WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Plagi tej ziemi |
Data wydania | 3 października 2008 |
Autor | Michał Krzywicki |
Wydawca | RUNA |
ISBN | 978-83-89595-45-4 |
Format | 416s. 125×195mm |
Cena | 29,50 |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Plagi tej ziemi, rozdział IIMichał Krzywicki
Michał KrzywickiPlagi tej ziemi, rozdział IIPomiętosili się jeszcze trochę. W zabawie nie przeszkadzał im na wpół przytomny Jaksa leżący w głębi wozu. Znaleźli go przy trakcie w rowie, gdzie leżał bez ducha. Za namową Magdy Przecław nakazał ciurom zanieść nieprzytomnego do wozu. Widocznie nieobce jej było chrześcijańskie miłosierdzie, choć, jak wyznała potem, znaczenie miała również uroda woja. Książę wpierw ledwie dyszał, jednak dwa dni kuracji wystarczyły, by powoli zaczęły wracać mu siły. W majakach po trochu zdradził swoją tożsamość, a także to, że od kilku dni błąkał się po lasach. Wspominał też coś o jakiejś Żydówce, że ją pożarły wilki. – Kochasz mnie? – spytała, już na dobre odrzucając mnisią rękę z piersi. – Kocham – skłamał. Sielanka rodzinna była mu obca. Przynajmniej w tych trudnych czasach. – Mocno? – Bardzo mocno. – Znowu skłamał. Zszedł z niej i przytulił ją do swojej spoconej piersi. Wozem trzęsło, ale Magda przydusiła go swym sporym ciałem. Dzięki temu nie odczuwał wstrząsów, jedynie łaskotanie na brodzie jej rozrzuconych włosów. Pogłaskał kochankę po rudej głowie. Odwdzięczyła się delikatną pieszczotą, czule muskając mu policzki. – Mówią, żeś mądry. – Kto tak mówi? – spytał. – Podobnoś Sprośniaka uleczył. – Wieści szybko się rozchodzą. – Jęknął, bo tak miło go głaskała. Znał ją od kilku dni, a już wiedziała, jak go pieścić i gdzie. – Od wczoraj wieczór to nie szybko. – Wydęła usta. – Mówią, że Sprośniak teraz zdrowy. – Dobrze mówią. – Nie słuchał jej, bo gładziła jak anioł, także po przyrodzeniu. W tej chwili zrobiłby dla niej wszystko. – A mnie byś uleczył? – spytała niepewnie. – Z grzechu? – Z czego?! – zdziwił się. Przerwała pieszczoty. Wsparł się na łokciu i przyjrzał jej uważnie. – Z reguły nie zajmuję się duchem, tylko ciałem. – Bo mnie właśnie o ciało chodzi. Tylko że pewien lekarz w Lubece mówił, że moja przypadłość to z grzechu. – Bo pewnie nie mógł znaleźć recepty. – Westchnął. – Może. Ja się na tych waszych sprawach nie znam. – Jaka to przypadłość? – zaciekawił się. – Krwawię. – Jak każda baba. – Zbyt dużo. Wstyd. – Ale nie krwawisz, gdy ze mną jesteś. – Rozłożył się zadowolony na sianie, kładąc pod głowę ręce. – Zalecam kąpiel z kory dębowej. Oczywiście z jej wewnętrznej części. Dodaj do tego babkę, laskę pasterską i rdest ptasi. Jeśli nie uleczy całkowicie, to na pewno złagodzi. I po grzechu! Chrząknęła, zawstydzona w obliczu najprawdziwszej magii. – A więc to prawda, żeś ty z diabłem po imieniu. – W jej głosie nie było ani nutki kpiny. Spojrzał na nią pobłażliwie. – Sprośniak mi mówił – wyjaśniła, uroczo trzepocząc rzęsami. – Ano zna się tego i tamtego. – Postanowił, że nie będzie jej edukował. – A stara Osterowa może przyjść? – Oj, co to, to nie. – Pogroził jej palcem. – Ja wam za bazar robić nie będę. – A niby dlaczego nie?! – fuknęła niezadowolona. – A kto ci za burdel na kółkach robi?! Co prawda, to prawda, pomyślał i przesunął dłonią po jej cycuszkach. – A kto cię do piersi przytula i głaszcze? A kto cię na duchu podnosi? – ciągnęła litanię miłosierdzia. – To trzeba było nie podnosić. Że też w życiu musi być zawsze coś za coś. – Zezłoszczony, próbował poderwać się z posłania. Powstrzymała go i pogłaskała jak maleńkiego chłopca. – Osterowa nie przyjdzie z pustymi rączkami – mruknęła prosząco. – Przyniesie jajeczko, może nawet kurkę. Zastanowił się. W brzuchu burczało, a gardło miał suche. – Dobrze, ale niech do picia też da coś porządnego. Magda klasnęła zadowolona. – Dąb i laska pasterska, powiadasz. A co to ten rdest ptasi? – Gówno. – A, tego na słowiańskiej ziemi pod dostatkiem! Wyskoczyła