Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neil Gaiman
‹Koralina›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKoralina
Tytuł oryginalnyCoraline
Data wydaniakwiecień 2003
Autor
PrzekładPaulina Braiter
Wydawca MAG
ISBN83-89004-34-8
Format160s.
Cena19,50
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Koralina

Esensja.pl
Esensja.pl
Neil Gaiman
« 1 2 3

Neil Gaiman

Koralina

3.
Następnego dnia świeciło słońce i matka Koraliny zabrała ją do najbliższego dużego miasta, żeby kupić strój do szkoły. Podrzuciły ojca na dworzec kolejowy. Wybierał się na cały dzień do Londynu na spotkanie z jakimiś ludźmi.
Koralina pomachała mu na pożegnanie.
Razem weszły do sklepu.
Koralina natychmiast znalazła jaskrawoseledynowe rękawiczki, które bardzo jej się spodobały. Matka nie chciała ich jednak kupić. Zamiast tego wybrała białe skarpetki, granatowe szkolne rajstopy, cztery szare bluzy i ciemnoszarą spódnicę.
– Ale mamo, wszyscy w szkole mają szare bluzy i tak dalej. Nikt nie ma zielonych rękawiczek. Byłabym jedyna.
Matka puściła jej słowa mimo uszu. Rozmawiała ze sprzedawczynią. Dyskutowały o tym, jaki sweter kupić Koralinie, i zgadzały się, że najlepszy będzie okropnie wielki i obwisły. Miały nadzieję, że któregoś dnia do niego dorośnie.
Koralina odeszła na bok i zaczęła oglądać wystawę pełną kaloszy w kształcie żab, kaczek i królików.
Potem wróciła.
– Koralino? A, tu jesteś. Gdzie się u licha podziewałaś?
– Porwali mnie obcy – oznajmiła Koralina. – Przylecieli z kosmosu, mieli lasery, ale oszukałam ich, bo założyłam perukę i śmiałam się z obcym akcentem. Nie poznali mnie i uciekłam.
– Tak, kochanie. Myślę, że przydałyby ci się jeszcze spinki do włosów. Nie sądzisz?
– Nie.
– Powiedzmy pół tuzina, tak na wszelki wypadek – mruknęła matka.
Koralina milczała.
Już w samochodzie, w drodze do domu, Koralina spytała.
– Co jest w pustym mieszkaniu?
– Nie wiem. Pewnie nic. Zapewne wygląda tak jak nasze, nim się wprowadziliśmy. Puste pokoje.
– Myślisz, że moglibyśmy dostać się do niego z naszego mieszkania?
– Nie, chyba że potrafisz przenikać przez ceglane ściany, kochanie.
– Ach tak.
Wróciły do domu w porze lunchu. Słońce świeciło, lecz dzień był chłodny. Matka Koraliny zajrzała do lodówki i znalazła smutnego, samotnego pomidora oraz kawałek sera porośniętego czymś zielonym. W chlebaku została tylko skórka.
– Lepiej skoczę do sklepu i kupię paluszki rybne czy coś w tym stylu – powiedziała z westchnieniem matka. – Chcesz iść ze mną?
– Nie – odparła Koralina.
– Jak sobie życzysz – mruknęła matka i wyszła. Po chwili wróciła, zabrała torebkę i kluczyki, i znów zniknęła.
Koralina się nudziła.
Zaczęła przerzucać kartki książki, którą czytała matka. Książka traktowała o tubylcach z dalekiego kraju, o tym, jak co dnia biorą kawałki białego jedwabiu, rysują na nim woskiem, potem zanurzają jedwabie w farbie, znów rysują woskiem, znów farbują. Następnie usuwają wosk, gotując jedwab w gorącej wodzie i w końcu wrzucają piękne tkaniny w ogień i palą je na popiół.
Koralinie wszystko to wydało się kompletnie bezsensowne. Miała jednak nadzieję, że przynajmniej tamci ludzie dobrze się bawią.
Wciąż się nudziła, a matka nadal nie wracała.
Koralina zabrała krzesło, przysunęła je do drzwi kuchennych. Wdrapała się na siedzenie i wyciągnęła rękę. Zeszła, ze schowka wyjęła szczotkę, wróciła na krzesło i sięgnęła szczotką.
Brzęk.
Zeszła z krzesła i podniosła klucze. Uśmiechnęła się zwycięsko. Potem odstawiła szczotkę pod ścianę i ruszyła do salonu.
Rodzina nie korzystała z tego pokoju. Meble odziedziczyli po babce Koraliny, podobnie drewniany stolik kawowy, boczny stolik, ciężką szklaną popielnicę i obraz olejny przedstawiający misę z owocami. Koralina nie mogła zrozumieć, czemu ktokolwiek miałby chcieć malować misę z owocami. Poza tym pokój był pusty – żadnych bibelotów na kominku, figurek ani zegarów. Nic, co sprawiałoby, że wydałby się przytulniejszy, zamieszkany.
Stary czarny klucz zdawał się zimniejszy niż pozostałe. Wepchnęła go do dziurki. Obrócił się gładko, z zadowalającym szczęknięciem.
