Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ian Irvine
‹Cień na szkle, tom 1›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCień na szkle, tom 1
Tytuł oryginalnyA Shadow on the Glass
Data wydania1 grudnia 2004
Autor
PrzekładAnna Studniarek
Wydawca ISA
CyklWidok w Zwierciadle
ISBN83-7418-004-8
Format304s. 115×175mm
Cena18,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Cień na szkle

Esensja.pl
Esensja.pl
Ian Irvine
« 1 2 3 4 5 18 »

Ian Irvine

Cień na szkle

Wistan, mistrz kolegium, mężczyzna niewysoki i niemal równie brzydki jak Shuthdar, nie znosił Lliana. Teraz stał przed nim, a jego żółte oczy aż wychodziły na wierzch.
– To niezwykła historia. Ale tego nie było w dowodach, które mi pokazałeś – powiedział szorstko.
– Zatrzymałem je dla siebie – odrzekł Llian, ściskając swoje dokumenty niczym koło ratunkowe.
Wistan wyciągnął wysuszoną dłoń. Llian odważył się mieć nadzieję.
– Dokument potwierdza opowieść dziewczyny – powiedział cicho.
Wistan przejrzał papiery. Jedna kartka istotnie była przebita – to ślad zabójczej szpili. Jego twarz jeszcze bardziej zbladła.
– To jednak prawda – westchnął. – Nawet teraz ta wiedza może być śmiertelnie niebezpieczna. Nie mów nic więcej!
Kolana Lliana drżały tak mocno, że omal się nie przewrócił. Wistan był niezdecydowany, co robić. Narracja była wspaniała, ale zagrażała wszystkiemu, nad czym przez całe życie pracował. W końcu zebrani mistrzowie podjęli za niego decyzję. Krzyknęli i jak jeden mąż rzucili się do przodu, podnieśli Lliana i triumfalnie znieśli go ze sceny. Wszyscy zebrani śmiali się i płakali, krzyczeli i podrzucali kapelusze. Nic takiego jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Wistan niechętnie podążył za nimi.
Gdy tak szli przez salę w stronę wyjścia, Llian znów zauważył czerwonowłosą kobietę, która wpatrywała się w niego. Teraz próbowała przepchnąć się przez tłum, a on znów miał niezwykłe wrażenie, jakby ich umysły były związane. Kim ona jest? Opowieści Dyplomowe były zamknięte dla widzów spoza kolegium, ale ona nie była studentką – nigdy wcześniej jej nie widział.
Zbliżyła się do niego na tyle blisko, że poczuł jej perfumy o zapachu kwiatu cytryny, ale zaraz potem rozdzielił ich tłum. Jej usta poruszyły się i usłyszał w głowie pytanie: „Kto ją zabił?”. Później znikła w tłumie, a on został wyniesiony z sali, aby świętować.
• • •
Dużo później, gdy zataczając się, wracał do domu w gronie równie wesołych jak on przyjaciół, jej słowa powróciły, by go dręczyć. Samobójstwo dziewczyny zawsze budziło jego wątpliwości, ale z drugiej strony czy ktoś inny mógłby dostać się nie zauważony do ruin? Mimo to pytanie zostało postawione i nie chciało zniknąć. A jeśli ktoś odkrył coś tak ważnego, że dziewczyna musiała zostać zabita? To mógł być klucz do pierwszej Wielkiej Opowieści od setek lat, a gdyby to on ją napisał, stanąłby ramię w ramię z największymi kronikarzami swoich czasów. Pochłonięty tą myślą Llian zapomniał o ostrzeżeniach Wistana.
– Patrz! – krzyknęła nagle jego przyjaciółka Thandiwe, ładna, wysoka studentka. Ona i Llian od lat byli przyjaciółmi, a od czasu do czasu również kochankami. Wskazywała w stronę horyzontu. – Nowa gwiazda. To dobry omen. Będziesz sławny, Llianie.
Llian skierował wzrok w stronę wskazywaną przez jej palec. Nie była to wcale gwiazda, lecz mgławica o określonym kształcie. Ciemnoczerwona plama, której nigdy wcześniej nie widział, przypominała małego pająka. Choć była ciepła, letnia noc, Llianowi nagle zrobiło się zimno.
– Omen? Zastanawiam się, jaki. Idę do łóżka.
– Ja też – powiedziała Thandiwe, obejmując go i potrząsając burzą czarnych włosów tak, że zakryła ich oboje.
• • •
Przed świtem straszliwa myśl obudziła Lliana tak gwałtownie, że aż spadł z łóżka. Było to tak oczywiste, że zdziwił się, iż wcześniej o tym nie pomyślał. Skoro dziewczyna została zamordowana, to zapisy, które wykorzystał do stworzenia swojej opowieści, mogły być fałszywe. A jeśli tak jest, jego kariera jest zrujnowana, i to bez żadnych szans na naprawę. Nie ma bardziej zaszczytnego zawodu niż kronikarz, lecz żaden nie będzie bardziej wyszydzany niż ten, który splugawił największą ze wszystkich opowieści.
Thandiwe westchnęła i skuliła się pod przykryciem. Llian podniósł się z podłogi, owinął kocem i wyjrzał przez okno. Cały czas drżał. Mgławica była teraz wyżej i wydawała się większa. Llian widział wyraźnie, że nie przypomina kształtem pająka, lecz jego bardziej niebezpiecznego krewniaka – skorpiona.
Co go czeka: sława czy zapomnienie? Tak czy inaczej, musi poznać prawdę. Kto zabił kaleką dziewczynę? I dlaczego? Ale jak może dowiedzieć się tego po tylu latach?

