WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Wicher śmierci: Ekspedycja |
Tytuł oryginalny | Reaper’s Gale |
Data wydania | 23 listopada 2007 |
Autor | Steven Erikson |
Przekład | Michał Jakuszewski |
Wydawca | MAG |
Cykl | Malazańska Księga Poległych |
ISBN | 978-83-7480-070-9 |
Format | 600s. 115×185mm |
Cena | 35,— |
Gatunek | fantastyka |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wicher śmierci: EkspedycjaSteven Erikson
Steven EriksonWicher śmierci: Ekspedycja– Nie. – A czy od tego czasu widziałeś rodziców albo brata? – Brat się zabił, a rodzice nie żyją. Umarli tej nocy, kiedy uciekłem. Nauczyciele również. – Co się z nimi stało? – Nie jestem pewien – przyznał Dziób. – Pokazałem im świeczkę. – A czy zrobiłeś to jeszcze kiedyś? Pokazałeś komuś świeczkę? – Nie całą. Nie cały blask. Kowal powiedział, żebym tego nie robił, chyba żebym nie miał wyboru. – Tak jak tej ostatniej nocy z rodziną i nauczycielami. – Tak jak wtedy. Rozumiesz, wychłostali i wygnali kowala za to, że dał mi ten nóż. A potem próbowali mi go zabrać. I nagle… nie miałem wyboru. Powiedziała mu, że oddalą się od reszty, ale teraz wlekli się razem ze wszystkimi. Owady bez przerwy go gryzły, zwłaszcza w kark, właziły mu też do uszu i nosa. Uświadomił sobie, że nic z tego nie rozumie. Ale ona była przy nim, tuż u jego boku. Pluton dotarł do czegoś w rodzaju wyspy na bagnie, otoczonej fosą pełną czarnej wody. Była okrągła i gdy na nią weszli, Dziób zobaczył porośnięte mchem ruiny. – Był tu kiedyś budynek – zauważył któryś z żołnierzy. – Jaghucki! – zawołał nagle podekscytowany Dziób. – Omtose Phellack. Ale nie ma już płomienia, tylko zapach łoju. Magia odpłynęła. Dlatego powstało tu bagno, ale nie możemy zostać w tym miejscu, bo pod kamieniami leżą martwe ciała i te duchy są głodne. Wszyscy gapili się na niego. Pochylił głowę. – Przepraszam. Kapitan Faradan Sort położyła dłoń na jego ramieniu. – Nie ma za co, Dziób. Te ciała… to Jaghuci? – Nie. Forkrul Assailowie i Tiste Liosan. Walczyli na ruinach. Podczas wojen, które zwali sprawiedliwymi. Tutaj stoczyli tylko potyczkę, ale nikt z niej nie uszedł z życiem. Wszyscy pozabijali się nawzajem, a ostatnia wojowniczka miała dziurę w gardle i wykrwawiła się w tym miejscu, gdzie stoi pięść. Była Forkrul Assailem. Jej ostatnia myśl brzmiała, że ich zwycięstwo dowiodło, że mieli rację, a wrogowie się mylili. Potem umarła. – To jedyne suche miejsce, jakie widzieliśmy – poskarżył się pięść Keneb. – Czy któryś z naszych magów potrafi wygnać te duchy? Nie? Na oddech Kaptura. Dziób, co one właściwie mogą nam zrobić? – Wgryzą się do naszych mózgów i podsuną nam straszliwe myśli, przez które pozabijamy się nawzajem. Na tym polega problem ze sprawiedliwymi wojnami. One się nigdy nie kończą, bo Sprawiedliwość jest słabym bogiem i nosi zbyt wiele imion. Liosan zwali ją Serkanosem, a Assailowie nadali jej nazwę Rynthan. Bez względu jednak na to, w jakim języku przemawiała, jej wyznawcy nie potrafili go zrozumieć. Język Sprawiedliwości jest tajemniczy, Dlatego nie ma mocy, ponieważ wszyscy jej wyznawcy wierzą w niewłaściwe rzeczy. W rzeczy, które sami wymyślają i w rezultacie nie mogą się ze sobą zgodzić. Dlatego wojny nigdy się nie kończą. – Dziób przerwał, spoglądając w zwrócone ku niemu, pozbawione wyrazu twarze. Wzruszył ramionami. – No nie wiem, może mógłbym z nimi porozmawiać. Wezwę jednego i pogadamy. – Lepiej nie, Dziób – sprzeciwił się pięść. – Wstawać, żołnierze. Ruszamy w dalszą drogę. Nikt się nie skarżył. Faradan Sort odciągnęła Dzioba na bok. – Teraz się z nimi rozstaniemy, Dziób – oznajmiła. – W jakim kierunku musimy pójść, by jak najszybciej się z tego wydostać? Dziób wskazał na północ. – Jak daleko? – Tysiąc kroków. Tam właśnie przebiega granica starej Omtose Phellack. Przyglądała się, jak Keneb i jego drużyny opuszczają wyspę, rozpryskując wodę nogami. Kierowali się w głąb lądu, prosto na zachód. – A jak długo będą musieli iść w tamtym kierunku? To znaczy na zachód? – Może z tysiąc dwieście kroków, jeśli nie będą włazić do rzeki. Chrząknęła. – Dwieście kroków więcej ich nie zabije. Dobra, Dziób, ruszamy na północ. – Tak jest, kapitanie. Możemy pójść starym chodnikiem. Roześmiała się. Dziób nie miał pojęcia dlaczego. • • • Był taki dźwięk, który słyszało się tylko na wojnie, podczas oblężeń, na chwilę przed szturmem na mury, gdy wszystkie onagry, balisty i katapulty wypuszczały zmasowaną salwę. Potężne