Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

William King
‹Anioły Śmierci›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAnioły Śmierci
Tytuł oryginalnyDeath’s Angels
Data wydania25 kwietnia 2007
Autor
Wydawca ISA
CyklTerrarchowie
ISBN978-83-7418-143-3
Format368s. 135×205mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Anioły Śmierci

Esensja.pl
Esensja.pl
William King
« 1 2 3 4 13 »

William King

Anioły Śmierci

– Przechadzkę po lesie?
– Porucznik nauczy was strzelać?
Ostatnia uwaga stanowiła aluzję do konkursu strzeleckiego, który furażerzy przegrali w zeszłym tygodniu. Większość z nich nadal nie rozumiała, jak do tego doszło. Łasica i Leon byli najlepszymi strzelcami w regimencie. Mieszaniec żywił jednak pewne podejrzenia. Łasica wiele by zrobił dla pieniędzy, więc pewnie postawił przeciwko sobie, a potem przekonał Leona, by postąpił tak samo. Kościsty młodzik zawsze łatwo ulegał wpływom, zwłaszcza gdy w grę wchodziły nielegalne zyski.
– Nauczę was, jak siadać na bagnecie – ryknął Barbarzyńca, który stracił sporo miedziaków, stawiając na swoich kumpli, wspomnienie to szczególnie go więc bolało.
– Cicho – rzucił sierżant. – W ciągu następnych miesięcy starczy czasu, żeby im odpłacić – dodał, jakby przygotował już jakiś plan.
Łasica wyskoczył ku nim z wioski namiotów ludzi ciągnących za wojskiem. Jego pomięty zielony mundur prezentował się jeszcze gorzej niż zwykle, przylegając do szczupłej sylwetki. Wyglądało na to, że znowu zgubił nakrycie głowy, a wychudzona łysa łepetyna na długiej szyi sprawiała, że przypominał gryzonia bardziej niż kiedykolwiek. Nozdrza mu drgały, jakby wyczuwał niebezpieczeństwo.
– Miło, że do nas dołączyłeś – powiedział sierżant. – Jeszcze trochę, a biłbyś się z Barbarzyńcą i Guntherem o miejsce pod pręgierzem.
– Sprawdzałem tylko, czy twoja żona jest zadowolona – odparł Łasica, uśmiechając się obleśnie. Był jedną z tych osób, które choć nie posiadały żadnej rangi, i tak miały spore wpływy w regimencie. Wiązały się one z zaangażowaniem w niezliczone czarnorynkowe interesy kwatermistrza. Dzisiaj musiał jednak czuć się wyjątkowo pewny siebie, inaczej nie przemawiałby takim tonem do sierżanta.
Sierżant Hef tylko uniósł brwi. Takie gadanie spływało po nim jak woda po kaczce. On i Mercie byli ze sobą dłużej niż ktokolwiek sięgał pamięcią, doczekali się licznego potomstwa i o ile było wiadomo, żadne z nich nie spojrzało na nikogo innego, odkąd się poznali. Mieszaniec wiedział, że trzeba czegoś więcej niż insynuacje Łasicy, by zdenerwować Hefa.
– Z królików – dodał Łasica tonem urażonej niewinności. – Królików, jakie jej sprzedałem. Nic z tych rzeczy, co sobie te obleśne kundle myślały.
Sierżant potrząsnął głową.
– Kiedyś wykopiesz sobie grób własnym jęzorem.
– No to nareszcie coś zrobi – powiedział Gunther. – Nigdy jeszcze nie widziałem go przy pracy.
– Ooooo, przepraszam – oburzył się Łasica. – Dupczenie twojej dziewczyny to ciężka praca.
– O jakiej dziewczynie mówisz? – odezwał się Gunther, całkowicie pozbawiony poczucia humoru. – Nie zadaję się z dziwkami w tym obozie. W przeciwieństwie do ciebie nie zabawiam się na samym skraju piekielnej otchłani.
