WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Wicher śmierci: Ekspedycja |
Tytuł oryginalny | Reaper’s Gale |
Data wydania | 23 listopada 2007 |
Autor | Steven Erikson |
Przekład | Michał Jakuszewski |
Wydawca | MAG |
Cykl | Malazańska Księga Poległych |
ISBN | 978-83-7480-070-9 |
Format | 600s. 115×185mm |
Cena | 35,— |
Gatunek | fantastyka |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wicher śmierci: EkspedycjaSteven Erikson
Steven EriksonWicher śmierci: Ekspedycja– Niektóre litery… – Ehrlijski i letheryjski wywodzą się z tego samego języka – oznajmił Płatek. – Skąd wiesz? – zapytał Galt, obrzucając go podejrzliwym spojrzeniem. – Nie wiem, ty idioto. Tak mi tylko powiedziano. – Kto ci tak powiedział? – Chyba Ebron. Albo Odprysk. Co za różnica? Ktoś, kto się na tym zna i tyle. Kapturze, mózg mnie przez ciebie boli. Tylko popatrz, co z niego zostało. – To jest mój nóż? – Był. Płatek uniósł nagle głowę. – Słyszę kroki na schodach. Jego ręce poruszyły się błyskawicznie. Nim Galt zdążył dojść do drzwi, Płatek przykręcił gałkę i rzucił mu sztylet. Żołnierz złapał nóż jedną ręką, nawet nie zwalniając kroku. Brullyg usiadł z powrotem na krześle. Masan Gilani wstała i poluzowała rękojeści obu straszliwych, długich noży, które nosiła u pasa. – Gdybym tylko miała tu swoją drużynę – mruknęła, zbliżając się o krok do Brullyga. – Nie ruszaj się – wyszeptała do niego. Skinął głową, czując suchość w gardle. – Pewnie niosą ale – stwierdził Płatek, zatrzymując się z boku drzwi. Galt uchylił je lekko, wyglądając przez szczelinę. – Ehe, tyle że te kroki brzmią inaczej. – To nie ten zapluty pierdziel i jego syn? – Ktoś zupełnie inny. – Dobra. Płatek sięgnął pod stół i wydobył kuszę. Cudzoziemską broń o niezwykłej konstrukcji wykonano niemal całkowicie z żelaza albo czegoś bardzo przypominającego letheryjską stal. Cięciwa była gruba jak kciuk mężczyzny, a wyposażony w grot z nacięciem w kształcie litery X bełt mógłby przebić letheryjską tarczę, jakby była zrobiona z kory brzozowej. Żołnierz naciągnął kuszę i w jakiś sposób unieruchomił orzech, po czym przeszedł do końca pokoju. Gdy kroki się zbliżyły, Galt odsunął się od drzwi, wykonując serię gestów. Masan Gilani chrząknęła w odpowiedzi. Brullyg usłyszał za plecami trzask rozdzieranej tkaniny. Po chwili sztych noża dotknął go między łopatkami. Przebił się przez cholerne oparcie. Kobieta pochyliła się do jego ucha. – Bądź grzeczny i głupi, Brullyg. Znamy tych dwoje i potrafimy się domyślić, po co przyszli. Galt obejrzał się na Masan Gilani i skinął krótko głową. Potem podszedł do drzwi i otworzył je szeroko. – No proszę – wycedził po letheryjsku ze swym koszmarnym akcentem. – Czyż to nie pani kapitan i jej pierwszy oficer? Za szybko zabrakło wam pieniędzy? Co was skłoniło do przyniesienia ale? – Co on powiedział, kapitanie? – warknął ktoś za drzwiami. – Nie wiem co, ale mówi kiepsko – odparł kobiecy głos. Brullyg zmarszczył brwi. Słyszał go już wcześniej. Koniuszek noża wbił się głębiej w jego plecy. – Przynieśliśmy ale dla Shake’a Brullyga – ciągnęła kobieta. – To bardzo miło – odparł Galt. – Dopilnujemy, żeby je dostał. – Shake Brullyg to mój stary przyjaciel. Chcę się z nim zobaczyć. – Jest zajęty. – Czym? – Myśleniem. – Shake Brullyg? Bardzo w to wątpię. Kim jesteś, w imię Zbłąkanego? Na pewno nie Letheryjczykiem, podobnie jak ci twoi kumple, którzy siedzą w gospodzie. Z pewnością też nie byliście tu więźniami. Wypytałam ludzi i wiem, że przypłynęliście na tym dziwnym statku, który kotwiczy w zatoce. – Kapitanie, to bardzo proste. My żeśmy przyszli, to lód poszedł. Więc Brullyg nas nagrodził. Goście. Królewscy goście. Teraz sobie z nim siedzimy. Uśmiecha się do nas miło. Więc my też jesteśmy mili. – Mili idioci – warknął mężczyzna za drzwiami, zapewne pierwszy oficer.