pociski uderzały w kamienne mury, fortyfikacje oraz budynki odpowiadały chaotycznym chórem eksplodujących cegieł, pękających płytek i walących się dachów. Samo powietrze niemal drżało, jakby wstrząsnęła nim ta owa przemoc. Sierżant Postronek stał na wzgórzu, pochylając się pod silny, lodowaty wicher, i myślał o tym dźwięku, spoglądając na lodowe góry toczące ze sobą bój w cieśninie. Ogromne lodowe wyniosłości górujące nad Rubieżą Fentów rozpadały się niczym spadające w otchłań miasta. Potem wywołane wstrząsem fale rozbiegały się po wzburzonym morzu z ogłuszającym łoskotem. Skłębione, srebrne chmury, fontanny spienionej wody… – Łańcuch górski miotany śmiertelnymi konwulsjami – mruknął stojący u jego boku Ebron. – Machiny wojenne prowadzące ostrzał muru – sprzeciwił się Postronek. – Sztorm obrócony w lód – zaproponował Kulas, który przystanął z tyłu. – Wszyscy się mylicie – odezwał się Okruch, dzwoniąc zębami z zimna. – To jest jak wielkie kawały… spadającego lodu. – To zdumiewające, Okruch – stwierdził kapral Odprysk. – Jesteś przeklętym przez Kaptura poetą. Nie potrafię uwierzyć, że Mottańscy Pospolitacy pozwolili ci odejść. Naprawdę nie potrafię, Okruch. – Nie można powiedzieć, żeby mieli wybór – odparł wysoki saper o kościstych kolanach, pocierając energicznie obie strony szczęki. – No wiesz, odszedłem, kiedy nikt nie patrzył. Otworzyłem kajdanki rybią ością. Zresztą wielkiego marszałka nie można aresztować. Ciągle im to powtarzałem. Nie możecie tego zrobić. To zabronione. Postronek spojrzał na kaprala. – Udało ci się porozmawiać z siostrą? Czy już się zmęczyła powstrzymywaniem tego wszystkiego? Nie potrafimy tego określić. Opak nie ma nawet pojęcia, jak ona to robi, więc nie jest w stanie jej pomóc. – Nie potrafię ci na to odpowiedzieć, sierżancie. Ona ze mną też nie rozmawia. Nie wiem… nie wygląda na zmęczoną, ale prawie w ogóle nie sypia. Właściwie nie poznaję już Sinn. Zmieniła się po Y’Ghatanie. Postronek zastanawiał się nad tym przez dłuższą chwilę. Wreszcie skinął głową. – Odeślę Opaka z powrotem. Przyboczna powinna już przybyć do Fortu. – Przybyła – potwierdził Ebron, pociągając się za nos, jakby chciał sprawdzić, czy mu nie odpadł. Podobnie jak Opak, nie potrafił odgadnąć, w jaki sposób Sinn powstrzymuje góry lodowe. Wyraźnie zachwiało to jego pewnością siebie. – Zablokowaliśmy port i unieszkodliwiliśmy zbira, który nim zarządza. Wszystko idzie zgodnie z planem. Kulas chrząknął. – Dobrze, że nie jesteś przesądny, Ebron. Ja tam wolę zejść z tego wzgórza, zanim się pośliznę i rozbiję kolano. Odprysk parsknął śmiechem. – Już najwyższy czas, Kulas. – Dziękuję, kapralu. Cieszę się, że się o mnie troszczysz. – Można to i tak nazwać. Postawiłem pięć imperiałów na to, że przed końcem miesiąca ponownie potwierdzisz trafność swego imienia. – Ty skurwysynu. – Odprysk – odezwał się Postronek, gdy już z lekkim rozbawieniem odprowadzili wzrokiem schodzącego bardzo ostrożnie ze wzgórza Kulasa – gdzie jest teraz Sinn? – W starej latarni morskiej – odparł kapral. – W porządku. Też znajdźmy sobie jakieś schronienie. Znowu się zanosi na deszcz ze śniegiem. – W tym problem – wtrącił z nagłym gniewem Ebron. – Ona nie tylko powstrzymuje lód, sierżancie. Ona go zabija. A poziom wody podnosi się szybko. – Myślałem, że ten lód i tak umiera. – To prawda, sierżancie, ale ona przyśpiesza ten proces. Rozebrała czar Omtose Phellack na części jak rozbity trzcinowy koszyk, ale nie wyrzuca tych trzcin, tylko plecie z nich coś innego. Postronek łypnął ze złością na maga. – Nie tylko Sinn nie chce nam nic powiedzieć. Co to znaczy „coś innego”? – Nie wiem! Na jaja Kaptura, nie wiem! – Tam nie ma żadnych koszyków – odezwał się Okruch. – Przynajmniej ja ich nie widzę. Niech to błotne świnie, masz dobry wzrok, Ebron. Nawet kiedy patrzę tylko jednym okiem, nie widzę… |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Dialogi i monologi
— Miłosz Cybowski
Nekromanci kontratakują
— Miłosz Cybowski
Dwóch panów w drodze (nie licząc lokaja)
— Miłosz Cybowski
Nie ma izolowanych opowieści
— Miłosz Cybowski
I rozczarował się czytelnik niepomiernie
— Miłosz Cybowski
Czekając końca
— Miłosz Cybowski
Wszystkich Kaptur trafia
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Za dużo i za mało
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Podróże kształcą
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Gdzie, kiedy i dlaczego?
— Miłosz Cybowski