WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Porucznik Leary dowodzi |
Tytuł oryginalny | Lt. Leary, Commanding |
Data wydania | 28 marca 2007 |
Autor | David Drake |
Wydawca | ISA |
Cykl | Porucznik Leary |
ISBN | 978-83-7418-147-1 |
Format | 496s. 115×175mm |
Cena | 34,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Porucznik Leary dowodziDavid Drake
David DrakePorucznik Leary dowodziDaniel dysponował dwiema ósmymi pryzowego. Otrzymanie go pozostawało kwestią miesięcy, o ile nie lat, ale jego bank z największą ochotą wypłacił mu pieniądze na poczet przyszłych wpływów. Obecny kapitan Księżniczki Cecile nie ponosił wydatków na żonę, za to osobiście był wielce zainteresowany spotkaniami z młodymi kobietami, na których szykowny oficer marynarki powinien wywrzeć odpowiednie wrażenie. Obarczenie Mona pełnym etatem stało się w danej sytuacji najlepszym rozwiązaniem dla obu mężczyzn, stwarzającym Danielowi wręcz idylliczne warunki. – Zgrabny okręcik – powtórzył wujek Stacey – i bardzo dobrze utrzymany. W swym obecnym stanie zdrowia komandor Bergen nie mógł chodzić po teleskopowych antenach ani kładkach, wobec tego musiał korzystać z elektroniki wojskowych gogli, by je dokładnie obejrzeć. Określały one pozycję, ustawienie i powierzchnię żagli z dielektrycznego materiału, wytrącających z równowagi promieniowanie Casimira i pchających statek przez Matrycę. Starzec zdjął gogle i spojrzał w górę na siostrzeńca. – Zamierzasz znowu zrzec się dowództwa po wcieleniu jej do floty, chłopcze? – zapytał. Daniel wzruszył ramionami. Cywile zakładali oczywistą odpowiedź: Bohater Kostromy z powrotem zostanie kapitanem. Jednak oficer FRC wiedział, że w pytaniu kryło się znacznie więcej. – Sam nie wiem – wyznał. – Z zadania wywiązałem się dobrze, ale jest wielu doświadczonych oficerów starszych ode mnie stopniem. – Uśmiechnął się na myśl, która właśnie przyszła mu do głowy. – Na przykład porucznik Mon. Był to, oczywiście, ponury żart, ponieważ porucznik Mon nigdy nie obejmie samodzielnego dowództwa. Nie interesował go status kapitana ani nie posiadał rodzinnego majątku, pozwalającego mu zaistnieć w towarzystwie i zwrócić uwagę na jego niewątpliwe umiejętności. Najgorsze zaś, że Mon miał pecha – zawsze znajdował się w nieodpowiednim miejscu, gdy w pobliżu zdobywano cenny łup. Co odróżniało go od Daniela Leary’ego, który poleciał na Kostromę bez koneksji i pieniędzy, ale jego szczęście pozwoliło wyrównać te braki. – Poniżej admirała Anstona – oznajmiła sucho Adele – w całej FRC nie ma teraz bardziej znanego oficera. Oczywiście, nie zawsze będziesz cudem Cinnabaru, ale wydaje mi się, że zostało ci jeszcze kilka z twych dziewięciu dni. Daniel uśmiechnął się. – Wiesz, Adele, nie jest to znowu takim błogosławieństwem – odparł. – Zawsze znajdą się tacy, którzy uznają, że po powrocie za wysoko zadzieram nosa, jak na tak młodego oficera. I mogą mieć rację. Wujek Stacey przytaknął mu, wydymając wargi. – Jesteś młody, Danielu, bardzo młody i oni to zrozumieją. Niemniej jednak… – Zachowujesz się z taką samą, w pełni usprawiedliwioną pewnością siebie, jaką okazywałeś na Kostromie – orzekła Mundy, lekko unosząc głos. Jej słowa były precyzyjne, jak zęby piły tnącej deskę na odmierzone odcinki. – Nie tkwimy w więzieniu Sojuszu albo sześć stóp pod ziemią tylko dlatego, że nigdy nie pozwoliłeś nam zwątpić w to, iż poprowadzisz nas ku wolności. Żywię zbyt wielki szacunek dla