Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Eric Flint, David Drake
‹Tarcza Przeznaczenia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTarcza Przeznaczenia
Tytuł oryginalnyShield of Destiny
Data wydania30 lipca 2007
Autorzy
Wydawca ISA
CyklBelizariusz
ISBN978-83-7418-159-4
Format480s. 115×175mm
Cena33,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Tarcza Przeznaczenia

Esensja.pl
Esensja.pl
David Drake, Eric Flint
« 1 10 11 12

David Drake, Eric Flint

Tarcza Przeznaczenia

– Ale się cieszę, że nie jestem jej nadwornym doradcą – mruknął. – To tak, jakby doradzać tygrysicy, żeby przerzuciła się z mięsa na ryż. – Zarzucił sobie nieprzytomnego Malawianina na plecy i ruszył w kierunku drzwi.
– Prawda, to całkiem mała tygrysica – dodał jeszcze radośnie. – Ale nie chciałbym być na miejscu jej dziadunia.
Kuszanie w przeciągu minuty oczyścili pomieszczenie z ciał, także z zabitych członków rodziny zamieszkującej wcześniej dom. Zamierzali odnaleźć jakiegoś kapłana, który odprawi rytuały pogrzebowe. Dwaj malawiańscy zabójcy mieli zostać wrzuceni do dołu z gnojem. A dwaj pozostali, po szybkim przesłuchaniu, zostaną skazani na taki sam los.
Kungas i Holkar zostali sami w pokoju.
– Było naprawdę blisko – skomentował Dadadżi Holkar. W jego głosie nie zabrzmiała krytyka, tylko obojętne stwierdzenie faktu.
– Będą inni – odparł kuszański dowódca. – A potem jeszcze inni. To oczywiste, że keralańscy dostojnicy przymkną oko na malawiańskich szpiegów i zabójców, którzy na nią czyhają. Musimy zabrać imperatorową w bezpieczne miejsce, Dadadżi, i to szybko. Po tym, co się dzisiaj stało, ona nie zgodzi się więcej na to, abym użył Dzijabai jako jej dublerki.
Kungas drgnął nerwowo. Gdyby Holkar miał do czynienia z innym człowiekiem, powiedziałby, że ruch ten miał oznaczać wzruszenie ramion.
– Tutaj, w Muziris, nie dam rady jej ochronić.
Holkar uśmiechnął się lekko.
– A może Dewagiri? – zapytał. A potem, gdy zobaczył wyraz twarzy rozmówcy, wybuchnął śmiechem. Wreszcie ujrzał, jak żelazna maska Kuszanina unosi się choć odrobinę. Kungas szeroko otworzył oczy. W przypadku innego człowieka można by mówić o wytrzeszczaniu.
– Dewagiri? – sarknął. – Czy już zupełnie oszalałeś? To przecież twierdza Malawian. Największe miasto w Maharastrze z wyjątkiem Barakuchy. Malawianie mają tam garnizon…
Przerwał nagle. Na jego twarz wróciła żelazna maska.
– Ty coś wiesz – uznał.
Dadadżi pokiwał głową.
– Dzisiaj rano dostaliśmy wieści od kuriera wysłanego przez Rao. Rao wierzy, że jest w stanie zdobyć Dewagiri. Udało mu się skrycie wprowadzić do miasta tysiące swoich żołnierzy. Garnizon jest duży, prawda, ale… jak on sam mawia, a w końcu najlepiej się na tym zna, zgnuśniały i nieprzygotowany.
Kungas podszedł do okna. Wyjrzał na zewnątrz, jakby chciał ocenić przydatność marathijskich kawalerzystów, nadal kłębiących się na ulicy poniżej.
I w zasadzie właśnie to robił.
– Mamy ponad trzy tysiące żołnierzy – mruknął zamyślony. – A codziennie przybywa ich coraz więcej, w miarę jak rozchodzą się wieści.
