Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Steven Erikson
‹Wspomnienie lodu: Cień przeszłości›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWspomnienie lodu: Cień przeszłości
Tytuł oryginalnyMemories of Ice
Data wydanialipiec 2002
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMalazańska Księga Poległych
ISBN83-89004-25-9
Format507s. 115x185mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wspomnienie lodu

Esensja.pl
Esensja.pl
Steven Erikson
« 1 2

Steven Erikson

Wspomnienie lodu

Kiedyś w przeszłości pękła tu ziemia. Rana była tak głęboka, że wypłynęła z niej rzeka lawy, ciągnąca się od horyzontu po horyzont. Potężny, czarny pas skały i popiołu ciągnął się na południowy zachód, ku odległemu morzu. Zdołały tu zapuścić korzenie jedynie najdrobniejsze roślinki. Rzucająca kości – dźwigająca pod obiema pachami po jaghuckim dziecku – wzbijała stopami w powietrze gęste obłoki pyłu, które wcale nie chciały opadać na ziemię.
Pomyślała, że chłopiec ma pewnie z pięć lat, a jego siostra zapewne cztery. Dzieci sprawiały wrażenie nie do końca świadomych. Z pewnością żadne z nich nie zrozumiało matki, gdy ta uściskała je na pożegnanie. Po długiej ucieczce przez L’amath i Jaghra Til były w szoku. Z pewnością nie pomagał im też fakt, że widziały na własne oczy makabryczną śmierć ojca.
Uczepiły się rzucającej kości brudnymi rączkami niczym straszliwe przypomnienia jej własnego dziecka, które niedawno utraciła. Były tak rozpaczliwie głodne, że po chwili zaczęły ssać jej piersi. Wkrótce potem zasnęły.
W miarę, jak zbliżała się do wybrzeża, wyciek lawy stawał się coraz cieńszy. Po prawej stronie pojawiły się wzgórza, przechodzące w odległe góry. Przed nią ciągnęła się płaska równina, kończąca się odległą o półtorej mili granią. Choć tego nie widziała, zdawała sobie sprawę, że za granią teren opada ku morzu. Równina usiana była regularnie rozmieszczonymi wzniesieniami. Rzucająca kości zatrzymała się, by przyjrzeć się im uważniej. Wzgórza tworzyły koncentryczne kręgi, w których centrum znajdowała się większa kopuła. Wszystko to pokrywał płaszcz lawy i popiołu. Na skraju równiny, u podnóża pierwszego szeregu wzgórz, wznosiła się przypominająca spróchniały ząb wieża. Same wzgórza – co zauważyła już wtedy, gdy dotarła tu po raz pierwszy – były zbyt regularnie rozmieszczone, by mogły być tworem natury.
Rzucająca kości uniosła głowę. Łączące się ze sobą zapachy były łatwe do rozpoznania, jeden starożytny i martwy, a drugi… mniej. Chłopiec poruszył się w jej uścisku, nie obudził się jednak.
– Ach – wyszeptała. – Ty też to czujesz.
Ruszyła brzegiem równiny ku poczerniałej wieży.
Brama groty znajdowała się tuż za zmurszałą budowlą. Wisiała w powietrzu, na wysokości sześciokrotnie większej niż wzrost rzucającej kości. Widziała ją jako czerwoną pręgę, ranę, która przestała już krwawić. Nie poznawała groty, gdyż dawne uszkodzenia zamazywały charakterystykę portalu. Ogarnął ją lekki niepokój.
Położyła dzieci pod ścianą wieży, po czym usiadła na zwalonym fragmencie muru. Popatrzyła na dwoje młodych Jaghutów, którzy nadal spali, zwinięci na łożu z popiołu.
– Jaki mam wybór? – wyszeptała. – To musi być Omtose Phellack. Z pewnością nie jest to Tellann. Starvald Demelain? Mało prawdopodobne. – Coś nieustannie przyciągało jej wzrok do pierścieni wzgórz. – Kto tu mieszkał? Kto jeszcze zwykł wznosić budowle z kamienia? – Umilkła na chwilę, po czym ponownie przeniosła uwagę na ruiny. – Ta wieża to ostateczny dowód. Z pewnością jest dziełem Jaghutów, a nie wznieśliby podobnej budowli w sąsiedztwie nieprzyjaznej groty. Nie, ta brama musi prowadzić do Omtose Phellack.
Były też jednak inne niebezpieczeństwa. Jeśli dorosły Jaghut spotka w grocie dwoje dzieci nieswojej krwi, może je z równym prawdopodobieństwem zabić, jak i adoptować.
– Ale w takim przypadku ich śmierć obciąży kogoś innego. Jaghuta. – Ta myśl nie pocieszyła jej zbytnio. „Nic mnie nie obchodzi, kto spośród was nas zabija. Liczy się tylko to, że nas zabijacie.” Wypuściła z sykiem powietrze między zębami. – Jakie mam wyjście? – zapytała raz jeszcze.
Pozwoli im jeszcze chwilę pospać. Potem wyśle je na drugą stronę bramy. Zamieni słowo z chłopcem: „Opiekuj się siostrą. Podróż nie będzie trwała długo”. Obojgu powie: „Czeka tam na was matka”. Będzie to kłamstwo, potrzebowali jednak czegoś, co da im odwagę. „Jeśli ona was nie znajdzie, uczyni to ktoś z jej krewnych. Idźcie. Znajdziecie tam bezpieczeństwo i ratunek.”
Ostatecznie, cóż mogłoby być gorsze od śmierci?