organizacji, której oficerem obecnie jestem – z lekkim uśmiechem dotknęła czubkiem palca symbolu szarży na kołnierzyku – by wątpić, czy zarządzający nią ludzie dostrzegą zalety ekstrawertycznej osobowości, kiedy trzeba poprowadzić innych do walki. Nad keją po drugiej stronie portu uniósł się pióropusz pary. Grunt dygotał przez kilka sekund, nim do grupy porucznika Leary’ego dotarł ryk startującego okrętu. Zsunął dla ochrony gogle na oczy – elementy optyczne całkowicie blokowały promieniowanie ultrafioletowe, a rozbłysk redukowały do bezpiecznego natężenia blasku – i przyjrzał się wydarzeniu. W rzeczywistości cieszył się, że znalazł wymówkę, by nie odpowiadać. Był zadowolony z oceny przełożonych i rozbawiony komplementami cywilów, nie mających najmniejszego pojęcia, o czym w ogóle mówili. Lecz słowa dawnej bibliotekarki wprawiły go w zakłopotanie. Nie umiał pogodzić jej chłodnej analizy z zamieszaniem, przez które przeszli; owszem, osiągnęli sukces, lecz mniej dzięki jego wysiłkom, a bardziej dzięki szczęściu i umiejętnościom Adele oraz reszty załogi. Okręt wzbił się na tyle wysoko, by silniki plazmowe przestały zamieniać wody zatoki w parę. Pióropusz wyrzucanych z dysz jonów jawił się jako tęczowe piękno, unoszące długie, stalowe cygaro. Jednostka była ciężkim krążownikiem klasy Archeolog – starym egzemplarzem, o znacznie większym współczynniku długości do odrzutu niż w nowocześniejszych okrętach tego typu. Gdyby Daniel chciał, gogle umożliwiłyby mu odczytanie numeru identyfikacyjnego. Silniki plazmowe rozbijały atomy i wyrzucały je pod postacią jonów, zapewniających ciąg. Nadawała się do tego dowolna masa, lecz woda była idealna i w dodatku dostępna na wszystkich zamieszkanych przez ludzi światach. Porty zakładano zazwyczaj nad morzami lub jeziorami, które absorbowały plazmę o temperaturze gwiazdy, zaś tankowanie sprowadzały do wysunięcia rury. Gdy okręt znajdzie się odpowiednio wysoko nad powierzchnią planety, uruchomi Szybki Napęd, wykorzystujący konwersję materii w antymaterię do zapewnienia wystarczającego przyspieszenia, by przejść do Matrycy. Szybki Napęd był wydajny, lecz niedoskonały. Uruchomienie go w atmosferze doprowadziłoby do anihilacji antymaterii, co z kolei zniszczyłoby statek. Cała trójka pozwoliła opaść pulsującemu rykowi do odpowiedniego poziomu, zanim którekolwiek spróbowało podjąć rozmowę. Przystań Trzecia stanowiła gigantyczną instalację i panował tam spory ruch, jednak odgłos startującego lub lądującego okrętu uniemożliwiał rozmowę w całej okolicy. Stacey Bergen wyciągnął stuflorenową monetę, należącą do edycji wybitej 22 lata temu dla uczczenia narodzin syna mówcy Leary’ego, Daniela. Obrócił ją tak, by na wewnętrzną strukturę padło światło. – Ludzie rozprawiają o urodzie cinnabarskich monet – powiedział, gdy obserwowali wznoszący się krążownik. – Nie ma nic piękniejszego od dobrze wyregulowanego silnika plazmowego, nic. No, chyba że sposób, w jaki wszechświat opromienia cię, gdy wkraczasz do Matrycy. – Co mi przypomina – rzekła z bladym uśmiechem Adele – że muszę znowu porozmawiać z moim bankierem. Pora zaciągnąć kolejne zobowiązanie na poczet pryzowego. Wujek Stacey prychnął. – Bankierzy! – zawołał. – Największe ryzyko, jakiemu stawiają czoła, to możliwość podania im nieodpowiednio schłodzonego wina do obiadu. Obrócił się, by spojrzeć na kobietę; ta uprzejmie dała krok w bok i skinęła mu głową. – Mój szwagier bardzo interesuje się