– Masz także wielu Kuszan – zauważył doradca.
– Sześć setek – zgodził się Kungas. – Większość z nich to moi krajanie. Opuścili Malawian, kiedy usłyszeli, że ja sam wypowiedziałem lojalność. Ale dobra jedna trzecia oddziałów pochodzi z innych klanów. Pamiętaj o tym.
Dowódca straży Szakuntali nadal stał przy oknie i wyglądał na zewnątrz. Holkar patrzył na jego zwalistą postać łagodnym spojrzeniem, korzystając z tego, że mężczyzna na niego nie patrzy.
Dadadżi pokochał Kungasa; był jego przyjacielem, jednym z niewielu, jakich miał w swoim życiu. Nie darzył tym uczuciem zbyt wielu mężczyzn.
Belizariusza, oczywiście, gdyż ten uwolnił go i tchnął nowe życie w jego duszę. Swojego syna, ciągle męczącego się w niewoli, gdzieś w głębi Indii, podobnie jak cała rodzina Holkara, rozbita i samotna. Rao, narodowego bohatera Marathów, który był jego idolem przez całe życie. Brata, dawno już martwego, zabitego w bitwie z Malawą. Kilku innych.
Ale Kungas zajmował w jego sercu specjalne miejsce. On i Holkar byli towarzyszami broni, zjednoczonymi jednym celem, nierozerwalnie związanymi z przeznaczeniem młodej imperatorowej. Stali się bliskimi przyjaciółmi, chociaż w innych warunkach byliby zapewne obcymi sobie ludźmi.
Dadadżi Holkar, były niewolnik; nisko urodzony, z zawodu pisarz i nauczyciel. Mężczyzna, który podchodził do świata na sposób filozoficzny, lecz jego miękka i łagodna dusza miała żelazny środek.
Kungas, niegdyś malawiański najemnik; z urodzenia kuszański wasal, z zawodu żołnierz. Człowiek, który podchodził do świata pragmatycznie, tak samo jak tygrys, i którego dusza była taka sama jak żelazna maska zakładana na twarz.
Pierwszy został obecnie nadwornym doradcą… a nawet kimś więcej. Szakuntala nazywała Holkara: peshwa Andhry na wygnaniu. Uczyniła go premierem ludzi, którzy męczyli się w malawiańskich łańcuchach. Drugi, Kungas, stał się dowódcą oddziału straży przybocznej, a także głównodowodzącym sił Andhry.
Dusza dziewczyny była dla tych mężczyzn niczym magnes. Przyciągała do siebie rzesze ludzi; od miesięcy napływali do Muziris, gdzie udała się na wygnanie. Ludzie tacy jak Szahi i Kondew, dowódcy jazdy, a także inni, marathijscy jezdni, którzy aż palili się do tego, żeby odpłacić Malawianom pięknym za nadobne.
Większość z nich była Marathami podobnie jak Holkar. Ale nie wszyscy. Stanowczo nie. Żołnierze przybywali z całego kontynentu, kiedy docierała do nich wieść, że najstarsza dynastia Indii nie została przerwana, i wypowiadali walkę zaborczej Malawie. Większość z nich była żołnierzami z zawodu, ale zdarzali się wśród nich także prości ludzie, pochodzący z wielu nacji podbitych przez Malawian. W małej armii, formującej się w obozie uciekinierów w Muziris, znaleźli się bengalscy wieśniacy; zaledwie kilku. I Biharyjczycy, i Orisanie, i Gudźaratczycy.
Nie wszyscy byli wojownikami. Przybyli także kapłani Hindu. Sadhu, jak Bindusara, który ciskał gromy na odrażającą religię Mahweda. I buddyjscy mnisi, i janiści, szukający schronienia w miejscu, gdzie dynastia Satavahanów zawsze była silna.
