Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Drake, S.M. Stirling
‹Wybraniec›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWybraniec
Tytuł oryginalnyThe Choosen
Data wydania29 marca 2004
Autorzy
PrzekładMarta Koniarek
Wydawca ISA
CyklGenerał
ISBN83-88916-96-3
Format492s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wybraniec

Esensja.pl
Esensja.pl
David Drake, S.M. Stirling
« 1 19 20 21

David Drake, S.M. Stirling

Wybraniec

»Mądra decyzja« stwierdziło Centrum. »Szanse przetrwania optymalne dla obu osób.«
– W dalszym ciągu mi się to nie podoba – powiedział Jeffrey.
»Jeszcze mniej spodoba ci się to, co nastąpi później, chłopcze« powiedział mu w myślach Raj. »Lepiej znajdź oficera i poddaj się.«
»W tym scenariuszu szanse przetrwania porównywalne z tymi przy próbie ucieczki« powiedziało Centrum. »Parametry misji… «
– Wiem, wiem, misja ma pierwszeństwo – powiedział. – Zróbmy to.
Niechętnie odłożył karabin, który zabrał zabitemu protegowanemu żołnierzowi. Logicznie rzecz biorąc, powinien się już znajdować wewnątrz terenu zajętego przez jednostkę Wybrańców. Zależnie od tego, jak mocno trzymali się doktryny Krainy i jak bardzo popaprana stała się sytuacja…
Jeffrey zaczął przemykać ulicą, trzymając się blisko budynków i przystając, by nasłuchiwać. Było późne popołudnie, padające ukośnie promienie słońca okrutnie piękne w przymglonym powietrzu. Słyszał ciężkie grzmoty eksplozji dobiegające z południa, z koryta rzeki i dzielnicy fabrycznej. A bliżej rytmiczne stukanie.
Dał nura we wnękę. Rzeźbione odrzwia i ich krawędź dawały trochę osłony. Z obu stron ulicy zbliżał się pluton piechoty z Krainy, w ośmioosobowych oddziałach, truchtem, bez wysiłku, z zakończonymi bagnetami karabinami przyciśniętymi do piersi. I owszem, był z nimi oficer.
Gestan! – zawołał w krajowym. – Czekajcie! Nie shessn! Nie strzelajcie!
Zabrzmiał gwizdek i wyćwiczony pluton jednocześnie przypadł do ziemi, wysuwając broń. Jeffrey postąpił do przodu, z rękoma w powietrzu, nieprzyjemnie świadom, jak jego jądra próbują się wcisnąć w brzuch.
– Baczność! – warknął do dwóch protegowanych strzelców, którzy nadbiegali pochyleni.
Zesztywnieli instynktownie na ten krzyk w krajowym z wyższych sfer.
– Natychmiast zaprowadźcie mnie do swojego oficera – ciągnął dalej Jeffrey, wymijając ich energicznym krokiem i wsuwając pod lewą pachę swoją wojskową laskę. Słyszał milczące wahanie za sobą, a potem stukot podkutych butów na ceglanej drodze, gdy za nim podążyli. Niewątpliwie czubki ich bagnetów znajdowały się o jakiś cal od jego nerek. Muszę zachować inicjatywę.
Oficer czekała z poskładaną mapą i zwalistym pistoletem automatycznym w dłoni. Niebieskie oczy zmrużyły się, rozpoznając brązowy mundur Santander, a on wyczuł jej kłębiące się myśli. Ona jest w trakcie misji i nie potrzebuje komplikacji, pomyślał Jeffrey. Ręka trzymająca pistolet zadrgała lekko, nieświadomie. Jeden strzał w głowę i nie ma żadnych komplikacji. Gdyby ktokolwiek odnalazł jego ciało, wyglądałoby to na nieszczęśliwy wypadek.
– Kapitan Jeffrey Farr, armia Republiki – powiedział, salutując swobodnie, przytykając laseczkę do skraju spiczastej czapki. – Gratulacje, fahnrich, dobra żołnierska robota. Zajęcie miasta tej wielkości z tą szybkością to nie lada osiągnięcie!
Wyciągnął dłoń. Oficer Wybrańców przyjęła ją automatycznie. Z bliskiej odległości dostrzegał pod tymi ściętymi na jeża włosami i mocną muskulaturą, że nie ma więcej niż dwadzieścia lat. Dostrzegało się pewną dozę zdumionego wahania na widok tego wygadanego cudzoziemca, który mówił językiem Wybrańców jak własnym. Jeffrey ścisnął energicznie jej dłoń, potrząsając nią.
»Dobra robota« stwierdził Raj. »Osobisty kontakt zawsze czyni trudniejszym zastrzelenie kogoś.«
– Robi wrażenie. A teraz, skoro już sytuacja jest opanowana, czy mógłbym prosić cię o eskortę do waszego pułkownika?

