Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 14 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marek Baraniecki
‹Głowa Kasandry›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGłowa Kasandry
Data wydania19 września 2008
Autor
Wydawca superNOWA
ISBN978-83-7578-013-0
Format300s.
Cena30,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Głowa Kasandry

Esensja.pl
Esensja.pl
Marek Baraniecki
« 1 2 3 »

Marek Baraniecki

Głowa Kasandry

Przez cztery kolejne lata Hornic wędrował jak inni. Uprawiał ziemię, strzelał do tych, którzy chcieli go z niej wyrzucić, sam starał się unikać kuli. W czasie śnieżnych zamieci przeżywał katusze zimna i głodu. Próbował iść na południe, ale tam tereny były całkowicie skażone. Wrócił więc i tutaj, gdzie, jak mówiono, już nic nie zostało, znalazł przystań. Tutaj też zaskoczyły go Trzy Dni Ciemności.
Leżał w piwnicy na łóżku polowym i czuł, jak cały świat pęka i rozpada się w proch. Wstrząsy tektoniczne w tej okolicy nie były silne, ale huraganowe wiatry i grzmoty przykrywały wszystko swoim ogromem. Gdzieś daleko znikały wyspy i całe połacie kontynentów, gdzie indziej wynurzały się z oceanów nowe lądy. Bieguny topniały, a woda zalewała wybrzeża. Kiedy po raz pierwszy słońce wychyliło się zza horyzontu po jego dotychczasowej zachodniej stronie, Hornic poczuł, że jego życie straciło sens. Trwał w stanie otępienia przez miesiąc, aż obudził go pewnego dnia huk i smuga białego dymu na niebie. Chwilę przyglądał się jej bezmyślnie, wreszcie zrozumiał. Rakieta! Szła pod ostrym kątem w górę, niosąc w głowicy śmierć odległemu wrogowi, gdzieś w innej części świata. Biegał godzinami po lesie, szukając miejsca startu, aż trafił na dymiącą jeszcze, okrągłą studnię wyrzutni. Nie było przy niej nikogo. Rozkaz zniszczenia wroga wydany został wiele lat wcześniej i utrwalony w elektronicznej pamięci systemu startowego.
Od tamtego dnia zaczął żyć. Zbudował drewniany dom, zagrodę dla zwierząt złapanych w lesie i okolicach zburzonych miast i wsi. Spędzał dużo czasu na obserwacji nocnego nieba. Udawało mu się od czasu do czasu dostrzec punkty sporadycznie przesuwające się w tle nowych gwiazdozbiorów południowego nieba. Wiedział, że rakiety lecą zgodnie z programami zawartymi w komputerowych pamięciach. Tyle że nie było już starych punktów odniesienia. Zmierzały w stronę własnych terytoriów, niosąc całkowicie przypadkową chemiczną lub atomową śmierć. Jeżeli tam, gdzie spadały, ktokolwiek jeszcze mieszkał lub żył.
Baza lotnicza Hornica wyposażona była znakomicie. W podziemiach ocalały systemy komputerowe, których część przeprogramował do swoich celów. W sekcji technicznej były trzy wozy bojowe i inne mniejsze pojazdy. Lekkie dźwigi używane w hangarze. Magazyny części i broni. Warsztaty, generatornia i wielkie podziemne zbiorniki lotniczego paliwa. Już w pierwszym roku udało mu się wykryć w promieniu stu kilometrów sześć stanowisk rakietowych i unieszkodliwić je. Następne lata zwiększały jego doświadczenie. Obserwował mrówki, pszczoły, trawę, ukształtowanie terenu, rodzaje gleb i setki innych czynników, zdradzających miejsca kryjące podziemne silosy. Rozpoznawał podziemne pustki jakimś nowym instynktem, pobudzanym przez ustawiczne myślenie o ukrytych zegarach odmierzających swój własny czas. Czas startu, zakodowany bezimiennymi rękami w niezliczonej ilości samoczynnych wyrzutni.
