Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wawrzyniec Podrzucki
‹Kosmiczne ziarna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKosmiczne ziarna
Data wydania28 października 2004
Autor
Wydawca RUNA
CyklYggdrasill
ISBN83-89595-10-9
Format336s. 125×185mm
Cena29,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Kosmiczne ziarna

Esensja.pl
Esensja.pl
Wawrzyniec Podrzucki
1 2 »
Zamieszczamy fragment powieści Wawrzyńca Podrzuckiego „Kosmiczne ziarna” będącej drugim tomem trylogii „Yggdrasill”. Książka ukazała się nakładem Agencji Wydawniczej RUNA.

Wawrzyniec Podrzucki

Kosmiczne ziarna

Zamieszczamy fragment powieści Wawrzyńca Podrzuckiego „Kosmiczne ziarna” będącej drugim tomem trylogii „Yggdrasill”. Książka ukazała się nakładem Agencji Wydawniczej RUNA.

Wawrzyniec Podrzucki
‹Kosmiczne ziarna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKosmiczne ziarna
Data wydania28 października 2004
Autor
Wydawca RUNA
CyklYggdrasill
ISBN83-89595-10-9
Format336s. 125×185mm
Cena29,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
– Ile?! – Hansen aż uniósł się z fotela. – Sześćset lat?
– Ach, nie! Sześćset to od Drugiego Soboru Reformatorskiego, przepraszam. Germinacja miała miejsce dużo wcześniej – poprawił się Stern.
– Mój Boże…
Siedzieli w sali stylizowanej na wiktoriański klub dla dżentelmenów – ten mały tłusty, który przedstawił się Nilsowi jako komandor Auguste Thierhart, jego sekretarz Elja Stern i jeszcze kilka innych osób. Rozmawiali, a właściwie to Stern z nim rozmawiał, bo reszta na razie jedynie nadstawiała ucha, chłonąc każde słowo i obserwując każdy gest nadzwyczajnego gościa. Nawet komandor nie wtrącał się do dialogu, chociaż nerwowymi ruchami rąk podświadomie zdradzał, ile go ta wstrzemięźliwość kosztuje.
– Germinacja, czyli moment, kiedy wykiełkowały nasze megastruktury, tak? – spytał Hansen półgłosem.
– Zgadza się.
– I jak dawno temu to było?
Stern mu powiedział.
– Mój Boże… – powtórzył oszołomiony Hansen. – Mój Boże…
Już niemal oswoił się z faktem, że wylądował w przyszłości – może miał wylew albo jakiś wypadek i został zahibernowany? Teraz jednak świadomość, jak wielką otchłań czasu przebył, poraziła go na nowo. Nie była to ostatnia z szokujących wieści. Stern okazał się człowiekiem zdecydowanie bardziej rozmownym od Kutsheby i cierpliwie jak mentor odpowiadał na wszelkie pytania, lecz z każdą odpowiedzią Hansen coraz bardziej żałował, że w ogóle zaczął je zadawać. Kiedy poprosił o wyjaśnienie sprawy nurtującej go w tej chwili najbardziej, czyli jak się tu znalazł, usłyszał zupełnie fantastyczną historyjkę o jakimś sarkofagu, w którym jego osobowość tkwiła zakonserwowana przez stulecia niby mucha w bursztynie, a teraz odrodziła się pod postacią tzw. mannekena – nie, nie żadnego cyborga, raczej istoty w pełni normalnej i w pewnym sensie tak samo żywej jak inni, tyle że z lepszego tworzywa!
Po tym wstrząsie przyszły kolejne, aż w końcu Hansen przestał pytać o cokolwiek i z twarzą ukrytą w dłoniach już tylko słuchał. O szaleńcach z „Wolnego Wszechświata”, którzy spełnili swą groźbę i rozrzucili zarodki megastruktur po całym globie jak bomby z opóźnionym zapalnikiem. O chaosie i rozkładzie cywilizacji, jaki po tym nieuchronnie nastąpił. O Pierwszym Synodzie, który idee miał być może szlachetne, lecz metody wprowadzania ich tak okrutne i bezwzględne, że bladły przy nich najgorsze postępki Loyoli i Świętego Oficjum. O irracjonalizmie ludzi, którzy