Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Tomasz Pacyński
‹Sherwood›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSherwood
Data wydaniamaj 2003
Autor
Wydawca RUNA
CyklSherwood
ISBN83-917904-5-2
Format576s. 185x125mm
Cena29,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Sherwood

Esensja.pl
Esensja.pl
Tomasz Pacyński
1 2 »
Przed państwem fragment nowego, poprawionego wydania powieści Tomacza Pacyńskiego podejmującej niektóre wątki popularnego serialu telewizyjnego „Robin of Sherwood” produkcji BBC.

Tomasz Pacyński

Sherwood

Przed państwem fragment nowego, poprawionego wydania powieści Tomacza Pacyńskiego podejmującej niektóre wątki popularnego serialu telewizyjnego „Robin of Sherwood” produkcji BBC.

Tomasz Pacyński
‹Sherwood›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSherwood
Data wydaniamaj 2003
Autor
Wydawca RUNA
CyklSherwood
ISBN83-917904-5-2
Format576s. 185x125mm
Cena29,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Kopnięte drzwi z rozmachem uderzyły o wewnętrzną stronę ściany, wpuszczając do izby wirujący tuman śniegu. Skórki od słoniny wytrzymały. Za śniegiem do środka wtoczyła się zwalista postać, ocierając czoło i oczy z przyklejonych, topniejących płatków. Przybysz rozejrzał się po izbie i wrzasnął:
– Hej, karczmarzu! No rusz się, suczy pomiocie!
Żaden z zamroczonych pijaków nawet nie drgnął. W otwartych drzwiach stanął drugi mężczyzna, młodszy i szczuplejszy. Szczurowaty karczmarz już biegł w ich stronę, z mieszaniną zachwytu i lęku na twarzy.
– Prędzej! – warknął ten zwalisty. Wydawało się to niemożliwe, ale karczmarz pomknął jeszcze szybciej. Szczuplejszy zatrzasnął drzwi i ruszył w stronę światła, otrząsając śnieg z odzienia. Jason przyjrzał mu się spod oka. Nie ucieszył się tym, co zobaczył. Chłopak – bo był to młodzieniec najwyżej osiemnastoletni – miał na bladej twarzy wypisaną butę i arogancję. I był wyraźnie wściekły. Zwalisty zaczął coś mówić. Jason nadstawił ucha.
– Słuchaj, chamie, jakie niecodzienne szczęście cię spotkało. – Zwalisty mówił głośniej niż potrzeba. – Zawitał do ciebie najstarszy syn twojego miłościwego hrabiego, Gilbert. Ze swoim giermkiem, znaczy się, ze mną.
Niech to szlag, niewesoło pomyślał Jason, rzeczywiście niespotykane szczęście. Obłowi się chłopina, oczywiście jeżeli zdoła przetrzymać pańskie humory. Ten smarkacz wygląda na nieobliczalnego.
– Wina, piwa, sera i polewki, jeżeli masz takową – wykrzykiwał dalej giermek. – I to szybko, bo inaczej…
Twarz karczmarza wyrażała mocno mieszane uczucia. Trzęsły mu się w widoczny sposób nogi.
– …inaczej, wisząc na gałęzi, zobaczysz jeszcze, jak się pali ta twoja buda!
Reakcja karczmarza poważnie zaniepokoiła Jasona. Widać młody Gilbert, najstarszy syn miłościwego hrabiego musiał mieć w okolicy ustaloną reputację.
Karczmarz pomknął do komory, po drodze budząc celnymi kopniakami śpiące dziewki. Pierwsza usiadła z rozdziawionymi ustami, poczęła wyczesywać palcami źdźbła słomy z rozczochranych włosów. Mrużąc oczy przed światłem, nieprzytomnym wzrokiem wodziła po izbie. Gdy jej spojrzenie zatrzymało się na młodym Gilbercie, zesztywniała. Poczęła szturchać drugą, wolniej wracającą do przytomności. Obie pospiesznie wstały i chwiejnie wycofały się w mrok.
