Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michał Krzywicki
‹Plagi tej ziemi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPlagi tej ziemi
Data wydania3 października 2008
Autor
Wydawca RUNA
ISBN978-83-89595-45-4
Format416s. 125×195mm
Cena29,50
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Plagi tej ziemi, rozdział II

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Krzywicki
« 1 2 3 4 7 »

Michał Krzywicki

Plagi tej ziemi, rozdział II

Między klasztorami krążyły księgi z anonimowymi komentarzami do fragmentów dzieł Arystotelesa, Platona, Ojców Kościoła. Diaboliczne komentarze przeczyły twierdzeniu Augustyna z Hippony, że bez woli Boga nawet jeden listek nie spada z drzewa. I choć brak było spójności wśród heretyków, jednako twierdzili, że Bóg już wyznaczył człowiekowi miejsce na ziemi. I teraz od niego zależy, czym zaskarbi sobie zaufanie Najwyższego – wyłącznie pracą rąk własnych czy ascezą i modlitwą. Wskazywali, że jeden jest Bóg i wiele dróg do Niego, a żadna nie gorsza, nie lepsza. Że wszelkie klauzury, wyznania winy i grzechy to tylko chomąto, bo żaden człowiek nie ma prawa sądzić drugiego w Bożym imieniu.
Opat z Clairvaux kazał odpowiednio zaradzić problemom w opactwach, usuwając legalnie – bądź nie – posądzonych o herezję mnichów. W krótkim czasie Przecław wytruł kilku opatów, przeorów i poślednich braciszków, nawet książąt – wszystkich tych, którzy mogli zniszczyć Kościół. W ferworze pracy wiele nauczył się o ziołach – tych, które zabijają, i tych, które leczą.
Jego starania nie zawsze okazywały się skuteczne. Uśmiercani szybko znajdowali naśladowców. Bernard postanowił więc zwalczyć herezję osobiście. Wraz z Przecławem udali się w podróż po całej Langwedocji, Bretanii, Prowansji i Akwitanii, gdzie szerzono nauki diabła. Tanchelm podcinał zasadność istnienia kleru, w Orleanie kilku kanoników trafiło na stos za głoszenie nauki, że materia jest zła. Piotr Waldo nakłaniał do dobrowolnego ubóstwa, inni heretycy odrzucali święte sakramenty, a jeszcze inni odmawiali czczenia krzyża. Bernard z Clairvaux bił na alarm. Papieże i biskupi pośpiesznie zwoływali synody, przeklinali heretyków, Bernard gorliwie podpalał stosy. Niektórzy heretycy zdołali zbiec, a ci, którym się nie udało, śmiali się tylko, przyznając, że ich śmierć nie ma już znaczenia. Wróżyli Bernardowi samotność, jednocześnie zapowiadając mu życie wieczne, ale bynajmniej nie w niebie. Przerażało to Bernarda, a zarazem wzbudzało coraz większą nienawiść wobec heretyków. Z tym większym zapałem podpalał nie tylko stosy, ale i – za zgodą papieża, który obawiał się rozprzestrzeniania diabelskich nauk w Cesarstwie – całe miasteczka. W ten sposób dotarł do źródła herezji. W jednej z langwedockich wsi Bernard zrozumiał, że ci, którzy szli na śmierć z uśmiechem na ustach, wydawali się osłabieni, jakby dawno nie mieli w ustach nic do jedzenia. Endura – zrozumiał to w jednej chwili. Cieszyli się, że śmierć na stosie wybawi ich od męczarni umierania w agonii, którą sobie sami zafundowali, odstawiając od ust wszelkie jadło. Żyjesz w społeczności wedle jej praw – każde odstępstwo karane jest banicją – i w zgodzie z zadaniem, jakie wyznaczył ci Bóg. Krajesz w rzeźni mięso, obsiewasz pole, pilnujesz stada, zbierasz kapustę, pielesz, wypiekasz chleb – ciężko pracujesz. A gdy sił już nie starcza, albo pokusy świata zbyt silne, kładziesz się i czekasz na śmierć.
