Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bradley P. Beaulieu
‹Wichry archipelagu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWichry archipelagu
Tytuł oryginalnyThe Winds of Khalakovo
Data wydania20 września 2011
Autor
PrzekładMarek Pawelec
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklBallada o Anusce
ISBN978-83-7648-918-6
Format640s. 125×195mm
Cena42,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wichry archipelagu

Esensja.pl
Esensja.pl
Bradley P. Beaulieu
« 1 2 3

Bradley P. Beaulieu

Wichry archipelagu

Książę natychmiast sięgnął po jeden z wypełnionych prochem ładunków z kła morsa, którymi obwieszony był jego bandolier, i zaczął ładować broń. Zakończył przygotowania jako pierwszy i zaczął obserwować ziemię pod statkiem. Potrzebował dłuższej chwili, by wypatrzyć między plamami kamieni i śniegu osadzony w kosodrzewinie skif. Gdy zlokalizował już łódź, znalazł też załogę. Dwadzieścia kroków dalej czterech ludzi klęczało przy brzegu wysokiego urwiska, kończącego się setki metrów niżej świerkowym lasem. Sprawiali wrażenie, jakby przyglądali się ziemi. Czego mogli tam szukać?
Istniała możliwość, że są to Aramani, jak Jahalan i Udra, ale ich szpiczaste turbany, długie brody i proste ubrania sugerowały coś innego. Na dodatek Aramani wiedzieli, że tak bliskie podejście do pałacu bez pozwolenia wiąże się z ryzykiem postawienia przed sądem i możliwą śmiercią. Musieli to być maharraci, członkowie grupy, która dziesięciolecia temu zerwała z pokojowym sposobem życia Aramanów, poświęcając życie walce o przegnanie Wielkiego Księstwa z wysp i utopienie go w morzu.
Nikandr gwałtownie wciągnął powietrze, widząc, jak jeden z nich skacze z urwiska. Mężczyzna spadał coraz szybciej. W pewnym momencie rozłożył ręce, jakby przygotowywał się na chłodne objęcia morza, a nie gwałtowny koniec, który zapewni mu zetknięcie z leżącą w dole ziemią i skałami.
Choć wydawało się to niemożliwe, zwolnił. Jego długie szaty załopotały mocniej, niż wynikałoby to z prędkości spadania, i wkrótce stało się jasne, że wiatr niesie go niczym mewę na prądzie wznoszącym wzdłuż ściany urwiska. Unosił się niczym piórko, z rękami rozłożonymi na boki, w typowej pozie mistrza wiatru. Szybko odzyskał poziom, na którym wciąż stali jego towarzysze, po czym stanął na skale obok nich, jakby schodził z górskiego stopnia.
Nikandr zakaszlał i poleciał do przodu, podpierając się dłonią o pokład. Poczuł, jak w jego piersi otwiera się otchłań – niemożliwie głęboka i czarna studnia. Jej pojawienie się tak ściśle pokrywało się ze skokiem mężczyzny, że nie mógł nie uznać tych wydarzeń za w jakiś sposób powiązane, choć nie potrafił się domyślić w jaki.
Na urwisku w dole mężczyzna, który zeskoczył, odwrócił się i wskazał w górę, w stronę „Gorowny”.
– Wykonać zwrot! – krzyknął Nikandr. – I opuścić statek o połowę!
Maharraci jak jeden mąż ruszyli w stronę swojego skifu.
– Jahalan, mają ze sobą przynajmniej jednego hawakirama, prawdopodobnie dwóch.
– Czuję go – odpowiedział Jahalan – ale to nie jest tylko hawakiram, synu Jarosa. Przywołali hezana.
– Niemożliwe!
– Zgadzam się, że nie powinno tak być, ale oni tego dokonali.
Nikandr wątpił w jego słowa, lecz to nie był czas na zadawanie pytań. Musieli zneutralizować zagrożenie, zanim mogło zaszkodzić „Gorownie” lub – co gorsza – Radiskoje.
Skif znalazł się w powietrzu w niecałą minutę, czyli w czasie, jakiego żaglowiec potrzebował na wykonanie zwrotu i zbliżenie się na odległość strzału.
– Ognia! – krzyknął Nikandr.
Zabrzmiał trzask muszkietów, a chwilę po nich zagrzmiało działo. Z rufy skifu wytrysnęły kawałki drewna i jeden z maharratów szarpnął się ostro w prawo, a jego ramię i żebra zmieniły się w masę czerwieni. Któryś z towarzyszy pomógł mu się położyć na dnie łódki i natychmiast zaczął opatrywać jego rany, a pozostali dwaj skierowali skif na północ.
Powietrze wypełnił zgiełk przeładowywania muszkietów. Nikandr wycelował starannie. W jego ustach pojawiła się ślina i odruchowo ją przełknął. Głęboko wciągnął powietrze do płuc, po czym zaczął je wypuszczać, powoli naciskając na spust, czując równocześnie coraz silniejsze pragnienie zwinięcia się w kłębek.
Błysnął proch na panewce. Muszkiet kopnął odrzutem.
Nikandr celował w mężczyznę trzymającego liny żagla, ale trafił zajmującego się rannym. Maharrat chwycił się za ramię i popatrzył na statek. Nikandr był dostatecznie blisko, by dostrzec pełen jadu wyraz jego twarzy.
Wiatr dął nieustannie. Żagle zaczęły wyostrzać i statek wykręcił się, ulegając sile wiatru. Jahalan próbował skompensować, gdy nagle od ziemnej strony dziobu uderzył potężny wicher. Podmuch był tak potężny, że dziób statku został pchnięty w górę i na wietrzną.
Nikandr zamrugał, rejestrując ruch w pobliżu.
Tuż obok niego rozległ się ciężki łomot.
Gdy się odwrócił, zobaczył, że na pokładzie leży żeglarz i jęczy, a spod jego głowy wypływa struga krwi. Ostry przechył pokładu sprawił, że załogant zaczął zjeżdżać po deskach. Nikandr sięgnął ku niemu, ale był za daleko. Żeglarz sunął coraz szybciej, aż chwycił go trzymający się mocno knagi Borund.
Wtedy wiatr odwrócił kierunek.
Statek gwałtownie przechylił się do przodu. W użyciu było tylko szesnaście żagli, ale wszystkie wypełniły się i były bliskie pęknięcia.
Z górnej części statku dobiegł trzask. Niczym ścięty w lesie świerk stenga grotmasztu – jego najwyższa część – przechyliła się i zawisła na takielunku.
– Refować żagle! – Nikandr krzyknął przez ryk ­wiatru.
Załoga rzuciła się do zwijania żagli. Nawałnica przybierała na sile. Statek przechylił się tak bardzo, że kilkunastu ludzi na pokładzie zaczęło zjeżdżać w stronę ziemnej burty. Nikandr wylądował dość pewnie, ale Borund krzyknął, gdy masa trzymanego przez niego rannego wylądowała na jego nodze.
– Grawłos, wyprostuj go!
Stojący przy sterze szkutnik nie odpowiedział, walcząc z dźwigniami coraz bardziej przechylającego się statku.
koniec
« 1 2 3
10 września 2011

Komentarze

30 XI 2011   03:43:31

Jestem mniej więcej w połowie książki. Naprawdę świetna. Od początku wiedziałem, że to będzie bardzo dobra książka, ale okazało się, iż jest jeszcze lepsza niż myślałem!
Gorąco polecam :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Dobre chęci czasami nie wystarczą
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.