Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Lauren Kate
‹Udręka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUdręka
Tytuł oryginalnyTorment
Data wydania10 listopada 2010
Autor
PrzekładAnna Studniarek
Wydawca MAG
CyklUpadli (Lauren Kate)
ISBN978-83-7480-184-3
Format464s. 135×202mm
Cena35,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Udręka

Esensja.pl
Esensja.pl
Lauren Kate
« 1 2 3 4 »

Lauren Kate

Udręka

Później przeszli przez szklane drzwi i po raz pierwszy odetchnęła powietrzem zachodniego wybrzeża. W ten listopadowy dzień wydawało się świeże, rześkie i jakimś sposobem zdrowe, w przeciwieństwie do wilgotnego i chłodnego powietrza Savannah, gdy stamtąd odlatywała. Wszystko wydawało się nowe i czyste – nawet na parkingu stały całe rzędy świeżo umytych samochodów. Wszystko otaczały góry, płowo-brązowe z postrzępionymi plamami zielonych drzew, jeden rząd wzgórz za drugim.
Już nie była w Georgii.
– Nie wiem, czy powinienem być zaskoczony – zażartował Daniel. – Ledwie na dwa dni wypuściłem cię spod swoich skrzydeł, a już pojawił się kolejny facet.
Luce przewróciła oczami.
– Hej, prawie nie rozmawialiśmy. Naprawdę, przespałam cały lot. – Wymierzyła mu kuksańca. – Śniłam o tobie.
Daniel uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy. Znieruchomiała, pragnąc więcej, i nawet nie zorientowała się, że Daniel zatrzymał się przed samochodem. I to nie byle jakim.
Przed czarną alfą romeo.
Luce otworzyła szeroko usta, kiedy Daniel otworzył drzwi od strony pasażera.
– T-to… – zająknęła się. – To… skąd wiedziałeś, że to mój wymarzony samochód?
– Nie tylko wymarzony – odparł Daniel ze śmiechem. – To był twój samochód.
Zaśmiał się, kiedy niemal podskoczyła na jego słowa. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do tej części ich wspólnej historii, która wiązała się z reinkarnacją. To było takie niesprawiedliwe. Samochód, którego nie pamiętała. Całe żywoty, których nie umiała sobie przypomnieć. Rozpaczliwie pragnęła je poznać, zupełnie jakby jej poprzednie tożsamości były rodzeństwem, z którym została rozdzielona tuż po urodzeniu. Oparła dłoń na przedniej szybie, czekając na jakiś ślad, na déjà vu.
Nic.
– To prezent, który dostałaś od rodziców na szesnaste urodziny, kilka żywotów temu. – Daniel spojrzał z ukosa, jakby oceniał, ile powiedzieć. Jakby wiedział, że rozpaczliwie pragnie poznać szczegóły, ale zbyt wielu naraz mogłaby nie przyswoić. – Odkupiłem go od jednego gościa z Reno. On kupił go po tym, jak ty… No wiesz, po tym jak ty…
Uległaś spontanicznemu samozapłonowi, pomyślała Luce, dopowiadając gorzką prawdę, której Daniel nie chciał wypowiedzieć na głos. Tak wyglądały jej poprzednie życia – koniec zwykle był taki sam.
Jednakże wydawało się, że tym razem może być inaczej. Tym razem mogli trzymać się za ręce, całować i… nie wiedziała, co jeszcze mogli robić. Ale rozpaczliwie pragnęła się tego dowiedzieć. Powstrzymała się. Siedemnaście lat to za mało, a w tym życiu Luce była zdecydowana zostać dłużej i zobaczyć, jak to naprawdę jest żyć z Danielem.
Odchrząknął i poklepał błyszczącą czarną maskę.
– Wciąż świetnie się go prowadzi. Jedynym problemem jest… – Spojrzał na niewielki bagażnik kabrioletu, później na torbę Luce i znów na bagażnik.
Tak, Luce miała paskudny zwyczaj pakowania zbyt wielu rzeczy, sama się do tego przyznawała. Ale tym razem nie była to jej wina. Arriane i Gabbe zapakowały jej rzeczy z pokoju w Sword & Cross, wszystkie czarne i nieczarne sztuki odzieży, których nigdy nie miała okazji włożyć. Była zbyt zajęta żegnaniem się z Danielem i z Penn, by się spakować. Skrzywiła się, czując się winna na myśl, że przebywa z Danielem w Kalifornii, tak daleko od miejsca, gdzie jej przyjaciółka została pochowana. To wydawało się niesprawiedliwe. Pan Cole zapewniał ją, że panna Sophia zostanie ukarana za to, co zrobiła Penn, lecz kiedy Luce próbowała wyciągnąć z niego, co to naprawdę znaczy, szarpnął wąsy i umilkł.
Daniel rozejrzał się podejrzliwie po parkingu. Otworzył bagażnik, trzymając w dłoni potężną torbę Luce. Wydawało się, że nigdzie się nie zmieści, lecz wtedy z tyłu rozległ się cichy odgłos przypominający cmokanie i torba Luce zaczęła się zmniejszać. Po chwili Daniel zatrzasnął bagażnik.
Luce zamrugała.
– Zrób tak jeszcze raz!
