Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

T.H. White
‹Miecz dla króla›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMiecz dla króla
Tytuł oryginalnyThe Sword in the Stone
Data wydania10 kwietnia 2008
Autor
PrzekładJolanta Kozak
Wydawca Solaris
CyklBył sobie raz na zawsze król
ISBN978-83-7590-001-9
Format364s. 125×195mm
Cena39,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Miecz dla króla

Esensja.pl
Esensja.pl
T.H. White
1 2 3 5 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści T.H. White’e „Miecz dla króla”. Książka będąca pierwszym tomem cyklu „Był sobie raz na zawsze król” ukaże się nakładem wydawnictwa Solaris.

T.H. White

Miecz dla króla

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści T.H. White’e „Miecz dla króla”. Książka będąca pierwszym tomem cyklu „Był sobie raz na zawsze król” ukaże się nakładem wydawnictwa Solaris.

T.H. White
‹Miecz dla króla›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMiecz dla króla
Tytuł oryginalnyThe Sword in the Stone
Data wydania10 kwietnia 2008
Autor
PrzekładJolanta Kozak
Wydawca Solaris
CyklBył sobie raz na zawsze król
ISBN978-83-7590-001-9
Format364s. 125×195mm
Cena39,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Nie byle jaki pierwszy z brzegu kraj,
Gdzie las, powietrze i woda,
Ale Wyspę Gramarii odwiedzimy dziś –
Czeka nas tam Przygoda.
Rozdział I
W poniedziałki, środy i piątki odbywały się lekcje Dworności i Summulae Logicales. Pozostałe dni tygodnia przeznaczone były na Organon, Repetycję i Astrologię. Guwernantka nigdy nie mogła dojść do ładu z astrolabem, a w tych dniach, gdy radziła sobie z nim wyjątkowo kiepsko, mściła się na Warcie, piorąc go po łapach. Kaya nigdy nie prała po łapach, gdyż wiadomo było, że Kay jest to, bądź co bądź, przyszły Sir Kay, pan na włościach. Warta wołano Wart, bo rymowało się to z Art; Art zaś było zdrobnieniem jego prawdziwego imienia. Przezwisko wymyślił Kay. Kay nie miał przezwiska: zawsze wołano go Kay. Był zbyt dostojny na jakiekolwiek przezwisko i na pewno wściekłby się okropnie, gdyby ktokolwiek spróbował go przezywać. Guwernantka miała rude włosy i tajemniczą bliznę, która jej zapewniała powszechny szacunek, a którą ona sama chętnie demonstrowała wszystkim zamieszkałym na zamku damom – za zamkniętymi drzwiami, rzecz jasna. Sądzono powszechnie, że blizna zdobi tę część anatomii, którą Pan Bóg przeznaczył do siadania, i że powstała na skutek przypadkowego przycupnięcia na ostrzu broni podczas pikniku. Razu pewnego guwernantka zaproponowała obejrzenie tej blizny Sir Ectorowi, ojcu Kaya, po czym dostała ataku histerii i została odprawiona. Okazało się, że jest to była pacjentka szpitala wariatów, w którym spędziła trzy lata.
Zajęcia popołudniowe wyglądały następująco: w poniedziałki – walka na kopie i jazda konna; we wtorki – polowanie z sokołami; w środy – szermierka; w czwartki – łucznictwo; w soboty – teoria rycerskości, czyli odpowiedzi na wszelkie okazje, terminologia myśliwska, obyczaje myśliwskie. Jeżeli uczeń popełnił błąd w uśmiercaniu lub ćwiartowaniu zwierzyny, musiał pochylić się nad zwłokami i odebrać karę chłosty płaską stroną miecza. Tak zwane płazowanie. Był to brutalny żart w tym samym stylu, co golenie głowy za przekroczenie linii. Kaya nigdy nie płazowano, chociaż często się mylił.
Kiedy pozbyli się guwernantki, Sir Ector oświadczył:
– Było nie było, do kroćset, nie możemy chyba dopuścić do tego, żeby chłopcy całymi dniami uganiali się samopas, jak jacyś chuligani. Tak czy nie, do kroćset? W tym wieku powinni, było nie było, pobierać nauki, i to pierwsza klasa. Ja w ich wieku od piątej z rana wkuwałem tę całą łacinę i takie tam różne. Najszczęśliwsze lata mego życia… Podajcie portwajn.