Wstała, gdy się zbliżyli. Pran Chole powęszył i zmarszczył brwi. Jaghutka nie odsłoniła swej groty. Co jeszcze bardziej niepokojące, gdzie się podziały jej dzieci?
– Wita nas ze spokojem – mruknął Cannig Tol.
– To prawda – zgodził się rzucający kości.
– To mi się nie podoba. Powinniśmy zabić ją natychmiast.
– Chce z nami porozmawiać – wskazał Pran Chole.
– Spełnienie tego pragnienia groziłoby śmiercią.
– Nie mogę temu zaprzeczyć, wodzu klanu. Niemniej jednak… co zrobiła z dziećmi?
– Nie wyczuwasz ich?
Pran Chole potrząsnął głową.
– Przygotuj włóczników – rzucił, ruszając w stronę Jaghutki.
Jej oczy pełne były spokoju, tak głębokiej akceptacji nadchodzącej śmierci, że rzucający kości był wstrząśnięty. Pran Chole przeszedł przez sięgającą łydek wodą, wyszedł na piaszczystą wysepkę i przyjrzał się Jaghutce.
– Co z nimi zrobiłaś? – zapytał.
Matka uśmiechnęła się, odsłaniając długie kły.
– Tu ich nie ma.
– A gdzie są?
– Poza twoim zasięgiem, rzucający kości.
Pran Chole zasępił się jeszcze bardziej.
– To są nasze ziemie. Nie ma tu żadnego miejsca, które byłoby poza naszym zasięgiem. Czyżbyś zabiła je własnymi rękami?
Jaghutka uniosła głowę, przyglądając się Imassowi.
– Zawsze sądziłam, że jesteście zjednoczeni w nienawiści do naszego rodzaju. Byłam dotąd przekonana, że takie pojęcia, jak litość i współczucie są obce waszej naturze.
Rzucający kości wpatrywał się w kobietę przez długi czas, po czym opuścił wzrok, by przyjrzeć się miękkiej, gliniastej glebie.
– Była tu kobieta Imassów – stwierdził. – Rzucająca kości… – Ta, której nie mogłem znaleźć, gdy chodziłem z duchami. Ta, która mi na to nie pozwoliła. – Co ona zrobiła?
– Zbadała tę krainę – odparła Jaghutka – i daleko na południu znalazła bramę, która prowadzi do Omtose Phellack.
– Cieszę się, że nie jestem matką – odrzekł Pran Chole.
A ty, kobieto, powinnaś się cieszyć, że nie jestem okrutny.
Skinął dłonią. Ciężkie włócznie przeszyły powietrze. Sześć długich, żłobionych grotów przeszyło skórę na piersi Jaghutki. Kobieta zachwiała się, a potem osunęła na ziemię z grzechotem drzewc.
Tak zakończyła się trzydziesta trzecia wojna jaghucka.
Pran Chole odwrócił się błyskawicznie.
– Nie mamy czasu na ciałopalenie. Musimy ruszać na południe. Szybko.
Gdy wojownicy wyciągali włócznie ze zwłok, Cannig Tol podszedł do rzucającego kości i przyjrzał się mu, mrużąc powieki.
– Co cię niepokoi?
– Dzieci zabrała rzucająca kości – renegatka.
– Na południe?
– Do Morn.
Brwi wodza klanu zmarszczyły się głęboko.
– Chciała uratować dzieci tej kobiety. Jest przekonana, że rozdarcie prowadzi do Omtose Phellack.
Z twarzy Canniga Tola odpłynęła krew.
– Ruszaj do Morn, rzucający kości – wyszeptał wódz klanu. – Nie jesteśmy okrutni. Śpiesz się.
Pran Chole pokłonił się. Pochłonęła go grota Tellann.
koniec
« 1 2
11 kwietnia 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Lód, lud, brud i smród
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.