Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Campbell
‹Bóg Zegarów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBóg Zegarów
Tytuł oryginalnyGod of Clocks
Data wydania11 września 2009
Autor
PrzekładAnna Reszka
Wydawca MAG
CyklKodeks Deepgate
ISBN978-83-7480-145-4
Format400s. 135×205mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Bóg Zegarów

Esensja.pl
Esensja.pl
Alan Campbell
« 1 2

Alan Campbell

Bóg Zegarów

Golem mówił o braciach Rysa: Mirithu, Hafe’em i Saborze. Rachel nie była zaskoczona tym, że bóg kwiatów i noży próbował sprzedać swoją rodzinę, ani tym, że król Menoa proponował im schronienie. Gdyby synowie Ayen zostali zabici na tym świecie, ich dusze zagubiłby się w bezmiarze Piekła. Najwyraźniej pan Labiryntu wolał mieć ich pod ręką.
Rys bez wątpienia zorientował się, że ta oferta to kłamstwo, bo odwrócił się plecami do anioła i spojrzał przez drzwi balkonowe do wnętrza pokoju. Przez chwilę Rachel widziała w środku innego archonta w zbroi, identycznego jak Rys. Możliwe, że było to tylko jego odbicie w szklanych drzwiach. Peleryna w róże zafalowała, uniesiona gorącym podmuchem, który napłynął od płonącego miasta. Bóg kwiatów i noży nagle skłonił głowę i wszedł z powrotem do swoich komnat,
Gdy słoneczna tarcza dotknęła krawędzi świata, pałac Rysa eksplodował i zmienił się w biały pył tuż przed wielkim, klęczącym obserwatorem. Od huku, który zaraz potem nastąpił, Rachel aż zadzwoniło w uszach. Walący się bastion i jego wieże strażnicze jednocześnie przechyliły się w lewo, zmieniły w duchy samych siebie i zaczęły rozwiewać się na wietrze.
Rachel posmarowała masłem kromkę chleba. Naprawdę była świadkiem ostatniego starcia bogów w świecie ludzi? Jej zdaniem, bóstwa, uważane przez ignorantów za gwiazdy, które spadły z nieba, zbyt łatwo poświęciły swoje dusze. Wyczuwała tutaj jakieś oszustwo. Odbicie Rysa w szklanych drzwiach wyglądało… dziwnie. Coś ją niepokoiło, ale sama nie bardzo wiedziała co i dlaczego. Czyżby Cospinol celowo wysłał ją ze swojego statku spowitego mgłą, żeby na własne oczy zobaczyła to przedstawienie?
Klęczący arkonita wstał i dołączył do swoich jedenastu towarzyszy. Siarkowe płomienie ogarnęły nogi dwóch golemów, ale oni najwyraźniej się tym nie przejmowali, może nawet nie zauważyli ognia. Cała dwunastka ruszyła na północ, gdzie mgła Cospinola jaśniała słabo w ostatnich promieniach słońca.
Król Menoa w końcu skierował uwagę na Rotswarda.
Rachel włożyła do ust ostatni kawałek chleba, zgarnęła resztki pikniku do torby i zeszła z szańca po drewnianych stopniach. Następnie kolejnymi schodami zbiegła na dziedziniec i odwiązała swojego wierzchowca.
Bydlę próbowało ją ugryźć, ale asasynka chwyciła je za grzywę i wsadziła stopę w strzemię. Usadowiła się w siodle i wbiła pięty w boki zwierzęcia. Koń zarżał i wierzgnął.
– Ruszaj! – krzyknęła Rachel.
Koń parsknął i stanął dęba.
Rachel szarpnęła wodze.
– Ruszaj!
Wierzchowiec zaczął iść do tyłu.
– Do przodu. Ruszaj, ty uparty Heshette… – Wbiła mocniej pięty w bok wierzchowca. – Dobrze wiesz, jakie polecenie chcę wydać. Wio!
Bestia popędziła w stronę bramy.
Czas działał przeciwko Rachel. Arkonici zmierzali w tę samą stronę, więc żeby dotrzeć do Rotswarda przed swoimi wrogami, musiała jechać szybko. Popędziła konia do galopu, z całych sił starając się utrzymać w siodle. Zwierzę pognało bitym traktem, wyrywając kopytami kępy błotnistej trawy. Jego luźna skóra przesuwała się po żebrach, które Rachel ściskała kolanami. Szlak biegł stożkowatym trawiastym pagórkiem, pozostałościami po dawnych fortyfikacjach, teraz porośniętych brzozami i krzakami jeżyn. Dalej droga znowu skręcała na północ, w stronę mrocznego tunelu prowadzącego przez mglisty, liściasty las. Arkonici pokonywali swą trasę długimi, powolnymi krokami, w tempie, którego nie mógł dotrzymać wierzchowiec Heshette, ale Rachel miała nad nimi jakieś pół mili przewagi… i pomoc taumaturga czekającego na pokładzie Rotswarda.
