Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Drake, S.M. Stirling
‹Wybraniec›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWybraniec
Tytuł oryginalnyThe Choosen
Data wydania29 marca 2004
Autorzy
PrzekładMarta Koniarek
Wydawca ISA
CyklGenerał
ISBN83-88916-96-3
Format492s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wybraniec

Esensja.pl
Esensja.pl
David Drake, S.M. Stirling
« 1 18 19 20 21 »

David Drake, S.M. Stirling

Wybraniec

Świszczący pisk zakończył się ostrym trach jakieś dwadzieścia metrów z tyłu. Ktoś spadł Jeffreyowi na nogi, drgając. Mężczyzna pchnął stopami, lecz ciało stawiało opór, bezwładne niczym worek ryżu. Jeffrey musiał się przetoczyć na plecy i pchnąć butem, aby uwolnić się od rzucającego się ciężaru. To dało mu doskonały widok na to, co zbliżało się drogą. Nawet z odległości stu metrów pojazd wyglądał na ogromny – romboidalny kształt znitowanego, stalowego pancerza wypuszczającego parę po bokach, z rozbłyskiem słońca Krainy na masce. Z obu stron wzmacniały go niekończące się pasy połączonych metalowych płyt. Pomiędzy górnym a dolnym pasem, z każdego boku, znajdowało się zamocowane na platformie działo – pięćdziesiątka, sądząc z wyglądu, lekkie okrętowe, szybkostrzelne działko. Na szczycie pudełkowego kadłuba umieszczono okrągłą wieżyczkę, na której osadzono dwa grube elementy będące zapewne nowymi, chłodzonymi przez wodę, automatycznymi karabinami maszynowymi, o jakich donosił wywiad.
To były one. Wieżyczka obróciła się i z luf automatów błysnęło. Towarzyszył temu dźwięk przypominający odgłos rozrywającego się płótna. Pociski wgryzały się w imperialną barykadę niekończącym się strumieniem, roztrzaskując drewno w drzazgi i uciszając nieskuteczne karabiny. Ludzie odwrócili się i rzucili do ucieczki. Porucznik machał im przed twarzami szablą, próbując ich zebrać. Wtedy wystrzeliło drugie działko zamontowane z boku czołgu Wybrańców. Pocisk wylądował prawie u stóp imperialnego oficera, wybuchając z podmuchem dymu o paskudnym czerwonym rdzeniu. Na bruku pozostał jeden z butów porucznika. Reszta oficera została rozbryźnięta po płytach nawierzchni. W ciszy, jaka zapadła, świadkowie usłyszeli zgrzytliwy pisk stali ocierającej się o kamień, gdy pojazd bojowy Wybrańców potoczył się w górę zbocza ku nim.
Przez chwilę Jeffrey był sparaliżowany. Instynkt szarpał włoskami na karku. W scenariuszach Centrum widział o wiele gorsze machiny wojenne, ale ta była tutaj – kołysząc się, posuwała się powoli ku niemu. Nie miał wcale za złe Imperialnym, że zwiali.
– Chodźmy! – Lucretzia pociągnęła go za rękaw.
Dobry pomysł. Jeffrey złapał ją za rękę i pobiegli.

