Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Eric Flint, David Drake
‹Tarcza Przeznaczenia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTarcza Przeznaczenia
Tytuł oryginalnyShield of Destiny
Data wydania30 lipca 2007
Autorzy
Wydawca ISA
CyklBelizariusz
ISBN978-83-7418-159-4
Format480s. 115×175mm
Cena33,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Tarcza Przeznaczenia

Esensja.pl
Esensja.pl
David Drake, Eric Flint
« 1 8 9 10 11 12 »

David Drake, Eric Flint

Tarcza Przeznaczenia

Na zewnątrz, na korytarzu, usłyszał w umyśle słowa Aide.
To nie jest miły człowiek.
Fasety błysnęły i zawirowały, tworząc nową konfigurację. Jak w kalejdoskopie – kolory emocji Aide tańczyły w blasku. Kwaśny niesmak został zastąpiony pewnym rodzajem lekko drwiącego humoru.
Oczywiście książę Wellington także nie był miłym człowiekiem.
• • •
Justynian został sam w pokoju. Nie ruszał się z krzesła. Spędził parę chwil, zastanawiając się nad ostatnimi słowami generała, ale nie zajęło mu to dużo czasu. Znacznie bardziej interesowała go inna sprawa. Gdzieś w głębi potwornych wizji, zesłanych na niego przez klejnot, Justynian ujrzał ślad czegoś, co dało mu nadzieję.
Zobaczył posąg. Wyrzeźbiony przez twórcę kształt miał przedstawiać sprawiedliwość.
Postać była niewidoma.
– W przyszłości – wymamrotał do siebie – kiedy ludzie będą wysławiać sprawiedliwość, powiedzą, że jest ślepa.
Mężczyzna, który kiedyś był jednym z najlepszych cesarzy w długiej historii Rzymu, a już z pewnością najinteligentniejszym, potarł puste oczodoły. Po raz pierwszy od chwili, gdy wyłupiono mu oczy, gestu tego nie podyktowała desperacja ni gorycz.
Justynian Wielki. Tak bardzo chciał, żeby przyszłość ochrzciła go właśnie tym imieniem.
Może…
Teodora, ulegając naleganiom Belizariusza, stworzyła dla męża całkiem nową pozycję na dworze. Był teraz głównym specjalistą od prawa. Po raz pierwszy od wielu setek lat prawo rzymskie miało zostać skodyfikowane, zinterpretowane i spisane przez człowieka, który doskonale się do tego nadawał. Jakie by nie były jego wady i potknięcia, nikt w całym Cesarstwie nie miał wątpliwości, że Justynian jest najlepszym prawnikiem w całym basenie Morza Śródziemnego.
Może…
W końcu istnieli Salomon i Solon, a przed nimi Hammurabi.
Ale i tak ich lista była krótsza niż spis wielkich cesarzy. Znacznie krótsza, kiedy o tym pomyślał.
MUZIRIS
Wiosna, 531 r n. e.