Przynajmniej taką miała nadzieję.
Postaraj się, Mino.
Na zachodzie, nad polem bitwy unosiła się nowa mgła. Wydobywała się z ust dziesięciu tysięcy zabitych ludzi i demonów niczym ostatnie zimne tchnienie. Niewiele krwi zostało w tych wojownikach, ale Mina Greene znajdująca się pokładzie Rotswarda dobrze ją wykorzystała. Pasma mgły połączyły się nad trupami, tworząc cienką szarą zasłonę, a ta rozrosła się i potoczyła nad Polem Larnaig jak morska fala, okrywając magicznym całunem pagórki, zabudowania stacji kolejowej, jezioro i ciągnące się za nim równiny. Skłębiła się nad murami Coreollis i pochłonęła las, zlewając się z mgłą, która zawsze otaczała Rotswarda.
Kiedy Rachel wpadła w leśną gęstwinę i pogalopowała duktem podobnym do tunelu, tętent kopyt wyraźnie przycichł. Za plecami miała słaby krąg światła znaczący prześwit między drzewami, którym wjechała do lasu, natomiast przed sobą tylko gęsty mrok. Nie widziała wyraźnie ścieżki i, pędząc prosto w tę nieprzeniknioną szarość, czuła się jak w malignie. Splątane gałęzie uginały się pod ciężarem mokrego, brązowego listowia, przetykanego tu i ówdzie nitkami pajęczyn albo jaśniejszymi kępami jemioły. Pnie dębów i wiązów odcinały się czernią na tle szarości albo pochylały nad wąskim szlakiem jak ponurzy starcy. Mniejsze gałązki chłostały Rachel po twarzy, pędzące powietrze, zimne i wilgotne, wyciskało jej łzy z oczu. Koń sapał i parskał, tratując niepodkutymi kopytami miękką ściółkę.
Nagle z tyłu dobiegł przeciągły dźwięk rogów. Rachel popędziła wierzchowca i ku jej zdumieniu bestia zareagowała. Może myśliwski zew w końcu przemówił zwierzęciu do rozumu, bo, wyczuwając pośpiech jeźdźca, z dudnieniem pogalopowało leśną drogą jak prawdziwy bojowy rumak Heshette, którym kiedyś było.
Gdy przeskoczył przez zwalone drzewo pokryte białymi grzybami niczym zbroja poległego Ikaraty, Rachel poczuła, że zaczyna zsuwać się z końskiego grzbietu. Kurczowo przywarła do parującego karku zwierzęcia. Jej nozdrza wypełnił silny zapach spienionej sierści. Koń oddychał chrapliwie, ale zamiast wierzgnąć, trochę zwolnił i pozwolił jej wciągnąć się z powrotem na siodło.
– Dzięki – wyszeptała asasynka.
Bydlę wyrwało do przodu, omal jej nie zrzucając. Rachel zgrzytnęła zębami.
Szlak okrążył wielki omszały głaz i zakończył się na polanie porośniętej paprociami koloru piwa, młodymi leszczynami i bujną trawą pleniącą się między granitowymi wychodniami. Otaczające ją drzewa majaczyły we mgle jak stalowe siatki. Rachel usłyszała śpiew. Ściągnęła wodze.
Pośrodku polany siedział na skale John Kotwica i nucił jakąś melodię, ostrząc patyk krótkim mieczem, który w jego wielkich łapskach wyglądał jak zwykły nóż. W leśnym mroku przypominał ogromnego czarnego niedźwiedzia.
Gruba konopna lina, która łączyła wielkoluda ze statkiem pana, biegła od uprzęży na jego plecach prosto do nieba. Oprócz niej nie było tutaj innych śladów obecności Rotswarda unoszącego się w górze nad nimi ani jego licznych pasażerów. Kotwica podniósł wzrok i uśmiechnął się szeroko.
– Rachel Hael.
– Myślałam, że nie cierpisz mieczy – powiedziała asasynka, patrząc na jego ręce.