Daniel wydawał się zdenerwowany. Wsunął się na miejsce kierowcy i bez słowa uruchomił silnik. Dla Luce było to nowe, dziwne doświadczenie – jego twarz na zewnątrz wydawała się tak spokojna, lecz ona znała go na tyle dobrze, by wyczuć w głębi coś więcej.
– Co się dzieje?
– Pan Cole mówił ci, żebyś starała się nie zwracać na siebie uwagi, prawda?
Pokiwała głową.
Daniel wycofał się z miejsca parkingowego i skierował w stronę wyjazdu, po drodze wsuwając kartę kredytową do parkometru.
– To było głupie. Powinienem był wcześniej po­myśleć…
– Co to za problem? – Luce wsunęła kosmyki ciemnych włosów za uszy, gdy samochód zaczął przyspieszać. – Myślisz, że wpychając torbę do bagażnika, przyciągniesz uwagę Cama?
Spojrzenie Daniela się zamgliło. Potrząsnął głową.
– Nie Cama. Nie. – Po chwili ścisnął jej kolano. – Zapomnij, że cokolwiek mówiłem. Po prostu… Oboje musimy być ostrożni.
Luce słyszała go, ale była zbyt oszołomiona, by uważnie go wysłuchać. Uwielbiała patrzeć, jak Daniel zręcznie przesuwa dźwignię zmiany biegów, gdy zjechali na autostradę i przemykali się wśród ­ulicznego ruchu; uwielbiała wiatr we włosach, kiedy pędzili w stronę San Francisco; a przede wszystkim uwielbiała być z Danielem.
W samym San Francisco wjechali między wzgórza. Za każdym razem, gdy wspinali się na kolejny szczyt, a potem zjeżdżali w dół, Luce zauważała inne oblicze miasta. Wydawało się jednocześnie stare i nowe – lustrzane elewacje drapaczy chmur tuż obok barów i restauracji, które wyglądały, jakby miały ze sto lat. Wzdłuż ulic stały malutkie samochody, zaparkowane pod nieprawdopodobnymi kątami. Wszędzie były psy i spacerowicze. Blask błękitnej wody dookoła miasta. I pierwsze mignięcie czerwonego mostu Golden Gate.
Rozglądała się wokół, żeby nie uronić nic z widoków. A choć ostatnie kilka dni właściwie przespała, nagle poczuła falę wyczerpania.
Daniel wyciągnął rękę i skierował jej głowę w stronę swojego ramienia.
– To mało znany fakt na temat aniołów: jesteśmy doskonałymi poduszkami.
Luce zaśmiała się i uniosła głowę, żeby pocałować go w policzek.
– Nie mogłabym zasnąć – powiedziała, trącając głową jego szyję.
Na moście Golden Gate samochodom towarzyszyły tłumy pieszych, rowerzystów w obcisłych kombinezonach i biegaczy. Poniżej znajdowała się zatoka, pełna białych żaglówek, rozświetlana blaskiem zachodzącego słońca.
– Nie widzieliśmy się od tak dawna. Chciałabym to nadrobić – powiedziała. – Powiedz mi, co robiłeś. Opowiedz mi o wszystkim.
Przez chwilę wydawało jej się, że Daniel mocniej zaciska dłonie na kierownicy.
– Jeśli twoim celem jest nie usnąć – powiedział, uśmiechając się – to naprawdę nie powinienem wchodzić w szczegóły ośmiogodzinnego spotkania Rady Aniołów, na którym wczoraj utknąłem. Widzisz, rada spotkała się, żeby omówić poprawkę do propozycji 362B, która opisuje dokładny sposób udziału cherubinów w trzecim kręgu…
– Jasne, rozumiem. – Pacnęła go.
Daniel żartował, ale to był dziwny nowy rodzaj żartu. Otwarcie mówił o tym, że jest aniołem, co bardzo jej się podobało – a raczej, co miało jej się spodobać, kiedy znajdzie chwilę czasu, by wszystko przetrawić. Luce ciągle miała wrażenie, że jej serce i mózg próbują wciąż nadążyć za zmianami, jakie nastąpiły w jej życiu.
Ale teraz byli znów razem na dobre, więc wszystko było o wiele łatwiejsze. Nic ich nie mogło rozdzielić. Chwyciła go za ramię.
– Powiedz mi przynajmniej, dokąd jedziemy?
Daniel wzdrygnął się i Luce poczuła chłód w piersi. Chciała położyć mu dłoń na ręce, ale on ją cofnął, by zredukować bieg.
– Szkoła w Forcie Bragg, nazywa się Shoreline. Lekcje zaczynają się jutro.
– Zapisujemy się do kolejnej szkoły? – spytała. – Dlaczego?
Wydawało się to takie definitywne. Myślała, że wybiera się na krótką wycieczkę. Jej rodzice nawet nie wiedzieli, że wyjechała z Georgii.
– Shoreline ci się spodoba. Jest bardzo nowoczesna i o wiele lepsza od Sword & Cross. Myślę, że się tam… rozwiniesz. I nie stanie ci się żadna krzywda. Szkoła ma wyjątkową ochronę. Swego rodzaju kamuflaż, tarczę.
– Nie rozumiem. Po co mi tarcza ochronna? Myślałam, że przybycie tutaj, z dala od panny Sophii, wystarczy.
– Nie chodzi tylko o pannę Sophię – powiedział cicho Daniel. – Są inni.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Kwiecień-czerwiec 2010
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.