Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Drake, Eric Flint
‹Podstęp›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPodstęp
Tytuł oryginalnyAn Oblique Approach
Data wydania23 kwietnia 2004
Autorzy
PrzekładJustyna Niderla
Wydawca ISA
CyklBelizariusz
ISBN83-88916-96-3
Format492s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Podstęp

Esensja.pl
Esensja.pl
David Drake, Eric Flint
« 1 2 3 4 5 6 15 »

David Drake, Eric Flint

Podstęp

– Widzę, że zadziałało – powiedział Justynian. – Jak to się zwykle dzieje z twoimi strategiami.
Stary imperator podniósł się z siedziska i, powłócząc nogami, podszedł z wysiłkiem do generała. Belizariusz zamierzał oddać pokłon monarsze, ale Justynian zatrzymał go ruchem dłoni.
– Nie mamy czasu.
Osłonił ucho ręką, nasłuchując przez chwilę odgłosów bitwy, która toczyła się dalej, pośród mrocznych zaułków zabudowań Świątyni Mądrości Bożej. Imperator postanowił zginąć właśnie tutaj, w potężnej katedrze, którą rozkazał wybudować tak dawno temu.
Belizariusz, jako doskonały taktyk, upierał się przy głównym pałacu. Labirynt budynków i ogrodów wchodzących w jego skład byłby znacznie łatwiejszy do obrony. Ale, jak to często zdarzało się wcześniej, cesarz odrzucił jego argumenty. Gdyż tym razem, może tylko tym jedynym razem, Justynian wiedział, że postępuje w jedyny słuszny sposób.
Główny pałac był bez znaczenia. Imperium, które trwało przez tysiąclecia, miało upaść przed zapadnięciem zmroku. I nigdy nie powrócić w nadchodzących nieprzeliczonych latach nowej przyszłości. Ale dusza była nieśmiertelna, a cesarz zaprzątał sobie teraz głowę tylko wiecznością. Chciał ocalić swoją duszę, o ile to będzie możliwe. Chociaż nie był zbyt pewny siebie i raczej uważał, że po śmierci czeka go ogień piekielny. Ale w końcu robił, co mógł, aby ocalić chociaż dusze tych, którzy służyli mu wiernie tak długo i bez słowa skargi; i bez wyraźnego powodu.
Wzrok cesarza spoczął na osobie generała. Oczy imperatora były stare, słabe i zmęczone, wypełnione bólem, zarówno ciała, jak i ducha. Ale nie zaginął w nich ognik jego wyjątkowej inteligencji. Ogromnej, niesamowitej mądrości. Tak potężnej, że oślepiała każdego człowieka, który ją posiadał.
– To ja powinienem, prawdę mówiąc, kłaniać się tobie – rzekł Justynian.
Jego głos był szorstki. Mówił prawdę i zdawał sobie z tego sprawę. I wiedział, że generał także był tego świadom. Ale nie potrafił polubić tej prawdy. Ani trochę. Nigdy tego nie umiał.
Nowa postać wyłoniła się z mroku. Belizariusz wiedział, że ten człowiek tu będzie, chociaż go nie widział. Potomek dynastii Marathów potrafił trwać w kompletnym bezruchu i ciszy.
– Pozwól mi je umyć, panie – powiedział niewolnik, wyciągając dłonie. Ramiona należały do starca, ale straciły niewiele ze swej żelaznej siły.
Belizariusz zawahał się.
– Teraz mamy czas – nalegał niewolnik. – Katafrakci wystarczająco długo zatrzymają te asuryjskie[1] psy. – Uśmiechnął się słabo. – Teraz nie walczą już za imperium. Ani nawet za waszego Boga. Walczą za Chrystusa i jego Marię Magdalenę. Zdradzali ich wystarczająco często w życiu, ale nigdy tego nie uczynią w obliczu śmierci. Będą walczyć. Wystarczająco długo.
Wyciągnął ręce i potrząsnął nimi nalegająco.
– Nalegam, panie. Dla ciebie to może nic nie znaczy, ale dla mnie tak. Wyznaję inną wiarę i nie pozwolę, aby te drogie duszyczki odeszły nieczyste ku swemu przeznaczeniu.
