Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Drake, Eric Flint
‹Podstęp›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPodstęp
Tytuł oryginalnyAn Oblique Approach
Data wydania23 kwietnia 2004
Autorzy
PrzekładJustyna Niderla
Wydawca ISA
CyklBelizariusz
ISBN83-88916-96-3
Format492s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Podstęp

Esensja.pl
Esensja.pl
David Drake, Eric Flint
« 1 3 4 5 6 7 15 »

David Drake, Eric Flint

Podstęp

Belizariusz nic nie odpowiedział. Ani, oczywiście, nie wydał z siebie krzyku. Odwrócił się od kotła i zobaczył, że stary sługa wykrzywił usta w uśmiechu.
Belizariusz, przy całej swojej umysłowej elastyczności, był zawsze bardzo zasadniczy w sprawach związanych z obowiązkami. Wiara chrześcijańska zabraniała popełniania samobójstwa, więc sługa spełnił swoją ostatnią powinność. Ale to była tylko czysta formalność. Sługa był świadkiem, że kiedy tylko Belizariusz poczuł na plecach dotyk mocnych dłoni, skoczył naprzód.
Ale mógł powiedzieć swojemu stwórcy, że został popchnięty. Jego Bóg oczywiście mu nie uwierzy. Nawet Bóg chrześcijan nie był tak głupi. Ale ten Bóg zaakceptuje kłamstwo. A jeśli nie on, to na pewno zrobi to jego syn. W końcu dlaczego nie?
Sługa w poczuciu wykonania do końca wszystkich zadań w swoim życiu, powlókł się powoli w kierunku jedynego krzesła stojącego w sali i usiadł na nim. Było to przepiękne siedzisko, jak wszystkie przedmioty wykonane dla imperatora. Powiódł wzrokiem po komnacie, napawając się urokiem zawiłych mozaik i pomyślał, że to dobre miejsce, aby umrzeć.
Jacy to dziwni ludzie, ci chrześcijanie. Niewolnik żył wśród nich przez dziesięciolecia, ale nigdy nie był w stanie ich pojąć. Byli tacy irracjonalni i zaabsorbowani licznymi obsesjami. Ale, wiedział, że nie są niegodziwi. Oni także, w swój zabobonny sposób, akceptowali bhakti[2]. I nawet jeżeli ich sposób bhakti wydawał się staremu słudze często niedorzeczny, trzeba było przyznać, że chrześcijanie zawsze trzymali się swojej wiary, a przynajmniej większość z nich, i do końca za nią walczyli. A nawet więcej. I nikt rozsądny nie mógł temu zaprzeczyć.
Ich bóg nie charakteryzował się rozsądkiem, tego był pewien. A bóg niewolnika takie właśnie cechy posiadał. Kapryśny, może, i skłonny do żartów. Ale zawsze rozsądny.
Ci ludzie, których niewolnik popchnął w czeluść pełną roztopionego metalu, nie musieli się niczego obawiać od swego Boga. Nawet imperator nie musiał. Prawda, stary tyran strawi wiele lat na zrzucaniu ciężaru swej winy. Bardzo wiele, gdyż popełnił ogromny grzech. Użył fenomenalnej inteligencji, jaką otrzymał od Boga, do zniszczenia mądrości.
Wiele lat. Jako insekt, pomyślał niewolnik. Może nawet jako robak. Ale, pomimo wszystkich okrutnych postępków, Justynian nie był naprawdę złym człowiekiem. I, niewolnik myślał, nadejdzie czas, kiedy Bóg pozwoli imperatorowi wrócić na ten świat, może znów w postaci biednego chłopa. Może wtedy Justynian pozna odrobinę mądrości i sensu tego świata.
Ale może wcale nie. Czas jest daleko poza postrzeganiem człowieka, więc któż może wiedzieć, ile może zająć duszy znalezienie mokszy[3]?
Stary niewolnik wyjął sztylet z fałdów swojej tuniki.
