WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | 1633 |
Tytuł oryginalny | 1633 |
Data wydania | 28 lutego 2007 |
Autorzy | David Weber, Eric Flint |
Wydawca | ISA |
Cykl | Odłamki Assiti |
ISBN | 978-83-7418-139-6 |
Format | 608s. 135×205mm |
Cena | 35,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
1633Eric Flint, David Weber
Eric Flint, David Weber1633Przestronny budynek, który zajęły komitety korespondencyjne, utrzymany był w dużej czystości. Wręcz w niezwykłej, jeśli porównać z większością ówczesnych budynków. Dla zwolenników ruchu politycznego Gretchen Richter dbałość o czystość i higiena osobista były niemalże obiektem kultu – choćby dlatego, że były „nowoczesne”. Nawet Axel po cichu przyznawał, że akurat ten konkretny aspekt działalności komitetów jest godzien pochwały. Wnętrze budynku urządzono iście po spartańsku. Meble były tanie i prymitywne, podobnie jak mieszczące się w części kuchennej piece i piekarniki. Jedynym wyjątkiem był nowy żeliwny „piec Franklina” usytuowany w rogu głównego pomieszczenia. Gustaw powstrzymał się od wyszczerzenia zębów w uśmiechu. Jeden z jego szwedzkich dworzan niedawno oznajmił kwaśno, że komitety korespondencyjne przyjęły piece konwekcyjne tak samo, jak wczesny Kościół przyjął symbol krzyża. Król zerknął na półmisek z jedzeniem, który przyniósł jeden z usługujących młodzieńców. Leżały na nim jakieś plastry przypominające mieszaninę kapusty kiszonej i roztopionego żółtego sera, położone na czymś, co wyglądało jak chleb. Pomimo że Gustaw zrezygnował ze swego tradycyjnego obfitego drugiego śniadania, nie kusiło go, by spróbować tego jedzenia. Bez wątpienia jakiś niezbyt wykwalifikowany piekarz zrobił je na miejscu z najtańszych dostępnych produktów. Wiedział, że to również jest jedna z tych rzeczy, które denerwowały jego kanclerza. Połączenie niechęci do wygód z aż nazbyt widoczną umiejętnością zbierania funduszy świadczyło o swoistym fanatyzmie członków komitetów korespondencyjnych. Niezależnie od tego, w jak wielkim stopniu zaczerpnęli swą ideologię od amerykańskich mentorów, żarliwość, z jaką się do niej stosowali, musiała chyba nawet samych Amerykanów przyprawiać o dreszcze. Rozumiał obawy Axela. Teoretycznie komitety rzeczywiście były dość niebezpieczne. Jednak… „Wojna to wojna, kampania to kampania, bitwa to bitwa, a potyczka to potyczka. Nie mylmy jednego z drugim”. – Powiem wprost – rzekł. Wskazał kciukiem na siedzącego tuż obok kanclerza. – Mojego przyjaciela i doradcę, tego tutaj Oxenstiernę, martwią wasze zamiary. I zagrożenie, jakie te zamiary mogą stanowić dla mych rządów. Joachim przez chwilę patrzył uważnie na Axela. Było w jego spojrzeniu coś sowiego. Uczonego, owszem – lecz sowy to też drapieżniki. – Ma rację, że się martwi – powiedział wreszcie ostro. – Ale nie z powodu naszych zamiarów, lecz z powodu logiki wydarzeń. Nie będę kłamał, Wasza Wysokość. Może nadejść taki czas – podkreślam: może – że znajdziemy się w przeciwnych obozach. Lecz jeśli o mnie chodzi, wolałbym uniknąć takiej ewentualności. Król chrząknął. „Proszę. Nawet najwięksi radykałowie mają swoje frakcje. Tego się spodziewałem”. – Richter nie wróci jeszcze przez jakiś czas – zauważył łagodnie. Drążył. Thierbach przeniósł na niego swój sowi wzrok. – Proszę nie spodziewać się rozłamów w naszych szeregach, Wasza Wysokość. Albo może proszę ich nie interpretować w niewłaściwy sposób. To prawda, że Gretchen i ja nie zawsze się zgadzamy. Nikt z tego zresztą nie robi tajemnicy. Obydwoje pisaliśmy broszury i wygłaszaliśmy przemowy, w których te różnice były dość wyraźne. Gustaw zerknął z ukosa na Axela. Kanclerz wydawał się lekko zarumienić. Król poczuł się rozdarty między rozbawieniem a irytacją. Najwyraźniej dla arystokratycznego Oxenstierny subtelne różnice w opiniach radykalnych demokratów były nie do uchwycenia. „Muszę postarać się o własną sieć szpiegów – pomyślał król. – Wnikliwych, którzy zrozumieją to, co zobaczą, zamiast sapać z oburzenia. Chyba że jestem w wielkim błędzie…”. Chwilowo odsunął te myśli na bok. Zbyt wiele intrygujących rzeczy odnajdywał w siedzącym naprzeciwko młodzieńcu, żeby zaprzątać sobie głowę czym innym. „…przez resztę życia będę miał do czynienia z Thierbachem, Richter i im podobnymi. Dobrze jest poznać swych wrogów – i swych przyjaciół zarazem, bo królowi nie zawsze łatwo jest odróżnić jednych od drugich”. – Byłbym wdzięczny, gdybyś rozwinął temat. – Pomimo całej łagodności, słowa te były ni mniej, ni więcej, tylko królewskim rozkazem. Młody Thierbach nie uniósł się gniewem. To również było intrygujące. Z doświadczenia wiedział, że większość młodzieńców w gorącej wodzie kąpanych właśnie tak by się zachowała. – Różnice między mną a Gretchen to nie tyle różnice w poglądach, Wasza Wysokość – a już z pewnością nie w pryncypiach – co raczej różnice, które wynikają z naszej odmiennej działalności. Gretchen jest… – Nie był to brak określeń, lecz raczej szukanie tego najwłaściwszego. – Nazwijmy ją naszym „duchem przewodnim”. Ona nie zna strachu, zawsze pierwsza wedrze się przez każdy wyłom. Gustaw kiwnął potakująco głową. Poznał już tę młodą kobietę – pierwszy raz spotkali się, gdy stała z dymiącym pistoletem nad trupami chorwackich kawalerzystów w służbie cesarza Habsburga. Część z nich zabiła osobiście. Joachim uśmiechnął się, poprawił okulary i przejechał dłonią po wysokim czole. – Ufam, że sam też bym się przed takim wyłomem nie zatrzymał. Ale zdecydowanie nie jesteśmy z tej samej gliny. Ja jestem bardziej organizatorem naszych komitetów. Tym, który stoi z tyłu i dba o to, by ci nieustraszeni z pierwszych szeregów nie omdleli z braku pożywienia. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Amerykanie mają na to takie jedno pospolite określenie: „pierdolony gryzipiórek”. Gustaw wyszczerzył zęby. Oxenstierna wprost się roześmiał. Mimo całego swego snobizmu kanclerz nie był świętoszkiem – sam zresztą dowodził wojskiem na polu bitwy. – Pierdolony gryzipiórek – zachichotał. Spojrzał na siedzącego obok monarchę i dorzucił: – Taką właśnie rolą Gustaw zazwyczaj mnie obdarza. Oxenstierna przeniósł wzrok z powrotem na młodego radykała po drugiej stronie stołu i – po raz pierwszy – Gustaw dostrzegł w jego oczach coś więcej poza absolutnym brakiem zrozumienia i skrywaną pogardą. „Bogu dzięki. Przydałby mi się twój intelekt, Axelu, tak dla odmiany. Twoje uprzedzenia są dla mnie bezużyteczne”. – Kontynuuj, proszę – powiedział kanclerz. O dziwo, ton jego głosu był równie uprzejmy jak same słowa. – Chodzi mi po prostu o to, że z uwagi na swą pozycję na przedzie Gretchen często nie zważa na to, co można by określić mianem politycznej logistyki kampanii. – Twarz Joachima zdawała się teraz należeć do znacznie starszego mężczyzny. – Królu i kanclerzu, ja jestem świadom zarówno kosztów rewolucji, jak i korzyści z niej płynących. Przestudiowałem książki historyczne, które Amerykanie przywieźli ze sobą – wy bez wątpienia również. I pomimo że te książki w znaczącym stopniu pomogły mi dojść do odpowiednich wniosków, zarazem jednak przestrzegły mnie – myślę, że bardziej niż Gretchen – przed grożącymi nam niebezpieczeństwami. Tak więc osobiście skłaniałbym się ku wolniejszej kampanii. Sowi wzrok powrócił i tym razem był bardzo drapieżny. – Miasto można przecież zdobyć na wiele różnych sposobów. Zażarta bitwa przy wyłomie, a później grabież to tylko jeden z nich, a biorąc wszystko pod uwagę, zazwyczaj nie jest to najlepsze rozwiązanie. Gustaw II Adolf, król Szwecji, cesarz Konfederacji Księstw Europejskich, odwzajemnił to spojrzenie drapieżnego ptaka. Ponieważ niemal powszechnie uznawano go za najwspanialszego żołnierza owych czasów, było to spojrzenie imponujące. Wielki zakrzywiony nos tylko potęgował wrażenie. Pomimo tego młoda sowa nie skuliła się pod spojrzeniem dojrzałego orła. Z jakiegoś względu to uspokoiło Gustawa. – Zgadza się – rzekł ostro. – Oblegałem i zdobyłem już wiele miast – pewnie więcej niż jakikolwiek człowiek naszych czasów. Najlepszym sposobem na wygranie oblężenia jest sprawić, by obrońcy się poddali. A z doświadczenia wiem, że jest to znacznie łatwiejsze, gdy mogą się poddać z honorem oraz godnością i wymaszerować z miasta, niosąc swą broń i sztandary. A już najlepiej jest wtedy, gdy wstępują potem do ciebie na służbę. Wreszcie Thierbach zdawał się być tym, kim naprawdę był – młodzieniaszkiem stawiającym czoła starszemu i znacznie potężniejszemu mężczyźnie. Miał minę… nie speszoną, nie, nawet nie zdenerwowaną – lecz chyba odrobinę niepewną. – Też tak uważam – powiedział cicho. – Nie dążę do rozlewu krwi, Wasza Wysokość. Gretchen też nie, cokolwiek myślą o niej ludzie. Teraz był to już młody chłopak. W jego oczach malował się smutek. – A co z nią, tak przy okazji? Czy coś wam wiadomo? – Oszczędnym gestem wskazał na gromadę ludzi w pomieszczeniu. – Wszyscy się o nią martwimy. Sytuacja we Francji wydaje się… niepomyślna. Gustaw zaśmiał się krótko. – A czy właśnie nie dlatego ją tam wysłaliście? „Niepomyślna”, też coś! To wymarzone miejsce dla wichrzyciela. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Angielscy łucznicy kontra obcy
— Beatrycze Nowicka
Cudzego nie znacie: My już są Amerykany
— Miłosz Cybowski
Kosmiczne nudy
— Michał Foerster
Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec
Idzie ku lepszemu
— Grzegorz Wiśniewski
Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz
Odpowiedź jest oczywista
— Magda Fabrykowska
Krótko o książkach: Listopad 2001
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek
Obszernie o niczym
— Jarosław Loretz
Bóg, Honor i Ojczyzna
— Magda Fabrykowska