Wziął z bezwładnych ramion Belizariusza potworne brzemię i zaniósł w kierunku cysterny. Wrzucił skóry do wody i zaczął je myć. Robił to delikatnie, pomimo pośpiechu.
Imperator i generał obserwowali go w milczeniu. Obu wydawało się stosowne, że to niewolnik powinien wydawać rozkazy tu i teraz, podczas końca świata.
Niebawem starzec skończył. Poprowadził obu mężczyzn przez ciemne korytarze. Miriady świec, które normalnie oświetlały przepiękne mozaiki katedry, zostały zgaszone. Jedynie w pomieszczeniu znajdującym się za przesmykiem daleko przed nimi świeciło się kilka długich świec.
Jednakże nie były one potrzebne. Ogromny kocioł, bulgoczący stopionym złotem i srebrem, który spoczywał na środku komnaty, był więcej niż wystarczającym źródłem światła. W pomieszczeniu było prawie tak jasno jak w dzień, tak gwałtownie skrzyły się szlachetne metale.
Justynian zastanowił się chwilę nad kotłem. Kazał go zbudować wiele miesięcy temu, przeczuwając nadchodzący koniec. Był bardzo dumny z tego urządzenia. Tak jak z wielu innych cudownych maszyn, które wypełniały jego pałace. Czegokolwiek by nie utracił ze swej natury trackiego chłopa podczas krwawej wspinaczki na tron i gdy jeszcze krwawiej sprawował rządy, na zawsze jednak zachował dziecięcą radość ze sprytnych urządzeń. Greccy i armeńscy rzemieślnicy skonstruowali ten kocioł z właściwą sobie precyzją.
Justynian wyciągnął dłoń i pociągnął za drążek, który uruchomił skomplikowane urządzenie odmierzające czas. Za godzinę kocioł miał wypluć swą zawartość. Skarby zgromadzone przez tysiąclecie istnienia Rzymu wyleją się przez otwór w dnie i siecią niezliczonych kanałów rozproszą się po labiryncie ścieków Konstantynopola. I wtedy miasto zostanie na wieki zakopane pod gruzami wybuchów spowodowanych przez zdobyte butelki zapalające. Grecy nigdy nie odkryli sekretu działania piekielnej broni wroga, ale wiedzieli, jak zrobić dobry użytek ze zdobytych egzemplarzy.
Za godzinę będzie po wszystkim. Ale kocioł miał też inne, ważniejsze zadanie, które teraz miał wykonać. Nic ze wspaniałości Rzymu nie będzie pozostawione, aby dekorować później ściany i krokwie malawiańskich pałaców.
– Skończmy z tym wreszcie – rozkazał imperator i podszedł ciężko do mar. Z trudnością, gdyż był słaby ze starości, podniósł leżący na nich ciężar. Niewolnik podszedł, aby mu pomóc, ale cesarz kazał mu odejść.
– Sam ją poniosę.
Jak zwykle jego głos był szorstki. Ale kiedy imperator spojrzał na twarz mumii spoczywającej w jego ramionach, wzrok mu złagodniał.
– W tym jedynym przypadku byłem zawsze szczery. Tylko dla niej, dla nikogo innego.
– Tak – powiedział Belizariusz. Generał spojrzał w dół na oblicze wysuszonego trupa i pomyślał, że balsamiści doskonale wykonali swoją pracę. Cesarzowa Teodora umarła wiele lat temu z powodu nowotworu. Wiele lat spoczywa tutaj na marach. Ale jej woskowa twarz ciągle jest tak piękna, jak za życia.
Nawet więcej, pomyślał Belizariusz. Po śmierci na twarzy Teodory zagościł spokój i łagodność. Nie było nawet śladu po zaciekłej ambicji, która sprawiała, że za życia oblicze cesarzowej często przybierało twardy wyraz.
Z trudnością imperator wspiął się na sąsiadującą z kotłem skalną półkę. Po chwili cofnął się. Nie ze strachu, ale po prostu z gorąca. Nie można było znieść ukropu dłużej niż przez moment, a on miał jeszcze w zanadrzu kilka słów, które musiały zostać wypowiedziane.