– Zachowujesz cnotę dla chłopaka w rodzinnych stronach, co? – zapytał Łasica. – Chcesz, żeby wiedział, że jesteś prawiczkiem, kiedy wejdziesz do małżeńskiego łoża?
Twarz Gunthera ściągnął gniew. Nie należał do sekty głoszącej tolerancję i bożą miłość wobec ludzi. Jego bóstwo miało ognisty temperament i skłonność do szafowania wyroków, a sodomia była w jego oczach prawdziwą zbrodnią. Sięgnął ręką do kolby pistoletu, lecz kościste palce Łasicy już ściskały nóż.
– Dosyć – warknął sierżant tonem, który nie pozostawiał wątpliwości, że zabawa się skończyła. Jak na tak niewysokiego mężczyznę miał duży autorytet. – Jeśli nadal będziecie się tak wygłupiać, poczujecie bat na plecach.
Łasica tylko puścił do niego oko. Gunther zdusił wściekłość, którą odczuwał niemal zawsze, kiedy nie drżał z nabożnej czci i lęku przed swoim gniewnym bóstwem.
– Co, do cholery…? – rzucił Barbarzyńca.
– Patrz, Rik, smok – zawołał Leon. Mimo że sprawiał wrażenie doświadczonego cwaniaka, w jego głosie zabrzmiał podziw, jakby smok był cudem, który widzi po raz pierwszy.
– Widzę go, Leonie – bąknął nieco rozeźlony Mieszaniec. Jak większość furażerów wolał swoje przezwisko od prawdziwego imienia, które przywoływało zbyt wiele bolesnych wspomnień.
Cały oddział spojrzał w górę, gdy smok przelatywał nad nimi, a jego sylwetka odcinała się na tle szarych chmur. Podmuch wywołany jego cielskiem szarpnął połami ich kurtek. Potężne skrzydła, wielkie niczym żagle karaweli, rzucały ogromny cień na ziemię. Długa wężowata szyja była wyciągnięta, a wielka trójkątna głowa sprawiała, że przez chwilę wyglądał jak włócznia w locie. Wypolerowana zbroja dosiadającego go jeźdźca połyskiwała w słabym świetle słonecznym. Smok mknął ze sporą szybkością, opadając spiralnym torem ku terenowi znajdującemu się wewnątrz masywnych kamiennych murów otaczających redutę.
Pomruk przebiegł przez szereg furażerów. Już od dawna nikt z nich nie widział smoka, odkąd trafili do tego zadupia przy granicy. Mieszaniec zaczął się zastanawiać, jaką wiadomość przyniósł kurier. Wszyscy myśleli o tym samym: wojna.
Sierżant tylko wzruszył ramionami i powiedział:
– Niedługo się dowiemy.
Mijali kobiety piorące bieliznę w strumieniu i noszące wiadra z wodą do połatanych namiotów oraz naprędce skleconych nor. Małe psy i wyrmogary o kolczastych grzbietach taplały się w błocie. Błoto oblepiało też bose stopy kobiet, a dzieciaki o umorusanych twarzyczkach czepiały się ich szalów. Większość wyglądała na głodne. Los żołnierskiego dziecka nie był wesoły. Mieszaniec pomyślał jednak, że większości z nich żyło się lepiej niż jemu w ich wieku. Osieroconemu chłopcu, zwłaszcza takiemu, którego uważano za bękarcie nasienie Terrarchów, ciężko dorastało się na ulicach Shadzar, Smutku.
Kiedy dotarli do wioski leżącej dokoła reduty, wyprostowali się i nawet Łasica przestał pogwizdywać. Większość oficerów regimentu kwaterowała w gospodzie albo w niskich, kamiennych budynkach, a Terrarchowie zawsze pedantycznie przestrzegali dyscypliny. Przed nimi, na nasypie zwiększającym wysokość reduty o trzydzieści stóp wznosiła się dziesięciopiętrowa forteca.