bankowością – dodał Stacey. – Wiesz, to ojciec Daniela. Jednak, moim zdaniem, chłopak postanowił okazać szacunek krwi Bergenów. Ten ostry ton był do niego niepodobny. Zaskoczyłoby to Daniela, gdyby nie wiedział, że wujek Stacey reprezentował w Xenos firmę Bergen i Wspólnicy Wyposażanie Okrętów – i co kwartał zasilał konto głównego inwestora, którym był… Corder Leary. Mówca Leary prowadził rozległe interesy. Jego udział w Bergen i Wspólnicy prezentował się o tyle niezwykle, że był bezpośredni zamiast przez łańcuszek spółek holdingu. Młodzieniec wiedział, że gdy chodziło o układy i władzę, ojciec nie okazywał okrucieństwa, tylko nadzwyczajną skrupulatność, zwłaszcza w stosunku do krewnych. Zawsze dokładnie wiedziałeś, na czym stoisz z Corderem Learym, a dokładniej: kiedy powinieneś przed nim uklęknąć. Odkryty czterokołowiec opuścił Arystotelesa, prawdopodobnie jadąc po Daniela i jego towarzyszy. Ze względów bezpieczeństwa nad Portem Trzy nie dopuszczano do ruchu aerowozów – manewrujące w ciasnocie gwiazdoloty stwarzały wystarczające ryzyko, żeby jeszcze do całego zamieszania dodawać drobne pojazdy powietrzne. Ciężkie urządzenia i robotnicy korzystali z powolnej kolei nadziemnej, kursującej wokół całego kompleksu; między sektorami, od szóstego do dziesiątego, wiły się odnogi, korzystając z bocznic w miejscach, gdzie wagony mogły czekać, aż będą potrzebne. Pojazdy kołowe przewoziły lekkie ładunki i pasażerów drogami prowadzącymi pod wiaduktami. Jeden z nich wyrzucił porucznika z towarzystwem przy Doku 37, po czym odjechał, by przed powrotem dostarczyć dostawę na Arystotelesa w Doku 36. Kierowca zaklinał się, że przewozi w koszach bardzo ważne medykamenty, lecz Daniel podejrzewał, iż był to alkohol, który miał zostać wymieniony na jakieś sprzęty z okrętu. Tak toczył się ten świat i porucznik Daniel Leary bynajmniej na to nie narzekał. System przeciwpożarowy Księżniczki Cecile dostosowano do standardów FRC dzięki podobnym, nigdzie nie rejestrowanym, transakcjom. Przed Dokiem 37 zatrzymały się dwie limuzyny i furgonetka ze znakiem Administracji Portowej. Bez wątpienia jakaś wyższa szarża, ale sądząc po samochodach – cywile. Może przedstawicielstwo Skarbu sprawdzające, jak Biuro Floty wydaje przyznane mu fundusze? Chociaż raczej nie rozbijaliby się limuzynami. – Lepiej zabierzmy cię bezpiecznie do domu, wujku Stacey’u – zaproponował Daniel. – Przy takich brakach rąk do pracy i ilości okrętów powoływanych do służby istnieje ryzyko, że jakiś bosman weźmie cię za takielarza i zanim się obejrzysz, wywiezie poza planetę. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec
Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz
Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski
Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz
Nie rozumiem skąd te pozytywne opinie.
Przecież to gniot. Nie... GNIOT!
Kompletny.
jakby pisała jakaż gimbaza o IQ równym numerowi buta.
Szkoda nawet przytaczać wszystkie ewidentne kiksy, ale tylko kilka kwiatków - loty w przestrzeni i broń palna?
Chemiczny! napęd kutrów i innych latadeł.
Wyposażenie statków za pieniądze kapitanów?
Wszechobecna korupcja i nepotyzm.
Bitw kosmiczne toczone pociskami (sic!) 30 tonowymi, których 20! ma na pokładzie 70 000 tonowa jednostka.
Widać, że autor tego "tfu,tfu"dzieła" ... naczytał się o przygodach Horatio Hornblowera.
Szkoda czasu - dawno takiej ramoty nie czytałem.
W skali - 0-10 max 1.
Kaszana....