Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Lauren Kate
‹Udręka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUdręka
Tytuł oryginalnyTorment
Data wydania10 listopada 2010
Autor
PrzekładAnna Studniarek
Wydawca MAG
CyklUpadli (Lauren Kate)
ISBN978-83-7480-184-3
Format464s. 135×202mm
Cena35,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Udręka

Esensja.pl
Esensja.pl
Lauren Kate
« 1 2 3 4

Lauren Kate

Udręka

– Gdzie? Gdzie byłam? – naciskała. – Pamiętam, że panna Sophia powiedziała coś o Grigorich zadających się ze śmiertelniczkami. Czy to się właśnie stało? Czy ty…?
Spojrzał na nią. Coś zmieniło się w jego twarzy, a w słabym blasku księżyca Luce nie potrafiła ocenić, co to znaczyło. Sprawiał wrażenie, że czuł ulgę, że się domyśliła i że sam nie będzie musiał powiedzieć tego na głos.
– Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy – mówił dalej Daniel – nie różniło się to od wszystkich pozostałych spotkań w późniejszych czasach. Świat był młodszy, ale ty byłaś taka sama. To była…
– Miłość od pierwszego wejrzenia. – To wiedziała.
Pokiwał głową.
– Jak zawsze. Jedyna różnica polegała na tym, że na początku byłaś dla mnie zakazana. Właśnie odbywałem karę i zakochałem się w tobie w najgorszym możliwym momencie. W Niebie panował niepokój. Ze względu na to… kim jestem… miałem się trzymać od ciebie z dala. Rozpraszałaś mnie. Miałem się skupiać na wygraniu wojny. Tej samej wojny, która wciąż trwa. – Westchnął. – I jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś, wciąż jestem bardzo rozkojarzony.
– Czyli byłeś bardzo wysoko postawionym aniołem – mruknęła Luce.
– Pewnie. – Daniel wyglądał żałośnie. Zawahał się, po czym, kiedy znów się odezwał, mówił tak, jakby wypluwał słowa. – To był upadek z jednego z najwyższych piedestałów.
Oczywiście. Daniel musiał być kimś ważnym w Niebie, skoro doprowadził do tak wielkiego rozłamu. I skoro jego miłość do śmiertelnej dziewczyny była tak zakazana.
– Zrezygnowałeś z tego wszystkiego? Dla mnie?
Dotknął czołem jej czoła.
– Niczego bym nie zmienił.
– Ale ja byłam niczym – powiedziała Luce. Czuła się ciężka, jakby go obciążała. Ściągała go w dół. – Musiałeś oddać tak wiele! – Poczuła mdłości. – A teraz zostałeś potępiony na zawsze.
Gasząc silnik, Daniel uśmiechnął się do niej smutno.
– Być może nie na zawsze.
– Co masz na myśli?
– Chodź – powiedział. Wyskoczył z samochodu i obszedł go, żeby otworzyć jej drzwi. – Przespacerujemy się.
Przeszli wolnym krokiem do końca ulicy, która jednak nie kończyła się ślepo i dochodziła do wąskich, kamiennych schodów prowadzących w dół, na brzeg morza. Z lewej strony schodów Luce zobaczyła ścieżkę. Daniel wziął ją za rękę i zaprowadził na brzeg klifu.
– Gdzie idziemy? – spytała Luce.
Daniel uśmiechnął się do niej, wyprostował ramiona i rozwinął skrzydła.
Powoli wyrastały z jego łopatek, rozwijając się z cichuteńkimi trzaskami i skrzypieniem. W pełni rozwinięte wydawały cichy, łopoczący dźwięk, przypominający odgłos wydawany przez kołdrę rzucaną na łóżko.
Po raz pierwszy Luce zwróciła uwagę na tył podkoszulki Daniela. Znajdowały się na nim dwa malutkie, niemal niewidoczne rozcięcia, które teraz rozsunęły się, wypuszczając jego skrzydła. Czy wszystkie ubrania Daniela zostały w taki sposób przerobione? A może miał pewne określone, szczególne rzeczy, które wkładał, kiedy planował latać?
Tak czy inaczej, jego skrzydła zawsze oszałamiały Luce.
Były ogromne, trzy razy wyższe od samego Daniela i wygięte do góry i na boki jak szerokie białe żagle. Ich ogromna powierzchnia przechwytywała blask gwiazd i odbijała go, jednocześnie potęgując, tak że całe aż opalizowały. Bliżej jego ciała ciemniały, nabierając głębokiego kremowego odcienia w miejscu, gdzie stykały się z mięśniami ramion. Jednakże na krawędziach stawały się cieńsze i świeciły, a na samych końcach wydawały się niemal przezroczyste.
Luce wpatrywała się w nie w uniesieniu, próbując zapamiętać kształt każdego wspaniałego pióra, zatrzymać ten widok na czas, kiedy Daniela przy niej nie ­będzie. Świecił tak jasno, że słońce mogłoby pożyczać od niego blask. Radość w jego fioletowych oczach świadczyła o tym, jak dobrze się czuł, kiedy mógł uwolnić skrzydła. Tak samo dobrze, jak czuła się Luce, gdy mogła w nich zatonąć.