Na szczycie wieży obok Czerwonego Smoka Talorei powiewał dumnie ogromny czarny sztandar, od którego ich regiment wziął swoją nazwę. Na fladze widniała piękna naga kobieta ze skrzydłami smoka, dzierżąca w dłoni kosę z wyrytymi na niej runami – była to Arazaela, Anielica Śmierci. Pod nią biegły słowa w starodawnym języku Czcigodnych: Wszyscyśmy Aniołami Śmierci. Z tej odległości Mieszaniec nie potrafił dostrzec wszystkich szczegółów, ale mógł je sobie bez trudu wyobrazić. Replika sztandaru powiewała na proporczykach wszystkich dziewięciu kompanii.
Sztandary te łopotały nad tysiącami pól bitewnych od pięciu wieków, od założenia regimentu podczas wielkiej wojny domowej, która doprowadziła do upadku Pierwszego Imperium, i bez wątpienia powiewać będą nad kolejnymi tysiącami, lecz serce Mieszańca nie urosło na ten widok. Wiedział, że w tym uczuciu był odosobniony, ale nie odczuwał dumy, krocząc wśród Aniołów.
Wysocy odziani w szkarłatne kurtki oficerowie przechadzali się tam i z powrotem; byli chudzi jak szczapy, a ich wąskie, pozbawione wieku trójkątne twarze zdradzały wyraz znudzonej arogancji, który wydawał się wypisany na nich od urodzenia. Ich piękne włosy splecione w długie kity poruszały się niczym ogony skradających się kotów. Na ten widok Mieszaniec przełknął zadawnioną nienawiść i strach. Jego własna twarz nieco go do nich upodabniała, miał takie same delikatnie wyrzeźbione rysy, zimne, błękitne oczy, takie same popielate włosy i taki sam wąski podbródek – podarunek od nieznanego ojca; jedyna ojcowizna, jaką kiedykolwiek od niego otrzymał. Nie był pewien, czy chłodne spojrzenia, jakimi go obrzucali, stanowiły tylko wytwór jego wyobraźni, czy też pokrywały się z rzeczywistością. Może tylko je sobie wyobrażał… Terrarchowie patrzyli tak na każdego. Odkąd tysiąc lat temu podbili świat Gaei, byli panami stworzenia.
Wiejskie powietrze wypełniał smród wyrmów. Gdy mężczyźni je mijali, okrutne rozdzieraki do polowań machały długimi ogonami i rzucały się na kraty żelaznych klatek, a każdy z nich wyglądał jak pozbawiony skrzydeł, dwunożny, opętany żądzą krwi miniaturowy smok. W ich maleńkich gadzich oczach płonął głód i nienawiść. Unosiły się na wysokość człowieka na ogromnych tylnych nogach zakończonych wielkimi pazurami i ostrymi jak brzytwa ostrogami przypominającymi sztylety. Ich szczątkowe przednie kończyny wykonywały ruchy podejrzanie przypominające obleśne gesty.
Ich długie szyje zwijały się wężowato. Mieszaniec czuł odór ich oddechu – mieszaninę zapachu stęchłej krwi i mięsa – wydobywającego się z ogromnych paszczy o ostrych zębiskach, które jednym kłapnięciem mogły urwać człowiekowi ramię. Wyraźnie odbierał wściekłość bijącą od nich niby żar od pieca. Nie przepadał za nimi, lecz ich cudzoziemscy władcy uwielbiali owe wyrmy i wykorzystywali je podczas łowów. Wiele lat temu Mieszaniec widział, jak grupa Terrarchów polowała ze stadem tych stworzeń na skazańców. Nigdy tego nie zapomni. Niewiele pozostało do spalenia z ciał więźniów.
« 1 2 3 4 13 »

Komentarze

08 IV 2010   11:58:30

Ciekawa jestem jak się potoczśą jego dalsze życie.

08 IV 2010   11:59:26

przepraszam za błędy ortograficzne

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.