–Ręka już mi drętwieje. Odsuń się i daj mi wnieść to cholerstwo. Galt obejrzał się przez ramię na Masan Gilani. – Czemu się na mnie gapisz? – zapytała żołnierka po malazańsku. – Ja tu jestem tylko po to, żeby kazać mu ruszać ozorem. Brullyg zlizał pot z warg. Dlaczego im się udaje, mimo że znam prawdę? Czy jestem aż taki głupi? – Wpuść ich – powiedział cicho. – Uspokoję ich i odeślę z powrotem. Galt ponownie obejrzał się na Masan Gilani. Choć kobieta nie odezwała się ani słowem, musieli wymienić jakieś sygnały, gdyż Malazańczyk wzruszył ramionami i odsunął się. – Idzie ale. Do komnaty weszło dwoje ludzi. Pierwszym z nich był Skorgen Kaban Śliczny. A to znaczyło… tak jest. Kandydat na króla uśmiechnął się szeroko. – Shurq Elalle. Nie postarzałaś się nawet o jeden dzień, odkąd cię ostatnio widziałem. Hej, Skorgen… postaw tę beczułkę, bo zwichniesz sobie bark i powiększysz listę swych ułomności o koślawość. Otwórz to cholerstwo, żebyśmy mogli się napić. Aha – dodał, zauważywszy, że dwoje piratów przygląda się żołnierzom – to troje z moich królewskich gości. Ten pod drzwiami to Galt, ten w kącie nazywa się Płatek, a ta ślicznotka, która trzyma rękę za oparciem mojego krzesła, zwie się Masan Gilani. Shurq Elalle przysunęła sobie krzesło i usiadła naprzeciwko Brullyga. Założyła nogę na nogę i splotła dłonie na podołku. – Brullyg, ty na wpół obłąkany, oszukańczy, skąpy skurwysynu. Gdybyśmy byli sami, złapałabym cię za tę chudą szyję i udusiła. – Nie mogę powiedzieć, by zaskoczyła mnie twoja wrogość – odparł Shake Brullyg. Nagle ucieszył się, że ma malazańskich strażników. – Ale wiesz co? To nie było aż takie złe i wstrętne, jak ci się zdaje. Nigdy nie dałaś mi szansy wytłumaczyć… Shurq uśmiechnęła się pięknie i zarazem złowrogo. – Ależ, Brullyg, ty nigdy nie miałeś zwyczaju się tłumaczyć. – Ludzie się zmieniają. – To byłby pierwszy taki przypadek. Brullyg oparł się pokusie wzruszenia ramionami. To kosztowałoby go paskudną ranę na plecach. Uniósł ręce przed siebie, wyciągając ku górze rozpostarte dłonie. – Zapomnijmy o dawnych dziejach. Pozgonna Wdzięczność stoi bezpiecznie w moim porcie. Wyładowałaś towar i napełniłaś sakiewkę. Pewnie z chęcią opuściłabyś już naszą błogosławioną wyspę. – Coś w tym rodzaju – przyznała. – Niestety, chyba mamy kłopoty z otrzymaniem, hmm, pozwolenia. Wyjście z portu blokuje największy cholerny okręt, jaki w życiu widziałam, a do głównego nabrzeża zmierza smukła galera wojenna. Wiesz co – dodała, znowu uśmiechając się przelotnie – wszystko to zaczyna wyglądać jak coś w rodzaju… hmm… blokady. Sztych sztyletu odsunął się od pleców Brullyga. Żołnierka schowała nóż i okrążyła stół. Tym razem przemówiła w języku, którego Brullyg nigdy dotąd nie słyszał. Płatek pochylił kuszę, celując w Brullyga, i odpowiedział jej. Skorgen, który klęczał na podłodze i walił w szpunt kłębem dłoni, podniósł się nagle. – Brullyg, co tu się dzieje, w imię Zbłąkanego? – Tylko to, że twoja kapitan ma rację – dobiegł spod drzwi nowy głos. – Nasze oczekiwanie dobiegło końca. O framugę opierał się żołnierz zwany Rzezigardziołem. Skrzyżował ręce na piersi i uśmiechał się do Masan Gilani. – To dobre wieści, prawda? A teraz zabieraj stąd swoje rozkoszne wypukłości i zapychaj tanecznym krokiem do portu. Jestem pewien, że Urb i cała reszta stęsknili się za twoim widokiem. Shurq Elalle, która nie ruszyła się z krzesła, westchnęła głośno. – Śliczny, chyba przez pewien czas nie opuścimy tego pokoju. Znajdź jakieś kufleinalejnam,dobra? – Jesteśmy zakładnikami? – Nie, nie – zaprzeczyła. – Gośćmi. Masan Gilani opuściła komnatę, kołysząc biodrami znacznie wyraźniej niż to było konieczne. Brullyg jęknął. – Jak już mówiłam – wyszeptała Shurq – ludzie się nie zmieniają. Zwłaszcza mężczyźni. – Obejrzała się na Galta, który przyciągnął sobie drugie krzesło. – Pewnie nie pozwolicie mi udusić tego odrażającego robaka. – Niestety, nie. – Uśmiechnął się. – Przynajmniej na razie. – Kim są wasi przyjaciele w porcie? Galt mrugnął do niej. – Mamy tu do wykonania pewną robotę, kapitanie, i doszliśmy do wniosku, że ta wyspa świetnie się nadaje na kwaterę główną. – Mówisz teraz po letheryjsku znacznie lepiej. – Z pewnością zawdzięczam to twojemu miłemu towarzystwu, kapitanie. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Dialogi i monologi
— Miłosz Cybowski
Nekromanci kontratakują
— Miłosz Cybowski
Dwóch panów w drodze (nie licząc lokaja)
— Miłosz Cybowski
Nie ma izolowanych opowieści
— Miłosz Cybowski
I rozczarował się czytelnik niepomiernie
— Miłosz Cybowski
Czekając końca
— Miłosz Cybowski
Wszystkich Kaptur trafia
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Za dużo i za mało
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Podróże kształcą
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Gdzie, kiedy i dlaczego?
— Miłosz Cybowski