Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

John Ringo
‹Wbrew fali›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWbrew fali
Tytuł oryginalnyAgainst the Tide
Data wydania1 lutego 2007
Autor
PrzekładMarek Pawelec
Wydawca ISA
CyklWojny Rady
ISBN978-83-7418-118-1
Format368s. 135×205mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wbrew fali

Esensja.pl
Esensja.pl
John Ringo
1 2 3 11 »
Zapraszamy do lektury pierwszych czterech rozdziałów powieści Johna Ringo „Wbrew fali”. Książka bedąca trzecim tomem cyklu „Wojny Rady” ukaże się nakładem wydawnictwa ISA.

John Ringo

Wbrew fali

Zapraszamy do lektury pierwszych czterech rozdziałów powieści Johna Ringo „Wbrew fali”. Książka bedąca trzecim tomem cyklu „Wojny Rady” ukaże się nakładem wydawnictwa ISA.

John Ringo
‹Wbrew fali›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWbrew fali
Tytuł oryginalnyAgainst the Tide
Data wydania1 lutego 2007
Autor
PrzekładMarek Pawelec
Wydawca ISA
CyklWojny Rady
ISBN978-83-7418-118-1
Format368s. 135×205mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział pierwszy
Humbak płynął powoli na północ przez błękitne wody wschodniego Atlantyku, wsłuchując się w odgłosy otaczającego go oceanu. W zależności od częstotliwości sygnału dźwięk pod wodą potrafi rozchodzić się na bardzo duże odległości. Wieloryb nie używał swojego sonaru, wykorzystując dźwięki emitowane przez małe i duże stworzenia morskie do generowania trójwymiarowej mapy otoczenia rozciągającej się z malejącą dokładnością około stu mil wokół niego.
Na południu znajdowało się kilka ławic drobnych ryb. Pożywiały się nimi ptaki i tuńczyki, a jedną zajmowało się też stado rekinów. Na północnym zachodzie, w pobliżu lodowców, emitowała swój wielorybi śpiew cała grupa humbaków, przeplatając go docierającą na tysiące mil litanią informacji. W głębinach przebywała ławica kalmarów, ale płynący wieloryb nie był ani pelagicznym łowcą, jak płetwale błękitne, żeby ruszyć ku ławicom na południu, ani głębinowym drapieżcą, jak kaszaloty, które potrafiły zanurkować na pięćset metrów w głębiny. Nie, on żywił się przy brzegach, jedząc przez kilka tygodni śledzie, by potem tygodniami utrzymywać się na zgromadzonym tłuszczu.
Tak przynajmniej powtarzał sobie Bruno. Co nie zmieniało faktu, że był głodny, a statki z zaopatrzeniem miały przypłynąć dopiero za kilka tygodni.
Kiedy tak marudził w duchu, skręcając właśnie na wschód, żeby pozostać w swojej strefie patrolowej, wyłowił gorączkowe piski delfina. Wysłuchał go, po czym dokończył powolny zwrot, ustawiając się w kierunku odległego stadka i nurkując powoli sto metrów pod powierzchnię oceanu, na głębokość, na której zanikały interferencje od strony powierzchni. Natężenie dźwięku zostało osłabione przez odległość – wysokiej częstotliwości piski delfina słabły szybko nawet w zimnej wodzie – ale humbaki były nie tylko najgłośniejszymi waleniami w oceanie, miały też najlepszy słuch. Odczekał, aż dźwięki zaczęły się powtarzać, po czym wynurzył się, wydychając zawartość płuc po wstrzymywanym długie minuty oddechu i głęboko wciągając zimne atlantyckie powietrze. Następnie zanurkował z powrotem na sto metrów, uniósł ogon w górę i zaczął emitować serię głębokich dudnień przypominających uderzenia w potężny bęben, rozchodzące się daleko przez ocean.
• • •
