Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Matthew Woodring Stover
‹Bohaterowie umierają›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBohaterowie umierają
Tytuł oryginalnyHeroes Die
Data wydania1 lipca 2009
Autor
PrzekładWojciech Szypuła, Małgorzata Strzelec
Wydawca MAG
CyklAkty Caine’a
ISBN978-83-7480-139-3
Format670s. 135×205mm
Cena39,—
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Bohaterowie umierają

Esensja.pl
Esensja.pl
Matthew Woodring Stover
« 1 2 3 4 7 »

Matthew Woodring Stover

Bohaterowie umierają

Obaj strażnicy noszą długie solidne kolczugi pod bordowo-złotymi płaszczami i wyściełane misiurki nabijane guzami. Toa-Phelathon nie skąpił pieniędzy na wyposażenie Rycerzy Pałacowych. Moje noże zdadzą się tu na nic. To bez znaczenia, i tak siedzę już w tym po uszy.
Koniec czekania. Znów jestem szczęśliwy.
Po gorączkowych przemyśleniach sprytniejszy strażnik wzywa pomoc.
Odkrywam tacę i ponuro przyglądam się Toa-Phelathonowi. Dolna jedna trzecia jego włosów przemokła od krwi, ale nie ma zbyt zniekształconej twarzy. Mimo niemal wyłupionego oka nadal można go rozpoznać. Wyciągam ręce mniej więcej na wysokości piersi i wysuwam tacę w korytarz. Widok jej zawartości ucina wszelkie krzyki o pomoc równie skutecznie jak strzała wystrzelona w gardło.
Podczas gdy część mózgu strażnika odpowiedzialna za przetwarzanie odebranych bodźców nadal zmaga się z przyswojeniem sobie koncepcji pozbawionej ciała głowy króla, wpadam do przejścia dla służby. Mam jakieś dwie sekundy, może więcej, nim Bystrzak zdoła wykorzystać swój umysł do czegoś poza wybełkotaniem: „Hę?”.
Strażnik, który przyklęknął, sięga po miecz i zrywa się z ziemi. Z brzękiem upuszczam tacę, głowa odtacza się w podskokach, podczas gdy ja łapię durnego strażnika za nadgarstek i przytrzymuję ostrze tam, gdzie jego miejsce. Zaraz potem walę chłopaka z byka, aż mi dzwoni w uszach. Nos Półgłówka jest teraz rozkwaszony, oczy mu się zbiegają. Łapię go za głowę, odwracam się w miejscu i obracając go, ciskam nim tak, że leci prosto na Bystrzaka. Wyściółka misiurki nie chroni karku wystarczająco, by go uratować: kręgi szyjne pękają z głośnym trzaskiem. Jeszcze drży – ostatni raz w życiu – a ja już lekko przeskakuję nad wstrząsanym konwulsjami ciałem Jemsona Thala i idę zabić Bystrzaka.
Wtedy właśnie Toa-Phelathon dostaje swoje co nieco, strzępek zemsty, który na pewno rozbawił go w zaświatach.
Ląduję – to był tylko mały podskok – nie spuszczając z oczu Bystrzaka, który wygrzebuje się spod Półgłówka, i trafiam nogą na głowę Toa-Phelathona.
Wytacza się spode mnie, a ja lecę na twarz jak Elmer Fudd.
Cudem udaje mi się wylądować na ramieniu, zamiast walnąć o podłogę potylicą, i tylko bliskość drzwi dla służby ratuje mi życie – kiedy Bystrzak zamachnął się mieczem, by uderzyć w moją głowę, koniuszek ostrza trafił we framugę. Próbuję się odtoczyć, ale wpadam na Jemsona Thala, który nadal się dławi, i tym razem Bystrzakowi się udaje. Zamiast wymachiwać mieczem, rzuca się w przód, trzymając rękę sztywno i wbija mi długi na stopę kawał stali prosto w wątrobę.
Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz – nie boli tak naprawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.
Kilka funtów stali w brzuchu rozchrzania też wzorzec mocy czaru, dzięki któremu wyglądałem jak nastoletni eunuch. Magja migocze jak umierający monitor, a wyładowanie sprawia, że włosy mi stają dęba na karku i świerzbi mnie broda.
Bystrzak wyciąga ostrze, zamiast obrócić nim w moim ciele – błąd nowicjusza, za który go zabiję. Przy wyjmowaniu miecz skrobie o żebro – to uczucie przypomina drapanie paznokciami o tablicę w połączeniu z borowaniem zębów bez znieczulenia; przed oczami rozkwitają mi rozwrzeszczane chmury czerni. Jęczę i wzdragam się z bólu, a Bystrzak omyłkowo bierze to za przedśmiertne konwulsje – znowu wychodzi brak doświadczenia.
– Ty łajdaku, nawet nie zasłużyłeś sobie na szybką śmierć! – mówi.
Łzy z powodu utraconego pana napływają mu do oczu, a ja nie mam serca, żeby powiedzieć, że się z nim zgadzam. Pochyla się ku mnie, kiedy magijne przebranie w końcu się rozpływa. Bystrzak wytrzeszcza oczy. W jego głosie słychać trwogę, gdy mówi:
– Ej, mógłbyś być… wyglądasz całkiem jak… jak Caine! Będę sławny!
Nie sądzę.
Zahaczam go paluchem prawej stopy za kostkę i blokuję, a lewym walę go w kolano. Pęka z trzaskiem, i to głośnym, a chłopak pada z jękiem. To cały kłopot z kolczugami – nie chronią stawów przed wyginaniem się w sposób, w jaki nie powinny się wyginać. On jednak nawet nie upuścił miecza – nie można odmówić dzieciakowi hartu ducha.
