Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Matthew Woodring Stover
‹Ostrze Tyshalle’a, część 1›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOstrze Tyshalle’a, część 1
Tytuł oryginalnyBlade of Tyshalle
Data wydania23 września 2009
Autor
PrzekładWojciech Szypuła, Małgorzata Strzelec
Wydawca MAG
CyklAkty Caine’a
ISBN978-83-7480-148-5
Format488s. 135×205mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ostrze Tyshalle’a, część 1

Esensja.pl
Esensja.pl
Matthew Woodring Stover
« 1 2 3 4 5 »

Matthew Woodring Stover

Ostrze Tyshalle’a, część 1

2
Nadświat.
Kiedy Transfer Winstona pozwolił otworzyć drzwi łączące Ziemię z Nadświatem, Studio zaczęło wypatrywać swojej szansy przejścia na drugą stronę. Nadświat jest krainą smoków i demonów, hipogryfów i syren, czarowników i złodziei, genialnych zaklinaczy i szlachetnych rycerzy.
Jest ziszczonym snem miliardów.
Pragnę Nadświata ze wszystkich sił. Pożądam go jak męczennik objęć Boga.
Kiedy miałem siedem lat, ojciec zabrał mnie na bezpośredni przekaz jednej z wczesnych Przygód Raymonda Story’ego. Kiedy Story wypowiedział Słowo Mocy i Młot Dal’Kannitha roztrzaskał uśmiechnięty, dziesięciogalonowy łeb złego ogra i jego mózg rozbryznął się na wszystkie strony, poczułem tę samą radość walki, ten sam przypływ magji… Wiecie, jak to jest: nie opiszą tego żadne słowa.
Na dziesiąte urodziny ojciec kupił mi sześcian z zarejestrowaną trzydniową epicką bitwą Story’ego z obłąkanym smokiem Sha‑Rikkintaerem. Oglądałem ją pewnie z tysiąc razy, ale wiedziałem już od pierwszego razu.
Wiedziałem, że muszę to zrobić. Że muszę się tam znaleźć.
Następne dziesięć lat tylko zaostrzyło mój apetyt.
Moje życie przebiegało wprost idealnie. Byłem najlepszy na roku, miałem najlepsze wyniki psychotestów w historii Konserwatorium, operacje uelfiające szły znakomicie. Byłem królem świata, dopóki Chandra nie wezwał mnie do swojego biura i nie odebrał mi wszystkiego.
Kiedy wszedłem i usiadłem na wskazanym miejscu, nie miałem pojęcia o wcześniejszej wyimaginowanej rozmowie. Spodziewałem się kolejnych pochwał za spektakularne postępy, toteż informacja, że mam zostać nowym nauczycielem aspołecznego i porywczego Robotnika, była dla mnie przykrym zaskoczeniem.
Nie dałem jednak nic po sobie poznać – my, Biznesmeni, od małego uczymy się spokojnie przyjmować złe wiadomości.
– Przykro mi, Administratorze. – Postukałem w osłonę twarzy. – Obawiam się, że nie będę miał na to czasu. Za cztery miesiące kończę naukę, a czeka mnie jeszcze sześć operacji.
Chandra wyraźnie się skrzywił, kiedy nazwałem go Administratorem; nie lubi, kiedy mu wypominam, że dzieli nas różnica kast, ja zaś od czasu do czasu wtrącam tego „Administratora”, żeby nie zapominał, gdzie jego miejsce.
Tym razem jednak pokręcił głową.
– Ty nic nie rozumiesz, Kris. To nie jest prośba. Chłopak potrzebuje nauczyciela, i to dobrego. A ty jesteś naszym najlepszym uczniem w dziedzinie magji. Zaopiekujesz się nim i nauczysz go wszystkiego, czego będzie potrzebował do zdania egzaminu z Magji Bitewnej. Tyle.
– Nie jestem zainteresowany, Administratorze. – Co mam zrobić, żeby trafiło to do jego tępego łba? – Niech pan poprosi kogoś innego.