Ten sztylet otrzymał wiele lat temu od Belizariusza, w dniu, w którym generał ofiarował mu wolność. Niewolnik odmówił. Nie potrafiłby już zrobić z tego żadnego użytku i zdecydował się pozostać w służbie generała. Po prawdzie już wtedy stracił nadzieję, że Belizariusz jest Kalkinem[4]. Kiedyś tak uważał. Ale w miarę upływu lat, które spędził w służbie generałowi, niewolnik w końcu zaakceptował prawdę. Belizariusz był potężnym, ale tylko człowiekiem. Nie okazał się dawno obiecanym dziesiątym awatarem. Niewolnik pogodził się z rzeczywistością, smutny, że świat jest w związku z tym skazany na wiele jeszcze obrotów koła historii, jęcząc pod naciskiem pazurów potężnego asura, który ma nad nim władzę. Ale taka była prawda. Jego dharma[5] ciągle nie została wypełniona.
Belizariusz nie był w stanie pojąć przyczyn odmowy, nie do końca, ale pogodził się z tym i zatrzymał niewolnika. Ale, tego samego dnia, wcisnął sztylet w dłoń sługi, aby ten wiedział, że pan także może zrezygnować z wolności. Niewolnik docenił ten gest. Tak właśnie śmiertelni powinni tańczyć na oczach Pana.
Zważył broń w dłoniach. To był doskonały sztylet.
W swoich najlepszych latach, poza innymi umiejętnościami, niewolnik był śmiertelnie niebezpiecznym zabójcą. Od dziesięcioleci nie używał sztyletu, ale nie zapomniał, jakie to uczucie trzymać ten przedmiot w dłoni. Ciepły i godzien zaufania, jak ulubione zwierzątko.
Opuścił broń. Chciał jeszcze chwilę zaczekać.
Wszędzie panowała cisza, nawet poza murami świątyni Haga Sophia. Katafrakci, którzy stanęli do ostatniej bitwy wraz z Belizariuszem, teraz byli martwi.
Ich śmierć była godna pozazdroszczenia. Tak, umarli w chwale.
W swoich najlepszych latach, poza wszystkim innym, niewolnik był sławnym i budzącym lęk wojownikiem. Od dziesięcioleci nie brał udziału w walce, ale znał to uczucie. Katafrakci stoczyli wielką bitwę. Tym większą, że nie miał ona w rzeczywistości żadnego celu, poza dharmą.
I, może, jak przyznawał niewolnik, poza niewielką radością z rozkosznej zemsty. Ale zemsta nie zaciąży zbytnio na przeznaczeniu żołnierzy, myślał sługa. Nie, katafrakci zdjęli wiele karmy[6] ze swoich dusz.
Niewolnik był z tego zadowolony. Po prawdzie, nigdy nie dbał zbytnio o katafraktów. Byli surowi i chełpliwi. Nieokrzesani i grubiańscy w porównaniu do kszatryjasów, do których należał kiedyś sługa. Ale żaden kszatryjas nigdy nie będzie mógł żądać więcej niż martwi katafrakci na zewnątrz murów Haga Sophii. Sam Ardżuna[7] przyjąłby do siebie ich dusze i nazwał ich krewniakami.
I znów niewolnik pomyślał o sztylecie i wiedział, że jego własna karma zyska na użyciu broni. Ale, ponownie, odsunął tę myśl na bok.
Nie, poczeka jeszcze chwilę.
To nie dlatego, że bał się grzechu popełnienia samobójstwa. Jego wiara nie dzieliła z chrześcijaństwem tego dziwacznego poglądu, który rozdzielał moralne skutki czynu od jego rzeczywistego celu. Nie, to dlatego, że on również nie chciał opuścić tego świata bez małej, rozkosznej zemsty.
