Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

William King
‹Anioły Śmierci›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAnioły Śmierci
Tytuł oryginalnyDeath’s Angels
Data wydania25 kwietnia 2007
Autor
Wydawca ISA
CyklTerrarchowie
ISBN978-83-7418-143-3
Format368s. 135×205mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Anioły Śmierci

Esensja.pl
Esensja.pl
William King
« 1 3 4 5 6 7 13 »

William King

Anioły Śmierci

Furażerzy omawiali tę kwestię szeptem, podczas gdy wyrmy zapuszczały się coraz wyżej w pokryte sosnami wzgórza, aż ogarnął ich cień prastarych gór, chłodem przeganiając ciepło słoneczne.
• • •
Wiosna w górach przypominała zimę w dolinie. Śnieg nadal pokrywał górskie szczyty. Czasami opadał lekkimi płatkami zwiewanymi z wyżej położonych dolin i denerwował wyrmy. Bez wątpienia byłyby bardziej rozzłoszczone, gdyby nie wydawały się tak ospałe. Pierwszej nocy obozowali w kotlince, pomostogrzbietowce zostały przywiązane do drzew, a straże wystawione, jakby znajdowali się na terytorium nieprzyjaciela. Musieli zachować ostrożność, ludzie z okolicznych gór nie przepadali bowiem za żołnierzami – uważali ich wszystkich za poborców podatkowych, szpiegów albo złodziei. Mieszaniec przyznawał, że w tej kwestii nie zawsze się mylili. A ostatnio górale byli bardzo niespokojni.
Kiedy rozbili obóz, czarodzieje rozstawili magiczne czujki, stary typ, pokryty runami, sięgający czasów przybycia Starszej Rasy do tego świata. Mieszaniec miał dość czasu, by się im przyjrzeć, zbierając drewno na ognisko dla pozostałych. Zziębnięte palce i obolałe plecy, oto cena, jaką musiał dziś zapłacić za brakujący guzik i swoją mieszaną krew.
Gdy mistrz Severin wymówił słowa aktywujące czujki, dreszcz przebiegł Mieszańcowi po plecach i dziwne drżenie wstrząsnęło jego ciałem. Podejrzewał, że część jego dziedzictwa czyniła go wyjątkowo wrażliwym na magię. Może to jego wyobraźnia, ale wydawało mu się, że czarodziej odwrócił się i spojrzał w jego kierunku. Zmrok i maska uniemożliwiały rozpoznanie wyrazu jego twarzy.
Ze wszystkich furażerów jedynie Barbarzyńca nie markotniał w miarę, jak zbliżali się do gór. Im zimniej się robiło, tym lepszy miał humor. Chłodne powietrze przypominało mu o przeraźliwym zimnie jego ukochanej ojczyzny, choć oczywiście się do niego nie umywało. Mieszaniec podejrzewał, że Barbarzyńca po prostu czerpie przyjemność z tego, że pozostali źle się czują. Dawało mu to okazję, by długo chełpić się na głos wytrzymałością swego ludu i co ważniejsze, własną.
Ci, którzy nie stali na warcie, zawinęli się w peleryny, wyciągnęli fajki i ułożyli się przy ogniskach. Większość żuła twarde paski suszonego mięsa. Łasica podpiekał na czubku bagnetu kawałek twardego jak skała chleba. Rozpalili ogniska w zagłębieniach w lesie. Ich blask bez wątpienia będzie widoczny dla każdego, kto znajdzie się wyżej, jeśli ktoś w ogóle przebywał na dworze w taką noc. Mieszaniec cisnął koło ogniska resztę gałęzi, które zebrał, i osunął się na ziemię, żeby odpocząć.
