Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Robert J. Sawyer
‹Ludzie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLudzie
Tytuł oryginalnyHumans
Data wydania3 grudnia 2007
Autor
PrzekładAgnieszka Jacewicz
Wydawca Solaris
CyklNeandertalska paralaksa
ISBN978-83-89951-81-6
Format380s. 125×195mm
Cena37,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ludzie

Esensja.pl
Esensja.pl
Robert J. Sawyer
« 1 2 3

Robert J. Sawyer

Ludzie

– I sądzicie, że dzięki takiej rurze portal pozostanie otwarty na czas nieokreślony i ludzie będą mogli przechodzić przez nią jak przez tunel łączący dwa wszechświaty?
– Właśnie tak – powiedział Ponter.
– A choroby? – spytała go Jurat, przedstawicielka lokalnej społeczności, kobieta z generacji 141. Siedziała po przeciwnej stronie sali niż Bedros, więc Ponter i Adikor musieli się odwrócić. – Podobno podczas pobytu na tym drugim świecie zachorowałeś.
– To prawda – przytaknął. – Poznałem tam gliksińską kobietę, fizyczkę, która… – Umilkł gdy jeden z członków Rady Siwych się roześmiał. Ponter już się oswoił z podobnymi pojęciami, ale rozumiał, dlaczego innych śmieszyły; to tak, jakby mówił o „jaskiniowcach-filozofach”. – No cóż – podjął przerwaną wypowiedź – według niej linie czasu rozdzieliły się… hm…czterdzieści tysięcy lat temu, czyli pół miliona miesięcy wstecz. Od tamtej pory Gliksini żyją w sporym zagęszczeniu i hodują dużą liczbę zwierząt w celach konsumpcyjnych. Najprawdopodobniej w takich warunkach rozwinęły się choroby, na które my nie jesteśmy odporni. Jednocześnie nie jest wykluczone, że tutaj pojawiły się inne, na które oni nie mają odporności, choć powiedziano mi, że ze względu na niewielką gęstość zaludnienia u nas, takie prawdopodobieństwo jest mniejsze. Tak czy inaczej, konieczne będzie opracowanie systemu odkażania i każdy, kto zechce podróżować między światami w jedną lub w drugą stronę, będzie musiał przejść przez takie procedury.
– Jedno pytanie – odezwał się Jindo, mężczyzna, który przybył z regionów położonych daleko na południu, po drugiej stronie niezamieszkałej strefy równikowej. Na szczęście siedział obok Jurat, więc Ponter i Adikor tym razem nie musieli się obracać. – Ten tunel między światami musi się znajdować głęboko w kopalni niklu, ponad tysiąc długości ramion pod powierzchnią ziemi, tak?
– Zgadza się – potwierdził Ponter. – Nasz komputer kwantowy, który umożliwia dostanie się do drugiego świata, musi być chroniony przed promieniowaniem słonecznym. Gruba warstwa skał stanowi taką właśnie tarczę.
Bedros skinął głową i Adikor odwrócił się twarzą do niego.
– A zatem nie zanosi się na to, by ludzie zaczęli tłumnie podróżować między światami.
– Co oznacza – Jurat podjęła tę kwestię – że nie musimy się obawiać inwazji. – Adikor odwrócił się w jej stronę, ale Ponter nadal patrzył na Bedrosa. – Podróżujący nie tylko będą musieli się przedostać przez ten wąski tunel, ale jeszcze dotrzeć na powierzchnię, zanim trafią na nasz świat.
Ponter pokiwał głową.
– Właśnie tak. Dotknęłaś samego szpiku sprawy.
