Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Steven Erikson
‹Wicher śmierci: Ekspedycja›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWicher śmierci: Ekspedycja
Tytuł oryginalnyReaper’s Gale
Data wydania23 listopada 2007
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMalazańska Księga Poległych
ISBN978-83-7480-070-9
Format600s. 115×185mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wicher śmierci: Ekspedycja

Esensja.pl
Esensja.pl
Steven Erikson
« 1 8 9 10

Steven Erikson

Wicher śmierci: Ekspedycja

– Dość tego, saperze – przerwał mu Postronek. Spoglądał na Ebrona jeszcze przez chwilę, po czym się odwrócił. – Chodźmy już. Mam między nogami blok lodu i to jest najcieplejsza część mojego ciała.
Ruszyli z powrotem do rybackiej chaty, która była ich bazą.
– Lepiej się tego pozbądź, sierżancie – poradził Okruch.
– Czego?
– Tego bloku lodu. Albo przynajmniej używaj rąk.
– Dziękuję, Okruch, ale nie jestem aż tak zdesperowany.
• • •
Zważywszy wszystko razem, miał wygodne życie. Co prawda, Malaz trudno było nazwać klejnotem imperium, ale przynajmniej nie wydawało się prawdopodobne, że miasto się rozpadnie i zatonie podczas sztormu. Nie uskarżał się też na towarzystwo. Do Kojca przychodziło wielu rozmaitych głupców, więc Withal czuł się tam jak w domu.
Wyłam Ząb. Hart. Banaschar. Przynajmniej ten ostatni był tutaj, jedyna znajoma twarz poza trójką nachtów i oczywiście jego żoną.
Oczywiście.
Choć pradawny bóg kazał mu czekać, meckroski kowal nie miałby nic przeciwko temu, żeby to czekanie nigdy się nie skończyło.
Niech szlag trafi bogów z ich nieustannym wtrącaniem się w nasze sprawy. W niczym nie są lepsi od nas.
Choć Withal już od chyba roku przebywał z przyboczną na tym samym okręcie, nie mógł twierdzić, by ją poznał. Co prawda, Tavore na bardzo długi czas pogrążyła się w żałobie – powiedziano mu, że w Malazie zabito jej kochankę – i sprawiała wrażenie raczej martwej niż żywej.
Jeśli jednak teraz znowu była sobą, trzeba przyznać, że jej osobowość nie robiła zbyt korzystnego wrażenia.
Bogowie o to nie dbali. Postanowili ją wykorzystać, tak samo jak wykorzystali jego. Dostrzegał w jej nieładnych oczach posępną świadomość tego faktu. A jeśli postanowiła się im sprzeciwić, będzie musiała uczynić to sama.
Ja nigdy bym się nie zdobył na taką odwagę. Szkoda nawet myśleć. Niewykluczone jednak, że, by osiągnąć cel, musiała się stać czymś mniej niż człowiek. A może czymś więcej?
Być może postanowiła stać się czymś mniej, by móc się stać czymś więcej. Wielu zapewne uważało, że otaczają ją sojusznicy. Tacy jak sam Withal, Banaschar, Sandalath, Sinn i Keneb. On jednak wiedział, że to złudzenie.
Wszyscy tylko obserwujemy. Czekamy. Zastanawiamy się.
Jeszcze nie zdecydowaliśmy.
Czy tego właśnie chciałeś, Maelu? Dostarczyć mnie do niej? Tak jest, to właśnie na nią czekałem.
Co w sposób nieunikniony prowadziło do najtrudniejszego pytania: Dlaczego ja?
Prawda, mógł jej opowiedzieć o mieczu. On go zrobił. Wykuł to narzędzie dla Okaleczonego Boga, obdarzył je życiem. Ale na tę broń nie mogło być odpowiedzi.
To jednak nie powstrzymało przybocznej. Wybrała wojnę, której nie chcieli nawet jej żołnierze. Zamierzała doprowadzić do upadku imperium. I jego władcy, który dzierżył wykuty przez Withala miecz. Cesarza doprowadzonego do obłędu przez własną moc. Kolejne narzędzie bogów.