pomimo to zaakceptowali w końcu narzuconą im siłą religię do tego stopnia, że teraz jej mniej lub bardziej jawni wyznawcy idą w miliardy. A także o ich determinacji, by przeżyć i przystosować się do zupełnie nowych realiów, co niektórym udało się nadspodziewanie dobrze, innym zaś sprawia kłopoty po dziś dzień. O stuleciu nieprzerwanych konfliktów zakończonych ostatecznie Wielką Stratyfikacją, kiedy to ocalałe resztki rodzaju ludzkiego podzieliły się na „ptactwo” wiodące nieskomplikowany żywot wewnątrz konarów, technokratycznych Wierzchołkowców oraz „krety”, czyli tych, którzy mniej lub bardziej świadomie wybrali zrujnowany Dół, a za lejtmotyw swej egzystencji nienawiść do Drzew i do wszystkiego, co z nimi związane. O ruchu Reformacji Robertiańskiej i o Drugim Synodzie, który zdecydowanie potępiwszy haniebne czyny swoich poprzedników z Wolnego Wszechświata, podjął się na nowo ciężkiego obowiązku jednoczenia rozproszonych kultur w jedną rodzinę ludzką. I jeszcze o tym, o tamtym i o wielu innych sprawach, które były dla niego niezrozumiałe bez historycznego i kulturowego kontekstu.
Tyle lat, myślał Hansen, nawet moje ciało mi odebrali! Bjorg boginią dla dwóch trzecich ludzkości, to się nazywa ironia dziejów! Dopiero po chwili dotarło do Nilsa, zanurzonego w potoku własnych myśli, że to już nie Stern do niego mówi, lecz komandor:
– …większość ludzi nie wyobraża sobie dzisiaj życia poza Drzewem. Prawdę mówiąc nie wiem, czy w ogóle by potrafili. Tak już jest, że to, co najpierw wydaje się nie do pomyślenia, przeradza się w całkowitą normalność dwie generacje później, a po kolejnych trzech czy czterech już w aksjomat. My po prostu za krótko żyjemy, by odczuwać nieustanną oscylację wszechświata wokół nas. Skały, gwiazdy, Drzewo – wszystko ma swój początek i kres, wszystko się rodzi, dojrzewa, wydaje nasiona nowego życia i w końcu umiera. Tylko z perspektywy naszego przelotnego żywota wydaje się wieczne i niezmienne. Przyznaję, że nawet w Kapitule ulegliśmy temu złudzeniu…
– Zaraz, czy chce pan powiedzieć, że megastruktury przeszły mimo wszystko w fazę generatywną?! – przerwał mu Hansen gwałtownie, ale jego pytanie zawisło w nagłej ciszy. Wybity z rytmu komandor zesztywniał z wysuniętym kabotyńsko językiem i spąsowiał jak człowiek bliski apopleksji. Stern usiłował nieudolnie pokryć zakłopotanie cichym kaszlem, a spośród reszty towarzystwa co najmniej połowa wyglądała tak, jakby mieli zamiar uciec, gdzie pieprz rośnie.
Przedłużające się milczenie Thierharta i reszty obecnych było wymowniejsze od tysiąca słów i Hansen poczuł się jak pacjent przed konsylium, które boi się powiedzieć mu, że jest śmiertelnie chory.
– Coś jeszcze gorszego? Jakaś katastrofalna aberracja w programie? No mówcie, ludzie, przecież nie jestem dzieckiem!
Komandor podniósł na niego oczy i przez chwilę wyglądał jak pekińczyk, który właśnie narobił panu do wizytowych półbutów. Gdyby nie powaga sytuacji, mina ta rozśmieszyłaby Hansena do łez.
– My… To się stało naprawdę przez zupełny przypadek – bąknął zmieszany Thierhart, a jego tłuste podgardle zadrżało spazmatycznie. – Na wszystkie rany Ziemi, nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to w ogóle możliwe! Myśleliśmy: ot, jeszcze jedna legenda, straszak wymyślony przez Pierwszą Kapitułę dla pacyfikacji gminu! Cóż więc złego miałoby wyniknąć z historycznych pasji jakiegoś archiwisty? Niech sobie grzebie w zakurzonych szpargałach, może przynajmniej uporządkuje wreszcie ten bajzel, zostawiony nam przez poprzedników. No powiedz, Stern, czyż nie tak było?