Kapral Toby podszedł do ognia. Mieszaniec podniósł na niego wzrok. Z tej perspektywy kanciaste rysy twarzy i ogromne ciało dowódcy wyglądały jeszcze bardziej posągowo.
– Upuściłeś to – powiedział Toby głosem tylko odrobinę cichszym od wystrzału z muszkietu. Pochylił się do przodu, wręczył coś Mieszańcowi i odszedł. Chłopak spojrzał na mały, zimny, metalowy przedmiot leżący mu na dłoni. Guzik od tuniki.
– Dzięki – rzucił w stronę oddalających się pleców.
Otworzył plecak i przejrzał jego zawartość w poszukiwaniu igły oraz nici, a potem mimo chłodu zdjął tunikę, owinął się z powrotem peleryną i zaczął szyć przy migotliwym świetle ognisk.
Leon usiadł naprzeciwko i z dziwnym wyrazem twarzy przyglądał się nieufnie otoczeniu. Miejski chłopak ze Smutku wyglądał tu nie na miejscu; przebywając nocą na dworze, czuł się nieswojo. Dostrzegł minę Mieszańca.
– Nie przypomina to nocy w Starej Dzielnicy, co? – zapytał.
– Prawda – zgodził się Mieszaniec. – Nie przypomina.
Obawiał się, że Leon wspomni o tym, że kradli w tym mieście złodziei i że porucznik to usłyszy. Rozejrzał się dookoła, ale Starsi siedzieli z dala, jak zwykle zachowując dystans.
– Jesteśmy daleko od domu, Rik – westchnął Leon. Sporo czasu minęło, od kiedy nazwał przyjaciela prawdziwym imieniem dwa razy w ciągu jednego dnia, a fakt, że to zrobił, stanowił oznakę niepokoju. Normalnie potrafił uszanować decyzję Mieszańca, który postanowił zostawić za sobą przeszłość.
– Rzeczywiście, Leonie. – Mieszaniec zaakcentował jego imię, mając nadzieję, że przyjaciel zrozumie aluzję.
– Myślisz, że w górach naprawdę są olbrzymy i pająkodiablaki?
Mieszaniec wyczuł, że pozostali leżący wokół ogniska żołnierze poruszyli się i zaczęli przysłuchiwać ich rozmowie. Podejrzewał, że takie myśli przychodziły do głowy wszystkim.
– Nawet jeśli są, jestem pewien, że mistrz Severin sobie z nimi poradzi.
– Skąd ta pewność? Co czyni cię takim ekspertem? – spytał Gołąb. Wypiął pierś i podszedł do nich, stawiając stopy na zewnątrz w sposób, który zaskarbił mu przydomek.
– On to wie – odparł Leon. – Przeczytał więcej książek niż ktokolwiek tutaj, włączając w to nawet mistrza Severina.
To stwierdzenie wywołało cichy śmiech u tych, którzy nie znali dobrze Mieszańca. Sierżant powiedział:
– Pewnie tak. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś czytał tyle, ile nasz Mieszaniec. Można by pomyśleć, że uczy się na prawnika albo czarodzieja, albo na jednego z tych innych tajemniczych osobników.
Mieszaniec zastanawiał się, czy nie uznać tego za ostrzeżenie. Taka informacja zaciekawiłaby inkwizytora, ale wskazywała również na pewną ignorancję ze strony sierżanta.
I nie chodziło o to, że nigdy nie przeczytałby grimuaru, gdyby miał po temu okazję, tylko o to, że nigdy nie dostanie takiej szansy. Istniały książki, których właściciele bardzo się starali, aby nie wpadły w obce ręce. Mieszaniec mógł tylko marzyć o tym, by dostać taką księgę. Stara Wiedźma nauczyła go kilku rzeczy w okresie, który ze śmiechem nazywał praktyką czeladniczą. Twierdziła nawet, że wykazywał więcej niźli tylko śladowy talent, ale utrzymywała tak tylko wówczas, gdy sobie tęgo popiła i robiła się sentymentalna. Było to przed sprawą z Antoniem, która zmusiła Mieszańca i Leona do ucieczki z miasta w towarzystwie Aniołów samej Śmierci.