Trudno było nie martwić się tym wszystkim i uwierzyć w sens śmiałej decyzji przybocznej. Piechotę morską wysadzono na brzeg, nie w jednej grupie, ale potajemnie, pod osłoną nocy, w małych oddziałkach rozproszonych wzdłuż brzegu. A potem, jakby chciała zaprzeczyć tej taktyce, Tavore podpaliła transportowce.
To było głośne wyzwanie.
Jesteśmy tu. Znajdźcie nas, jeśli się odważycie. Ale bądźcie pewni, że prędzej czy później my znajdziemy was.
Tymczasem większa część drugiego legionu pozostała na okrętach, daleko od letheryjskiego brzegu. A tylko przyboczna wiedziała, gdzie się podziali Khundryle. I większość Zgubańczyków.
– Ostatnio jesteś w ponurym nastroju, mężu.
Withal uniósł powoli głowę i popatrzył na kobietę o ciemnej jak onyks skórze, siedzącą naprzeciwko niego w kajucie.
– Jestem człowiekiem, który lubi się oddawać głębokim myślom.
– Jesteś leniem dręczonym obsesją na punkcie samego siebie.
– To też.
– Wkrótce wysiadamy na brzeg. Narzekałeś i jęczałeś tak długo, że można by sądzić, że będziesz stał przy relingu, nie mogąc się doczekać zejścia na ląd. Okrutnie nienawidzisz morza. Matka Ciemność wie, że nigdy bym nie pomyślała, że jesteś Meckrosem.
– Okrutnie nienawidzę, tak? Nie, raczej jestem… sfrustrowany. – Uniósł wielkie dłonie. – Naprawa statków to zawód. Ale nie mój. Chcę wrócić do tego, co potrafię robić najlepiej, żono.
– Do podkuwania koni?
– W rzeczy samej.
– Produkcji okuć do tarcz? Sztyletów? Mieczy?
– Jeśli będzie trzeba.
– Armie zawsze ciągną za sobą kowali.
– To nie moja specjalność.
– Nie chrzań. Potrafisz wykuć miecz równie dobrze jak każdy płatnerz.
– A dużo ich w życiu widziałaś?
– Żyję już bardzo długo i wszystkiego naoglądałam się do syta. Twoi nieszczęśni podopieczni pewnie wrócili do ładowni. Zejdziesz po nich, czy ja mam to zrobić?
– Czy naprawdę pora wysiadać?
– Przyboczna chyba już jest na lądzie.
– Ty idź po nich. Mnie ciągle przechodzą ciarki na ich widok.
Wstała.
– Brak ci współczucia. To typowe dla tych, którzy ulegają obsesji na punkcie samego siebie. Ci Tiste Andii są młodzi, Withal. Anomander Rake ich opuścił. A po nim Andarist. Ich bracia i siostry padli w bezsensownej bitwie. Ponieśli zbyt wiele strat. Nie potrafią się uwolnić od myśli o kruchości wszystkiego i to wypełnia ich dusze rozpaczą.
– Nurzanie się w cynizmie i znużeniu życiem jest przywilejem młodości.
– Ty wolisz głębokie myśli.
– One są zupełnie inne, Sand.
– Uważasz, że nie zasłużyli na ten przywilej?
Wyczuwał jej narastającą irytację. W końcu była Tiste Andii, tak samo jak oni. Pewne sprawy należało omijać szerokim łukiem.
Wulkaniczne wyspy. Pływające góry lodowe. Morze ognia. I drażliwe punkty Sandalath Drukorlat.
– Pewnie zasłużyli – odparł ostrożnie. – Ale odkąd to cynizm jest cnotą? Poza tym, to cholernie nużące.
– Temu trudno zaprzeczyć – przyznała złowrogim tonem. Potem odwróciła się i wyszła z kajuty.