To asuryjskie robactwo będzie potrzebowało czasu, aby znaleźć komnatę, w której siedzi stary niewolnik. Czasu, kiedy psy Ye-tai i ich radżpuckie insekty chyłkiem przesmykną się z przerażeniem pod ogromnymi sklepieniami katedry, drżąc przed kolejnym uderzeniem Mangusty.
Stary niewolnik da im ten czas. Doda niewątpliwie znaczną karmę do swojej duszy, wiedział o tym, ale nie mógł się oprzeć.
Będzie drwił z oprawców.
Tak jak drwiła z nich Szakuntala, dawno temu, zanim otworzyli jej żyły. A teraz, pod koniec swojego życia, stary niewolnik odnalazł ogromną radość w fakcie, że może myśleć o dziewczynie bez bólu.
Jak bardzo kochał ten skarb, najcenniejszy na świecie, ten klejnot stworzenia. Od pierwszego dnia, kiedy jej ojciec przyprowadził ją do niego i oddał w jego ręce.
– Naucz ją wszystkiego, co sam już umiesz – rzekł mu imperator potężnego kraju Andhra. – Nie pomijaj niczego.
Miała siedem lat. Była ciemnoskóra jak jej matka Keralanka. Jej oczy już wtedy miały kolor najczystszego czarnego diamentu.
W miarę upływu lat inni mężczyźni usychali z tęsknoty za jej pięknym ciałem. Ale nigdy on, człowiek, który lata później miał się stać niewolnikiem Belizariusza. Kochał po prostu piękno samej dziewczyny. I nauczył ją najlepiej, jak potrafił, a przynajmniej tak uważał. Niczego nie zatrzymał dla siebie.
Zaśmiał się śmiechem, jakiego nie słyszano u niego od dziesięcioleci. Na ten dźwięk Ye-tai i skradający się w mroku radżpuccy wojownicy zastygli w miejscu jak przerażone jelonki. Gdyż na głos radości starego niewolnika ściany katedry zadrżały jak od ryku pantery.
I rzeczywiście, tak nazywano niewolnika w latach jego świetności. Pantera z Maharashtry. Wicher z Niezmierzonego Kraju.
Och, jak bardzo potężny Wiatr kochał księżniczkę Szakuntalę!
Córkę zrodzoną z lędźwi potężnego pana Andhry, a przynajmniej tak sądzono. Któż mógł to wiedzieć naprawdę? Ojcostwo ciała było zawsze ulubionym przedmiotem boskiego poczucia humoru. Jedno było pewne – dusza dziewczyny była prawdziwym wilczątkiem, potomkiem Pantery.
Tylko ona z całej dynastii Satavahana została oszczędzona przez asuryjskie psy, kiedy wreszcie udało im się podbić Andhrę. Tylko ona, z powodu piękna swego młodego ciała. Była nagrodą, którą imperator Skandagupta miał przeznaczyć swemu zaufanemu słudze, Venandakatrze. Venandakatrze zwanemu Pierwszym Nikczemnym. Pasożytowi pełzającemu u stóp robaka, gdyż imperator Malawy we własnej osobie był nikim więcej niż asuryjską bestią.
Pantera nie był w stanie zapobiec schwytaniu księżniczki. Leżał ukryty w trzcinach, prawie martwy na skutek ran odniesionych podczas ostatniej bitwy, jaka rozegrała się przed pałacem w Amawarati. Ale, gdy już wyzdrowiał, tropił psy w drodze powrotnej do ich legowiska. Na północ, przez wzgórza Vindhyas aż do samego pałacu Jego Nikczemności.
Tam znalazł Szakuntalę. Była więziona od miesięcy, w oczekiwaniu na powrót Venandakatry z wyprawy, na którą został wysłany przez imperatora rok temu. Nie skrzywdzono jej, ale pilnie strzeżono. Pantera przyjrzał się strażom bardzo dokładnie i doszedł do wniosku, że nie uda mu się ich pokonać. Ochrona pozostawała pod dowództwem sprytnego i przebiegłego weterana, który nie pozostawiał żadnej luki ani żadnego wejścia nie strzeżonego.