Wstaję, robiąc sprężynę i rozrywając sobie coś w rozciętym brzuchu. Chłopak rzuca się na mnie z mieczem, ale ­wyprowadzony z poziomu ziemi atak jest powolny. Z łatwością łapię szerokie ostrze między dłonie, kopię go w nadgarstek i zabieram mu broń. Podrzucam miecz i zręcznie chwytam za rękojeść.
– Szkoda, dzieciaku – mówię do Bystrzaka. – Byłbyś całkiem niezły, gdybyś przeżył.
Wyprowadzam szybkie pchnięcie mieczem i trafiam go w czubek ucha, cal poniżej brzegu blaszanej, nabijanej czapy misiurki. Ostrze nie przebija kolczugi, ale nie musi – naprawdę dobrze radzę sobie z mieczami i sama siła ciosu wystarczy, żeby uszkodzić czaszkę i zabić chłopaka.
Zatrzymuję się na chwilę, żeby złapać oddech i zorientować się w sytuacji. Krwawię, z przodu i z tyłu, z miejsc, które przebił, i niewątpliwie mam również krwotok wewnętrzny. Obstawiam, że zostało mi jeszcze dziesięć minut na sensowne działanie, nim doznam szoku pourazowego. Może trochę więcej, ale możliwie też, że o wiele mniej; zależy od tego, ile szkód narobił miecz i jak poważne jest krwawienie.
W tym czasie muszę przejść osiem silnie strzeżonych pięter pałacu Colhari i wmieszać się w tłum Starego Miasta Ankhany – mając przy sobie cały czas głowę księcia regenta. Alarm już podniesiono. A ja pewnie wykrwawiam się na śmierć – chociaż to nie powód, żeby porzucać trofeum. Bez głowy nie dostanę zapłaty, a poza tym fakt, że ją niosę, nie pogorszy znacząco mojej sytuacji. Z krwią spływającą mi po nogach nie mogę blefować, nie mogę się ukryć. Gdziekolwiek pójdę, zostawię za sobą ślad. Już słyszę tupot zbliżających się biegiem obutych stóp.
Czerwony kwadrat wyjścia w lewym górnym rogu pola widzenia rozbłyska i gaśnie.
No dobra, w porządku. Czas się zmywać.
Wczuwam się w rytm błysków i dopasowuję odruch mrugania powiekami do migotania. Przejście dla służby i umierający wokół mnie ludzie rozmywają się i zapadają w nicość.
2
Hari Michaelson powoli otworzył oczy, kiedy przedstawicielka Motoroli zdjęła mu hełm. Zacisnął zęby, czując igłę kroplówki ze środkiem przeciwbólowym, którą asystent powoli wyjmował mu z szyi. Uniósł rękę i odkaszlnął w poznaczoną odciskami dłoń, a przedstawicielka Motoroli pospiesznie podała mu papierowy kubeczek, żeby mógł splunąć. Powoli się przeciągnął, aż zatrzeszczały mu kości i strzeliły stawy. Usiadł pochylony w symfotelu, opierając łokcie na kolanach. Jego proste czarne włosy lśniły od potu, oczy – również czarne – miał zaczerwienione. Odwrócił się od przedstawicieli i ukrył twarz w dłoniach.
Dziewczyna z Motoroli i jej asystent patrzyli na niego pełnym nadziei spojrzeniem szczeniaka, które przyprawiało go o mdłości.
Z głębin ogromnego fotela z prawdziwej cielęcej skóry odezwał się Marc Vilo:
– No i? Jak było, Hari? Co o tym myślisz?
Wziął głęboki wdech, westchnął, podrapał się po brodzie, potarł ziemistą bliznę, która przecinała grzbiet jego krzywego, dwa razy złamanego nosa, i poszukał sił, żeby odpowiedzieć. Na własny użytek nazywał to post-Caine’ową sraczką: rozdygotanie i zjazd jak po kokainie, co zawsze czuł, gdy wracał na Ziemię i znowu musiał być Harim Michaelsonem. Nawet dzisiejszy dzień – chociaż to nie była prawdziwa Przygoda, tylko nagranie sprzed trzech lat – wystarczył, żeby znowu się tak poczuł.
Bądźmy szczerzy: chodziło o coś więcej niż tylko post-Caine’owa sraczka. Miał w brzuchu skwierczącą dziurę – jakby połknął kwas, który teraz przegryzał mu się przez skórę na zewnątrz, dokładnie tam, gdzie miecz Bystrzaka zostawił bliznę na jego wątrobie. Dlaczego właśnie ten sześcian ze wszystkich przygód Caine’a? Co, na Boga, Vilo sobie myślał?
Sprowadzić go tutaj i kazać mu znowu przejść przez część Sługi cesarstwa – choćby niewielką – było niezwykle wyrafinowanym okrucieństwem, cytryną wyciśniętą do już posypanej solą rany. To go gryzło, wyżerało mu dziurę w trzewiach jak cholerny szczur.
Przez większość czasu potrafił się oszukiwać, udawać, że to nie boli tak naprawdę, że paląca pustka w piersi pojawiająca się za każdym razem, gdy myślał o Shannie, to tylko niestrawność, zwykły wrzód. Przez większość czasu potrafił sobie wmówić, że ból promieniuje z dziury w brzuchu, a nie z pustki w jego życiu. Nabrał wprawy w oszukiwaniu samego siebie: już od wielu miesięcy wierzył, że przebolał jej stratę.
Chrzanić to, w końcu ćwiczenie czyni mistrza, nie?
– Hari? – Vilo pochylił się w fotelu, a w jego głosie pojawiło się niebezpieczne zniecierpliwienie. – Wszyscy na ciebie czekają, młody. Dawaj.
– To nielegalne, Biznesmenie. To nielegalna technika – zdołał wykrztusić Hari.
« 1 2 3 4 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.