2
Zmierzch kronikarza
Podczas gdy Llian spał, Wistan był zajęty w swoim gabinecie. Teraz wystawił głowę za drzwi. Kapitan straży kolegium, wielki, podstarzały mężczyzna z włosami jak baranek i uśmiechem szerokim jak wrota stodoły, siedział pod drzwiami na fotelu i pogwizdywał. Miał na sobie czerwony kilt, a wystające spod niego umięśnione nogi zajmowały niemal całą szerokość korytarza. Był zupełnym przeciwieństwem Wistana, jeśli chodzi o wygląd, charakter i temperament.
– Hej, Trusco, chodź tutaj. I zamknij za sobą drzwi.
Trusco podążył do środka. Był kapitanem straży kolegium tak długo, jak długo Wistan był mistrzem, czyli ponad trzydzieści lat. Kolegium takie właśnie było – tradycja ponad wszystko. Dlatego niewiele różniło się od tej instytucji sprzed stu, a nawet pięciuset lat.
Wistan usiadł przy hebanowym biurku wielkości małżeńskiego łoża i zaczął szperać w szufladach. Jego łysa czaszka pojawiała się i znikała, gdy układał kolejne sterty papierów na blacie.
– Dziś w nocy musimy pracować w tajemnicy. Chyba wiesz, o czym mówię.
– Opowieść Lliana – odpowiedział Trusco, patrząc z sympatią na brzydkiego starego mężczyznę. – Sam zacząłem zastanawiać się nad nią.
– To coś więcej niż się domyślasz. Opowieść dziewczyny jest prawdziwa, bez żadnych wątpliwości.
Trusco nie był przekonany.
– W takim razie dlaczego prawda nie wyszła wtedy na jaw?
– Już to sprawdziłem. Było tak dużo trupów, że ich pogrzebanie zajęło wiele dni, i zapiski dziewczyny zostały znalezione dopiero po jakimś czasie. Potem kronikarz, która to zapisała, utonęła w drodze do domu przy przekraczaniu wezbranej rzeki, a choć odnaleziono jej bagaże, papiery leżały dość długo zapomniane w archiwach.
– Dokumenty można podrobić – stwierdził sceptycznie Trusco.
– Bardzo często, ale nie w przypadku tych dokumentów.
Wyjął z biurka poplamioną kartkę.
– Popatrz, nawet po tylu latach ten papier ma swoją opowieść. To dobry, gruby papier. Ślady krwi znajdują się głównie po jednej stronie, tej, która była przyciśnięta do piersi dziewczyny. I popatrz, szpila do kapelusza wypchnęła papier wokół dziury na zewnątrz. A więc szpila wychodziła wtedy z ciała dziewczyny, a nie wchodziła w nie! Została wbita w jej plecy! Czy ty wiesz, co to znaczy?!
– Duchy nie mordują! – skomentował Trusco.
– No właśnie. Ktoś dostał się tam w tajemnicy i może rzeczywiście stworzył Zakaz.
Trusco zmarszczył czoło. Nie był przyzwyczajony do tak skomplikowanych myśli.
– A może złoty flet wcale nie został zniszczony…
– Nawet o tym głośno nie myśl! Nie wiem, co się stało. Ale to, co przez trzy tysiące lat myśleliśmy o Shuthdarze, okazało się nieprawdą. Dlatego też wszystko, co się wtedy zdarzyło, może zostać zakwestionowane. Otwiera się cały wachlarz niebezpiecznych możliwości.
– Czy chcesz, żebym zaniósł tę wiadomość Radzie i Mendarkowi? – zażartował Trusco, uśmiechając się szeroko. Jego zęby były wielkie i równe niczym płyty nagrobne. – Mamy ładną pogodę na podróż do Thurkadu.
Thurkad był największym miastem na Meldorinie, znajdującym się wiele tygodni drogi na zachód od Chanthedu. Był starożytny, potężny, bogaty, a jednocześnie pełen żebraków – przepełniona, śmierdząca kloaka. Mendark, sprytny i podstępny Magister Rady Santhenaru, mieszkał tam od stuleci.
Wistan wiedział, że to tylko żart, a mimo to zareagował.
– Mendark! Prędzej zamarznie najciemniejsza otchłań pustki niż uczynię temu łajdakowi jakąś przysługę! Wciąż dręczy mnie, że musiałem przyjąć Lliana. – Wziął szczyptę tabaki z emaliowanej tabakiery i wciągnął ją, a potem poczerwieniał na twarzy i potężnie kichnął. Trusco podał mu zieloną chustę, a Wistan przetarł nią oczy.
– Ale Llian przyniósł kolegium zaszczyt – sprzeciwił się Trusco.
« 1 2 3 4 5 18 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Cienie talentu
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.