Musiały, chociaż wcale tego nie chciał. Imperator wolałby, żeby było inaczej, gdyż nie znano na tym świecie człowieka, któremu przeprosiny przyszłyby z większym trudem. Justynian Wspaniały chciał, aby tak go nazywano i aby takim pamiętali go potomni. W przeciwnym bowiem razie byłby znany jako Justynian Głupi. W najlepszym wypadku. Atylla był zwany Biczem Bożym. Podejrzewał, że gdyby sławny wódz był inny, mówiono by o nim Boży Niedołęga.
Otworzył usta i chciał przemówić. Nie zdążył.
– Nie trzeba, Justynianie – powiedział Belizariusz, po raz pierwszy i ostatni w życiu nazywając cesarza po prostu po imieniu. – Nie ma takiej potrzeby. – Uśmiechnął się znajomym skrzywieniem warg. – I, poza tym, nie ma czasu. Katafrakci nie utrzymają się długo. Godziny zajmie ci powiedzenie tego, co masz zamiar z siebie wydusić. Nie przyjdzie ci to łatwo, o ile w ogóle ci się uda.
– Dlaczego nigdy mnie nie zdradziłeś? – wyszeptał imperator. – Odpłacałem ci za lojalność tylko i wyłącznie plugawą nieufnością.
– Złożyłem przysięgę.
Wyraz niedowierzania natychmiast wypełzł na twarz cesarza.
– I spójrz, do czego cię to doprowadziło – wymamrotał. – Powinieneś mnie zdradzić. Powinieneś mnie zamordować i zagarnąć tron dla siebie. Wszyscy Rzymianie od lat oddani są tobie – arystokraci i plebs. Tylko dzięki tobie utrzymałem się przy władzy, odkąd odeszła Teodora.
– Złożyłem przysięgę. Przysięgałem Bogu, a nie Rzymianom.
Imperator kiwnął głową w kierunku słabych odgłosów bitwy dochodzących z zewnątrz.
– A to? Czy twoja przysięga obejmowała również to? Gdybyś był imperatorem zamiast mnie, może Antychryst poniósłby klęskę.
Belizariusz wzruszył ramionami.
– Któż może poznać przyszłość? Nie ja, mój Panie. I nie ma to znaczenia. Nawet gdybym znał w najdrobniejszych szczegółach wydarzenia, które mają nadejść, nie zdradziłbym cię. Składałem przysięgę.
Ból, w końcu, pojawił się na twarzy imperatora.
– Nie mogę tego pojąć.
– Wiem, mój panie.
Słychać było, jak bitwa powoli zamiera. Belizariusz rzucił okiem na wejście do komnaty.
Niewolnik podszedł i wręczył mu skórę Sitasa. Generał spojrzał na twarz przyjaciela, ucałował ją i wrzucił powłokę do kotła. W krótkim błysku płomieni trofeum zostało stracone na rzecz szatana. Belizariusz trochę dłużej wpatrywał się w oblicze pasierba, ale w krótkim czasie i jego skóra została spalona. Wiedział, że Focjusz by to zrozumiał. On również dowodził wojskami i znał wartość czasu.
Na końcu wziął w ramiona szczątki Antoniny i stanął na skalnym występie obok kotła. Chwilę później dołączył do niego Justynian, niosący trupa imperatorowej Teodory.
Niewolnik uznał za właściwe, aby imperator, który zawsze poprzedzał swojego generała za życia, również miał pierwszeństwo w śmierci. Więc popchnął Justyniana jako pierwszego. Myślał, że imperator krzyknie chociaż w ostatnim momencie. Ale stary tyran był ulepiony z twardej gliny. Wyczuwając za sobą obecność niewolnika, Justynian po prostu powiedział:
– Chodź, Belizariuszu. Zanieśmy swoje nałożnice do raju. Nam mogą odmówić tam wstępu, ale im nigdy.

[1] asura – według mitologii indyjskiej nieucieleśniony duch, demon
« 1 2 3 4 5 6 15 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: My już są Amerykany
— Miłosz Cybowski

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski

Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.