W piwnicy było gorąco i ciasno, duszno od oddechów i potu. Jeffrey przyłożył ostrożnie oko do zakrytego listewkami piwnicznego okna, wyglądając przez nie. Strzały ustały – powolny warkot imperialnych karabinów i głuche, szybkie trzaski samopowtarzalnych karabinków Krainy. Mężczyzna widział, jak jakiś imperialny żołnierz próbuje się odczołgać przez kuchenny ogródek na zewnątrz, wlokąc za sobą bezwładne nogi. Za nim stanęły buty, wysokie buty z cholewami i wciśniętymi w nie szarymi spodniami. A potem pojawił się karabin z nasadzonym ostrzem bagnetu, wymierzony w tył głowy rannego mężczyzny. Broń warknęła, a ciało osunęło się do przodu.
Cholera. To był po prostu pech, dostać się na skraj miasta – znajdowali się na przedmieściach pełnych porozrzucanych willi i ogrodów warzywnych – a potem wplątać się w potyczkę.
Żołnierz Krainy przyklęknął i przejrzał kieszenie ofiary. Potem załadował karabin, wsuwając dwa magazynki po pięć naboi z ładownic parcianego pasa. Był mocno opalonym mężczyzną średniego wzrostu, z ogoloną czaszką i hełmem przyczepionym do pasa. Twarz miał posępną i twardą. Wyglądał dokładnie na tego, kim był – na świetnie wyszkolonego ludzkiego pitbulla. Dziki, niezbyt bystry, lecz wystarczająco śmiercionośny. Przesunął zamek do przodu, wsuwając pocisk do komory i odwrócił się, wykrzykując rozkaz przez ramię. Ktoś odpowiedział w takim samym krajowym z akcentem protegowanego i przyłączyła się do niego jeszcze trójka. Niewidziani przez Jeffreya inni przeszli obok, jeden szereg zaraz za drugim – pluton, sądząc po dźwięku.
Lucretzia zasłaniała usta rękoma, a oczy miała szeroko rozwarte. To był dla niej ciężki dzień. Kurna, dla nas obojga. Naprawdę miał nadzieję, że nie będzie krzyczeć.
Usłyszeli, jak na górze otworzyły się z hukiem drzwi. Coś rozbito – zastawę, szkło. Nagle doleciał ich powalający zapach wina. Niedobrze. Protegowani żołnierze muszą być zdenerwowani, nawet się nie zatrzymują, aby zagrabić więcej alkoholu. Wyjął rewolwer z kabury i powoli, cicho odwiódł kurek. Był to double action, lecz może się okazać, że warto zaoszczędzić ten ułamek sekundy. Jeffrey przełknął ślinę w wyschniętych ustach. Kiedy nie znajdą niczego na górze, mogą po prostu ruszyć dalej, pewnie mieli spory obszar do zajęcia… mogą nie strzelać do kogoś w mundurze neutralnego, trzeciego kraju.
»Prawdopodobieństwo 8% plus minus 2.«
Dzięki. Mniej więcej pokrywało to się z jego własnym wyliczeniem prawdopodobieństwa, że protegowani zrozumieją, co oznacza „neutralny” i będą się tym przejmować.
Buty z cholewami tupały po kuchennej podłodze, deski trzeszczały, spuszczając strużki kurzu do piwnicy. Światło w piwnicy powoli nabrało matowego, srebrzystego zabarwienia. Jeffrey zacisnął zęby. Doświadczył już przedtem, co Centrum mogło zrobić z jego wzrokiem, ale nigdy mu się to nie podobało.
»Ani mnie, ale używasz tego, co jest pod ręką« powiedział Raj. »Na prawo od drzwi.«
Drzwi znajdujących się u szczytu schodów, zrobionych z cienkich, sosnowych desek. Gdyby był to tylko jeden żołnierz z Krainy, Jeffrey strzeliłby przez nie, gdy tylko klamka zaczęła się obracać. Ale było ich przynajmniej czterech.
Trzask zamka, lecz drzwi nie otworzyły się od razu. Zamiast tego dało się słyszeć ciche stuknięcie… odgłos, jaki wydałby trzonek bagnetu dotykający suchych desek. Dłoń Jeffreya sięgnęła ku klamce, poruszając się z automatyczną precyzją, która wydawała się beznamiętna i powolna. Mężczyzna szarpnął drzwiami i żołnierz Krainy przeleciał przez nie, potykając się na progu. Przed oczami Jeffreya pojawiła się siatka obejmująca wroga. Tuż pod linią szczęki mężczyzny znalazła się zielona kropka. Palec Jeffreya musnął spust.