Wstał i obszedł masywne biurko z drewna różanego. Oparł się o nie tyłem i splótł ręce.
– Autonomia Komisji Egzaminacyjnej jest rzeczą świętą. Nie mogę wpłynąć na egzaminatorów, żeby przepuścili niedouczonego amatora, z pewnością jednak mogę, jeśli zechcę, nie dopuścić do egzaminu ucznia, który mi podpadnie. Bez mojego podpisu w ogóle nie staniesz przed Komisją.
Wpatrywał się we mnie z taką natarczywością, jakby chciał mi zajrzeć w głąb czaszki. Dostrzegłem coś w jego oczach – coś ciemnego i przerażającego, jakiś dziwny, bezosobowy głód, od którego żołądek zacisnął mi się w supeł.
Ten wyraz twarzy wydał mi się znajomy, chociaż nie potrafiłbym powiedzieć, gdzie go wcześniej widziałem.
– Teraz rozumiesz? – zapytał. – Jeżeli Michaelson obleje, ty również.
Mój wszechświat wywinął koziołka. Musiałem zacisnąć dłonie na podłokietnikach fotela, żeby nie spaść z Ziemi w międzygwiezdną otchłań.
Nie zdam? Nie trafię do Nadświata? To było coś więcej niż wyrok śmierci – to był świst katowskiego topora. Pokój wokół mnie pociemniał. Kiedy wreszcie zdołałem coś wykrztusić, wypaliłem odruchowo:
– Nie może pan tego zrobić! Nie radzę nawet myśleć o oblaniu mnie. Mój ojciec…
– Będzie mi wdzięczny. Dobrze o tym wiesz.
Zamurowało mnie. Miał rację.
– Ale dlaczego ja? Admi… To znaczy, panie dyrektorze… Jezu, przecież miałem skończyć naukę już w poprzednim semestrze, ale wolałem dać się najpierw zelfić do końca… I co teraz? Jeśli mnie wylejecie, zostanę z taką gębą do końca życia! Co innego, gdybym był Aktorem, ale…
Głowa Chandry zakolebała się na chuderlawej szyi. Wydawał się stary i słaby, ale nadal był niebezpieczny i mściwy. Jak stetryczały król.
– Ten Michaelson… – powiedział. – Jego Patronem jest Marc Vilo.
– Ten gangster?
Nie wierzyłem własnym uszom. Ojciec czasem o nim wspominał. Uważał go za zakałę naszej kasty.
– Odwiedził nas… dzisiaj. Bardzo mu zależy na… hm… dalszym kształceniu Michaelsona. Bardzo. Do tego stopnia, że… ehm… – Chandra odwrócił wzrok. Odkaszlnął, żebym nie słyszał, jak mu się łamie głos. – Pytał o moją rodzinę.
– No tak.
Wszystko stało się jasne. Chandra postanowił załatwić sprawę w ten sposób, żeby jego problem stał się moim problemem. Co za głupota. Mój ojciec by go wyśmiał i w niewybrednych słowach skomentował typową dla Administratorów spychologię i strach o własny tyłek.
Mnie nie było do śmiechu. Przypomniała mi się wymiana zdań między dwoma zatrudnianymi przez ojca Robotnikami, którą kiedyś przypadkiem podsłuchałem. Jeden pomagał iść drugiemu, który właśnie wyszedł z więzienia. Powiedział tak:
– Teraz chyba najlepsze, na co możesz liczyć, to że nie zwrócisz na siebie uwagi.
Ja już zwróciłem na siebie uwagę i przewaga kasty nie miała tu nic do rzeczy. Ten słabeusz i dupoliz trzymał w roztrzęsionych ze starości łapskach całą moją przyszłość. Nie pozostało mi nic innego, jak uśmiechnąć się i przyjąć wyrok jak na Biznesmena przystało.
– W porządku, panie dyrektorze – odparłem z całą pewnością siebie, na jaką potrafiłem się zdobyć. – Chciałbym zobaczyć jego akta.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.