Ciasteczko śmierci
WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Peryferal |
Tytuł oryginalny | The Peripheral |
Data wydania | 13 kwietnia 2016 |
Autor | William Gibson |
Przekład | Krzysztof Sokołowski |
Wydawca | MAG |
Seria | Uczta Wyobraźni |
ISBN | 978-83-7480-639-8 |
Format | 432s. oprawa twarda |
Cena | 39,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
PeryferalWilliam Gibson
William GibsonPeryferal2 Ciasteczko śmierci Nethertona obudził znacznik Rainey pulsujący mu pod powiekami w rytm powolnego bicia serca. Otworzył oczy. Nawet nie próbując poruszyć głową, potwierdził, że jest w łóżku, sam. W obecnych okolicznościach dobrze i dobrze. Powoli unosił głowę z poduszki, coraz wyżej, aż zobaczył, że jego rzeczy nie leżą tam, gdzie, jak mu się wydawało, je rzucił. Wówczas czyściciele wypełzłyby ze swych gniazd pod łóżkiem, odciągnęły je, obrały z choćby niewidzialnych cząsteczek tłuszczu, płatków skóry, zanieczyszczeń atmosferycznych, resztek jedzenia i innych. – Brudne – powiedział ochryple, poświęciwszy przelotną chwilę rozważaniom, co by było, gdyby czyściciele miały psychikę. Głowa opadła mu na poduszkę. Znacznik Rainey strobował, żądał wyjaśnień. Usiadł. Wstać… to będzie prawdziwa próba sił. – Tak? Strobowanie ustało. – Un petit probleme – oznajmiła Rainey. Zamknął oczy, ale wtedy został tylko jej znacznik, więc znów je otworzył. – Ona jest twoim pieprzonym problemem, Wilf. Skrzywił się, sprawiło mu to zdumiewający ból. – Zawsze byłaś taka purytańska? Jakoś nie zauważyłem? – Jesteś reklamiarzem. Ona celebrytką. Związek międzygatunkowy. Oczy, o numer za duże na oczodoły, wydawały mu się szorstkie. – Pewnie dociera do plamy – powiedział, próbując instynktownie stworzyć wrażenie, że jest czujny i w pełni kontroluje sytuację, choć w istocie miał spodziewanego, lecz nie mniej przez to strasznego, kaca. – Już są prawie nad nią. Z twoim problemem. – Co zrobiła? – Jeden z jej stylistów jest też, najwyraźniej, tatuatorem. I znów znacznik zdominował jego własną, bolesną ciemność. – Tego nie zrobiła – powiedział, otwierając oczy. – Zrobiła? – Zrobiła. – Mieliśmy w tej sprawie bardzo dokładną umowę ustną. – Załatw to. Teraz. Świat patrzy, Wilf. W każdym razie tyle świata, ile zdołaliśmy ściągnąć. Świat zadaje sobie teraz pytanie: czy Daedra West pogodzi się z plamiarzami? Pyta: czy popchną nasz projekt? Chcemy odpowiedzi „tak” i „tak”. – Dwóch ostatnich posłów zjedli na śniadanie – powiedział. – Halucynowali w synchu z lasem kodu, przekonani, że ich goście to szamanistyczne duchy zwierząt. W zeszłym miesiącu, w Connaught, przez pełne trzy dni przekazywałem jej wytyczne. Dwóch antropologów. Trzech neoprymitywistycznych kuratorów sztuki. Żadnych tatuaży. Naskórek czysty, nowiutki, jak spod igły. No i mamy. – Zniechęć ją do tego pomysłu, Wilf. Wstał. Tytułem próby. Nagi pokuśtykał do toalety. Odlał się najgłośniej, jak potrafił. – Do czego dokładnie mam ją zniechęcić? – Lotu na paralotni… – Przecież taki był plan… – Bez niczego oprócz jej nowych tatuaży. – Poważnie? Powiedz, że nie. – Poważnie – powiedziała Rainey. – Ich estetyka, jeśli nie zauważyłaś, opiera się na pojęciach niezłośliwych raków skóry, dodatkowych sutków. Konwencjonalne tatuaże to ikoniczna oznaka statusu. Jakby przed spotkaniem z papieżem założyć na fiuta pierścień erotyczny i dopilnować, by widział, jak się wystroiłeś. Prawdę mówiąc, to jeszcze gorzej. Jak to wygląda? – Sam nazywasz ich postludzkim śmieciem. – Pytam o tatuaże! – Mają coś wspólnego z Wirem. Abstrakcyjne. – Kulturowe zawłaszczenie. Wspaniale! Gorzej już być nie mogło. Na twarzy? Szyi? – Na szczęście nie. Możesz namówić ją na kombinezon, drukujemy go właśnie na mobie, i może uda się jeszcze ocalić projekt. Podniósł głowę. Spojrzał w sufit. Wyobraził sobie, że sufit się otwiera, a on wstępuje w… nie miał pojęcia w co. – Jest jeszcze sprawa saudyjskiego wsparcia – powiedziała Rainey. – Poważnego wsparcia. Widoczne tatuaże to już może być za dużo. Nagość pozostaje nienegocjowalna. – Nagość mogą odebrać jako sygnał dostępności seksualnej. – On sam tak ją odebrał. – Saudyjczycy? – Nie. Plamiarze. – Może przyjmą to jako jej ofertę: jestem waszym posiłkiem, ale tak czy inaczej to będzie ich ostatni posiłek. Jest ciasteczkiem z wróżbą śmierci, Wilf. I będzie nim przez następny mniej więcej tydzień. Jeśli ktoś choćby ukradnie jej całusa, ma jak w banku wstrząs anafilaktyczny. Jest też coś z paznokciami jej kciuków, ale o tym wiemy mniej. Przewiązał biały ręcznik w pasie. Pomyślał o karafce wody stojącej na marmurowym barze i poczuł, jak ściska mu się żołądek. – Lorenzo – wezwała nieznany mu znacznik. – Wilf Netherton wyświetla się na twoim feedzie w Londynie. Omal nie zwymiotował. Przez nagły przypływ danych: jaskrawe mętne światło nad Plamą Śmieci, poczucie ruchu w przód. 