Trzask.
Głowa żołnierza poleciała w bok, jakby mężczyzna został kopnięty przez konia. Zleciał mu hełm, spadając w półmrok piwnicy. Półmrok, który sprawił, iż błysk z lufy pulsował niczym grot czerwonawego ognia. Hełm przytrzymał wypływający mózg i kości, lecz krew obryzgała twarz Jeffreya. Ten jednak już obracał się, obracał, unosząc pistolet. Drugi żołnierz Krainy – kobieta – mierzył z karabinu. Zielona kropka ustawiła się na jego gardle.
Trzask.
Kobieta upadła do tyłu, wijąc się przez chwilę, a jej krew spryskała wszystko: Jeffreya, schody, sufit. Żołnierz za nią odskoczył do tyłu z twarzą zastygłą w przerażeniu. Prawie znikł mu z oczu, lecz zielona kropka ustawiła się na jego nodze.
Trzask.
Dał się słyszeć wrzask, gdy żołnierz Krainy przewrócił się, znikając mu z oczu. Siatka objęła postać leżącą na deskach przy wejściu, a punkcik namierzający pulsował. Jeffrey nacisnął spust cztery razy.
Kurna. Był jeszcze jeden…
Warkot karabinu miał głębszy ton niż jego pistolet. Nabój w niklowym płaszczu był o wiele cięższy i szybszy – przebił się przez cienkie deski i odbił rykoszetem od kamieni piwnicy, brzęcząc niczym olbrzymia, śmiercionośna osa. Jeffrey stoczył się po schodach, otwierając bębenek rewolweru i wysypując z niego łuski. Wsadził do bębenka trzy szybko wymienialne ładunki i zatrzasnął go – zwykle nie było to dobre postępowanie, ale jemu się spieszyło – i odskoczył dwa kroki do tyłu, zanim znowu wystrzelił w górę przez deski schodów. Żołnierz odpowiedział ogniem w ten sam sposób – trzy szybkie strzały – a Jeffrey znowu rzucił się do tyłu, gdy pociski odbiły się rykoszetem w ciasnym pomieszczeniu piwnicy, zanim walnęły w stertę drewna i ziemniaków.
Lucretzia macała przy pasie przewróconego żołnierza Krainy. Cholera, co ona wyrabia? A potem: Niech to diabli, powinienem był wziąć jego karabin!
Pogramolił się ku trupowi, ignorując to, przez co się czołgał. Zanim do niego dotarł, Lucretzia wpadła na to, jak pociągnąć za zawleczkę jednego z granatów o drewnianym trzonku, jaki martwy żołnierz nosił w pętelkach przy pasie. Rzuciła bez zamachu i to słabo. Granat wylądował, wirując na najwyższym stopniu piwnicznych schodów i zawisł tam na chwilę, zanim przetoczył się przez próg do kuchni.
… trzy, cztery, pięć…
Ograniczona przestrzeń pomieszczenia na górze spotęgowała wybuch, oczywiście nie aż tak jak wtedy, gdyby doszło do niego w piwnicy. Jeffrey pognał po schodach zaraz po tym, jak ten dźwięk zamilkł. Mężczyzna odbił się od drzwi i wpadł do kuchni. Żołnierz, kobieta z Krainy, podnosił się chwiejnie na nogi, z krwią spływającą z nosa i uszu. Zielona kropka ustawiła się na grzbiecie nosa, a Jeffrey zacisnął palec.
Trzask.
Matowa jasność odpłynęła mu sprzed oczu. – Chryste – wyszeptał, zataczając się. Właśnie zabiłem czworo istot ludzkich. Brał przedtem udział w potyczkach, niewielkich, ale to…
»Tak to już będzie przez resztę twego życia« powiedziało Centrum.

– Jesteś pewna? – spytał Jeffrey.
Lucretzia skinęła głową, spoglądając na ulicę. – Jestem dla ciebie zagrożeniem. A ty dla mnie. Sama mogę się wtopić w miasto. Ty sam możesz się szybko przemieszczać – albo też znaleźć oficera wroga, który uszanuje twoją neutralność.
Kobieta z Imperium pochyliła się i pocałowała go lekko. – Mam kod. Skontaktuję się, Jeffrey. I dziękuję ci.
– Nie ma za co – wymruczał, potrząsając głową.
« 1 18 19 20 21 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz

Super-naziści w kosmosie
— Leszek ’Leslie’ Karlik

Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski

Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.