Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Miles Cameron
‹Czerwony Rycerz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzerwony Rycerz
Tytuł oryginalnyThe Red Knight
Data wydania13 stycznia 2016
Autor
PrzekładMaria Gębicka-Frąc
Wydawca MAG
CyklSyn zdrajcy
ISBN978-83-7480-630-5
Format832s. 140×220mm; oprawa twarda
Cena49,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Czerwony Rycerz

Esensja.pl
Esensja.pl
Miles Cameron
« 1 2 3 4 5 »

Miles Cameron

Czerwony Rycerz

Był nowy w tym rzemiośle i dobrze urodzony, ale kapitan przyznał, że szybko doszedł do siebie. Z drugiej strony, Michael musiał się jeszcze wiele nauczyć.
– Na kawałki – powtórzył, zwilżając wargi językiem. Zerknął na boki. – Pożarło ją. Ich.
Mniej więcej doszedł do siebie, pomyślał kapitan. Skinął na giermka i popuścił wodze, żeby jego rumak, Grendel, cofnął się o kilka kroków i obrócił. Wielki ogier wietrzył krew i jeszcze coś innego, co mu się nie podobało. Nie lubił większości rzeczy, nawet w najlepszych okolicznościach, a teraz wyraźnie się denerwował i kapitan wyczuwał jego napięcie. Zważywszy, że Grendel nosił stalowy nagłówek z kolcem długim na stopę, jego zdenerwowanie mogło się szybko przełożyć na krwawą jatkę. Kapitan skinął na Toby’ego, który siedział z boku, daleko od odosobnionego domostwa, i jadł, czyli robił to, co lubił najbardziej, kiedy go zostawiano w spokoju. Kapitan odwrócił głowę w stronę chorążego i dwóch marszałków, siedzących w deszczu na niespokojnych wierzchowcach i czekających na jego rozkazy.
– Zostawię Pyskatą i Złego Toma. Będą pełnić straż, dopóki ich nie zluzujemy – powiedział.
Odkrycie zwłok w zagrodzie przerwało ich znojną podróż do fortecy. Jechali od drugiej godziny po północy, po zimnej nocy w obozie i równie zimnej kolacji. Nikt nie wyglądał na zadowolonego.
– Sprowadź łowcę – dodał, zwracając się do giermka. Kiedy odpowiedziała mu cisza, odwrócił głowę. – Michael? – zapytał cicho.
– Panie? – Młodzieniec patrzył na drzwi dworu.
Były dębowe i okute żelazem, lecz mimo to pękły w dwóch miejscach, metalowe zawiasy się zgięły, wysadzone z trzpieni. Trzy równoległe wyżłobienia biegły po drewnie, a w jednym miejscu szpony czysto przecięły ozdobny żelazny zawijas.
– Potrzebujesz chwili, chłopcze? – zapytał kapitan.
Jacques zostawił swojego wierzchowca i teraz stał przy wielkiej głowie Grendela, czujnie łypiąc na kolec.
– N-nie, panie. – Giermek wciąż był oszołomiony, patrząc na drzwi i na to, co leżało za nimi.
– W takim razie przestań się cackać ze sobą, błagam. – Kapitan zsiadł z konia, myśląc, że nazwanie giermka chłopcem wypadło całkiem naturalnie, mimo że pomiędzy nimi było niespełna pięć lat różnicy.
– Panie? – zapytał Michael, niezupełnie wiedząc, co właśnie kazano mu zrobić.
– Ruszaj dupę, chłopcze. Sprowadź łowcę, natychmiast. – Kapitan rzucił wodze słudze.
Jacques w zasadzie nie był sługą. Tak naprawdę był człowiekiem kapitana i jako taki miał własnego służącego, Toby’ego. Chudzielec z wielkimi oczami i szybkimi rękami, ubrany w o wiele za duży czerwony wełniany kaftan, był ich ostatnim nabytkiem.
Toby chwycił konia za uzdę i z uwielbieniem wlepił wzrok w kapitana, zapominając o dużym zimowym jabłku, które trzymał w ręce.
Kapitan nie miał nic przeciwko odrobinie uwielbienia.
– Spłoszył się. Trzymaj go krótko, inaczej będą kłopoty – rzucił szorstko. – Możesz dać mu ogryzek – dodał po chwili, a chłopak się uśmiechnął.
Wszedł do domostwa przez roztrzaskane drzwi. Z bliska zobaczył, że ciemniejszy brąz nie jest wykończeniem. To była krew.
Za jego plecami Grendel krótko parsknął, co zabrzmiało jak szyderstwo – choć trudno powiedzieć, pod czyim adresem: pazia czy jego pana.
Kobieta leżąca tuż za progiem była zakonnicą, zanim została rozpłatana od szyi po miednicę. Uwolnione spod podwiki długie ciemne włosy okalały koszmar brakującej twarzy. Spoczywała w szerokiej kałuży własnej krwi, która spłynęła do szczelin pomiędzy deskami. Na czaszce widniały ślady zębów – skóra przy uchu była postrzępiona, jakby coś przez pewien czas ją żuło, zdzierając z kości. Jedna ręka została urwana, starannie obgryziona do ścięgien i kości, a potem ułożona z powrotem przy trupie. Biała dłoń ze srebrnym pierścieniem z wygrawerowanymi literami IHS i krzyżem pozostała nietknięta.
Kapitan przez długi czas patrzył na kobietę.