– Głębokie myśli są inne – wymamrotał Withal do pustego krzesła. – Po pierwsze, można rozmyślać na dowolny temat, także niemający nic wspólnego z cynizmem. Na przykład wtrącanie się bogów… no dobra, nie ten. Kowalstwo. Tak jest. Podkuwanie koni. W podkowach nie ma nic cynicznego… tak mi się przynajmniej zdaje. Jasne. Ułatwiają życie koniom. Pozwalają im pogalopować na bitwę i zginąć straszliwą śmiercią.
Umilkł, krzywiąc się ze złością.
• • •
Phaed miała płaską twarz w kształcie serca, o cerze barwy przydymionego łupku – odcień raczej niefortunny z uwagi na jego martwotę. Jej oczy były pozbawione wyrazu, poza chwilami, gdy płonęła w nich złość, jak teraz, kiedy młoda kobieta wpatrywała się w plecy mówiącej do jej towarzyszy Sandalath Drukorlat.
Nimander Golit spoglądał kącikiem oka na tę, którą zwał siostrą, po raz kolejny zadając sobie pytanie, skąd bierze się niewyczerpana złośliwość Phaed. O ile dobrze sobie przypominał, towarzyszyła jej ona od najwcześniejszych dni. Empatia była dla niej czymś zupełnie obcym, a pozostawioną przez nią pustkę wypełniło teraz coś zimnego, co zapowiadało brutalną radość z każdego zwycięstwa, rzeczywistego albo wyimaginowanego, oczywistego bądź subtelnego.
W tej młodej, pięknej kobiecie nie było nic prostego. Wszystko zaczynało się od pierwszego wrażenia, jakie wywierała na nieznajomych. Rozsiewany przez nią naturalny urok zapierał dech w piersiach. Doskonałość sztuki, bezsłowny język romantyków.
Ta pierwsza chwila trwała jednak krótko. Zwykle mijała po pierwszym uprzejmym pytaniu, na które Phaed zawsze odpowiadała zimnym milczeniem. Przeobrażało ono ów bezsłowny język, niszcząc wszelkie myśli o romansie długotrwałą demonstracją braku taktu oraz jawnej pogardy.
Złość zachowywała dla tych, którzy potrafili ją przejrzeć.W takich przypadkach Nimandera przeszywał dreszcz przeczucia. Zdawał sobie sprawę, że Phaed jest zdolna do morderstwa. Biada bystremu obserwatorowi, który zdołałby zajrzeć w głąb jej duszy, do drżącego węzła ciemności poprzeszywanego niewyobrażalnymi lękami, a potem nie zdołał ukryć zdobytej w ten sposób wiedzy.
Nimander dawno już nauczył się udawać w rozmowie z Phaed niewiniątko. Uśmiechał się beztrosko, co najwyraźniej ją uspokajało. Niestety, właśnie w takich chwilach Phaed zwykła mu się zwierzać ze swych okrutnych pragnień, snując szeptem wymyślne plany zemsty za niezliczone zniewagi.
Sandalath Drukorlat z pewnością była spostrzegawcza. Nie było w tym nic zaskakującego. W końcu przeżyła wiele stuleci i poznała najróżniejsze istoty, od honorowych aż po demoniczne. Nie potrzebowała wiele czasu, by zdecydować, na którym końcu tego spektrum umieścić Phaed. Na jej zimne spojrzenie odpowiadała takim samym, a pogarda odbijała się od niej jak kamyki sypane na tarczę wojownika, nie zostawiając nawet zadrapania. Najbardziej bolesne było jednak to, że nieme popisy młodszej kobiety ją bawiły. Posunęła się nawet do jawnych drwin. To właśnie były owe głębokie rany, wypełniające ropą duszę Phaed. Zadała je kobieta, która stała się dla nich wszystkich zastępczą matką.
Nimander uświadomił sobie, że Phaed o twarzy w kształcie serca planuje matkobójstwo.