– Poleć ze mną – wyszeptał.
– Co?
– Nie zobaczymy się przez jakiś czas. Muszę dać ci coś, co będziesz mogła wspominać.
Nim zdążył powiedzieć coś jeszcze, Luce pocałowała go, chwyciła za szyję i trzymała z całych sił, również pragnąc dać mu coś, co mógłby wspominać.
Przyciskając jej plecy do piersi i unosząc głowę nad jej ramieniem, Daniel zaczął całować ją po szyi. Wstrzymała oddech w oczekiwaniu. Później zgiął nogi i z wdziękiem zeskoczył z klifu.
Lecieli.
Oddalali się od skalistej linii wybrzeża, ponad srebrzystymi falami, wznosząc się łukiem w górę, jakby chcieli dolecieć do księżyca.
Objęcia Daniela chroniły ją przed każdym podmuchem wiatru, każdym dotknięciem chłodu nad oceanem. Noc była zupełnie cicha. Jakby pozostali jedynymi ludźmi na świecie.
– To Niebo, prawda? – spytała.
Daniel się roześmiał.
– Chciałbym, żeby tak było. Może już niedługo.
Kiedy dolecieli tak daleko, że nie widzieli już ziemi, Daniel skręcił delikatnie na północ i szerokim łukiem przelecieli nad miastem Mendocino, które świeciło ciepło na horyzoncie. Znajdowali się wysoko nad najwyższym budynkiem i lecieli nieprawdopodobnie szybko. Luce nigdy dotąd nie czuła się bezpieczniejsza ani bardziej zakochana.
A później, aż za szybko, zaczęli opadać, stopniowo zbliżając się do krawędzi innego klifu. Odgłosy oceanu stały się głośniejsze. Od głównej drogi odbijała wąska, ciemna dróżka. Kiedy ich stopy znów dotknęły chłodnej trawy, Luce westchnęła.
– Gdzie jesteśmy? – spytała, choć oczywiście już wiedziała.
Szkoła Shoreline. W pewnej odległości widniał duży budynek, lecz z tego miejsca wydawał się zupełnie ciemny – jedynie niewyraźny kształt na horyzoncie. Daniel przyciskał ją do siebie, jakby wciąż byli w powietrzu. Odchyliła głowę, by przyjrzeć się jego twarzy. Jego oczy były wilgotne.
– Ci, którzy mnie potępili, wciąż obserwują, Luce. Robią to od tysiącleci. I nie chcą, żebyśmy byli razem. Zrobią wszystko, by nam przeszkodzić. Dlatego nie mogę tu zostać.
Pokiwała głową, choć oczy ją piekły.
– Ale dlaczego ja tu jestem?
– Ponieważ zrobię wszystko, co w mojej mocy, by zapewnić ci bezpieczeństwo, a w tej chwili to ­najlepsze miejsce dla ciebie. Kocham cię, Luce. Bardziej niż cokolwiek innego. Wrócę po ciebie, kiedy tylko będę mógł.
Chciała się sprzeciwić, ale się powstrzymała. On oddał dla niej wszytko. Kiedy wypuścił ją z objęć, otworzył dłoń, a wtedy ukryty w niej niewielki czerwony kształt zaczął rosnąć. Jej torba. Zabrał ją z bagażnika tak, że nawet tego nie zauważyła, i przez ten cały czas niósł ją w dłoni. W ciągu kilku sekund torba wróciła do właściwych rozmiarów. Gdyby Luce nie czuła się tak załamana świadomością tego, co oznaczało oddanie jej torby, byłaby zachwyconą tą sztuczką.
W budynku zapaliło się samotne światło. W wejściu pojawiła się jakaś postać.
– To nie potrwa długo. Gdy zrobi się bezpieczniej, przyjdę po ciebie.
Zacisnął gorącą dłoń na jej nadgarstku i Luce w jednej chwili znalazła się w jego ramionach, przyciągana do jego warg. Pozwoliła, by wszystko inne zniknęło, by jej serce się przepełniło. Może nie pamiętała swoich wcześniejszych wcieleń, ale kiedy Daniel ją całował, czuła się bliska przeszłości. I przyszłości.
Postać stojąca w drzwiach ruszyła w ich stronę i okazała się kobietą w krótkiej białej sukience.
Pocałunek z Danielem, zbyt słodki, by trwał tak krótko, pozbawił ją tchu, jak zawsze ich pocałunki.
– Nie odchodź – wyszeptała z zamkniętymi oczami. To się działo zbyt szybko. Nie mogła zostawić Daniela. Jeszcze nie. Nie sądziła, by kiedykolwiek było to możliwe.
Poczuła podmuch oznaczający, że już zerwał się do lotu. Jej serce podążyło za nim, gdy otworzyła oczy i zobaczyła, jak jego skrzydła znikają pośród chmur, w mroku nocy.
koniec
« 1 2 3 4
12 listopada 2010

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Kwiecień-czerwiec 2010
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.