Pantera badał otoczenie pałacu. Poza innymi wieloma umiejętnościami, w tamtych latach był mistrzem szpiegowania, więc odkrył bardzo wiele. Ale niezaprzeczalnym faktem było, że umiejętności dowódcy nie zostały przecenione. Nazywał się on Kungas, i o tym imieniu mówili wszyscy. Nie, tym razem trzeba było zrezygnować i czekać na dogodny moment.
Ale wkrótce czas się skończył. Venandakatra wrócił i udał się natychmiast do komnaty swej nowej nałożnicy, otoczony strażą złożoną z hordy Ye-tai. Nikczemnik nie mógł się doczekać chwili, kiedy spróbuje przyjemności jej ciała i dozna jeszcze większego zadowolenia z jej poniżenia.
Przypominając sobie ten dzień, stary niewolnik zacisnął słabnące dłonie na rękojeści sztyletu. Ale rozluźnił uścisk. Mógł już słyszeć szuranie stóp robactwa tłoczącego się za jego plecami. Czekał na właściwy moment. Nie będzie musiał długo czekać, tego był pewien.
Jeszcze tylko odrobinę dłużej, aby torturować oprawców.
Ostatniego dnia życia dziewczyny, Pantera klęczał w lasach otaczających pałac Venandakatry. Kulił się w żarliwej modlitwie. Modlił się, żeby Szakuntala pamiętała o wszystkim, czego ją nauczył, a nie tylko o tych lekcjach, które łatwo pochłania młody umysł.
Stary niewolnik w dniach swej świetności, obok innych umiejętności, był szanowanym filozofem. I wtedy, wiele lat temu, modlił się, żeby księżniczka pamiętała. Pamiętała o tym, że tylko dusza się liczy. Wszystko inne to odpadki.
Ale, tak jak się tego obawiał, dziewczyna zapomniała o tym. Pamiętała o wszystkim, tylko nie o duszy. Kiedy usłyszał pierwszy krzyk nikczemnego Venandakatry, zapłakał gorzkimi łzami, najżałośniej w całym swoim nieszczęśliwym życiu.
Lata później od samego Kungasa usłyszał opowieść o tym, co się wtedy wydarzyło. Dziwne, jak obracają się koła historii. Spotkał dawnego komendanta strażników pilnujących Szakuntali na niewolniczym statku, który wiózł go na targ w Antiochii. Pantera został schwytany podczas ostatniej desperackiej walki, zanim całe Indie dostały się pod panowanie asurów. Ale ci, co go pojmali, nie rozpoznali w zmęczonym i poznaczonym bliznami człowieku potężnego wojownika, więc sprzedali go jak zwykłego niewolnika.
Pantera odkrył, że Kungas już od dawna jest niewolnikiem. Odcięto mu ręce. Uczynili to strażnicy Ye-tai , którzy obwiniali go za śmierć Szakuntali. Byli to ci sami strażnicy, którzy zastąpili jego i jego żołnierzy, spragnieni widoku swego pana zabawiającego się z dziewczyną. I, oczywiście, pełni nadziei, że ich nikczemny dowódca da im księżniczkę, kiedy już zaspokoi swoje żądze.
Kungas nie miał także oczu i nosa. Ale oprawcy mahamimamsy pozostawili mu uszy i usta, aby mógł słyszeć drwiny dzieciarni i w odpowiedzi wyć z żałości.
Kungas był jednak zawsze praktycznym człowiekiem. Więc podjął się nauki opowiadania historii i opanował tę sztukę do perfekcji. I nawet jeżeli ludzie uważali jego wygląd za odrażający, potrafili ścierpieć jego osobę dla opowieści, jakie potrafił snuć. Znał wiele wspaniałych historii. Żadna jednak nie była bardziej poszukiwana przez biednych ludzi, którzy stanowili jego zwyczajną klientelę, niż zakazana opowieść o śmierci nikczemnego Venandakatry. Siedząc w ładowni niewolniczego statku, gdzie się znalazł, jak wyjaśniał z zakłopotaniem, z powodu swego biegłego języka, którym skusił szlachciankę, ale z braku oczu nie dostrzegł nadejścia jej męża, Kungas opowiedział tę historię Panterze.