Musiał przyznać, że sam często zapadał w długą bezczynność, jakby nad żadną z tych spraw nie warto było się zastanawiać. Miał w końcu własny zastęp dręczących go demonów i żaden z nich nie miał ochoty zniknąć. Nie przejmując się tym, że niekiedy je zaniedbywał, nadal toczyły swą mroczną grę, a niewielki majątek, który składał się na życie Nimandera, przechodził z rąk do rąk tak szybko, że szalki wagi wirowały w nieustannym tańcu. Gwałtowne spory i chaos, którym towarzyszyły triumfalne okrzyki, chaos oraz obojętny brzęk monet. Często czuł się całkowicie odrętwiały i ogłuszony.
Mogła to być jedna z cech charakterystycznych dla Tiste Andii.
Introwertycy niezdolni do introspekcji. Ciemność we krwi. Chimery, nawet dla siebie samych.
Pragnął, by zależało mu na tronie, którego mieli bronić, tronie, dla którego zginął Andarist. Dlatego bez wahania poprowadził podopiecznych na tę straszliwą bitwę. Bez wahania, a może nawet ze szczerym zapałem.
Pęd ku śmierci. Im dłużej trwa życie, tym mniej je cenimy. Dlaczego tak jest?
To jednak byłaby introspekcja, nieprawdaż? Zastanawianie się nad podobnymi pytaniami stanowiłoby zbyt trudne zadanie. Łatwiej po prostu słuchać rozkazów innych. Czy pocieszenie znajdowane w posłuszeństwie było kolejną cechą charakterystyczną jego rasy? Kogo jednak Tiste Andii uważali za budzące szacunek i bojaźń symbole? Nie młodych wojowników, takich jak Nimander Golit. Nie niegodziwą Phaed z jej podłymi ambicjami.
Anomandera Rake’a, który odszedł. Andarista, jego brata, który nie odszedł. Silchasa Ruina… ach, cóż za rodzinka!
Jedyna w swoim rodzaju w całym pomiocie Matki. W tamtych czasach życie miało większą skalę, było bardziej dramatyczne. Pełne napięcia, jak brzęcząca cięciwa. Każde wypowiadane słowo pobrzmiewało okrutnymi prawdami i te straszliwe słowa doprowadziły do rozstania, choć nic innego nie zdołało tego sprawić. Nawet Matka Ciemność, gdy odwróciła się od nich. Wczesny okres ich życia był jak epicki poemat.
A my? My jesteśmy niczym. Staliśmy się miękcy, niegroźni i zagubieni. Nikt o nas nie słyszał. Utraciliśmy prostotę i zrodzoną z niej czystość. Jesteśmy Ciemnością odartą z tajemnicy.
Sandalath Drukorlat – która pamiętała owe starożytne czasy i w głębi duszy z pewnością nadal opłakiwała poległych Tiste Andii – odwróciła się i skinęła na zbieraninę ocalonych z Ławicy Avalii, nakazując im podążyć za sobą na pokład.
– Nimander, masz włosy koloru światła gwiazd.
Gdy już znaleźli się na górze, ujrzeli obskurne portowe miasteczko, które miało stać się ich domem na „kolejną małą wieczność”, by zacytować słowa wysyczane przez Phaed.
– Ta wyspa była kiedyś więzieniem. Pełno na niej gwałcicieli i morderców. – Spojrzała mu nagle w oczy, jakby czegoś w nich szukała, a potem uśmiechnęła się doń przelotnie, odsłaniając na moment zęby. – Dobre miejsce na morderstwo.
Przed tysiącleciami takie słowa wywołałyby wojnę domową albo doprowadziły do jeszcze gorszych skutków, teraz jednak ledwie się przebiły przez obojętny spokój Nimandera.
„Nimander, masz włosy koloru…”.
Ale przeszłość była już martwa. Ławica Avalii. Dla nas tamta wyspa również była więzieniem. Poznaliśmy na niej śmierć.
I straszliwą cenę posłuszeństwa.
Dowiedzieliśmy się, że na tym świecie nie ma miejsca dla miłości.
koniec
« 1 8 9 10
17 listopada 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.