Koralina zamarła nasłuchując. Wiedziała, że robi coś, czego nie powinna, i nadstawiała uszu, czy przypadkiem matka nie wróciła. Niczego jednak nie usłyszała. Potem położyła dłoń na gałce, przekręciła ją i w końcu otwarła drzwi.
Za nimi rozciągał się ciemny korytarz. Cegły zniknęły, jakby nigdy ich tam nie było. Z otwartych drzwi wypływał lodowaty zapach wilgoci. Woń ta przywodziła na myśl coś bardzo starego i bardzo powolnego.
Koralina przeszła przez drzwi.
Zastanawiała się, jak będzie wyglądało puste mieszkanie – jeśli to do niego prowadzi korytarz.
Z każdym krokiem ogarniał ją większy niepokój. Korytarz wydawał się bardzo znajomy.
Wykładzina pod jej stopami była tą samą wykładziną, która leżała u nich w mieszkaniu. Tapeta tą samą tapetą. Wiszący w holu obraz był tym samym obrazem, który wisiał u nich w domu.
Wiedziała, gdzie się znalazła: we własnym mieszkaniu. W ogóle z niego nie wyszła.
Oszołomiona pokręciła głową.
Zaczęła wpatrywać się w wiszący na ścianie obraz: nie, nie był dokładnie taki sam. Ten u nich w domu przedstawiał chłopca w staroświeckim ubraniu, patrzącego na bańki mydlane. Teraz jednak chłopak miał zupełnie inny wyraz twarzy – patrzył na bańki, jakby zamierzał zrobić z nimi coś paskudnego. W jego oczach kryło się coś dziwnego.
Koralina przyglądała się uważnie, próbując ustalić, czym różnią się obrazy.
Niemal jej się udało, gdy nagle ktoś powiedział:
– Koralina?
Brzmiało to zupełnie jak głos jej matki. Koralina weszła do kuchni, z której dobiegał. Stała w niej kobieta, zwrócona do niej plecami. Przypominała nieco matkę Koraliny, tyle że…
Tyle że skórę miała białą jak papier.
Tyle że była wyższa i chudsza.
Tyle że palce miała za długie i cały czas nimi poruszała, a jej ciemnoczerwone paznokcie były ostre i zakrzywione.
– Koralina? – powtórzyła kobieta. – To ty?
A potem się odwróciła. Zamiast oczu miała wielkie czarne guziki.
– Czas na lunch, Koralino – oznajmiła kobieta.
– Kim jesteś? – spytała Koralina.
– Jestem twoją drugą matką – oznajmiła kobieta. – Idź, powiedz twojemu drugiemu ojcu, że lunch już gotowy. – Otworzyła drzwiczki piekarnika. Nagle Koralina uświadomiła sobie, jak bardzo jest głodna. Jedzenie pachniało cudownie. – No, dalej.
Koralina ruszyła korytarzem w stronę pokoju, w którym mieścił się gabinet ojca. Otworzyła drzwi. Przy komputerze siedział mężczyzna, zwrócony do niej plecami.
– Cześć – zagadnęła. – Ja… To znaczy, ona kazała powiedzieć, że lunch jest już gotowy.
Mężczyzna odwrócił się.
Zamiast oczu miał guziki, wielkie, czarne i błyszczące.
– Cześć, Koralino – powiedział. – Umieram z głodu.
Wstał i wraz z nią wrócił do kuchni. Usiedli przy stole. Druga matka Koraliny przyniosła im lunch – wielkiego, złocistobrązowego pieczonego kurczaka, pieczone ziemniaki, mały zielony groszek. Koralina zaczęła pałaszować. Wszystko smakowało wspaniale.
– Bardzo długo na ciebie czekaliśmy – oznajmił drugi ojciec Koraliny.
– Na mnie?
– Tak – potwierdziła druga matka. – Bez ciebie nie było tu tak samo. Ale wiedzieliśmy, że któregoś dnia się zjawisz i staniemy się prawdziwą rodziną. Jeszcze kurczaka?
To był najlepszy kurczak, jakiego kiedykolwiek jadła. Jej matka czasami także piekła kurczaka, zawsze jednak pochodził z paczki albo z zamrażarki, był bardzo suchy i smakował zupełnie nijako. Gdy to ojciec Koraliny przyrządzał kurczaka, kupował prawdziwego, ale robił z nim dziwne rzeczy, na przykład dusił w winie albo nadziewał suszonymi śliwkami czy zapiekał w cieście i Koralina z zasady odmawiała nawet spróbowania.
Wzięła dokładkę kurczaka.
– Nie wiedziałam, że mam jeszcze drugą matkę – rzekła ostrożnie.
– Oczywiście, że masz. Każdy ma. – Czarne guzikowe oczy drugiej matki błysnęły. – Może po lunchu będziesz chciała pobawić się w swoim pokoju ze szczurami?
– Ze szczurami?
– Z góry.
Koralina nigdy nie widziała szczura, wyłącznie w telewizji. Już nie mogła się doczekać. Wyglądało na to, że dzień będzie jednak bardzo interesujący.
Po lunchu drudzy rodzice pozmywali, a Koralina poszła do swej drugiej sypialni.
Różniła się od sypialni w domu. Po pierwsze, pomalowano ją na zielono, w ohydnym odcieniu, oraz w równie dziwacznym odcieniu różowego.
Koralina uznała, że nie chciałaby tu sypiać, ale same kolory są zdecydowanie ciekawsze niż w jej własnej sypialni.