Tryton leżał w mule, podpierając głowę rękami, żeby utrzymać ją nad glutowatą, czarną masą. Asfaw tego nie lubił, ale do wyboru miał jeszcze tylko pływanie w kółko, co szybko mu się nudziło. Chyba po raz setny pomyślał sobie, że powinien coś zrobić, żeby nie musieć tarzać się w tym obrzydlistwie. Ale potem przypomniał sobie, że pisanie notatek jest bardzo uciążliwe, a prawdopodobnie i tak nic by z tego nie wynikło, bo jak dowodziły ich kwatery, wsparcie dla syren miało tu dość niski priorytet. Siedział więc w mule, leżał w mule i czasami, w trakcie długich zmian, bawił się mułem.
Kiedy po raz kolejny kontemplował myśl, że wolałby przebywać w Bazie Czarnobrodego lub nawet na południu, ze zwiadowcami, usiadł nagle i przechylił głowę na bok. Przez chwilę nasłuchiwał, po czym zbladł, choć w ciemnej wodzie trudno byłoby zauważyć zmianę odcienia i tak bladej skóry. Szybko wypłynął na powierzchnię i odetchnął powietrzem, używając go do wypchnięcia z płuc wody przez skrzela międzyżebrowe. Na pływającym pomoście nie zobaczył nikogo, więc podpłynął do drabiny i, pomagając sobie rękoma, wspiął się na nią, aż był w stanie wyjrzeć nad jego brzeg.
Goniec siedział na krześle – no proszę, on miał przynajmniej krzesło – z głową zwieszoną na piersi. Księżyc już zaszedł, ale światło latarni wystarczało, by stwierdzić, że śpi.
– Robertson! – warknął tryton. – Obudź się!
– Cojecht? – wybełkotał nieprzytomnie goniec, prostując się gwałtownie.
– Obudź się i przygotuj do przyjęcia wiadomości – polecił tryton.
– Tak jest, sir – odpowiedział szeregowy, zapalając lampę olejową na stoliku i wyciągając przybory do pisania.
– A kiedy już ją dostarczysz, idź obudź pozostałych gońców, czeka nas pracowity dzień.
– Tak jest, sir – powtórzył chłopak. Kiedy tryton dyktował wiadomość, ołówek zaczął mu drżeć w dłoni i jego twarz w świetle lampy również zrobiła się kredowobiała.
• • •
– Jak widzicie – odezwał się młody mężczyzna, rysując na tablicy kolejną linię – Subedei wykorzystał w każdej ze swoich kampanii podejście pośrednie. I w każdej z ważniejszych bitew, choć często jego przeciwnik miał przewagę liczebną lub dysponował podobnymi, dobrze wyszkolonymi siłami, potrafił go pokonać, pozbawiając woli walki lub uniemożliwiając jakikolwiek opór.
Instruktor był młodszy od większości swoich studentów, choć i ci nie wyglądali staro. Ledwie przekroczył dwudziestkę, ale oczy miał twarde i zimne, a twarz pełną blizn, podobnie jak rękę trzymającą kredę. Jego druga ręka kończyła się skomplikowaną protezą z kleszczami i hakiem, założoną aktualnie za pas munduru składającego się z szarej tuniki w stylu kimona, podkoszulki z surowego badwabiu, grubej chusty zawiązanej pod szyją, niebieskich spodni z jasnoniebieskimi paskami po bokach i ciężkich butów z grubej skóry. Mundur nie grzeszył nowością i widać było po nim skutki wielokrotnego prania, podobnie jak zużycie po butach. Ale młodzieniec wyraźnie czuł się w tym stroju wygodnie i uważał go za codzienny ubiór. Oprócz młodego wieku mężczyznę wyróżniały też rozmiary. Bardzo duże. Kreda w jego dłoni wyglądała jak mały patyczek.
– No dobrze. – Obrócił się do grupy, która zapamiętale próbowała skopiować jego rysunki. – Czy może mi ktoś podać przykład strategicznego wykorzystania metod pośrednich?
– Walka dawnych Stanów Zjednoczonych ze Związkiem Radzieckim? – odezwała się jedna ze studentek z tyłu sali, nie podnosząc wzroku znad rysunku.
– Bardzo dobrze, podchorąży – pochwalił wykładowca. – A może jeszcze jeden przykład z tego samego okresu?
Kobieta zmieszana podniosła wzrok, po czym potrząsnęła głową.
