Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Zygmunt Miłoszewski
‹Ziarno prawdy›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZiarno prawdy
Data wydania5 października 2011
Autor
Wydawca W.A.B.
CyklTeodor Szacki
ISBN978-83-7747-528-7
Format448s. 123×195mm
Cena39,90
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Zapytaj o Polskę
[Zygmunt Miłoszewski „Ziarno prawdy” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Potrzeba nie lada hardości, by porywać się na walkę z mądrościami ludu. Jak głosi jedna z nich: „w każdej legendzie jest ziarno prawdy”. Co na to Zygmunt Miłoszewski? Guzik! – odpowiada. Początkowo jesteśmy lekko skonsternowani taką reakcją, po chwili jednak dociera do nas w czym rzecz. Bo odpowiedzmy sami: czy popularna legenda o żydach wyrabiających macę z krwi polskich dzieci zasługuje na to, by choć przez chwilę traktować ją poważnie?

Marek Olszewski

Zapytaj o Polskę
[Zygmunt Miłoszewski „Ziarno prawdy” - recenzja]

Potrzeba nie lada hardości, by porywać się na walkę z mądrościami ludu. Jak głosi jedna z nich: „w każdej legendzie jest ziarno prawdy”. Co na to Zygmunt Miłoszewski? Guzik! – odpowiada. Początkowo jesteśmy lekko skonsternowani taką reakcją, po chwili jednak dociera do nas w czym rzecz. Bo odpowiedzmy sami: czy popularna legenda o żydach wyrabiających macę z krwi polskich dzieci zasługuje na to, by choć przez chwilę traktować ją poważnie?

