WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Tajemna historia Moskwy |
Tytuł oryginalny | The Secret History of Moscow |
Data wydania | 17 października 2008 |
Autor | Ekaterina Sedia |
Przekład | Maria Gębicka-Frąc |
Wydawca | MAG |
ISBN | 978-83-7480-101-0 |
Format | 300s. 125×195mm |
Cena | 29,99 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Tajemna historia MoskwyEkaterina Sedia
Ekaterina SediaTajemna historia Moskwy– Czego chcesz? – zapytała. W pobliżu nie było nikogo, kto mógłby się zastanawiać, dlaczego mówi do ptaków, kto zadecydowałby, że należy odesłać ją do szpitala. Sama, nie musiała udawać normalności. Kawka przysiadła na skraju rynny, przekrzywiając łebek. „Masza”, chciała powiedzieć Galina, ale ugryzła się w język. Mogła być chora, ale umiała rozpoznać halucynacje. Ptaki pojawiające się znikąd i próbujące do niej przemówić, sowy ani trochę niestrapione blaskiem słońca – to nie była prawda, to się nie działo. Dobra schizofreniczka – dzielna schizofreniczka – wie, że jest chora i że to, co widzi, niekoniecznie musi istnieć. Dobra schizofreniczka powinna ignorować halucynacje, gdy tylko je rozpozna. – Odejdźcie – szepnęła ze złością. – Nie istniejecie, więc zostawcie mnie w spokoju. Załamana na duchu, wstała i wróciła do drzwiczek, żeby zejść do świata na dole. Ptaki, poruszone jej odejściem, przybliżyły się hurmem, ich skrzydła wzbudziły wiatr tak silny, że niemal straciła równowagę. Oblegały ją jak wrony, które płoszą koty podchodzące do gniazd, nurkując nisko, szponami szarpiąc za sierść, szeroko rozdziawiając dzioby. Uciekała do bezpiecznego włazu, tenisówki ślizgały się po nagle zbyt gładkim, niebezpiecznym metalu. Chwyciła za deski okalające czarny prostokątny otwór, nie bacząc na drzazgi, które kłuły sączące się rany na czubkach palców, spanikowana, na wpół oślepiona przez czarno-szary wir w powietrzu. Opuściła się na zakurzony strych i pobiegła do schodów, wreszcie zostawiając za sobą krakanie i pohukiwanie. Zbyt wstrząśnięta, by wrócić do pracy, szła Nowym Arbatem, ostatnio przemienionym w deptak i opanowanym przez ulicznych malarzy. Patrzyła na nich, mijając kolejnych; większość wystawiała widoki otaczającego ich miasta. Rozpoznawała je, jak rozpoznaje się zwłoki ukochanej osoby – z rysami pozbawionymi skrzącego się życia i ruchu. Rysownicy wołali do niej, proponując naszkicowanie portretu, ale kręciła głową i spuszczała wzrok na uporządkowane prostokąty chodnika. Minęła kilku rzemieślników sprzedających matrioszki i malowane szkatułki, mniej lub bardziej udanie naśladujące tradycyjną sztukę Palecha i Gżela. Kilku turystów targowało się o cenę, korzystając z usług tłumacza, i Galina obrzuciła współczującym spojrzeniem udręczonego mężczyznę mówiącego w dwóch językach. Nie mogłaby pracować dla tych ludzi, którzy spadali na miasto jak plaga – wymagający, protekcjonalni, niegrzeczni. Ale zastanawiała się, jak to jest, gdy człowiek wierzy, że świat został stworzony wyłącznie dla jego przyjemności i rozrywki. Spojrzała w inną stronę i zatrzymała się. Jej spojrzenie przykuł duży obraz oparty o witrynę sklepu i patrzyła na niego, pragnąc, żeby zniknął. Ale pozostał, jedyne płótno, którego twórca pochwycił ducha tematu – widok z dachu, który niedawno opuściła, oddany grubymi, żywymi pociągnięciami złota i żółcieni, nakryty bladobłękitną przestrzenią nieba. Co gorsza, kilka ptaków, dziobatych i pazurzastych, wisiało złowieszczo w pustych przestworzach. Artysta stał niedbale przy obrazie, ze zgaszonym papierosem w obwisłych wargach. Obojętnie spojrzał na Galinę i oderwał się od ściany. Nieogolony, czerwonooki, brudny. – Chcesz kupić? Galina pokręciła głową. – Przykro mi, nie. Ale te ptaki… Też je widzisz? Artysta uśmiechnął się tak szeroko, że na zapadniętych policzkach nastroszyła się szczecina. – Od zeszłego piątku. Nie do wiary! Myślałem, że to delira. Galina się uśmiechnęła. Cudownie, pomyślała, schizofreniczka i alkoholik widują przyprawiające o gęsią skórkę ptaki. – Widziałeś sowy? – Od niedzieli. – Skąd one się biorą? Dlaczego są tutaj, teraz, w ciągu dnia? Artysta przeciągnął się i ziewnął, chuchając na nią smrodem starego dymu i przetrawionego alkoholu. – A kto, kurwa, może wiedzieć? – mruknął filozoficznie. – Ale jak chcesz znać moje zdanie, to pewnie wina Cyganów. – Cyganów? – Albo to jakieś inne czary – ustąpił. – Jeśli naprawdę jesteś ciekawa, przyjdź kiedy indziej, po zmroku, to coś ci pokażę. – Moja siostra zaginęła – powiedziała Galina. – Myślę, że ma to coś wspólnego z ptakami. Nie możesz teraz wyjaśnić? – Nie ma żadnego wyjaśnienia. I nie mogę pokazać niczego przed zmierzchem. Wypluł niedopałek, wepchnął ręce w kieszenie i dał do zrozumienia, że nie powie nic więcej. Galina westchnęła i odwróciła się, by odejść. – Jestem Galina – rzuciła na pożegnanie. – Do zobaczenia jutro. – Do zobaczenia. – Skinął głową. – Mam na imię Fiodor. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Esensja czyta: IV kwartał 2008
— Artur Chruściel, Ewa Drab, Jakub Gałka, Daniel Gizicki, Anna Kańtoch, Paweł Sasko, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski
Krótki przewodnik po cierpieniach Moskwy
— Anna Kańtoch