Młody Gilbert spojrzał zimno w twarz Jasona. Ten po krótkiej chwili spuścił wzrok. Nie miał najmniejszej ochoty pojedynkować się na spojrzenia. Nie teraz. Nie z tym przeciwnikiem.
Z komory wybiegł karczmarz i stanął przed Gilbertem.
– Prosimy, panie, prosimy! Wino już się grzeje, siadajcie, panie, przy ogniu.
Panicz Gilbert obdarzył cherlawego człowieczka spojrzeniem zarezerwowanym zazwyczaj dla psiego gówna, leżącego w słomie na posadzce zamkowej komnaty. Odwrócił się bez słowa.
Giermek podskoczył do karczmarza i z rozmachu trzasnął go otwartą dłonią w tył głowy. Huknęło głośno, ale szczurowaty ustał na nogach. Na szczęście napastnik zdążył uprzednio zdjąć kolcze rękawice.
– Uważaj, do kogo się odzywasz, śmieciu! – ryknął. – Szlachetny panicz nie ma ochoty cię słuchać! I dawaj szybciej to wino, bo jak nie…
Karczmarz nie przejawiał zainteresowania tym, co się stanie, jeżeli szlachetni panowie nie dostaną na czas swojego wina, być może dobrze wiedział. W każdym razie zniknął w mgnieniu oka.
Korzystając z zamieszania, Jason spróbował nieznacznie usunąć się w cień. Z opuszczoną głową przesunął owinięty pasem kord po ławie i zamierzał właśnie przemieścić jego śladem swój ciężki tyłek. Zamarł w bezruchu na dźwięk cichego, kulturalnego głosu. Podniósł głowę i spojrzał na Gilberta.
– Nie trudźcie się, wam starszym przy ogniu wygodniej – powiedział uprzejmie panicz. – Siądźcie, powiadam. Zaraz wina dadzą, napijecie się. Ziąb taki, a na stare kości grzane wino najlepsze. My spoczniemy przy stole. Kiciak, zrób no trochę miejsca, posprzątaj.
Jason z udawanym stęknięciem usiłował powstać z ławy.
– Siadajcie – powtórzył z naciskiem rozmówca. – Napijcie się. Kiedy ja proszę, to trzeba usiąść. Wypić. I podziękować.
Cóż było robić. Jason z ponownym stęknięciem posadził tyłek na ławie.
– Dziękuję, panie – powiedział cicho, nie podnosząc wzroku. Gilbert nieoczekiwanie uprzejmie skinął głową.
¬le, psiakrew, nie da się spokojnie wyjść, pomyślał Jason. No cóż, trzeba przeczekać, może później będzie lepsza okazja.
Przez szum wiatru i zacinającego mokrego śniegu znów dały się słyszeć kroki, z pewnością kilku ludzi. Jason drgnął, spodziewając się następnego kopa w drzwi.
Tym razem, o dziwo, otwarto je nie kopniakiem, lecz całkiem normalnie. Wraz z kolejnym podmuchem zawiei w izbie znalazło się trzech zbrojnych. Dwóch gołowąsów i jeden starszy już człowiek. Zatrzymali się tuż za progiem i rozpoczęli zwykły rytuał otrząsania się ze śniegu. Najstarszy przetarł wierzchem dłoni długie, zwisające wąsy i zbliżył się do giermka.
– Konie w stajni – zameldował. – Znaleźliśmy obrok, to i zadaliśmy.
– Wytarte? – spytał Kiciak.
– Jakżeby nie? – oburzył się stary – Toć przecież zawsze…
– Dobrze już, dobrze… – niechętnie przyznał giermek. – Wiem. Ale sprawdzić zawsze warto.
– Sprawdzajcie – fuknął gniewnie stary.
– Kiciak – wtrącił łagodnie panicz Gilbert – trochę zaufania. Przynajmniej do pierwszego razu. Bo przecież drugiego razu by nie było, prawda, Kiciak?
Ten zarechotał obleśnie. Stary zbrojny stał sztywno, wpatrzony w punkt gdzieś za plecami giermka.
Młody panicz ze swym wiernym i niewątpliwie pasującym do niego giermkiem zasiedli przy koślawym stole. Pojawił się karczmarz z dzbanami wina i kubkami. Rozbudzone już całkiem dziewki uwijały się, przynosząc skądś bochenki chleba, gomółki sera i dymiące miski gorącej polewki. Jason z ulgą zauważył, że polewka nie pochodziła ze stojącego na polepie usmolonego kociołka. Być może reakcja Gilberta po skosztowaniu nie będzie zbyt gwałtowna.