– Podziwiam entuzjazm, z jakim podchodzicie do swojej pracy – odezwała się Pandaro, przewodnicząca Rady, Galasoyanka z generacji 140, do tej pory przysłuchująca się wszystkiemu w milczeniu. Siedziała w połowie odległości między Bedrosem i Jurat, dlatego Ponter obrócił się w lewo, a Adikor w prawo, aby stanąć przodem do niej. – Chcę jednak mieć pewność, że dobrze was rozumiem. Gliksini nie mają żadnej możliwości otwarcia portalu do naszego świata?
– Zgadza się, Naczelna – potwierdził Ponter. – Wprawdzie nie poznałem całej ich wiedzy w dziedzinie technologii komputerowych, ale daleko im do zbudowania komputera kwantowego podobnego do tego, jaki stworzyliśmy z Adikorem.
– Jak daleko? – chciała wiedzieć Pandaro. – Ile miesięcy?
Ponter zerknął na Adikora – w końcu to on był ekspertem od sprzętu – ale przyjaciel dał mu sygnał, aby sam odpowiedział.
– Według mnie, co najmniej trzysta, a może wiele więcej.
Pandaro rozłożyła ramiona w geście, który świadczył, że w tej sytuacji odpowiedź jest jasna.
– W takim razie nie musimy się spieszyć z rozstrzyganiem tej kwestii. Możemy poświęcić więcej czasu na analizę problemów i…
– Nie! – wykrzyknął Ponter. Oczy obecnych zwróciły się na niego.
– Słucham? – odezwała się przewodnicząca chłodnym tonem.
– Bo… chodzi mi o to… że nie mamy pojęcia, w jakim stopniu powtarzalne jest takie zjawisko na dłuższą metę. Wiele czynników może z czasem ulec zmianie i…
– Rozumiem twoje pragnienie kontynuowania pracy, Uczony Boddicie – zauważyła Pandaro – ale musimy pamiętać o ryzyku transferu chorób, skażenia oraz…
– Przecież mamy już technologię, która nas przed tym ochroni – zauważył Ponter.
– Teoretycznie tak – wtrąciła inna członkini Rady. – Ale w praktyce metoda Uczonej Kajak nigdy nie była stosowana w ten sposób. Nie mamy pewności…
– Skąd w was tyle strachu? – sarknął Ponter. Adikor spojrzał na niego w osłupieniu, ale partner nie zwrócił na to uwagi. – Oni by się tak nie bali. Wspięli się na najwyższe szczyty swojego świata! Dotarli w największe głębie oceanów! Okrążyli Ziemię po jej orbicie! Polecieli na Księżyc! To nie strach starców pozwolił im…
– Uczony Boddicie!!! – Głos przewodniczącej przetoczył się grzmotem po sali.
Ponter się zreflektował.
– Proszę… Proszę o wybaczenie, Naczelna, miałem tylko zamiar…
– Sądzę, że twoje zamiary są bardzo jasne – powiedziała Pandaro. – Ale naszym zadaniem jest zachowanie ostrożności. Na naszych barkach spoczywa dobro całego świata.
– Wiem – odezwał się Ponter, starając się, aby jego głos brzmiał spokojnie. – Wiem, ale w tym przypadku mamy tak wiele do zyskania! Nie możemy czekać niezliczone miesiące. Musimy zacząć działać od razu. Wy musicie zacząć działać od razu.
Ponter poczuł, jak dłoń Adikora delikatnie dotyka jego ramienia.
– Ponterze… – upomniał go cicho przyjaciel.
Ale Ponter się wywinął.
– My nigdy nie polecieliśmy na Księżyc. Prawdopodobnie nigdy tam nie polecimy… a to oznacza, że nigdy nie dotrzemy na Marsa ani na żadną z gwiazd. Równoległa Ziemia jest jedynym innym światem, do jakiego nasi ludzie zdołają dotrzeć. Nie możemy przepuścić takiej okazji!