Tuż za zmasakrowanymi zwłokami zakonnicy w kałuży krwi, która już zbrązowiała i skrzepła w wilgotnym, chłodnym powietrzu, widniał odcisk. Krew wsiąkła w sosnowe deski podłogi, od pokoleń wygładzone przez bose stopy, więc skraje śladu były zatarte, ale całość wyraźna – odcisk wielkości kopyta rumaka bojowego albo nawet większy, trójpalczasty.
Kapitan usłyszał, że jego łowca podjeżdża i zsiada z konia. Nie odwrócił się, skupiony na podwójnym zadaniu, jakim było powstrzymanie się od wymiotów i zapamiętanie tej sceny.
Drugi rozmazany odcisk widniał na progu, gdzie stworzenie się obróciło, żeby przejść pod niskim łukiem do głównej izby. Pazury wyryły bruzdę w sośnie i podobną w desce pod ścianą z wiklinowej plecionki obrzuconej gliną. Świeży ślad.
– Dlaczego ta umarła tutaj, a pozostali w ogrodzie? – zapytał.
Gelfred ostrożnie wyminął ciało. Jak większość szlachetnie urodzonych, nosił krótką laskę – w zasadzie kijek okuty srebrem, jak różdżka szarlatana. Albo czarnoksiężnika. Najpierw jej użył, żeby wskazać coś lśniącego, a potem wyłuskał to spomiędzy desek podłogi.
– Bardzo dobrze – pochwalił go kapitan.
– Umarła dla nich – powiedział Gelfred. Z jego laski zwisał srebrny krzyż wysadzany perłami. – Próbowała powstrzymać napastnika. Dała innym czas na ucieczkę.
– Gdyby tylko się udało – skomentował kapitan. Wskazał na ślady.
Gelfred kucnął przy bliższym, obrysował go laską i zaklaskał językiem.
– No, no – mruknął. Jego nonszalancja była odrobinę zbyt wystudiowana. Poza tym miał bladą twarz.
Kapitan nie mógł się temu dziwić. W swoim krótkim, acz pełnym martwych ciał życiu nieczęsto widział tak okaleczone zwłoki. Część jego świadomego umysłu trochę się błąkała, rozważając, czy kobiecość zakonnicy i piękno jej włosów miały wpływ na tę masakrę. Czy było to coś w rodzaju zbezczeszczenia? Rozmyślnego świętokradztwa?
Druga, bardziej zahartowana część podążała odrębną ścieżką. Urwana ręka została odłożona na miejsce. Zakrwawione oczodoły były okolone przez ślady zębów. Kapitan mógł sobie wyobrazić oczy, aż nazbyt dobrze.
Makabryczne dzieło miało wzbudzić przerażenie. Całość wyglądała niemal artystycznie.
Poczuł w ustach smak soli i się odwrócił.
– Nie udawaj twardego przez wzgląd na mnie, Gelfredzie – powiedział. Splunął na podłogę, próbując pozbyć się smaku, żeby nie zrobić z siebie widowiska.
– Nigdy nie widziałem niczego gorszego, i taki jest fakt. – Gelfred odetchnął przeciagle, powoli. – Bóg nie powinien na to pozwolić! – dodał z goryczą.
– Gelfredzie – zaczął kapitan z gorzkim uśmiechem – Boga to gówno obchodzi.
Ich oczy się spotkały. Gelfred odwrócił wzrok.
– Dowiem się tego, co trzeba wiedzieć – oznajmił z ponurą miną. Nie spodobały mu się bluźnierstwa kapitana, tyle mówiła jego twarz. Szczególnie wtedy, kiedy miał pracować z mocą boską.
Gelfred dotknął laską środka odcisku i nagle coś się zmieniło, jakby ich oczy musiały się dostosować do nowego źródła światła albo silniejszego blasku słońca.
Pater noster qui es in caelus – zaintonował psalm.
Kapitan go zostawił.
W ogrodzie giermek ser Thomasa i sześciu łuczników odarli martwych z cennych rzeczy, zebrali rozrzucone części ciał, dopasowując je w miarę możliwości, i ułożyli zwłoki owinięte w peleryny. Dwóch mężczyzn pozieleniało, a smród wymiocin był taki silny, że niemal maskował fetor krwi i fekaliów. Trzeci łucznik wycierał ręce w płócienną koszulę.
Ser Thomas – Zły Tom dla każdego człowieka w kompanii – miał sześć stóp i sześć cali wzrostu, niskie czoło i paskudny charakter. Łatwo wpadał w złość i nie zaliczał się do tych, z którymi warto zadzierać. Bacznie obserwował swoich ludzi, trzymając w ręce amulet. Odwrócił się, gdy usłyszał chrzęst stalowych trzewików kapitana na wyłożonej kamieniami ścieżce, i niedbale mu zasalutował.
– Sądzę, kapitanie, że młodzi zasłużyli na dzisiejszy żołd.
Niewiele to znaczyło, ponieważ nie dostaną ani miedziaka, dopóki nie podpiszą kontraktu.
Kapitan tylko chrząknął. W ogrodzie leżało sześć trupów.
Zły Tom uniósł brew i coś mu podał.
Kapitan ściągnął wargi. Schował łańcuszek do sakiewki u pasa i poklepał Złego Toma po naramienniku.
– Zostań tu i miej oczy szeroko otwarte – powiedział. – Mogę ci dać Pyskatą i Wałacha.
Zły Tom wzruszył ramionami. Oblizał usta.
– Ja i Pyskata nie zawsze się zgadzamy.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Podaj cegłę
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.