Panicz szepnął coś giermkowi do ucha. Kiciak szarpnął karczmarza za połę kubraka i wskazał na Jasona. Szczurowaty kiwnął głową i zniknął. Po chwili z nowym dzbanem wina zmierzał w kierunku Jasona. Stawiając dzban na ławie, karczmarz usilnie starał się pochwycić jego spojrzenie. Nie było to łatwe, straszliwy zez powodował, że Jason musiał się domyślać, którym okiem właściwie patrzy mu w twarz. Ale gdy wreszcie się im udało, dostrzegł w małych oczkach szczurowatego śmiertelnie poważne ostrzeżenie. I coś na kształt współczucia.
Ostrożności nigdy za wiele, pomyślał Jason. Napełnił kubek, wstał, skłonił się i z uśmiechem przepił do Gilberta. Ten kiwnął łaskawie głową, ale bez uśmiechu. Gdy Jason, siadając, spojrzał na karczmarza, zauważył na jego twarzy ślad rozczarowania i dezaprobaty. Szczurowaty ledwo dostrzegalnie wzruszył ramionami, po czym odwrócił się i odszedł, nie poświęcając gościom więcej uwagi. Niech to diabli. Jason zorientował się, że popełnił błąd. Tylko jaki? Przymknął oczy. Trzeba się poważnie zastanowić, jak wykaraskać się z tej sytuacji. Wyjść teraz nie pozwolą, nie po tym ujmującym zaproszeniu. Trzeba zobaczyć, jak się sytuacja rozwinie. Może się upiją i przestaną zwracać uwagę. Poczekamy.
Zbrojni odpinali właśnie swe pasy z krótkimi mieczami. Stary ze zwisającymi wąsami podszedł do Jasona.
– Pozwolicie, panie? – zapytał. – Czas paskudny, warto się zagrzać przy ogniu. Nie wiadomo, kiedy każą znowu ruszać.
– Oczywiście. – Jason uśmiechnął się. Rzucił okiem w kierunku Gilberta i giermka. Wydawali się całkowicie pochłonięci jedzeniem i piciem. Kiciak podszczypywał właśnie jedną z dziewek, tę mniej paskudną.
– Oczywiście, siadajcie – powtórzył zaproszenie Jason. – Nie wydaje się jednak, abyście wkrótce ruszali. Wasz pan dopiero co zaczął posiłek.
Stary żołnierz usiadł na ławie. Pokręcił głową.
– Z naszym paniczem nigdy nie wiadomo. Ot, dobrze byłoby chociaż piwo wypić. Nigdy nie wiadomo – Wciąż kręcił głową.
– Zwłaszcza dzisiaj – dokończył, i zwracając się do pozostałych zbrojnych, przestępujących z nogi na nogę pod ścianą zawołał:
– A chodźcie, nie stójcie, jak… ten… Łaskawy pan pozwolili!
Dziewka przyniosła dzban z grzanym piwem i gliniane kubki. Zbrojni skwapliwie zabrali się do picia. Stary dostojnie umoczył obwisłe wąsiska w kubku, trzymanym dla rozgrzewki w splecionych dłoniach. Młodsi ciągnęli, jakby ich kto poganiał. Jason, nie odwracając się, krzyknął:
– Hej, dziewko… tego… jeszcze piwa!
Młodziakom zabłysły oczy, stary kiwnął głową z aprobatą. Jason pociągnął z kubka małego łyka, uznawszy, że dość już wina na dziś.
Zanim w pierwszym dzbanie pokazało się dno, zjawił się osobiście sam szczurowaty, niosąc w obu rękach parujące dzbany.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Kontrasty
— Eryk Remiezowicz

Jak ubić debiutanta
— Grzegorz Wiśniewski

Tegoż twórcy

Czasozabijacz
— Jakub Gałka

Dziadek zawodowiec
— Artur Chruściel

Chodzące trupy
— Eryk Remiezowicz

Kontrasty
— Eryk Remiezowicz

Słowo dla narodu
— Jacek Dukaj

Si vi pacem, para bellum
— Janusz A. Urbanowicz

Jak ubić debiutanta
— Grzegorz Wiśniewski

Dziedzictwo (Mała brzydka dziewczynka)
— Tomasz Pacyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.