiej. Bałam się, że stracę twoją miłość. Wiem, że brzmi to głupio, ale kiedy w grę wchodzi to, co czujesz w głębi serca, zdrowy rozsądek traci znaczenie. Kochałam cię tak samo mocno – jeśli nie mocniej – jak kobieta, dzięki której przyszedłeś na świat. Ona cię nie chciała, ale ja tak. Oboje chcieliśmy. Jesteś synem swego ojca, nawet jeśli nie jesteś krwią z jego krwi. Nie wiem nic o twoich prawdziwych rodzicach, poza tym, że twoja naturalna matka mogła być Indianką. Musieliśmy jechać aż do Arizony, by cię znaleźć.
Ludzie w sierocińcu powiedzieli, że normalnie białym rodzinom nie wolno adoptować dzieci urodzonych w rezerwacie, ale sami nie byli pewni, czy faktycznie masz indiańskie pochodzenie.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.