– Tylko w bitwie – odparł Kotwica. – Heshette dali mi tę broń na pożegnanie. Należała do ojca Ramnira, ojca jego ojca, i tak dalej. Jest bardzo użyteczna, jak widzisz.
– Co robisz?
– Jeszcze o tym nie myślałem. Może podpałkę. – Olbrzym wstał ze skały i spojrzał w mrok lasu. – Ściga nas dwunastu, tak?
Rachel kiwnęła głową.
Kotwica milczał przez chwilę, nadstawiając ucha ku niebu. Lina na jego plecach nagle zadrżała.
– Cospinol pyta, czy lord Rys próbował sprzedać swoich braci.
– Jasne.
– I co się z nim stało?
Rachel opowiedziała, jak pałac boga kwiatów i noży rozsypał się w proch. John Kotwica wysłuchał jej uważnie, a potem znowu odczekał dłuższą chwilę. W końcu skinieniem głowy wskazał na niebo.
– Teraz się kłócą – powiedział. – To może trochę potrwać. – Wrócił do ostrzenia patyka.
Była asasynka wzruszyła ramionami.
– Nie spiesz się, Cospinolu – mruknęła. – Zbliża się do nas tylko dwunastu arkonitów.
Zsiadła z konia. Wierzchowiec parsknął i zaczął skubać trawę. Rachel poklepała go niepewnie po szyi i spojrzała w las, wypatrując Dilla. Mimo jego obecnych rozmiarów nie zobaczyła w jednolitej szarości nic oprócz niewyraźnych zarysów drzew. Mgła Cospinola spowijała go tak dokładnie, jak resztę świata.
Na zachodzie znowu zabrzmiał róg. Jego dźwięk dochodził z bliska. Rachel wyjęła z worka dwa jabłka i podała jedno Kotwicy.
– Szybko się przemieszczają – stwierdziła. Zatrzymała wzrok na uprzęży wielkoluda, na mięśniach jego szerokiej piersi. Lina znowu zabrzęczała. Rachel przewiesiła worek przez ramię, cisnęła ogryzek jabłka koniowi i wytarła ręce w skórzane spodnie. – Jak szybko możesz ciągnąć statek?
– Mogę biec z Rotswardem, kiedy Cospinol tego potrzebuje – odparł Kotwica, gryząc jabłko. – Ale teraz twoja taumaturg z Deepgate powiększyła zasięg mgły. Ląd jest całkiem zasłonięty, tak? Od ziemi do nieba. Nie ma potrzeby, żebym biegł. Przy odrobinie szczęścia dotrzemy do Coreollis niepostrzeżenie.
– Coreollis? – Rachel spojrzała ponad jego ramieniem. – Dlaczego mówisz o Coreollis, John? Przecież oni stamtąd właśnie idą.
John Kotwica wsunął miecz w otwór w drewnianej uprzęży, a po chwili namysłu schował również naostrzony patyk.
– Arkonici Menoi nie męczą się ani nie da się ich zabić – powiedział. – Musimy więc iść do Piekła i zabić kapłanów, którzy nimi kierują, prawda?
Rachel tylko na niego popatrzyła.
– Dobrze się składa, że brama prowadzi bezpośrednio do cytadeli króla Menoi. – Wielkolud uśmiechnął się jowialnie. – Czyli nie musimy iść daleko.
– Chyba nie zamierzasz zaciągnąć Rotswarda i wszystkich na jego pokładzie do Piekła?
– Nie wszystkich – odparł Kotwica. – Alice Harper zaprowadzi Cospinola i mnie do Dziewiątej Cytadeli, bo dobrze zna Piekło, ale twoja taumaturg zostanie tutaj z tobą.
Rachel poznała Harper na polu bitwy Larnaig, martwą kobietę, która najwyraźniej czuła się swobodniej wśród niedobitków mesmeryckich demonów niż wśród żywych. Od tamtej pory metafizyczka ukrywała się w jednej z kabin Rotswarda. Nie chciała mieszać się do sporów i podejmowania decyzji.
– Harper zgodziła się wrócić do Piekła?
Kotwica pokiwał głową.
– Jest martwa. Tam jest jej miejsce. – Jego oczy zabłysły wesoło. – Ale Mina Greene wymyśliła następną misję dla tych, którzy zdecydują się tu zostać. Mój pan zgodził się z jej pomysłem… Jak to powiedzieć? Całą głową? Musimy się rozdzielić. Cospinol postanowił wypowiedzieć wojnę Piekłu i Niebu.
koniec
« 1 2
11 września 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.