Mary słyszała tę historię tak wiele razy, że podejrzewała, iż jest w niej sporo prawdy. Podobno kiedy w latach sześćdziesiątych Toronto postanowiło zbudować drugi uniwersytet, plany campusu kupiono od już istniejącej uczelni z południowej części Stanów Zjednoczonych. Takie rozwiązanie uważano za korzystne, ale nikt nie wziął pod uwagę różnic klimatycznych.
To stwarzało problemy, zwłaszcza zimą. Początkowo między gmachami było sporo przestrzeni, ale z czasem zaczęto ją wypełniać nowymi budynkami. Obecnie campus sprawiał wrażenie przeładowanego – zapchanego szkłem, stalą, cegłami i betonem.
Mimo to, nadal były tu elementy, które podobały się Mary. Jak choćby wyższa szkoła biznesu, którą właśnie mijała: The Schulich School of Busines. „Schulich” wymawiano jak „shoe lick”1).
Do rozpoczęcia zajęć pozostał jeszcze tydzień i campus sprawiał wrażenie opuszczonego. Choć był środek dnia, Mary niepewnie pokonywała kolejne zakręty, mijała mury i wchodziła w przejścia.
Przecież tamto spotkało ją właśnie tutaj. Tu została zgwałcona.
Tak jak na większości uniwersytetów północnoamerykańskich, w York studiowało obecnie więcej kobiet niż mężczyzn. Ale i tak z ponad czterdziestu tysięcy studentów kierunków dziennych niemal dwadzieścia tysięcy stanowili mężczyźni – potencjalni sprawcy – o ile tamten potwór zaliczał się do grona studiujących na York University.
Nie, nie miała racji. Przecież York znajdował się w Toronto, a trudno było o bardziej wieloetniczne miasto. Mężczyzna, który ją zgwałcił, miał jasną skórę i niebieskie oczy. Spora część studentów nie pasowała do tego opisu.
Do tego palił papierosy; Mary dokładnie pamiętała jego śmierdzący nikotyną oddech. Niechętnie patrzyła na każdego zaciągającego się dymem studenta. Te dzieciaki urodziły się przecież w latach osiemdziesiątych, dwie dekady po tym, jak amerykański minister zdrowia Luther Terry ogłosił, że palenie tytoniu grozi śmiercią. Mimo to pewna niewielka liczba kobiet i jeszcze mniejsza mężczyzn nadal paliła.
A zatem ten, który ją zaatakował, nie był jednym z wielu; należał do mniejszości wśród mniejszości: do białych mężczyzn z niebieskimi oczami, którzy palili papierosy.
Gdyby Mary zdołała go odnaleźć, mogłaby dowieść jego winy. Nieczęsto miała okazję wykorzystać swój zawód w życiu prywatnym, ale tamtego wieczoru zawodowe umiejętności bardzo jej się przydały. Wiedziała, jak pobrać i przechować próbki nasienia gwałciciela, które mogły zawierać DNA sprawcy i pomóc w ostatecznej jego identyfikacji.
Szła przez campus zwykłą trasą. Na razie jeszcze nie musiała przeciskać się wśród tłumów, ale prawdę mówiąc, chyba czułaby się wśród nich bezpieczniej. Przecież do gwałtu doszło podczas wakacji, gdy na uniwersytecie było niewiele osób. Tłumy oznaczały bezpieczeństwo – tak na afrykańskiej sawannie, jak i tu, w Toronto.
Nagle Mary zorientowała się, że zbliża się do niej jakiś mężczyzna. Jej serce zaczęło bić szybciej, ale nie zmieniła kierunku; nie mogła przez resztę życia zawracać z drogi za każdym razem, gdy w pobliżu pojawiał się ktoś z chromosomem Y. Tylko…
Tylko że ten był biały – to zauważyła od razu.
Poza tym, miał dość jasne włosy. Włosów napastnika nie widziała; ukrył je pod kominiarką, ale blondyni często mieli niebieskie oczy.
Mary na moment zacisnęła powieki, odgradzając się od jasnego światła słonecznego, zamykając się w swoim świecie. Może powinna była pójść za Ponterem przez bramę do neandertalskiego świata. Taka myśl pojawiła się w jej głowie już wtedy, gdy biegła do niego przez campus Laurentian University, i potem, gdy razem z nim pędziła do kopalni Creighton, żeby zdążyć, zanim portal do jego rzeczywistości ponownie się zamknie. Tam przynajmniej mogłaby mieć pewność, że gwałciciel nie kręci się gdzieś w pobliżu.
Mężczyzna znajdował się już zaledwie dziesięć metrów od niej. Był młody – prawdopodobnie student letnich kursów – i miał na sobie niebieskie dżinsy i koszulkę z krótkim rękawem.
Jego oczy kryły się za ciemnymi okularami. Dzień był słoneczny i Mary też włożyła swoje. Nie mogła określić koloru oczu nieznajomego. Na pewno nie były złote, jak u Pontera – tylko u niego widziała taką barwę tęczówek.
Cała zesztywniała, gdy mężczyzna zbliżył się jeszcze bardziej.
Nawet gdyby nie miał na nosie okularów przeciwsłonecznych, Mary i tak nie zobaczyłaby koloru jego oczu, bo gdy ją mijał, odwróciła wzrok. Nie była w stanie na niego spojrzeć.
Cholera! – pomyślała. – Jasna cholera.
koniec
« 1 2 3
17 grudnia 2007
1) W języku angielskim „shoe” znaczy „but”, a „lick” – „liznąć, polizać”. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Człowiek człowiekowi kuzynem
— Michał Kubalski

Tegoż twórcy

W pajęczynie
— Magdalena Kubasiewicz

Widzę cię
— Magdalena Kubasiewicz

Rzut oka w przyszłość
— Konrad Wągrowski

Człowiek człowiekowi kuzynem
— Michał Kubalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.