Sir Grummore Grummursum, który nocował akurat u Sir Ectora, gdyż jego misja rycerska przeciągnęła się ponad miarę, rzekł na to, że kiedy on był w wieku chłopców, regularnie co rano brał baty, gdyż biegał na polowania z sokołami zamiast się uczyć. Teraz pluł sobie w brodę, że łacinę zna po łebkach, a i to jedynie w czasie teraźniejszym. Zatrzymał się bowiem na wysokości jednej trzeciej lewej strony w połowie podręcznika. Była to, jak mniemał, strona dziewięćdziesiąta siódma. Podał portwajn.
– Jak tam dzisiejsza wyprawa? – zagadnął Sir Ector.
– Nieźle, nieźle – odparł Sir Grummore. – Rzekłbym nawet: fantastycznie. Natknąłem się na gościa nazwiskiem Sir Bruce Saunce Pite, który akurat urzynał głowę pewnej dziewicy w Weedon Bushes. Pogoniłem go aż do Mixbury Plantation w Bicester, tam zaś zrobił on w tył zwrot i zgubił mi się w Wicken Wood. Dobre dwadzieścia mil biegiem.
– Twarda sztuka – zauważył Sir Ector. – Ale wracając do chłopców, łaciny i tych tam… do tego całego amo-amas i łobuzowania… Co by mi pan łaskawy proponował?
– No cóż – Sir Grummore podparł palcem nos z boku, zapuszczając żurawia w stronę butelki. – To sprawa godna głębszej rozwagi, jeśli wolno mi się tak wyrazić.
– Oczywiście, że wolno – pośpieszył z zapewnieniem Sir Ector. – Może się łaskawy pan wyrażać, jak pan chce. To wielce uprzejme z pana strony, że się pan w ogóle wyraża. Nadzwyczaj uprzejme. Proszę się częstować portwajnem.
– Niezły ten portwajn.
– Prezent od znajomego.
– Ale wracając do chłopców – rzekł Sir Grummore. – Ilu ich właściwie jest? Liczył pan może?
– Dwóch – odrzekł bez namysłu Sir Ector. – Licząc jednego i drugiego, naturalnie.
– Domyślam się, że wysłanie ich do Eton nie wchodzi w rachubę? – Sir Grummore drążył temat z wielką ostrożnością. – Daleko, no i w ogóle… wiadomo.
Ściśle rzecz biorąc, Sir Grummore nie miał na myśli szkoły w Eton, gdyż Kolegium Błogosławionej Maryi założono tam dopiero w roku 1440 – ale chodziło mu o uczelnię tej rangi. Gwoli ścisłości, to, co popijali panowie, to także nie był portwajn, lecz miód zaprawiany korzeniami. Myślę jednak, że współczesna nazwa trunku pozwoli czytelnikowi lepiej wczuć się w atmosferę.
– Że daleko, to pestka – zapewnił gościa Sir Ector. – Gorzej, że po drodze siedzi ten olbrzym… ten, no… Jakmutam… Trzeba jechać przez jego ziemie, a to… sam pan rozumie.
– Jakże on się nazywa?
– Zabij mnie pan, nie pamiętam. Chodzi mi o tego gościa, który mieszka przy Bulgoczącej Wodzie.
– Galapas! – odgadł Sir Grummore.
– Ten sam.
– Wobec tego — podsumował Sir Grummore – pozostaje tylko jedno wyjście: nauczyciel domowy.
– Znaczy taki gość, co uczy w domu?
– Zgadł pan – pochwalił Sir Grummore. – Nauczyciel domowy, czyli taki gość, co uczy w domu.
– Proszę sobie koniecznie dolać portwajnu – zachęcił Sir Ector. – To panu dobrze zrobi po takim męczącym pościgu.
– Wspaniały dzień – zauważył Sir Grummore. – Szkoda tylko, że w dzisiejszych czasach już się nie zabija. Pogoni człowiek dwadzieścia pięć mil, dopadnie drania – i kropka. Albo w ogóle zgubi ślad. A nie ma nic gorszego niż drugi raz zaczynać pościg.
– W naszych stronach uśmierca się olbrzymy, kiedy jeszcze są w powijakach – rzekł Sir Ector. – Dorosły jest, co prawda, gwarancją świetnej gonitwy, ale zawsze się wymknie.
– Tracą węch – podsumował Sir Grummore. – Tak podejrzewam. To odwieczny kłopot z wielkimi olbrzymami w wielkim kraju. Tracą węch.
– Powiedzmy, że zatrudniłby człowiek takiego nauczyciela domowego – zamyślił się Sir Ector. – Tylko jak go zdobyć?
– Najlepiej z ogłoszenia – poradził Sir Grummore.
– Dawałem już ogłoszenie – odparł Sir Ector.- Wykrzykiwali je heroldowie z „Głosu Humberland” i z „Ogłoszeń Cardoile”.
– Pozostaje zatem tylko jedno rozwiązanie – zawyrokował Sir Grummore. – Zorganizować pościg.
– Pościg za nauczycielem domowym? – uściślił Sir Ector.
– Właśnie.
– Hic, Haec, Hoc – podsumował Sir Ector. – Dolej pan sobie tego… no, tego trunku, jak go zwał, tak go zwał.
– Hunc – warknął bojowo Sir Grummore.

