Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 14 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Drake
‹Porucznik Leary dowodzi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPorucznik Leary dowodzi
Tytuł oryginalnyLt. Leary, Commanding
Data wydania28 marca 2007
Autor
Wydawca ISA
CyklPorucznik Leary
ISBN978-83-7418-147-1
Format496s. 115×175mm
Cena34,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Porucznik Leary dowodzi

Esensja.pl
Esensja.pl
David Drake
« 1 2 3 4 5 15 »

David Drake

Porucznik Leary dowodzi

Stacey Bergen nie byłby w stanie samodzielnie przejść trzydziestu stóp i wyglądał na bardziej pogodzonego z własną słabością od Daniela. Jedne z najwcześniejszych wspomnień porucznika dotyczyły obnoszenia go przez wujka na rękach po stoczni, gdzie remontowano okręty, i przeskakiwania z kładki na kładkę nad istnymi przepaściami… Które pewnie nie miały więcej niż sześć stóp głębokości. Dobre przygotowanie dla chłopca, który miał wstąpić do FRC, choć wtedy nikomu nawet nie przyszłoby to do głowy.
Oficer pchał wózek po betonowej płycie, ciesząc się, że nie znajdowali się na trapie wiodącym do głównego włazu korwety. Zbudowano go ze stalowej kratki niewiele szerszej od wózka, czym jednak nie przejąłby się ani Daniel, ani jego wujek.
Bardziej martwiła go Adele. Jego oficer łączności – i przyjaciółka – miała liczne zalety, wybiegające daleko poza te, jakich zwykło się oczekiwać od bibliotekarki, lecz zmysł równowagi do nich nie należał.
– Leary! – zawołał jeden z nowoprzybyłych. – Na Boga, toż to Daniel Leary!
Porucznik odwrócił się, jedną ręką odstawiając wózek na bok. Dało to wujkowi Stacey’owi lepszy widok, dzięki czemu nie musiał desperacko próbować patrzeć mu ponad ramieniem.
Z limuzyn wysiadała gromada cywilów i starszych oficerów w mundurach Pierwszej Klasy, lecz wołającym okazał się porucznik dowodzący grupą marynarzy wysypujących się z furgonetki. Był mężczyzną średniego wzrostu, o rumianej twarzy i kilku zbędnych funtach – czym przypominał Daniela. Leary’emu wydał się znajomy, choć nie potrafił przypomnieć sobie, skąd.
– Tom Ireland, Leary! – zawołał tamten, idąc ku niemu z wyciągniętą na powitanie ręką. – Dwa lata nad tobą w Szkole Marynarki, z tym że ja należałem do Południowego Batalionu, a ty do Północnego.
Dobry Boże, Ireland przypominający mu o ich znajomości! Dla młodszych kadetów studenci wyższych roczników oznaczali trzymających się na dystans obcych albo mordercze monstra. Tom Ireland należał do tej pierwszej kategorii; wtedy Daniel był dla niego czymś mniej ważnym od krawężnika. Nagle zostali przyjaciółmi z uczelni…
– Słyszałem o twoich wyczynach na Kostromie – dodał Ireland, łapiąc go za rękę i energicznie nią potrząsając. Za jego plecami pasażerowie limuzyn przemieszczali się w ich kierunku, co przypominało swą bezcelowością stadko kóz włażące w szkodę. – Świetna robota, powiadam! Choć wydaje mi się, że miałeś też troszkę szczęścia, co?
– Zdecydowanie tak – odparł Daniel, czując, jak jego wargi układają się w uśmiech wystarczająco twardy, by ciąć nim szkło. – Pozwól, że przedstawię ci większą część tego szczęścia, moją oficer łączności, mistrzynię Mundy.
Porucznik Ireland zamrugał z lekkim zmieszaniem; poruszył wąsikiem. Jeżeli w ogóle ją zauważył, to przecież była tylko łącznościowcem; specjalistą, technikiem, kategorią niezbędną do prawidłowego funkcjonowania FRC, działającą jednak na innej płaszczyźnie niż patentowi oficerowie, jak on sam czy Daniel.