Podczas gdy wynosili z chaty na łożu jednego z heretyków, zbyt słabego, by o własnych siłach mógł udać się na stos, Bernard wspomniał Fontenay i mnichów, którzy wybrali głodową śmierć. Wyglądali niemal jak ten nieszczęśnik – wysuszony, o żółtej cerze, bez chęci do życia.
Prześladując mieszkańców wiosek u podnóży Pirenejów, natrafiali na ślady tych, którzy umknęli Bernardowi z Fontenay. Księga, którą wieźli ze sobą, naznaczyła całe Ariége, Langwedocję. Mieszkańcy, nie bacząc na wyznaczony przez Boga podział na oratores, bellatores, laboratores, żyli w pozbawionych porządku bożego wspólnotach. Przed obliczem papieskiego posłańca grzeszyli pychą. Ci, których udało się Bernardowi zmusić do wyjawienia chociaż części prawdy o księdze, mówili, że pochodzi z Jerozolimy, że została podczas pierwszej krucjaty wydarta z grobu Chrystusa przez niewiernych. Tubylcy twierdzili, że zapisano ją krwią Syna Bożego. Cudem odzyskali ją miejscowi chrześcijanie, by przekazać ku przestrodze krzyżowcom i by nakłonić ich do powrotu tam, skąd przybyli. Ale tylko nieliczni dali wiarę i opuścili Antiochię, Edessę i Jerozolimę. Zresztą zaraz słuch o nich zaginął. Skończyli swój żywot jako pustelnicy, inni narzucili sobie klauzurę w klasztorach do końca swoich dni. Większość krzyżowców jednak nie chciała wierzyć księdze, z którą obnosili się miejscowi chrześcijanie. Traktowano ich zresztą podejrzliwie. Niedługo potem księga zaginęła, by odnaleźć się w Fontenay, a teraz ponoć podążała na dwukółce na Połabie, tam gdzie w praktyce nie sięgała jeszcze ręka żadnego z biskupów. Tym samym wyznaczyła kierunek drogi krzyżowej Bernarda.
Przecław wyobrażał sobie, jak może wyglądać taka księga. Gdy nie gził się z dziewką i nachodziła go wyrobiona w klasztorze skłonność do kontemplacji, czuł niemal, jak wodzi palcami po chropowatym pergaminie, wyczuwając każde zgrubienie wyschniętej krwi Chrystusa cudownie przemienionej w litery.
Bernard też marzył o księdze, wierząc jednocześnie, że tylko on może właściwie zinterpretować jej treść. Zamierzał się dowiedzieć, jaką tajemnicę skrywa księga, by zdusić herezję na zawsze.
Zaplanował krucjatę za Łabę.
Ruszyła machina dyplomacji. Tych, których wiara okazała się krucha, przekonywał blask monet. Stoły książąt i biskupów przykryły złoto i srebro z cysterskich sakiewek. Tak czy inaczej, w końcu każdy chciał być bliżej Boga.
Ale po kolei, po kolei…
Przecław westchnął ciężko.
Pamiętał chłodny i ponury dzień w Vezaláy. Wszystkie śniegi jeszcze wyjątkowo nie stopniały, kiedy Bernard z Clairvaux wygłosił płomienne kazanie przed królewską parą i wasalami Ludwika VII i wszystkimi najprzedniejszymi rycerzami, którzy przybyli na północ Francji, by wysłuchać kazania opata.
– Edessa! – wołał. – Edessa wzywa! Bóg wam błogosławi do grobu Jego syna, a Chrystus odpuści wam grzechy. Jesteście rycerzami Chrystusa, awangardą tych, którzy idą za jego wołaniem, nie bacząc na niebezpieczeństwa. Odrzućcie wszelki zbytek, idźcie czyści duchem, jak przystoi pobożnym pielgrzymom. Nie zabierajcie zastaw, kosztownych szat i klejnotów, zbytek zostawcie w domu, bo celem waszym jest Golgota, Grób Pana Naszego, nie pałace…
– Dajcie krzyże! – odpowiedzieli. – Bóg tak chce. Bóg tak chce!