Sekretarz z niechęcią złapał przerzucone nań śmierdzące jajko.
– Szacowny Projek… to jest, Nils. – Jego wcześniejsza elokwencja też gdzieś przepadła. – Od dawna już nie mamy nic wspólnego z nihilistami ani w ogóle z jakąkolwiek formą religijnego ekstremizmu i… Chciałem powiedzieć, że teraz Synod jest bardziej sekularnym stowarzyszeniem aniżeli centralnym ośrodkiem kultu, jak ongiś. Obecnie nasz cel to szeroko rozumiane odrodzenie kulturowe i ochrona rdzenia tradycyjnych wartości, który… ee… jednym słowem wszelkie radykalne posunięcia czy rewolucyjne zmiany status quo, a tym bardziej wywracanie świata do góry nogami, są nam…
– Do diabła, Stern, przestań się plątać i powiedz mu wreszcie! – Zirytowany komandor zerwał się z fotela. – Powiedz mu o tym durnym, nadgorliwym archiwiście, który dokopał się do jego notatek!
Wskazany serdelkowatym palcem Hansen przeniósł wzrok z sekretarza na Thierharta.
– Notatek? Jakich notatek?
– Takich, które powinny zostać wśród reszty legend, gdzie ich miejsce! – Komandor zaszeleścił swymi teatralnymi szatami.
– Przepraszam, ale których, konkretnie? – Podniecony Hansen także wstał z miejsca. – Tych z projektu „Yggdrasill”? Przecież ja nie robiłem prawie żadnych notatek, wszystko trzymałem w głowie. A może chodzi wam o…
– Ach, do wszystkich ran macierzy, marnujemy jedynie czas na próżną gadaninę! – Zniecierpliwiony komandor poderwał swoich dworzan na równe nogi krótkim, rozkazującym gestem, a potem ujął Hansena pod ramię i szepnął: – My ci zaraz wszystko pokażemy, wszystko, co zechcesz, oddamy ci nawet tego bezmózgiego bibliotekarza, żebyś mógł go sobie własnoręcznie udusić, tylko nam pomóż i zatrzymaj tę gilotynę w połowie drogi, błagam cię, Nils!
• • •
Ten dziwaczny Synod chyba oszalał na punkcie historii i tradycji, pomyślał Hansen, lekko już zmęczony eklektyzmem wystroju wnętrz. Thierhart ciągnął go pod rękę jak jakaś kumoszka drugą kumoszkę, nie zwracając uwagi na świtę, która podążała za nimi krok w krok. W końcu zatrzymał się przed masywnymi drzwiami w ścianie wąskiego, mrocznego korytarza, co do najdrobniejszych szczegółów skopiowanego z londyńskiej Tower. Hansenowi przemknęła nawet myśl, czy aby nie stąpa po oryginalnej posadzce słynnego więzienia, ale widok pilnującego drzwi muszkietera momentalnie sprawił, że to wiejące grozą miejsce zaczęło nagle przypominać wytwórnię filmową, gdzie składowano dekoracje i gdzie kręcili się aktorzy z kilku różnych produkcji.
Ujrzawszy Ekscelencję, strażnik wyprężył się jak struna i w ostatniej chwili przytrzymał wielki kapelusz z piórami, który był chyba niezbyt dopasowany.
– Otwórz – rozkazał komandor zwięźle. – I daj tu jakieś porządne światło.
Cela – zgoła nie średniowieczny, sterylny pokoik o jednolicie szarych ścianach – miała tylko jedną pryczę i jednego więźnia, który wyglądał, jakby nic na świecie nie było go już w stanie poruszyć. Nie zareagował na dźwięk przekręcanego w zamku klucza ani na wkraczających do środka gości, kiwał się tylko apatycznie w przód i w tył. Na małym, wystającym ze ściany blacie stała miska pełna jedzenia.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Gdzie są bohaterowie?
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Smutek wieńczy dzieło
— Michał Kubalski

Postludzkość w świętym gaju
— Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.