– To jest Mundy z Chatsworth, rzecz jasna – dodał Leary. – Portrety w głównym holu posiadłości ciągną się do przodków jeszcze sprzed Przerwy, co nie, Adele?
Był zaskoczony gniewem, który – miał nadzieję – zamaskował kpiarskim tonem. Tom Ireland nigdy nie wyrządził mu w Szkole Marynarki żadnej krzywdy, a jeśli chciał teraz zabłysnąć znajomością z Bohaterem Kostromy, to, cóż, nie była to jakaś straszna zbrodnia. Choć ciągle powtarzane pochlebstwa zdążyły już sprzykrzyć się Danielowi.
To ta wzmianka o szczęściu opuściła jakąś zapadkę w głowie Leary’ego. Mieli mnóstwo szczęścia i Daniel Leary pierwszy to przyznawał, ale kiedy mówił o tym obcy, który nie widział ludzi umierających, by to szczęście mogło się urzeczywistnić…
– Z tych Mundych? – upewnił się Ireland. To znane nazwisko, choć jeśli nie interesował się polityką w większym stopniu, niźli od swych młodszych oficerów wymagała FRC, raczej nie będzie pamiętał nazwisk i szczegółów Konspiracji Trzech Kręgów. – Ach, rozumiem!
Oczywiście, nic nie rozumiał; pojął jedynie, iż źle ocenił status towarzyszki porucznika Leary’ego.
Zaczął wyciągać rękę ku Adele. Zanim jednak gest stał się czymś więcej niż sugestią, Mundy założyła ręce za plecami i obdarzyła go lodowato uprzejmym skinieniem głowy.
– Miło pana poznać, poruczniku Ireland – odezwała się. – Jak mniemam, jest pan przewodnikiem administratora portu?
– Ja, och… – wykrztusił mężczyzna. Obejrzał się przez ramię. Zbieranina mundurów i cywilnych strojów prawie do nich dotarła. – Tak, odpowiadam za bezpieczeństwo dostojników z Ministerstwa Spraw Zagranicznych i ich oficerów łącznikowych z Biurem Floty. Ja, ach… to jest: oni oprowadzają po porcie syna prezydenta Strymonu.
Dygnitarze zdążyli już do nich dotrzeć. Ireland ponownie otworzył usta, być może chcąc przedstawić Daniela oficjelom, lecz przysadzisty, wesoły kapitan z pierwszego szeregu zawołał:
– Proszę, proszę, na banderę! Komandor Bergen, nieprawdaż? Panie Vaughn, proszę pozwolić przedstawić sobie człowieka, który wytyczył trasę na Strymon, krótszą o trzy tygodnie od poprzedniej!
Wujek Stacey ścisnął poręcze wózka. W tym momencie Daniel i Adele z drugiej strony, tak gładko, jak gdyby ćwiczyli ten manewr, wsunęli staruszkowi ręce pod pachy i postawili go na nogi, gdy tylko zwolnił chwyt.
– Młody Wenslow, zgadza się? – wyrzekł Stacey mocnym głosem. – Służyłeś pode mną na Queensland.
– Jako starszy aspirant i czwarty oficer po tym, jak Broker objął dowodzenie na Świecie Tuttela – przytaknął Wenslow, już bynajmniej nie młody i – jak wiedział Daniel – pełniący obecnie funkcję sekretarza Rady Planowania FRC. Wypchnął przed siebie szczupłego młodego człowieka. – Delosie Vaughn, chciałbym przedstawić pana komandorowi Stacey’owi Bergenowi. Komandor Bergen więcej zapomniał o astrogacji, niż ktokolwiek w FRC kiedykolwiek wiedział!
Vaughn wyciągnął prawicę i uścisnął dłoń Stacey’a z delikatnością wynikającą z troski o kruchość staruszka, co Leary przyjął pełnym aprobaty skinieniem głowy. Mężczyzna nosił surowo skrojony garnitur, którego materiał tworzył szereg szewronów przechodzących od czerwieni do złota w zależności od kąta padania światła. Trudno było skupić na nim wzrok. Zupełnie tak, jakby patrzyło się na pióropusz plazmowego odrzutu.
Poza tym charakteryzował się przystojnym, trzydziestoletnim obliczem i ujmującym uśmiechem. Troje cywilów nosiło stroje podobne w kroju i krzykliwości; reszta pochodziła z Cinnabaru.
