WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Boża klepsydra |
Tytuł oryginalny | Deepsix |
Data wydania | 12 czerwca 2007 |
Autor | Jack McDevitt |
Przekład | Jolanta Pers |
Wydawca | Solaris |
Cykl | Akademia |
ISBN | 978-83-89951-77-0 |
Format | 520s. |
Cena | 39,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Boża klepsydraJack McDevitt
Jack McDevittBoża klepsydraWill to Wilbur Keene, który był z Biney. Skończył między innymi medycynę, i to był główny powód jego uczestnictwa w tej wyprawie. – Goniły nas całą drogę – odezwała się Tatia. – Cały czas atakowały. – Ciała dalej tam są? – Czekaliśmy do zmroku – odparła. – Wtedy po nie poszliśmy. – Will mówi, że one wstrzykują jakąś truciznę – rzekł Cookie. – Całe szczęście, że mamy e-skafandry. Powiedział, że ta trucizna działa na ludzi. Paraliżuje. Działa na układ nerwowy. Spał. Kiedy się obudził, byli gotowi do odlotu. – Kto jest w Tess? – spytał. Miał na myśli lądownik Cappy’ego. Pilot i wszyscy pierwotni pasażerowie już nie żyli. Ale nie chcieli go tu zostawiać. – Nikt – odparł Cookie. – Ale to nie problem. Kiedy już wyruszymy, powiem Tess, żeby wracała do domu. SI. W kabinie było ciemno, jeśli nie liczyć delikatnej poświaty instrumentów. Tatia siedziała w milczeniu daleko od niego, wpatrując się w mrok. Patrzył, jak światła na zewnątrz mrugają i odpływają w mrok. – Dobrze, proszę państwa – przemówił Cookie. – Wygląda na to, że teraz nasza kolej. Nightingale zrozumiał, że Cookie, jako ocalały członek ekipy dowodzenia, jest teraz kapitanem. Uprząż, która mocowała go w pozycji na brzuchu, osunęła mu się na uda i ramiona. I całe szczęście, bo nagły podmuch wiatru uderzył w statek i zatrząsł nim, gdy startowali. – Trzymajcie się – rzekł Cookie. Nightingale nie widział za wiele z tego, co się działo, ale ruchy pilota sugerowały, że startują na ręcznym sterowaniu. Lądownik wyrównał lot i ruszył ku gwiazdom. Milczeli. Nightingale gapił się na podświetlone instrumenty. Tatia siedziała z odrzuconą do tyłu głową i zamkniętymi oczami. Dopiero teraz prawda zaczynała do nich docierać. Nieobecność Andi była czymś nieomal fizycznym, prawie namacalnym. – Tess – Cookie zwrócił się do pozostałego na powierzchni planety lądownika. – Kod jeden jeden. Zaakceptuj mój głos. Nightingale słuchał wiatru szumiącego między skrzydłami. Tatia zmieniła pozycję, otworzyła oczy i spojrzała na niego. – Jak samopoczucie, szefie? – Nieźle. – Jak sądzisz, przyślą następną ekipę? Odruchowo wzruszył ramionami i poczuł szarpnięcie w karku. Zdrętwiał. – Będą musieli. To jest przecież, na litość boską, żywa planeta. Kiedyś będzie tu kolonia. Ale będą też konsekwencje polityczne. Dla niego, odpowiedzialnego za misję, dla jego ludzi – będą musieli ponieść koszty. – Przepraszam – wtrącił Cookie. – Randy, Tess nie odpowiada. – Niedobrze. Chcesz mi powiedzieć, że będziemy musieli tam wrócić po lądownik? – Spróbuję zobaczyć z góry, co się dzieje. Ekrany rozjarzyły się i Nightingale zobaczył nagranie, las w świetle dnia. Widok z ich lądownika. Stado kardynałów przeleciało przez ekran i znikło. Ludzie wychodzili z lasu. Kogoś prowadzono, kogoś niesiono. Chmara ptaków uderzyła w nich. Nightingale zobaczył Remmy’ego, jednego z ludzi Biney, zalanego krwią, z dłonią przyciśniętą do lewego oka. Klęczał na jednym kolanie, strzelał. Biney pochylała się nad nim, osłaniając go. Zobaczył siebie, zwiniętego w ramionach Hala. Na ekranie pojawił się Cookie, machając gałęzią. Laser Biney chlastał wszystko, biały promień rozcinał popołudniowe powietrze. Ptaki spadały na ziemię wszędzie, gdzie tylko ich dotknął. – Patrzcie – odezwał się Cookie. Laser ukąsił Tess, osmalił jej kadłub, po czym promień przemieścił się i rozpłatał moduł komunikacyjny. Moduł eksplodował deszczem iskier. Cookie zatrzymał obraz. – Jak zginęła Biney? – spytał Nightingale. – Była tam do końca. – Stała na zewnątrz przy śluzie i odpierała atak, aż wszyscy znaleźli się w środku. – Cookie potrząsnął głową. – Będziemy musieli wrócić. Nie. Nightingale nie chciał mieć już nic wspólnego z tym światem. W żadnym wypadku, nie wracają. – Żeby odzyskać lądownik – rzekł Cookie, błędnie biorąc milczenie Nightingale’a za niezdecydowanie. – Zostawmy go, Cookie. – Nie możemy. – To zbyt niebezpieczne. Nie dopuszczę do tego, żeby ktoś jeszcze zginął. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krzywa wznosząca
— Michał Kubalski
„Mary Celeste” w kosmosie
— Michał Kubalski
Rejs do przyszłości, czyli Pana książka pozbawiła mnie posiłku
— Michał Kubalski