W przeciągu kilku miesięcy od czasu, gdy Szakuntala założyła prowizoryczny obóz w Muziris, jej dwór na wygnaniu nabrał czegoś w rodzaju splendoru. Naturalnie, dość skromnego, jeżeli uznać za standard dwory wielkich królów. Ale oszałamiającego, jeżeli mierzyć go jakością.
Ale ze wszystkich ludzi, którzy schronili się pod skrzydła imperatorowej, Holkar jednych cenił najwyżej.
Potęga Malawian spoczywała na czterech filarach:
Najpotężniejszymi były proch i broń palna, a także barbarzyńcy Ye-tai.
Holkar zamierzał wykraść im ten sekret albo dostać go od Rzymian. Co do drugiej części – śmierć Ye-tai.
W następnej kolejności liczyli się żołnierze armii Malawy, jej prawdziwa elita, czyli Radżputowie i Kuszanie.
Pod skrzydłami imperatorowej nie schronił się żaden Radżputa. Dadadżi Holkar bardzo by się zdziwił, gdyby tak się stało. Radżputowie przysięgali lojalność imperium Malawy, a należeli do ludzi, którzy najwyżej cenili sobie honor.
Lecz ciągle miał nadzieję. Może pewnego dnia – w końcu człowiek nie może być niczego pewien.
Ale Kuszanie – to zupełnie inna sprawa. Byli uparci i twardogłowi, jednak nie dzielili z Radżputami ich przerośniętego poczucia honoru i lojalności. W dawnych czasach Kuszanie byli wielkim ludem; podbili i rządzili całą Azją Centralną i Indiami Północnymi, ale te dni dawno minęły. Persja zajęła połowę ich imperium, a druga część została najechana przez Ye-tai. Od wieków Kuszanie grali rolę wasali innych, owszem cenionych za umiejętności walki, ale traktowanych jako jednostki znacznie niższe, podległe. Holkar niejednokrotnie powtarzał sobie w duchu, że lojalność Kuszan względem Malawy przypominała nieco twarz Kungasa. Na zewnątrz pokazywali tylko żelazną maskę, jednak w środku myśleli i działali po swojemu.
W jego przemyślenia wdarł się nagle głos Kungasa:
– Dziwne – powtórzył i odwrócił się od okna. – Zaczynaliśmy z trzydziestoma żołnierzami. Tylko ludzie z mojego oddziału. Spodziewałem się także, że przyłączą się do nas moi ziomkowie, gdyż jestem dość wysoko postawiony w hierarchii klanowej. Ale inni…
Doradca Szakuntali potrząsnął głową.
– Wcale nie uważam, że to dziwne, mój przyjacielu.
Wyciągnął rękę i postukał towarzysza palcem w pierś. Poczuł się tak, jakby stukał w pancerz.
– Tutaj ciągle trwają nauki Buddy. Gdzieś tam głęboko w twojej sceptycznej duszy.
Usta Kungasa wykrzywiły się w małym, zupełnie malutkim uśmieszku.
– Wątpię w to, Dadadżi. Co Budda zrobił dla nas dobrego, kiedy Ye-tai zaatakowali Peshawar? Gdzie był, gdy Malawianie zrobili nam ten dowcip?
– Ciągle tutaj – odparł peshwa. – Nie wierzysz w to? Pomyśl raczej o tych Kuszanach, którzy przyszli z innych klanów. Co ich tu przyniosło, Kungasie?
Kuszanin odwrócił wzrok. Holkar dalej naciskał:
– Powiem ci, ty sceptyku. Przywiodła ich tu pamięć. Wspomnienia Peshawaru, i Begram, i Dalverzin, i Khalchyan, i wszystkich innych wielkich miast kuszańskiego imperium. Pamięć o imperatorze Vimie i jego gigantycznych pracach nawadniających, które sprawiły, że pustynia zakwitła. Wspomnienia o Kaniszce Wielkim, który rozprzestrzenił buddyzm na obszarze niemalże całej Azji.