– Jestem zaszczycony spotkaniem z panem, komandorze – przemówił Vaughn uniwersalnym z akcentem z Xenos, lepszym od Danielowego, który wszak wychowywał się w wiejskiej posiadłości Learych, Bantry. – Z pewnością znał pan mojego ojca. Pana odkrywcze wyprawy uczyniły Sak częścią wszechświata po raz pierwszy od Przerwy.
– Prezydent Leland Vaughn – oznajmił wujek Stacey. Stał bez pomocy, czerpiąc siłę ze wspomnień, choć Daniel i Adele trzymali się blisko niego na wypadek nagłej słabości. – Po naszym przybyciu siedziałem na bankiecie po jego prawicy. Całkiem jasne poglądy na znaczenie wypraw odkrywczych dla handlu, będącego siłą Strymonu. Mam nadzieję, że u niego wszystko w porządku?
– Obawiam się, iż powinienem powiedzieć: mój zmarły ojciec – rzucił Delos Vaughn z lekceważącym ruchem lewej dłoni. – Mój wuj, Callert Vaughn, przejął po nim sukcesję w niecały rok od mojego przybycia do Xenos, a teraz, kiedy i jemu się zmarło, prezydentura znalazła się w rękach jego córki, Pleyny. – Zmienił ton na bardziej sardoniczny. – Przynajmniej formalnie. Panuje opinia, iż dwunastolatką steruje jej mentor, Friderik Nunes. Pamiętam go z ostatniej wizyty na Strymonie, piętnaście lat temu. Nie był szczególnie godnym zaufania człowiekiem… w żadnym razie.
Oblicze Vaughna opuściła twardość, teraz jednak, kiedy porucznik już raz ją zobaczył, wiedział, iż stała się ona częścią tego mężczyzny. Delos Vaughn był kimś więcej niż młodym cudzoziemcem, brylującym w jaskiniach rozpusty Cinnabaru – choć i tym zapewne się zajmował. Daniel był ostatnim człowiekiem, który twierdziłby, że zamiłowanie do alkoholu i kobiet przekreślało poważne podejście do swej profesji.
A jaka była profesja pana Delosa Vaughna?
Strymon nabrał znaczenia w Saku, swoim regionie przestrzeni, po tysiącletniej Przerwie w podróżach międzygwiezdnych, kładącej kres pierwszej fali kolonizacyjnej ludzi. Szybciej niż inne światy odnowił połączenie z samą Ziemią, potem jednak, gdy na nowo rozwiązano złożone problemy związane z żeglugą przez Matrycę, Sak stał się zaściankiem ludzkiego uniwersum.
Cinnabar poszerzał sferę swoich wpływów, która stwardniała w coś niezbyt odbiegającego od imperium. Strymon starał się z nim współzawodniczyć. Dwukrotnie rywalizacja przybrała formę zbrojnego konfliktu; dwukrotnie FRC zmiażdżyła siły Strymonu.
Odległość od Cinnabaru – dwa miesiące żeglugi statkiem kupieckim i połowa tego czasu najlepszym okrętem wojennym – do pewnego stopnia uchroniła niezależność Strymonu, lecz na mocy zawartego traktatu ograniczono jego flotę do lekkich jednostek, odpowiednich do zwalczania miejscowych piratów z pobliskiego potrójnego układu o nazwie Klaster Selmy.
« 1 2 3 4 5 15 »

Komentarze

16 VII 2019   12:53:53

Nie rozumiem skąd te pozytywne opinie.
Przecież to gniot. Nie... GNIOT!
Kompletny.
jakby pisała jakaż gimbaza o IQ równym numerowi buta.
Szkoda nawet przytaczać wszystkie ewidentne kiksy, ale tylko kilka kwiatków - loty w przestrzeni i broń palna?
Chemiczny! napęd kutrów i innych latadeł.
Wyposażenie statków za pieniądze kapitanów?
Wszechobecna korupcja i nepotyzm.
Bitw kosmiczne toczone pociskami (sic!) 30 tonowymi, których 20! ma na pokładzie 70 000 tonowa jednostka.
Widać, że autor tego "tfu,tfu"dzieła" ... naczytał się o przygodach Horatio Hornblowera.

Szkoda czasu - dawno takiej ramoty nie czytałem.
W skali - 0-10 max 1.
Kaszana....

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski

Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.