W pokoju znalazła mnóstwo niesamowitych rzeczy, których nigdy wcześniej nie oglądała: nakręcane anioły, fruwające po sypialni niczym spłoszone wróble, książki z obrazkami, które wiły się, pełzały i migotały, małe czaszki dinozaurów; gdy przechodziła, kłapały na nią zębami. Całą skrzynkę, pełną cudownych zabawek.
Tak już lepiej – pomyślała Koralina. Wyjrzała przez okno. Na zewnątrz widok był taki sam, jak z jej własnej sypialni: drzewa, pola, a dalej za nimi na horyzoncie odległe, fioletowe wzgórza.
Coś czarnego przebiegło przez podłogę i zniknęło pod łóżkiem. Koralina uklękła i zajrzała w mrok. Z ciemności spojrzało na nią pięćdziesięcioro małych czerwonych oczu.
– Cześć – powiedziała Koralina. – Czy jesteście szczurami?
Wówczas wyszły spod łóżka, mrugając, oślepione światłem. Miały krótkie, czarne jak sadza futerko, małe czerwone oczy, różowe łapki przypominające maleńkie dłonie i różowe bezwłose ogony, podobne do długich, gładkich dżdżownic.
– Umiecie mówić? – zapytała.
Największy, najczarniejszy ze szczurów pokręcił głową. Nieprzyjemnie się uśmiecha – pomyślała Koralina.
– Co zatem potraficie?
Szczury utworzyły krąg.
Zaczęły wdrapywać się na siebie, ostrożnie, lecz szybko. Po chwili ustawiły się w piramidę z największym szczurem na szczycie.
I wtedy zaśpiewały wysokimi szepczącymi głosami.
Mamy ogony, uszy jak liście,
Mamy zębiska, gryźć umiemy,
Byliśmy tu, nim upadliście,
Będziemy tu, gdy powstaniemy.
Nie była to ładna piosenka. Koralina miała nieodparte wrażenie, że słyszała ją już kiedyś, bądź coś bardzo podobnego. Nie potrafiła jednak sobie przypomnieć, gdzie.
A potem piramida się rozpadła i szczury, szybkie i czarne, pomknęły w stronę drzwi. Na progu stał drugi szalony starzec z góry. W dłoniach trzymał czarny cylinder. Szczury wbiegły po nim, wciskając się do kieszeni, pod koszulę, pod nogawki, na plecy.
Największy szczur wdrapał się na ramiona starego człowieka, chwycił się długich szarych wąsów, minął oczy z wielkich czarnych guzików i wylądował na czubku głowy.
Po kilku sekundach jedynym śladem obecności szczurów pozostały ruchliwe wybrzuszenia na ubraniu starca, poruszające się nieustannie. A także największy szczur, który spoglądał z czubka jego głowy na Koralinę błyszczącymi czerwonymi oczami.
Stary człowiek założył cylinder i ostatni szczur zniknął.
– Witaj, Koralino – rzekł drugi staruszek z góry. – Słyszałem, że tu jesteś. Czas, by szczury zjadły obiad. Ale jeśli chcesz, możesz pójść ze mną i popatrzeć.
W oczach z guzików pojawił się głód, który sprawił, że Koralina poczuła się niepewnie.
– Nie, dziękuję – odparła. – Idę na dwór pobadać.
Stary człowiek powoli skinął głową. Koralina usłyszała szczury – szeptały coś do siebie, choć nie potrafiła stwierdzić, co.
Nie była pewna, czy chciałaby to wiedzieć.
Jej drudzy rodzice stali w wejściu do kuchni. Minęła ich w drodze na zewnątrz. Uśmiechali się identycznie i wolno machali rękami.
– Baw się dobrze na dworze – powiedziała druga matka.
– Zaczekamy tu, aż wrócisz – dodał drugi ojciec.
Gdy Koralina dotarła do drzwi frontowych, odwróciła się i spojrzała na nich. Wciąż ją obserwowali. Machali i uśmiechali się.
Koralina wyszła na zewnątrz. Zbiegła po schodach.
koniec
« 1 2 3
16 kwietnia 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Wrzesień 2017
— Dominika Cirocka, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Mała Esensja: I nie mówcie mi „Alicja”!
— Daniel Markiewicz

Mała Esensja: Po drugiej stronie drzwi
— Paulina Gradkowska

Tegoż twórcy

Pomiędzy światami
— Katarzyna Piekarz

Esensja czyta: Październik 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Wrzesień 2017
— Dominika Cirocka, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Maj 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Katarzyna Piekarz

Bogowie też lubią iluzję
— Dominika Cirocka

Dymu dużo, ognia mniej
— Beatrycze Nowicka

Przeczytaj to jeszcze raz: Sztuczka z monetami
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Wrzesień 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek

Esensja czyta: Kwiecień 2014
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.