– Wojna z terroryzmem? – rzucił jeden z mężczyzn.
– Tak – zgodził się instruktor. – W obu wojnach Stany Zjednoczone ani razu nie zaatakowały bezpośrednio krajów, które były dla nich najniebezpieczniejsze politycznie i strategicznie przez wykorzystanie terroryzmu. Zamiast tego napadły państwa, które pomagały i wspierały ich memami kulturowymi, bądź bezpośrednio zaatakowały te memy. Przez zniszczenie ekonomii Związku Radzieckiego w pierwszym przypadku, a kulturowego oraz finansowego wsparcia dla terroryzmu w drugim. USA i tu, i tu wykończyły przeciwnika, który być może mógłby wygrać wojnę. Związek Radziecki przez bezpośredni atak jądrowy lub atak lądowy na sojuszników Stanów Zjednoczonych, a państwa wspierające terroryzm przez embargo ekonomiczne lub wsparcie finansowe dla produkcji i terrorystycznego wykorzystania broni masowej zagłady. Jednak w obu przypadkach przez strategiczne dżu-dżitsu naród amerykański zaatakował w najsłabszym punkcie, wygrywając potężne wojny drobnymi potyczkami.
– Irak nie był najsłabszym państwem w regionie – zaprotestowała kobieta. – Miał więcej wojska niż – z powodów logistycznych – mogły wyprowadzić w pole siły ekspedycyjne.
– I tutaj siły ekspedycyjne znów odwołały się do podejścia pośredniego – zauważył instruktor. Starł z tablicy dotychczasowy rysunek i zaczął tworzyć nowy. – Przeciwnik zajmował bardzo silne, ufortyfikowane pozycje wzdłuż prawdopodobnych tras ataku. Tras, które były używane już we wcześniejszych wojnach, na przykład przez brytyjskich sojuszników Amerykanów. Dzięki przemieszczeniu się przez tereny, uważane przez obrońcę za niemożliwe do pokonania ze względów logistycznych, sojusznicy potrafili wymusić walkę manewrową, której wróg nie potrafił wygrać z powodu przewagi powietrznej Stanów i państw stowarzyszonych. A przez umieszczenie sił w tamtych okolicach osłabiono ataki na cywili i sprzymierzone państwo Izrael oraz na swoje rodzime kraje.
– Wracając do Subedeia i Czyngisa: siali zniszczenie na polach przed bramami przeciwnika, leżących na terenach, które wróg uważał za niemożliwe do zdobycia przez kogokolwiek, a następnie przekroczyli je, rozbijając całkowicie znacznie większe siły perskie. Od razu wprowadzili rządy terroru, co zapobiegało problemom, z jakimi zetknęli się później Amerykanie, ale to zupełnie inne czasy. Slim zastosował bardzo podobne podejście w bitwach wzdłuż wybrzeża Irriwady, gdzie miał do czynienia z bardzo silnym i niebezpiecznym przeciwnikiem. Który, jak dodam, pokonał go już wcześniej na tym samym terenie. – Młodzieniec odłożył kredę i wytarł dłoń w szmatkę trzymaną w kleszczach protezy. – Można by się zastanawiać, czy generałowie tamtych czasów również studiowali Subedeia – dodał z uśmiechem.
– Ale… – odezwała się kobieta.
– Tak?
– Co się stanie, jeśli napastnik jest dość inteligentny, by poradzić sobie z podejściem pośrednim? – znów odezwała się Amosis Van Krief, podchorąży. Dziewczyna miała wzrost odrobinę poniżej średniej, blond włosy, wyrazistą trójkątną twarzą i silne, mocno umięśnione ciało. Miała także błękitne oczy i naprawdę ładne nogi, czego instruktor bardzo starał się nie komentować ani, pozornie, nie zauważać.
1 2 3 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

W razie wątpliwości – strzelać
— Michał Kubalski

Tam jest rozrywka
— Eryk Remiezowicz

O jedną planetę za daleko
— Janusz A. Urbanowicz

Idzie ku lepszemu
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.