Gdy przekonał króla Francji, Bernard za zgodą papieża pośpieszył do Niemiec, by namówić do wyprawy cesarza. Nie bacząc na srogą zimę, opat wyruszył wzdłuż Renu, w każdym mieście wygłaszając w imieniu papieża płomienne apele, które wzbudzały entuzjazm wśród bogobojnych chrześcijan. Po świętach Wielkiej Nocy spotkał się z samym cesarzem Konradem III w Spirze. Odprawił tam sumę pontyfikalną dla cesarskiego dworu z okazji jego koronacji. Swą płomienną przemową przekonał cesarza do udziału w wyprawie.
Poznał także bliżej Albrechta Niedźwiedzia. Sas zapewniał, że zrobi wszystko, aby krzyżowcy sięgnęli Odry. W zamian za okazane zrozumienie Bernard obiecał pomoc w osobie Przecława, który, korzystając ze swoich zdolności, miał się przysłużyć Askańczykowi w bardziej przyziemnych celach.
Dzięki wsparciu cesarza i możnych panów niemieckich Bernard mógł rozpocząć dalsze podróże misyjne po zachodnich Niemczech i Francji. Zaczął w Wormacji, skąd pojechał do Kreuznach, Koblencji, dalej do Remegen i Kolonii, wszędzie wzbudzając entuzjazm, po czym wrócił do Francji, by nieco wypocząć.
Podczas podróży Przecław dokonywał wielu uzdrowień, które przypisywano Bernardowi. Mnich nie dbał jednak o sławę, ale o dach nad głową – zresztą wyłącznie taki, pod którym jest zgiełk, leje się piwo, a dziewki aż parują z ochoty. Opat udawał, że nie dostrzega jego grzesznych występków. W większych miastach zresztą spali osobno – Przecław w lupanarach, Bernard w biskupich albo książęcych domach. Jednakże na traktach i gościńcach Przecław musiał uszanować swojego preceptora, i zamiast badać naturę kobiecej duszy i ciała, toczył z opatem długie nocne dysputy, także o naturze, ale tym razem Boga. W niczym się zresztą nie zgadzali. Dwie są ścieżki człowieka, które prowadzą do szczęścia: doczesna i ta w niebiesiech, przekonywał Przecław opata, marząc o dziwce i dzbanie piwa. Opat twierdził jednak, że to, co na tym padole, w żaden sposób nie przybliży człowieka do Boga. Poszukiwanie szczęścia na ziemi nie powinno przysłaniać szczęścia w niebie.
– Nie wśród dziwek i złodziei – podkreślał opat, przestrzegając Przecława przed karą bożą, a potem zaraz dodawał, wskazując plecy: – Pomasuj mnie, o tu, bo bardzo boli.
Bernard przysięgał przed Chrystusem i Przecławem, że wydrze heretykom ich skarb, który skryli przed nim aż na Połabiu.
A że heretycy nie mogli zginąć jak igła w stogu siana, wystarczyło dobrze nadstawiać ucha. Wielu zapewne szukało schronienia w cysterskich klasztorach, licząc na wyrozumiałość swych braci.
Przecław nie zamierzał jednak szukać heretyckiego skarbu wyłącznie dla opata. Zaczął myśleć przede wszystkim o sobie. Nie chciał pozostawać przez całe życie świętym psem Bernarda. Kiedyś pies musi zerwać się ze smyczy. A wtedy, być może – pogładził Magdę po policzku – dobrze będzie mieć taką babę przy sobie. Kiedy już osiądzie na słowiańskiej ziemi, narodzi mu taka bachorów. A jak podrosną, zaczną uprawiać pole, zaopiekują się ojcem na starość. Zresztą tu, na Połabiu, żyła kiedyś jego matka. Słowiańska jest jego dusza, słowiańską ma przecież krew, rozmarzył się.
• • •
– Chyba się rozmarzyłeś? – wyrwała go z odrętwienia.
– Tak. Jeszcze chwilka i rozbolałaby mnie głowa. – Uśmiechnął się.
« 1 2 3 4 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Plagi tej ziemi
— Michał Krzywicki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.