3 Odbugowanie Udało się. Skończyła rozmowę, nie wspominając o Burtonie. W liceum Shaylene chodziła z nim, tak trochę, ale naprawdę zainteresował ją, kiedy zwolniono go z marines z tym wszystkim, co mu wisiało na piersi, no i były jeszcze krążące po miasteczku historie o Pierwszej Haptycznej Zwiadu… Flynne miała wrażenie, że bawi się w coś, co różne telewizyjne „Rozmowy o związkach” nazywały „uromantycznieniem patologii”. Ale w okolicy nie dało się łatwo znaleźć czegoś lepszego. W każdym razie, jak Shaylene, bała się, że Burton wpadnie w kłopoty z powodu Łukaszów 4:5, i przynajmniej pod tym jednym względem były zgodne. Nikt nie lubił Łukaszów 4:5, ale Burton wpadł na poważnie. Ona sama miała wrażenie, że tylko znaleźli się we właściwym miejscu we właściwym czasie, ale i tak się ich bała. Zaczęli jako kościół czy też może w kościele, nie lubili gejów, aborcji, nawet kontroli urodzin. Oprotestowywali wojskowe pogrzeby, duża rzecz. W zasadzie byli po prostu dupkami, uważającymi, że dowodem boskiego uznania dla ich działań jest sam fakt, że wszyscy inni mają ich za dupków. Burtonowi służyli jako sposób na uwolnienie się od tego czegoś, co go krępowało zawsze, gdy nie był wśród nich. Pochyliła się, zajrzała pod stół. Szukała czarnej nylonowej pochwy, w której trzymał tomahawk. Nie byłoby dobrze, gdyby zabrał go ze sobą do Davisville. Nazywał go toporkiem, nie tomahawkiem, ale toporek to coś, czym rąbie się drewno. Przyciągnęła pochwę do siebie. Nie musiała jej otwierać, ale i tak otworzyła. U góry była szersza, żeby zmieścić tę część, którą rąbie się drewno. Wyglądała trochę jak ostrze dłuta, chociaż miała kształt orlego dzioba. No i toporek jest z drugiej strony płaski, jak młotek, a tomahawk miał dziób, mniejszy od ostrza, ale podobny, chociaż wygięty w drugą stronę. Oba miały grubość małego palca i były tak ostre, że mogły skaleczyć, nim się poczuło, że tną skórę. Drewniany trzonek, zgrabnie wygięty, nasycony był czymś, co sprawiało, że drewno wydawało się twardsze i bardzo elastyczne. Twórca narzędzia miał kuźnię w Tennesee, wszyscy żołnierze Pierwszej Haptycznej Zwiadu sprawili sobie u niego takie zabawki. Ta wyglądała na używaną. Uważając na palce, zamknęła pochwę. Wsunęła ją z powrotem pod stół. Przesunęła telefonem przez wyświetlacz, w ten sposób sprawdziła mapę okręgu Borsuka. Oznaka Shaylene wskazywała jej obecność w Forever Fab, cząstka niepokojącego fioletu w pierścieniu emo. Nie wydawało się, by ktokolwiek robił cokolwiek interesującego. Nic dziwnego. Madison i Janice grali, Sukhoi Flankers, staroświecki sym lotów, Madison na nim zarabiało najwięcej. Ich pierścienie były beżowe, oznaka zanudzenia na śmierć, ale tę barwę u nich miały zawsze. A więc pracowały dziś cztery znane jej osoby… łącznie z nią samą. Wygięła telefon, tak jak lubiła do gier, wpisała „Hak Dziad” w okienko loginu, i cholernie długie hasło. Wcisnęła „GO”. Nic się nie zdarzyło, a potem nagle cały displej rozjarzył się jakby strzeliła lampa w antycznym aparacie fotograficznym na starym filmie, zabłysł srebrno niczym pamiątki po haptykach. Zamrugała. A potem uniosła się z tego, o czym Burton powiedział jej, że będzie lądowiskiem na dachu furgonetki. Jakby siedziała w windzie. Nie miała jeszcze żadnej kontroli. A wszędzie wokół, i tego już Burton nie powiedział, słyszała ciche lecz natarczywe szepty, chmurę niewidzialnych elfów, dyspozytorów policji. I to inne wieczorne światło, deszczowe, różane i srebrzyste, a po lewej rzeka barwy zimnego ołowiu. Mroczny kopiec miasta, w dali wieże, trochę świateł. Kamerka w dół, widok białego kwadratu furgonetki, coraz mniejszego w perspektywie ulicy. Kamerka w górę, w dali wielki, wysoki budynek, skalna ściana wielkości świata. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Nieodległe przyszłości
— Karolina Rochnowska
Między zimnym żelazem a Kruchym Lodem. Łamigłówka
— Beatrycze Nowicka
Trylogia Ciągu: Mona Liza Turbo
— Miłosz Cybowski
Trylogia Ciągu: Graf Zero
— Miłosz Cybowski
Trylogia Ciągu: Neuromancer
— Miłosz Cybowski
Esensja czyta: Wrzesień 2012
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady
U źródeł pary i punka
— Jędrzej Burszta
Cudzego nie znacie: Cyberpunk nasz powszedni
— Michał R. Wiśniewski
Dziewiętnastowieczna rewolucja komputerowa
— Maciej Popis
To nasz świat
— Konrad Wągrowski