zadowolona z wozu i pognała po Osterową. Chwilę później stara wgramoliła się na wóz. Twarz miała jak skutą mrozem – wychudłą, białą, z dwoma zapadłymi ślepiami. – O takich jak ty mówią, że wolą przez cały dzień z nosem nad księgami tkwić niż życia doglądać – przywitała się. Podniósł się na łokciu. – Ja tak nie uważam. Wszystkiego w księgach nie znajdziesz. Żeby życie poznać, trzeba wyściubić nos poza próg biblioteki. – Ale w tej słowiańskiej głuszy życia nie poznasz. Możesz spotkać jeno śmierć. Nie wolałbyś gdzieś w klasztorze dumać niż tu po lasach jej szukać? – Pogawędki chcesz ze mną urządzać czy leczyć cię mam? – uciął ponuro. Co to za ludzie, sarknął w duchu. Wystarczy, że spojrzą w jego gębę i wyczytują z niej udrękę. Osterowa, trochę zmieszana brakiem ogłady u człowieka z pozoru przecież obytego, wyjęła zza pazuchy trzy jajeczka. – Wieczorem będzie rosołek. A syn zaraz przyniesie coś do picia. – Uśmiechnęła się przymilnie. – Co dolega? – Z powrotem rozciągnął się na sianie, próbując nie liczyć dziur, na których podskakiwał wóz. – Stara jestem, ale mnie straszna ochota na chłopów bierze. – To jaki problem? – Zdziwił się. – A chciałbyś ty mnie? – Wyszczerzyła zęby. Całe pół tuzina. – Nie. – Skrzywił się. – Więc teraz rozumiesz, jak się męczę! – ucięła. – Lentyszek i nasiona sałaty ugotuj. Pij napar przez trzy dni. Kurację powtórz po niedzieli – wymamrotał od niechcenia. Rzuciła się, by go ucałować, ale ją odepchnął. – Zrób to jak najszybciej – nakazał. Stara mlasnęła zadowolona i wygramoliła się z wozu przodem, narażając go na nieprzyjemny widok. – Magia! – usłyszał, jak głupia krzyczy na trakcie. – Prawdziwa magia! Czuł, że niedługo zaczną się problemy. Do południa przyszli jeszcze Chętny z żoną. Ona miała kolki, on niedrożność śledziony. Na sam koniec, przed samym obiadem, do wozu zawitała Magda. Zastała go, gdy leżał wyciągnięty na sianie, co jakiś czas spoglądając troskliwie na mamroczącego księcia. Pochyliła się nad chorym, rękawem starła pot z jego czoła. – Wiesz, jesteś jak oni. Ci, co jadą na przodzie kolumny. – Spojrzała na mnicha. Domyślił się, że ma na myśli jego habit i oczytanie w księgach. – Może i tobie trafi się jakiś kąsek. Może nawet własne biskupstwo. Będziesz nawracał pogan i żył jak pan – rozmarzyła się. – Weźmiesz mnie ze sobą? – Wezmę. – Kłamstwo szło mu dziś nadzwyczaj sprawnie. – Biedny to ty nie jesteś, skoro masz własny miecz. – Wskazała na broń, leżącą obok. – Nie zawsze krzyżem można wojować. – Przeciągnął się leniwie i przysiadł. • • • Tabory zaparkowano wzdłuż całego gościńca. Tam, gdzie droga okazała się zbyt wąska, pachołkowie karczowali las, a gdzie podmokła – kładli faszynę i słomę. Ciżba chroniła się w naprędce budowanych szałasach, rycerstwo w namiotach ustawionych na żerdziach. Wyciągano zapasy, rozdawano paszę dla koni, rozpalano ogniska. Słupy dymu unosiły się ponad lasem, niekiedy dym rozpraszał wiatr. Podczas marszu mężczyźni i kobiety szli osobno, teraz mogli wypocząć razem. Z namiotów i pobliskich krzaków dochodziły rozkoszne pojękiwania i sprośności. Młody rycerz dawał upust swym chuciom, mnich łamał celibat. Wielu odnalazło w taborze swoje przyszłe żony. Co jakiś czas przegalopował drogą goniec albo straż, składająca się z kilku konnych. Nie zważali na nic. Dlatego wśród ciżby wzbudzali nienawiść. Gdy odjechali już bardzo daleko, wygrażano im i wróżono niechybną śmierć w polu. • • • Nad gościńcem znowu uniosła się szara chmura kurzu – znak, że minął dzień postoju i wozy ruszyły z łoskotem. – Muszę rozprostować kości. – Przecław przeciągnął się na posłaniu. – Ale wrócisz? – Wrócę. Nadeszła odpowiednia pora, by rozejrzeć się za spokojniejszą rozrywką. Mąż Magdy, jak go zapewniała, był zbyt krewki. Jeszcze los zapragnie, żeby Przecław spotkał go na swojej drodze. Coraz bardziej się tego obawiał. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Plagi tej ziemi
— Michał Krzywicki