Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Steven Erikson
‹Wicher śmierci: Ekspedycja›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWicher śmierci: Ekspedycja
Tytuł oryginalnyReaper’s Gale
Data wydania23 listopada 2007
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMalazańska Księga Poległych
ISBN978-83-7480-070-9
Format600s. 115×185mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wicher śmierci: Ekspedycja

Esensja.pl
Esensja.pl
Steven Erikson
« 1 2 3 4 5 10 »

Steven Erikson

Wicher śmierci: Ekspedycja

– Niektóre litery…
– Ehrlijski i letheryjski wywodzą się z tego samego języka – oznajmił Płatek.
– Skąd wiesz? – zapytał Galt, obrzucając go podejrzliwym spojrzeniem.
– Nie wiem, ty idioto. Tak mi tylko powiedziano.
– Kto ci tak powiedział?
– Chyba Ebron. Albo Odprysk. Co za różnica? Ktoś, kto się na tym zna i tyle. Kapturze, mózg mnie przez ciebie boli. Tylko popatrz, co z niego zostało.
– To jest mój nóż?
– Był.
Płatek uniósł nagle głowę.
– Słyszę kroki na schodach.
Jego ręce poruszyły się błyskawicznie. Nim Galt zdążył dojść do drzwi, Płatek przykręcił gałkę i rzucił mu sztylet. Żołnierz złapał nóż jedną ręką, nawet nie zwalniając kroku.
Brullyg usiadł z powrotem na krześle.
Masan Gilani wstała i poluzowała rękojeści obu straszliwych, długich noży, które nosiła u pasa.
– Gdybym tylko miała tu swoją drużynę – mruknęła, zbliżając się o krok do Brullyga. – Nie ruszaj się – wyszeptała do niego.
Skinął głową, czując suchość w gardle.
– Pewnie niosą ale – stwierdził Płatek, zatrzymując się z boku drzwi.
Galt uchylił je lekko, wyglądając przez szczelinę.
– Ehe, tyle że te kroki brzmią inaczej.
– To nie ten zapluty pierdziel i jego syn?
– Ktoś zupełnie inny.
– Dobra.
Płatek sięgnął pod stół i wydobył kuszę. Cudzoziemską broń o niezwykłej konstrukcji wykonano niemal całkowicie z żelaza albo czegoś bardzo przypominającego letheryjską stal. Cięciwa była gruba jak kciuk mężczyzny, a wyposażony w grot z nacięciem w kształcie litery X bełt mógłby przebić letheryjską tarczę, jakby była zrobiona z kory brzozowej. Żołnierz naciągnął kuszę i w jakiś sposób unieruchomił orzech, po czym przeszedł do końca pokoju.
Gdy kroki się zbliżyły, Galt odsunął się od drzwi, wykonując serię gestów. Masan Gilani chrząknęła w odpowiedzi. Brullyg usłyszał za plecami trzask rozdzieranej tkaniny. Po chwili sztych noża dotknął go między łopatkami. Przebił się przez cholerne oparcie. Kobieta pochyliła się do jego ucha.
– Bądź grzeczny i głupi, Brullyg. Znamy tych dwoje i potrafimy się domyślić, po co przyszli.
Galt obejrzał się na Masan Gilani i skinął krótko głową. Potem podszedł do drzwi i otworzył je szeroko.
– No proszę – wycedził po letheryjsku ze swym koszmarnym akcentem. – Czyż to nie pani kapitan i jej pierwszy oficer? Za szybko zabrakło wam pieniędzy? Co was skłoniło do przyniesienia ale?
– Co on powiedział, kapitanie? – warknął ktoś za drzwiami.
– Nie wiem co, ale mówi kiepsko – odparł kobiecy głos.
Brullyg zmarszczył brwi. Słyszał go już wcześniej. Koniuszek noża wbił się głębiej w jego plecy.
– Przynieśliśmy ale dla Shake’a Brullyga – ciągnęła kobieta.
– To bardzo miło – odparł Galt. – Dopilnujemy, żeby je dostał.
– Shake Brullyg to mój stary przyjaciel. Chcę się z nim zobaczyć.
– Jest zajęty.
– Czym?
– Myśleniem.
– Shake Brullyg? Bardzo w to wątpię. Kim jesteś, w imię Zbłąkanego? Na pewno nie Letheryjczykiem, podobnie jak ci twoi kumple, którzy siedzą w gospodzie. Z pewnością też nie byliście tu więźniami. Wypytałam ludzi i wiem, że przypłynęliście na tym dziwnym statku, który kotwiczy w zatoce.
– Kapitanie, to bardzo proste. My żeśmy przyszli, to lód poszedł. Więc Brullyg nas nagrodził. Goście. Królewscy goście. Teraz sobie z nim siedzimy. Uśmiecha się do nas miło. Więc my też jesteśmy mili.
– Mili idioci – warknął mężczyzna za drzwiami, zapewne pierwszy oficer.–Ręka już mi drętwieje. Odsuń się i daj mi wnieść to cholerstwo.
Galt obejrzał się przez ramię na Masan Gilani.
– Czemu się na mnie gapisz? – zapytała żołnierka po malazańsku. – Ja tu jestem tylko po to, żeby kazać mu ruszać ozorem.