Na wielu kontynentach ludzie skończyli wojnę w połowie drugiej godziny jej trwania. Pozbawione obsługi wyrzutnie prowadziły ją nadal. Nie powstrzymał ich kosmiczny charakter kataklizmu, jakiemu uległa Ziemia. Od trzynastu lat rakiety startowały z podziemnych wyrzutni, już nie tylko na zewnętrzny rozkaz. Reagowały na najsłabszy radiowy sygnał. W nieprzewidziany sposób pobudzały je lecące samoloty. Rakiety zmusiły ocalałych ludzi, by przytulili swe życie do Ziemi.
Wtedy w wielu miejscach naraz zaczęto powtarzać legendę o Głowie Kasandry. Hornic początkowo ją wyśmiał, ale tak jak w innych, i w nim zakiełkowały ziarenka niepokoju. I bardzo szybko stał się ofiarą własnej wyobraźni. Nikt tej rakiety nigdy nie widział. Zainstalowano ją, według szeptanych przekazów, w ostatnich tygodniach zbrojeń. Jedną jedyną. Przeznaczoną dla tego, kto przeżyje… Zdolną do unicestwienia życia na całej kuli ziemskiej. Ustawiona na ukrytej wyrzutni przez państwo-szaleńca, gotowa do zniszczenia wszystkiego, co przetrwa. Nikt nie wiedział, gdzie jest. O dwieście czy dwa tysiące kilometrów od niego. Za każdym razem, gdy Hornic znajdował nowy silos, wydawało mu się, że będzie w nim Ona. Chciał tego i nie chciał. Zdawał sobie sprawę, że chociaż nauczył się łamać systemy zabezpieczeń zwykłych rakiet, nie miał prawie żadnych szans, żeby dostać się do sterowni bunkra Kasandry.
Za każdą „zwykłą” rakietę otrzymywał od zleceniodawców zapłatę w naturze i w złocie. Płacili mu za trofea, niezależnie od kierunków świata, z których do niego przybywali. Jedni drogą powietrzną, inni wołami i konno. Z ramienia jakichś nieznanych mu nowych rządów i w imieniu rolniczych osad. Jego trofeum Wielkiego Tropiciela było zawsze takie samo. Końcówka kabla impulsowego łączącego system zapłonowy na korpusie z blokiem sterowania wyrzutnią. Pierwsze trofeum wisiało nad drzwiami jego pokoju. Powiesił je na prostokątnej dużej płycie, obciągniętej skrawkami skóry bengalskiego tygrysa. W tym właśnie pokoju Jefferson rozłożył rulony planów, projekcji satelitarnych, zdjęcia terenów sprzed kataklizmu.
– Naszym zdaniem Ona jest gdzieś w tym rejonie – powiedział Jefferson, kreśląc palcem koło na jednym z kwadratów siatki. – Niestety ani my, ani Hiszpanie, ani Rosjanie nie wiedzą tego dokładnie. Co więcej, na skutek przesunięć tektonicznych skorupy i praktycznej likwidacji ośrodków dowódczych nie możemy dojść, kto i w jaki sposób ją tam zainstalował. Nie wiemy nic ponadto, że gdzieś w tym miejscu koncentrują się duże ilości stali i pustych przestrzeni.
– Znam trochę te miejsca – powiedział Hornic. – Byłem tam w zeszłym roku.
Zamilkł i spod przymrużonych powiek wpatrywał się w mapę, jakby starając się coś odtworzyć z pamięci. Od końca palców, przez ręce, plecy, do nóg zaczęły wędrować po nim drobne igiełki. Wiedział już, że się tego podejmie. Czuł, jak zbliża się znów Wielkie Polowanie.
– Dobrze, spróbuję jeszcze raz – powiedział powoli – ale nadal żadnych lotów i żadnego radia. Niczego, co mogłoby zainicjować samoistne odpalenie.
Jefferson zwinął resztę map.
– Ile czasu potrzebujesz?
– Pół roku.
– A z materiałów?
– Nic, mam wszystko.
Po południu zakończyli tankowanie paliwa i po krótkim pożegnaniu samolot pokołował do początku pasa. Hornic nie został na dworze. Wrócił do domu i otworzył szafkę z płytami. Chwilę zastanawiał się, co położyć na talerz starego klasycznego adaptera na winylowe płyty, po czym wyciągnął jedną płytę na chybił trafił ze środka i przeczytał na krążku: „J. Strauss – Nad pięknym modrym Dunajem”. Pierwsze tony walca utonęły w rozrywającym powietrze huku startującego samolotu Jeffersona, ale potem już całkowicie wypełniły wnętrze pokoju.
2.