– Lubię czytać. No i co z tego? Wszystkim wam się podobało, jak czytałem głośno wieczorem bruliony z opowieściami. – To prawda. Wszyscy lubili opowieści, zwłaszcza ci, którzy nie znali liter.
– Gdzie się tego nauczyłeś, Mieszańcu? – spytał Gołąb.
– W Shadzar – powiedział Mieszaniec, posługując się dawną nazwą Smutku. – Na Wielkim Bazarze.
– Założę się, że to nie cała wiedza, którą tam zdobyłeś – rzucił ktoś w ciemnościach. Mocny głos brzmiał, jakby należał do Przystojnego Jana. Smutek nie cieszył się dobrą sławą nawet w regimentach. Może i stanowili śmieci królestwa, ale nawet oni musieli czasem odczuwać wyższość – choćby w stosunku do kogoś takiego, jak mieszkańcy Smutku.
– Byłeś złodziejem? – spytał ktoś.
– Wszyscy w Smutku są złodziejami – stwierdził inny głos. Być może Gunther. – Albo kurwami. To ohydny dół kloaczny pełen wszelkiego plugastwa.
Nie było sensu zaprzeczać, jako że ten ktoś się nie mylił. O dziwo jednak w tej chwili Mieszaniec odczuwał osobliwą nostalgię za zadaszonymi podwórcami i labiryntem uliczek swego domu. Przynajmniej było tam ciepło. Siedziałby tam nadal, gdyby nie przyjął złotej jednokoronówki królowej i nie został żołnierzem. Oczywiście, gdyby tak nie uczynił, po sprawie z Sabeną i klejnotami Antonio i jego ludzie pewnie już dawno powiesiliby go na rzeźnickim haku razem z Leonem. Stara Wiedźma nie zdołałaby ich ocalić, nawet gdyby chciała, co zresztą mało prawdopodobne. Ostatnimi czasy zrobiła się dziwna, jak wszyscy ludzie magowie. Antonio zaś stał się najpotężniejszym baronem zbrodni w mieście, dostatecznie bogatym, by kupić sobie sądową nietykalność. Mieszaniec pomyślał, że sypianie z jego kochanką nie było chyba dobrym pomysłem. Co gorsza, dał się podpuścić i pomógł jej wykraść magiczny kryształ z kasetki Antonia.
– To rozrywkowe miejsce – zaoponował Łasica. – Nieźle się tam zabawiałem.
– To dlatego, że do niego pasujesz – odezwał się z ciemności inny głos. Łasica tylko się zaśmiał, jakby nie chciał podejmować dyskusji.
– Widziałem tam raz dziwkę Terrarcha… – podjął.
– Coś takiego nie istnieje – rzucił jeden z ludzi.
– Ależ istnieje, w każdym razie wyglądała jak jeden z Czcigodnych…
– To nic nie znaczy, Mieszaniec też wygląda – podsunął ktoś inny.
– Może to był on w peruce – prychnął Gołąb.
Łasica znowu się zaśmiał.
– Myślę, że bym zauważył, tak jak i twoja matka, bo była z nami.
– Łasica jest twoim tatą, Gołąb – zawołał ktoś, a potem podniósł wzrok, słysząc kroki.
Nadchodził Barbarzyńca, prowadząc człowieka z gór. Łasica ustąpił mu miejsca przy ogniu i poczęstował kawałkiem suszonego mięsa oraz łykiem napitku ze swojej specjalnej butelczyny. Nieznajomy przyjął poczęstunek z wdzięcznością. Łasica od razu zabrał się do rzeczy.
– Co tutaj robisz, Vosh?
« 1 3 4 5 6 7 13 »

Komentarze

08 IV 2010   11:58:30

Ciekawa jestem jak się potoczśą jego dalsze życie.

08 IV 2010   11:59:26

przepraszam za błędy ortograficzne

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.