Dowódca straży przybocznej potrząsnął głową.
– Cóż! Wszystko to minęło. Taka jest natura rzeczy. Czas płynie naprzód i wszystko się zmienia.
Dadadżi wziął Kungasa pod ramię i zaczął ciągnąć go w kierunku drzwi pochlapanego krwią i pełnego much pomieszczenia.
– Tak, wszystko się zmienia. Ale niektóre rzeczy powracają. A antyczna przeszłość inspiruje młodzież.
Kungas, zirytowany, strącił rękę Holkara. Znajdowali się teraz w wąskim korytarzu i kierowali ku stromym schodkom, wiodącym na parter i do wyjścia z domu.
– Starczy już tych głupot – rozkazał. – Jestem człowiekiem, który żyje teraźniejszością i przyszłością, chociaż na chwilę obecną tej przyszłości dla siebie nie widzę. Powiedz mi coś więcej o planach Rao dotyczących Dewagiri. Jeżeli zajmie miasto, nie zdoła go utrzymać dłużej niż rok. Nawet Dewagiri, które jest przecież potężną twierdzą, nie oprze się atakowi Venandaktry i jego dział. Będzie potrzebował żołnierzy. A także musi jakoś zachować ścieżkę dostaw żywności. Ale jak? I będziemy musieli sami zdobyć trochę dział. Jak? Może od Rzymian?
Zatrzymał się nagle i rzucił na Holkara groźne spojrzenie.
– Ha! Oni sami mają swoje problemy. Belizariusz niebawem wyrusza do Persji. Wiesz o tym tak samo dobrze jak ja. Oczywiście, to będzie dla nas pomoc, bardzo wielka. Znaczne siły Malawian zostaną związane w Persji, i to w dodatku z Belizariuszem jako głównym przeciwnikiem, ale Venandaktra ma do swojej dyspozycji wcale potężną armię, tutaj na Dekanie.
Ruszył naprzód i omal nie spadł ze schodów.
– Więc – rzucił przez ramię – powiedz mi jedno, filozofie. Jak mamy zdobyć działa?
Dadadżi nic nie odpowiedział i obaj mężczyźni wyszli na ulicę. Tam doradca wziął głęboki oddech, żeby pozbyć się trupiego odoru, zalegającego mu w nozdrzach.
– Ukradniemy Malawianom – powiedział z uśmiechem. – A resztę dostaniemy od Belizariusza.
Kuszanin uniósł lekko brwi. Gdyby był innym człowiekiem, oznaczałoby to, że się nachmurzył.
– Ale on jest tysiące kilometrów stąd, Dadadżi!
Holkar nadal uśmiechał się łagodnie. Kungas natychmiast pomyślał o posągu Buddy.
– Da nam działa, ty niedowiarku. Zaufaj mi. Belizariuszowi bardzo zależało na tym, żebyśmy wywołali rebelię. Nie zapomniał o nas. Bądź pewny.
Kungas zaprezentował swoją własną, uboższą wersję wzruszania ramionami i ruszył za malejącą w oddali postacią imperatorowej. Holkar został nieco z tyłu i patrzył na dowódcę, zamyślony.
– Zaufaj mi, przyjacielu – szepnął. – Jestem pewien pięciu rzeczy. Malawa upadnie. Moja imperatorowa odbuduje świetność Andhry. Peshawar podźwignie się z gruzów. Belizariusz nas nie zawiedzie. I…
Jego oczy napełniły się łzami. Nie mógł mówić dalej.
Odnajdę moją żonę i dzieci. Znajdę ich, gdziekolwiek malawiańskie bestie ich zagnały.
koniec
« 1 10 11 12
19 lipca 2007
1) Basileus – król, władca. Od VI w. n. e. oficjalny tytuł cesarzy rzymskich.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: My już są Amerykany
— Miłosz Cybowski

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski

Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.