Rozdział 5
– Już za chwilę – wyszeptał zabójca stojący przy oknie. – Widzę pierwsze szeregi jej kawalerzystów. Wyjeżdżają zza rogu.
Dowódca oddziału malawiańskich zamachowców podszedł do okna. Zwiadowca odsunął się. Delikatnie, samym koniuszkiem palca, dowódca odsunął zasłonę zaledwie na kilka centymetrów. Spojrzał na przebiegającą w dole ulicę.
– Tak – wymamrotał. Odwrócił się i dał znak prawą dłonią. Pozostali dwaj zabójcy podeszli do niego. Nieśli bombardę. Poruszali się ostrożnie i z wysiłkiem. Bombarda miała ponad pół metra długości i około dwudziestu centymetrów średnicy. Zrobiono ją z kutych żelaznych sztab, kwadratowych w przekroju i grubych na trzy centymetry. Sztaby połączono na kształt baryłki, wzmocnionej czterema żelaznymi opaskami. Na końcu bombardy przymocowano grubą płytkę. Działo przyśrubowano do drewnianego stelażu, wykonanego z drzewa tekowego, wzmocnionego mosiądzem, o wymiarach pół na pół metra. Dwaj mężczyźni uginali się pod ciężarem urządzenia.
Ich wysiłek częściowo spotęgowały przeszkody, jakie napotykali na swojej drodze. Pokój był usiany szczątkami mebli i przedmiotów, należących do ubogich właścicieli apartamentu.
Szli do okna, omijając ciała członków rodziny, która tu kiedyś mieszkała. Mężczyzny, jego żony, matki i czwórki dzieci. Zabójcy zrzucili ciała na kupę w kącie. Ale pokój był zbyt mały, żeby pomieścić siedem ciał, zajmowały one trzy czwarte podłogi. Deski pokrywała warstwa przyschniętej krwi, ciągle jednak lepkiej. Na czerwonych plamach i ciałach siedziały chmary much.
Jeden z zabójców zmarszczył nos.
– Już zaczynają śmierdzieć – mruknął. – Niech diabeł porwie Indie Południowe i ich cholerny tropikalny klimat. A do tego mamy porę gorącą. Powinniśmy trzymać ich przy życiu, aż…
– Zamknij się – syknął przywódca. – Co niby mieliśmy zrobić? Trzymać ich pod strażą przez cały dzień? Dziecko i tak by zaczęło krzyczeć.
Podwładny zamilkł nagle. Kilka sekund później on i jego towarzysz opuścili bombardę na prowizoryczną platformę strzelniczą, którą oddział zabójców zbudował naprędce z samego rana. Była ona nieco chwiejna, gdyż składały się na nią zrzucone bezładnie na kupę posłania i dwa wiklinowe krzesła, czyli jedyne meble ubogiej rodziny. Ale musiała im wystarczyć. Bombarda zresztą nie stanowiła pełnowymiarowego działa. Miała strzelić tylko raz, wyrzucając małe kawałki metalu. Odrzut wyśle działo na przeciwległą ścianę, ale wtedy i tak już na nic im się nie przyda.
To wystarczy. Kiedy imperatorowa Andhry, obecnie na wygnaniu, będzie przejeżdżała pod oknem, znajdzie się w odległości zaledwie kilkunastu metrów. Nie ucieknie, nawet jeżeli dostanie ostrzeżenie w ostatniej chwili. Wąskie uliczki były z obu stron ograniczane przez ulepione z gliny budyneczki, identyczne jak ten, w którym leżeli i czekali zabójcy. Na takim dystansie pojemnik z metalowymi kulkami nie pozostawi w uliczce nikogo żywego.
– Nadjeżdża – szepnął zwiadowca. Wyglądał teraz przez drugie okno. Podobnie jak jego dowódca odciągnął zasłonę zaledwie na parę centymetrów.
– Czy jesteś pewien, że to ona? – zapytał przywódca. Zwiadowca został przydzielony do oddziału zabójców, ponieważ jako jeden z niewielu Malawian osobiście spotkał się z księżniczką tuż po rzezi, jaka odbyła się w Amavarati. Oczywiście, od tamtej pory dziewczynie przybyło lat. Ale nie tak wiele, żeby zwiadowca nie mógł jej rozpoznać.
– To musi być Szakuntala – odparł. – Nie widzę jej twarzy, bo ma na sobie welon. Ale jest drobna, ciemnoskóra, i nosi królewskie regalia. Któż inny by to mógł być?