Brullyg zlizał pot z warg.
Dlaczego im się udaje, mimo że znam prawdę? Czy jestem aż taki głupi?
– Wpuść ich – powiedział cicho. – Uspokoję ich i odeślę z powrotem.
Galt ponownie obejrzał się na Masan Gilani. Choć kobieta nie odezwała się ani słowem, musieli wymienić jakieś sygnały, gdyż Malazańczyk wzruszył ramionami i odsunął się.
– Idzie ale.
Do komnaty weszło dwoje ludzi. Pierwszym z nich był Skorgen Kaban Śliczny. A to znaczyło… tak jest. Kandydat na króla uśmiechnął się szeroko.
– Shurq Elalle. Nie postarzałaś się nawet o jeden dzień, odkąd cię ostatnio widziałem. Hej, Skorgen… postaw tę beczułkę, bo zwichniesz sobie bark i powiększysz listę swych ułomności o koślawość. Otwórz to cholerstwo, żebyśmy mogli się napić. Aha – dodał, zauważywszy, że dwoje piratów przygląda się żołnierzom – to troje z moich królewskich gości. Ten pod drzwiami to Galt, ten w kącie nazywa się Płatek, a ta ślicznotka, która trzyma rękę za oparciem mojego krzesła, zwie się Masan Gilani.
Shurq Elalle przysunęła sobie krzesło i usiadła naprzeciwko Brullyga. Założyła nogę na nogę i splotła dłonie na podołku.
– Brullyg, ty na wpół obłąkany, oszukańczy, skąpy skurwysynu. Gdybyśmy byli sami, złapałabym cię za tę chudą szyję i udusiła.
– Nie mogę powiedzieć, by zaskoczyła mnie twoja wrogość – odparł Shake Brullyg. Nagle ucieszył się, że ma malazańskich strażników. – Ale wiesz co? To nie było aż takie złe i wstrętne, jak ci się zdaje. Nigdy nie dałaś mi szansy wytłumaczyć…
Shurq uśmiechnęła się pięknie i zarazem złowrogo.
– Ależ, Brullyg, ty nigdy nie miałeś zwyczaju się tłumaczyć.
– Ludzie się zmieniają.
– To byłby pierwszy taki przypadek.
Brullyg oparł się pokusie wzruszenia ramionami. To kosztowałoby go paskudną ranę na plecach. Uniósł ręce przed siebie, wyciągając ku górze rozpostarte dłonie.
– Zapomnijmy o dawnych dziejach. Pozgonna Wdzięczność stoi bezpiecznie w moim porcie. Wyładowałaś towar i napełniłaś sakiewkę. Pewnie z chęcią opuściłabyś już naszą błogosławioną wyspę.
– Coś w tym rodzaju – przyznała. – Niestety, chyba mamy kłopoty z otrzymaniem, hmm, pozwolenia. Wyjście z portu blokuje największy cholerny okręt, jaki w życiu widziałam, a do głównego nabrzeża zmierza smukła galera wojenna. Wiesz co – dodała, znowu uśmiechając się przelotnie – wszystko to zaczyna wyglądać jak coś w rodzaju… hmm… blokady.
Sztych sztyletu odsunął się od pleców Brullyga. Żołnierka schowała nóż i okrążyła stół. Tym razem przemówiła w języku, którego Brullyg nigdy dotąd nie słyszał.
Płatek pochylił kuszę, celując w Brullyga, i odpowiedział jej.
Skorgen, który klęczał na podłodze i walił w szpunt kłębem dłoni, podniósł się nagle.
– Brullyg, co tu się dzieje, w imię Zbłąkanego?
– Tylko to, że twoja kapitan ma rację – dobiegł spod drzwi nowy głos. – Nasze oczekiwanie dobiegło końca.
O framugę opierał się żołnierz zwany Rzezigardziołem. Skrzyżował ręce na piersi i uśmiechał się do Masan Gilani.
– To dobre wieści, prawda? A teraz zabieraj stąd swoje rozkoszne wypukłości i zapychaj tanecznym krokiem do portu. Jestem pewien, że Urb i cała reszta stęsknili się za twoim widokiem.
Shurq Elalle, która nie ruszyła się z krzesła, westchnęła głośno.
– Śliczny, chyba przez pewien czas nie opuścimy tego pokoju. Znajdź jakieś kufleinalejnam,dobra?
– Jesteśmy zakładnikami?
– Nie, nie – zaprzeczyła. – Gośćmi.
Masan Gilani opuściła komnatę, kołysząc biodrami znacznie wyraźniej niż to było konieczne.
Brullyg jęknął.
– Jak już mówiłam – wyszeptała Shurq – ludzie się nie zmieniają. Zwłaszcza mężczyźni. – Obejrzała się na Galta, który przyciągnął sobie drugie krzesło. – Pewnie nie pozwolicie mi udusić tego odrażającego robaka.
– Niestety, nie. – Uśmiechnął się. – Przynajmniej na razie.
– Kim są wasi przyjaciele w porcie?
Galt mrugnął do niej.
– Mamy tu do wykonania pewną robotę, kapitanie, i doszliśmy do wniosku, że ta wyspa świetnie się nadaje na kwaterę główną.
– Mówisz teraz po letheryjsku znacznie lepiej.
– Z pewnością zawdzięczam to twojemu miłemu towarzystwu, kapitanie.
« 1 2 3 4 5 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.