Była to radosna historia, w taki przynajmniej sposób opowiadał ją Kungas, tym bardziej, że akceptował poniesioną wtedy karę. Był odpowiedzialny za śmierć Nikczemnika i dawno temu zdecydował, że wydarzenie to stanowiło jedyny czysty punkt w jego ogólnie zmarnowanym życiu.
Kungas zawsze pogardzał Venandakatrą i Ye-tai, którzy rządzili wszystkim z wyjątkiem Malawy. I, na swój dziwny i bezduszny sposób, zaczął być dumny z księżniczki. Dlatego ich nie ostrzegł. Trzymał język za zębami. Nie powiedział im, że delikatne członki pięknej dziewczyny pod delikatną skórą zbudowane są ze stalowych mięśni. Obserwował ją, jak tańczy, i wiedział. Wiedział, patrząc na płynną grację jej ruchów, że tańca uczył ją zabójca.
Kungas opisywał pierwszy cios i Pantera mógł go zobaczyć oczami wyobraźni, nawet tutaj, w ładowni niewolniczego statku. Pięta uderzyła w pachwinę, tak jak ją nauczył. I wszystkie ciosy, które nastąpiły później, jak szybki śmiech, powaliły wijącego się Venandakatrę na podłogę komnaty w kilka sekund.
Wijącego się, ale nie martwego. Nie, dziewczyna zapamiętała wszystko, czego ją nauczył, z wyjątkiem tego, na co tak bardzo liczył. Z pewnością, co wiedział, słuchając opowieści Kungasa, pamiętała kredo zabójców mordujących ścierwo. Zostawić ofiarę sparaliżowaną, ale przytomną, aby rozpacz ducha mogła powiększyć agonię ciała.
Słysząc, jak asuryjskie psy w końcu wchodzą do komnaty, stary niewolnik zamknął oczy. Jeszcze chwila, jeszcze tylko chwila. Mógł oglądać ten moment oczyma swojej duszy. Och, jak bardzo kochał Czarnooką Perłę z rodu Satavahany!
Mógł teraz widzieć, jak tańczy. Ostatni taniec w jej życiu. Jak wielka musiała być jej radość. Taniec przed największym z nikczemników. Zwodziła go swoim dziewiczym ciałem, które nigdy nie miało do niego należeć. Nigdy, gdyż Venandakatra czuł, jak jego życie wylewa się wraz z krwią płynącą z gardła przeciętego jego własnym nożem, plamiąc szybkie niczym rtęć stopy jego zabójcy, tańczącego swój taniec śmierci. Jej własna krew miała się wkrótce zmieszać z jego, gdyż przecięła sobie gardło, zanim strażnicy Ye-tai do niej dobiegli. Ale Venandakatra nie czerpał przyjemności z jej przedstawienia, gdyż jego oczy nie widziały już niczego.

[2] bhakti (ind.) – ścieżka oddania, wielbienie, miłość do Boga
[3] moksza – wyzwolenie i rozwiązanie wszelkich więzów światowych
[4] Kalkin – dziesiąty awatar, przedstawiany jako jeździec na białym koniu wypleniający wszelką niegodziwość
[5] dharma (ind.) – obowiązek, nakaz moralny, właściwe postępowanie
[6] karma (ind.) – przeznaczenie, los jako skutek czynów w poprzednich inkarnacjach
[7] Ardżuna (Arjuna) – bohater poematu „Mahabharata”, przyjaciel i uczeń Kriszny
« 1 3 4 5 6 7 15 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: My już są Amerykany
— Miłosz Cybowski

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski

Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.