Teodor Hornic prowadził transporter opancerzony głównie wzdłuż drogi. Asfalt był już mocno zniszczony, ale na ogół udawało się przejechać nawet przez wysokie piargi wysadzin czy lejów po bombach, zarośniętych bujną roślinnością. Miejscami drogę przegradzały pnie zwalonych drzew. Musiał się wtedy zatrzymywać i uruchamiać ramię hydraulicznego dźwigu zamontowanego na kadłubie. Co jakiś czas mijał ścieżki wydeptane przez karawany zwierząt i ludzi, ciągnących we wszystkich możliwych kierunkach. Ludzie szukali miejsca do osiedlenia lub już powstałych osad; zwierzęta przeciwnie, miejsc, w których nikt nie będzie ich niepokoił. Temperatura powietrza utrzymywała się w granicach 40 stopni Celsjusza i było względnie sucho.
Hornic pojazdu używał niechętnie. Po przebudowaniu stanowił dla niego ruchomy magazyn sprzętu do wyszukiwania i otwierania wyrzutni. Jeżeli nie musiał, jeździł na mule, którego trzymał w zagrodzie, lub chodził po prostu pieszo. Tak było wygodniej.
Myślał teraz o Niej. Wszystkie sny obracały się wokół Niej. Do Niej mówił, Jej odgrażał się, o Nią prosił los. Robił wszystko, żeby pobudzić podświadomość do pracy.
Na miejsce dojechał późnym popołudniem. Zatrzymał się na trawiastym wzniesieniu. Przed nim po horyzont szumiały trawy na pofalowanym łagodnymi wzgórzami terenie. W zagłębieniach połyskiwały granatowe oka stawów i jeziorek. Pejzaż był niemal sielankowy.
Hornic włożył wysokie buty przeciw żmijom i pająkom i zeskoczył na ziemię. Tak było chyba przed tysiącem lat – pomyślał. Ogłuszony wielogodzinnym hałasem silnika, stał oswajając się z ciszą, jaka królowała nad krajobrazem. Wprawnym okiem tropiciela rozróżnił dalekie miejsca, zdradzające konfiguracją zboczy ślad ludzkiej interwencji. Dla postronnego obserwatora różnica była niemal niezauważalna. Tylko przyroda zdradzała innym odcieniem traw to, czego sama nie stworzyła. Hornic zapragnął jeszcze przed zachodem słońca wykąpać się w kryształowo czystej wodzie najbliższego jeziorka.
Wsiadł z powrotem do transportera i uruchomił silnik. Zjechał powoli po długim, łagodnym zboczu. Dojeżdżał właśnie do granicy trzcin, gdy nagle, raczej ostrzeżony instynktem niż węchem, wysprzęglił i kopnął nogą hamulec. Transporter zarył się w ziemię, stając niemal pionowo. Hornic błyskawicznym ruchem porwał wiszącą nad głową maskę gazową i założył ją na twarz. Odkręcił zawór butli tlenowej i wciąż wstrzymując oddech, trzykrotnie odciągnął brzegi maski, wypompowując spod niej resztki powietrza o subtelnym zapachu fiołków. Kiedy transporter opadł na sześć osi i ustał rumor kotłującego się w środku sprzętu, Hornic wrzucił wsteczny bieg i całą mocą silnika wycofał się na szczyt wzgórza. Tutaj, nie zdejmując maski i nie wyłączając silnika, długo siedział nieruchomo. Czuł, jak w piersi tłucze mu się serce i krew pulsuje w skroniach. Ta piękna okolica była całkowicie stracona.
« 1 2 3 »

Komentarze

12 III 2011   04:28:50

Czytalem ia powiesc wiele lat temu... zaskakujace jest zakonczenie. Polecam

08 VIII 2012   10:42:26

Powieść postapokaliptyczna z czasów, gdy powstawała najlepsza tego typu fantastyka. Po III Wojnie Światowej specjalista od broni masowej zagłady "rozbraja" rakiety atomowe, których nie zdążono wystrzelić. Jednocześnie poluje na tytułową Głowę Kasandry, czyli centrum dowodzenia Systemem Kasandra - machiną zagłady, zdolną zniszczyć cały świat.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Jednostka i losy świata
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: IV kwartał 2008
— Artur Chruściel, Ewa Drab, Jakub Gałka, Daniel Gizicki, Anna Kańtoch, Paweł Sasko, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.