Przywódca jęknął. Wolałby bardziej dokładną identyfikację, lecz…
Syknął niezrozumiały rozkaz do dwóch pozostałych zabójców. Komenda była niepotrzebna. Mężczyźni już zabrali się do ładowania bombardy prochem i pojemnikiem z kulkami. Przywódca znów odwrócił się do okna i wyjrzał na ulicę poniżej. Nie szukał punktu celowniczego. Bombarda nie należała do broni wyrafinowanych i dokładne celowanie nie było potrzebne, a już szczególnie na taką odległość.
Zwierzchnik ostatni raz obejrzał działo. Nie mógł powstrzymać grymasu. W tak małym pomieszczeniu wybuch i siła odrzutu z pewnością wywołają jakieś urazy u zgromadzonych zabójców. Miał nadzieję, że po odpaleniu działa nie zostaną unieruchomieni. A przynajmniej nie na tyle, żeby uniemożliwiło im to ucieczkę z domu, gdy wokoło zapanuje chaos i dezorientacja po tym, jak Szakuntala i jej najbliższa ochrona padną trupem.
– Chciałbym, żeby już im się udało opracować te zapalniki kontaktowe, nad którymi tak się biedzą – mruknął jeden z zabójców. – Wtedy moglibyśmy użyć prawdziwego działa z normalnej odległości. Ten nieszczęsny…
– Dlaczego nie życzysz sobie, żeby nie miała tysięcy marathijskich kawalerzystów w swojej osobistej ochronie, kiedy już o tym mowa? – sarknął przywódca. – I tych cholernych Kuszan, co tak sprawnie podrzynają gardła? Wtedy moglibyśmy po prostu wbić jej nóż pod żebro, zamiast…
– Pięćdziesiąt metrów – syknął zwiadowca. – Pierwsi kawalerzyści właśnie przejeżdżają pod nami.
Przylepił się do ściany i zszedł niżej, tak blisko okna, jak tylko zdołał bez ryzyka, że zostanie odkryty. Na jego twarzy, obok spokoju profesjonalisty, czaił się ponury grymas. Był prawie pewien, że zostanie solidnie przypalony ogniem wylotowym działa. A istniała także możliwość, iż jakiś słabszy spaw puści podczas wystrzału i działo rozpadnie się na części.
– Czterdzieści metrów.
Jeden z mężczyzn zajmujących się ustawianiem bombardy uciekł do odległego kąta i zwinął się w kulkę. Drugi wyjął krzesiwo i zapalił małe, żarzące się łuczywko. Podał je dowódcy i w pośpiechu dołączył do swojego kolegi. Przywódca kucnął tuż przy otworze zapłonowym, gotów podpalić ładunek.
– Trzydzieści trzy metry – oznajmił zwiadowca stojący przy oknie. – Szykuj się.
Mężczyźni zebrani w pomieszczeniu wzięli głęboki oddech. Już wcześniej podjęli decyzję, że odpalą bombardę, kiedy księżniczka znajdzie się w odległości dwudziestu metrów od nich. Wiedzieli, że w czasie potrzebnym do zapalenia prochu koń dziewczyny nie przejdzie więcej niż pięć metrów. Jeżeli wszystko miało pójść zgodnie z planem, worek pełen ołowianych kulek zamieni władczynię podbitej Andhry, obecnie na wygnaniu, w kupkę mielonego mięsa.
Dowódca uniósł łuczywko i przysunął je blisko do otworu zapłonowego.
– Trzydzieści metrów.
Drzwi tuż za nimi buchnęły, niczym wulkan, potokiem drzazg. Pierwszy mężczyzna, który wpadł do pomieszczenia, uderzył przywódcę, zanim ten zdołał mrugnąć. Cios miecza był bardzo brutalny, ale nie śmiertelny. Miał na celu odrzucenie zabójcy od działa. W możliwie krótkim czasie. Zamachowiec wył z bólu. Jego prawe ramię zwisało na pasku skóry, na wpół odcięte tuż nad łokciem. Łuczywko dopalało się nieszkodliwie na podłodze, sycząc w powiększającej się plamie krwi.
« 1 8 9 10 11 12 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: My już są Amerykany
— Miłosz Cybowski

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski

Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.