– Jeffrey Farr? – spytał pułkownik Wybrańców. Jego kwadratowa twarz z blond zarostem rozjaśniła się w niespodziewanym uśmiechu. – Cóż, niech mnie. Jesteśmy na swój sposób spokrewnieni. Pułkownik Heinrich Hosten, do usług, kapitanie.
Stanowisko dowódcze rozłożono w małym parku – kilku oficerów zgrupowanych wokół stołów przyniesionych z pobliskich domów. Heinrich Hosten był potężnym mężczyzną, o cal albo i dwa wyższym od mierzącego sześć stóp Jeffreya, o szerokich barach i budowie skały. Lornetka polowa zwisała mu na piersiach, a z boku jego byczej szyi przylepiony był kwadrat chirurgicznego gazika, lekko zabrudzony krwią.
Mówił dość głośno. Bateria działek polowych ciągniętych przez muły przejeżdżała kłusem po kamiennych płytach za parkiem. Jeffrey zaszufladkował je automatycznie w myślach, M-298, nowy standardowy model – kaliber 75 mm, rozdzielony ogon, osłona, hydropneumatyczne powrotniki, sprawiające, że lufa wraca do początkowej pozycji po każdym strzale. Za nimi posuwały się dwie karetki polowe, także ciągnięte przez muły – zwierzęta wyglądały, jakby zostały zarekwirowane na miejscu – zatrzymały się, aby noszowi zabrali ich ładunek do kościoła, który służył jako punkt pomocy medycznej. A od zatoki maszerowali kolejni żołnierze, mijając flagę i czekających na motocyklach kurierów z kwatery głównej regimentu.
Jeffrey odpowiedział uśmiechem na uśmiech pułkownika Wybrańców. Cholernie niebezpieczny człowiek, pomyślał, przypominając sobie opis Johna. Wcale nie jest to prostoduszny mięśniak, na jakiego wygląda. Bystry. Oddany sprawie.
»Założę się, że cieszy się z publiczności« powiedział Raj. »Te chłopaki od dawna nie toczyły wojny. Są dobrzy, ale chcą się też pokazać.«
– Wygląda na to, że przyłapaliście tych hiszpańców z ręką w nocniku – stwierdził Jeffrey, odwracając się i osłaniając oczy dłonią. Dotknął ręką futerału lornetki u boku. – Jeśli nie masz nic przeciwko temu?
Klim-bim – powiedział Heinrich; przydatne wyrażenie Wybrańców, które mogło oznaczać zarówno owszem, jak i wszystko jest dobrze na świecie.
Jeffrey wycelował szkła. Nic nie zostało z imperialnej floty; czarne plamy na powierzchni, wystające maszty kilku ciężkich okrętów wojennych. Ogień i buchające kolumny ciemnego dymu znaczyły basen marynarki wojennej. Wszędzie w zatoce okręty wojenne i statki kupieckie płonęły, przechylając się lub tonąc. Czarne flagi ze złotym rozbłyskiem słońca górowały nad obiema wielkimi fortecami przy wejściu do zatoki, choć na Forcie Ricardo, na południu, spoczywał wypalony szkielet sterowca. Flaga Krainy powiewała także nad pałacem gubernatora na zachodzie oraz ratuszem miejskim i stacją kolejową na południu. Ognie szalały w kilkunastu miejscach, wyraźnie widoczne w zmierzchu wieczoru, a nad masą dachów pokrytych dachówkami unosiło się ciągłe staccato strzałów lekkiej broni.
– Wygląda na to, że poszatkowaliście ich, aż ostały się tylko gniazda oporu – powiedział Jeffrey.
Ya. Z większą łatwością niż się spodziewaliśmy. Szybkość, planowanie i siła uderzenia. Było ich mnóstwo, ale my od początku mieliśmy przewagę. Niewiele ofiar.
– I mieliście te… jak one się nazywają, te poruszające się fortece?
Czołgi. – Heinrich parsknął śmiechem, a kilku innych oficerów uśmiechnęło się kwaśno. – Straszliwe, gdy działają, co zdarza się w mniej niż połowie przypadków. Powinniśmy mieć tutaj jednego.
Jeffrey przesunął lornetkę ku północy. Kończyły się tam miejskie przedmieścia, choć trudniej było to dostrzec, jeśli nie stało się na wzniesieniu.
– Przygotowujecie się na kontratak?
Heinrich zaśmiał się znowu i wskazał kciukiem na przelatujący w górze sterowiec. – Kocham je – stwierdził. – Zrzuciliśmy grupę bojową w sile batalionu na skrzyżowaniach dróg i linii kolejowych w połowie drogi do Veron. Szmaciarze mają tam skoncentrowane jakieś sześć dywizji, ale niemożliwe, żeby przez tydzień udało im się ruszyć cholernym palcem – a do tego czasu połączymy się z siłami powietrznymi, plus wyląduje już większa część sił lądowych.
Jeffrey skinął głową, przyklejając uśmiech do twarzy. Wyglądało to na bardzo dobrą analizę. Ale czasami tak bardzo chciałeś się mylić.
– Robi wrażenie – stwierdził.
Heinrich roześmiał się serdecznie. – Zostań z nami trochę – powiedział. – A pokażemy ci coś, co robi wrażenie.
koniec
« 1 19 20 21
27 lutego 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz

Super-naziści w kosmosie
— Leszek ’Leslie’ Karlik

Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski

Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.