Decyzja zapadła. Nazajutrz, gdy Grummore Grummursum pojechał do domu, Sir Ector zawiązał supeł na chustce do nosa, żeby nie zapomnieć, że ma jak najprędzej zorganizować pościg za nauczycielem domowym. Ponieważ jednak nie bardzo wiedział, jak się do tego zabrać, przekazał chłopcom sugestie Sir Grummore’a i przykazał im, żeby na wszelki wypadek nie chuliganili. Potem wszyscy poszli pracować przy żniwach.
Był lipiec, w tym miesiącu każdy zdrowy na ciele mieszkaniec posiadłości, czy to mężczyzna, czy kobieta, trudził się w polu pod wodzą Sir Ectora. W lipcu tak czy owak nie mogło być mowy o żadnej „edukancji” dla młodzieży.
Zamek Sir Ectora stał na rozległej polanie w jeszcze rozleglejszej puszczy. Miał dziedziniec i fosę ze szczupakami. Ufortyfikowany kamienny most urywał się w połowie szerokości fosy. Jego drugą połowę stanowił drewniany most zwodzony, który podnosiło się przed nocą. Kiedy się przeszło po zwodzonym moście, stawało się na początku ulicy podzamcza – była to jedyna ulica, ciągnąca się na długość około pół mili i obstawiona po obu stronach chatami krytymi strzechą, o ścianach z gałęzi pozlepianych gliną. Ulica przecinała polanę na dwa olbrzymie pola: lewe, podzielone na setki wąskich pasów ziemi uprawnej, oraz prawe, schodzące w dół do rzeki i używane jako pastwisko. Połowa prawego pola, odgrodzona płotem, służyła jako łąka na siano.
Jako się rzekło, był lipiec z pogodą prawdziwie lipcową. Taka pogoda zdarzała się tylko w Starej Anglii. Ludzie, opaleni na świetlisty brąz, wyglądali jak Indianie: tylko zęby i białka oczu błyskały w zdrowych obliczach. Psy wałęsały się niemrawo z jęzorami na wierzchu albo, ciężko dysząc, leżały w cieniu, gdy tymczasem zlane potem konie opędzały się ogonami od much i wielkimi kopytami zadnich nóg próbowały strącać gzy z przegrzanych brzuchów. Krowy na pastwisku wściekały się z gorąca i galopowały z ogonami do góry, co bardzo złościło Sir Ectora.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.