Zygmunt Miłoszewski
‹Ziarno prawdy›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZiarno prawdy
Data wydania5 października 2011
Autor
Wydawca W.A.B.
CyklTeodor Szacki
ISBN978-83-7747-528-7
Format448s. 123×195mm
Cena39,90
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Recenzja nadesłana na Konkurs Esensji.
Prokurator Teodor Szacki – przez jednych lubiany, przez innych co najwyżej tolerowany bohater kryminalnego cyklu Zygmunta Miłoszewskiego – odpowiedziałby na tego typu rewelacje słowami, których cytować z wiadomych względów nie ma potrzeby. Co prawda, miłośnicy powieści z dreszczykiem nie zaliczają się do szczególnie pruderyjnych, ale pozwólmy sobie tutaj na pewną subtelność. Do rzeczy!
„Ziarno prawdy” to kolejny po doskonale przyjętym „Uwikłaniu” kryminał Miłoszewskiego, który zdążył już doczekać się bardzo pochlebnych ocen. Przede wszystkim znalazł się wśród nominowanej do Paszportów Polityki literackiej trójki, co w przypadku prozy gatunkowej już samo w sobie jest sporym sukcesem. Czyżby była to jaskółka zmian, zapowiadająca odwrót od dotychczasowego kursu, którego uparcie trzymają się nieco już zmurszałe krajowe nagrody literackie? Werdykt szacownego jury, stawiający na wyraźnie konserwatywną propozycję Mikołaja Łozińskiego, utwierdza status quo. Szkoda, zwłaszcza, że „Ziarno prawdy” to książka, która w wielu miejscach zawstydza tzw. „prozę artystyczną”, cierpiącą na chroniczną przypadłość, którą szczególnie wyczulony na tym punkcie Czesław Miłosz lubił określać jako „niedobór rzeczywistości”. Jedno jest pewne: u Miłoszewskiego na jej brak nie ma powodu narzekać. W tym zresztą ukryta jest tajemnica sukcesu jego pisarstwa.
Jak wyśpiewywał przed laty Obywatel G.C.: „Nie pytaj mnie, dlaczego jestem z nią, nie pytaj mnie, dlaczego z inną nie”. Personifikowana ojczyzna, o której opowiadała piosenka, po wysłuchaniu tekstu przeboju mogłaby się co najwyżej obrazić, ale przecież doskonale wiadomo, że najbardziej krytyczne uwagi wysuwa się pod adresem tych, na których najbardziej nam zależy. Zygmunt Miłoszewski zdecydowanie ruszył tą drogą. Kolejne jego książki stawiają niewygodne pytania o Polskę i jej nieprzepracowane traumy. W „Uwikłaniu” problemem była nierozliczona PRL-owska przeszłość, powracająca po latach z pianą na pysku i IPN-owską teczką pod pachą. W „Ziarnie prawdy” pisarz zagrał va banque i rzucił wyzwanie wstydliwie skrywanemu polskiemu antysemityzmowi.
Intryga powieści zawiązuje się wokół stylizowanego na mord rytualny zabójstwa lubianej sandomierskiej nauczycielki, Elżbiety Budnik. Początkowo nie bardzo wiadomo, dlaczego kobieta musiała zginąć. Policja bezskutecznie drąży, a prokurator Szacki poirytowany nieporadnością swoich kolegów, którzy nie potrafią wynaleźć motywów zbrodni, wykrzykuje motywująco: „To Polska, musieli ją za coś nienawidzić, obrabiać dupę za plecami, zazdrościć czegoś”. Na miejscu zbrodni, niedaleko zwłok śledczy znajdują chalef, czyli nóż do rytualnego uboju zwierząt, używany przez żydowskich rzeźników (szojchetów). Nawet nieszczególnie wyrafinowany umysł w wyniku połączenia tych dwóch faktów dojdzie do oczywistego wniosku, że mordercą musi być ktoś żydowskiego pochodzenia. Sprawa nabiera rumieńców oraz znamion perwersji, gdy przypomnimy sobie, że Sandomierz, w którym toczy się akcja powieści, to, jak określa go jedna z prowadzących śledztwo policjantek, „wszechświatowa stolica mordu rytualnego” i „miejsce, gdzie do dziś wisi w katedrze obraz przedstawiający mordowanie przez Żydów katolickich dzieci”. Iskra pada na beczkę prochu. Powracają demony przeszłości, antysemityzm kwitnie, a miejscowi zabraniają swoim dzieciom wychodzić z domu. Żyd grasuje. Jest tylko jeden problem: co jeśli morderca nie w ciemię bity celowo zaaranżował zbrodnię w ten sposób, by rozbudzić mniej lub bardziej skrywaną przez małomiasteczkową ludność żydofobię i odwrócić od siebie uwagę? Nie potrzeba tu przywoływać teorii Rene Girarda, by zrozumieć mechanizm kozła ofiarnego. Bez obaw, Sandomierz może spać spokojnie, odkąd zamieszkał w nim geniusz kryminalistyki, nieco marudny i zrzędliwy, prokurator Teodor Szacki.
Sprawa zabójstwa Budnikowej jest paradoksalnie promyczkiem nadziei dla znudzonego warszawiaka. Po przeniesieniu na prowincję jedynych emocji muszą mu dostarczać przesłuchania nastoletnich złodziejaszków telefonów komórkowych, kłótliwych członków sandomierskiej społeczności czy staruszka podszywającego się pod lekarza, który chodząc od domu do domu oferował kobietom profilaktyczne badanie piersi, z czego ma się rozumieć czerpał czysto samczą satysfakcję. 39-letni Szacki nie bardzo potrafi ułożyć sobie nowe życie, tęskni za żoną i widywaną sporadycznie córką, a może jeszcze bardziej za samą Warszawą. Wiedzie żywot zblazowanego Don Juana, który raz pęka ze śmiechu, słysząc absurdalne erotyczne pomruki, które podczas łóżkowych wygibasów kieruje do niego dużo młodsza kochanka, innym znów razem płacze w poczuciu bezradności nad kanapkami z baleronem. To postać tyleż barwna, co moralnie niejednoznaczna. Bo jak niby pogodzić ze sobą niezłomną służbę na straży sprawiedliwości i zdradę żony? Mówiąc klasyczną frazą z Wildera: „nobody’s perfect”. Już w „Uwikłaniu” Miłoszewski postawił swojego bohatera na rozdrożu z kierunkowskazami: prawo i sumienie. Również i tym razem zwraca uwagę na rozbrat między tymi dwoma ścieżkami, nie pozwalając czytelnikowi na wpadnięcie w wygodną koleinę myślenia dzielącego świat na dobro i zło, istniejące wyłącznie w stanie czystym.
Miłoszewski jest pisarzem, który wygodnie rozsiadł się w konwencji kryminału, o czym co chwila przekonuje swojego czytelnika. Już od pierwszej sceny powieści daje o sobie znać dbałość o odpowiedni nastrój. Jeśli więc zapalone zostanie światło to możemy być pewni, że zaraz pojawi się przy nim epitet „trupie”, ewentualnie „szare”. Jeśli zadamy sobie odrobinę trudu i prześledzimy okiem bohatera wnętrze, w którym aktualnie przebywa, z miejsca natrafimy na ponure nabijane ćwiekami, żelazne drzwi, skrzypiące metalicznym echem oraz gotycki portal. Czasem wprost coś zostaje scharakteryzowane jako „przypominające powieści noir”. Również na karb konwencji spisać trzeba posłużenie się przez autora Biblią, jako możliwym kluczem do rozwiązania zagadki. Przyznam, że ten chwyt dość już nieświeży, coraz bardziej przypominający kryminalny wytrych, mógł sobie Miłoszewski darować (ostatnie najgłośniejsze tytuły, które eksploatowały ten pomysł to oczywiście książki Dana Browna i Stiega Larssona).
Nie brakuje też w „Ziarnie prawdy” mrugnięć oka do fanów gatunku: policjantom pomaga profiler Jarosław Klejnocki, zaś podczas wyprawy do Lublina prokurator Szacki spotyka się – jakżeby inaczej – z rabinem Zygmuntem Maciejewskim, nietuzinkowym Żydem, który okleił ściany swego mieszkania plakatami Miss Israel z ostatnich 10 lat, chyba nie bardzo dowierzając bon motowi, że „najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny”. Te literackie nawiązania nie sprowadzają się wyłącznie do obszaru powieści kryminalnej. Nie zapominajmy, że rzecz dzieje się w Sandomierzu, którego obraz skonstruowany jest z najróżniejszych literacko-filmowych klisz od autobiograficznych wspomnień Iwaszkiewicza poczynając, na „Ojcu Mateuszu” kończąc.
Sympatyczne skądinąd miasteczko nad Wisłą posłużyło pisarzowi za pretekst do naszkicowania mentalności jego mieszkańców, potraktowanych tu modelowo jako reprezentanci przeciętnego wzorca polskości. Co się na niego składa? Mówiąc w skrócie, konglomerat obsesyjnego patriotyzmu, ludowego katolicyzmu, ksenofobii i antysemityzmu. Wielce wymowna jest tu krytyka Kościoła, który po cichu zezwala na hodowanie antysemickiego obłędu wśród swoich wiernych, można wręcz powiedzieć, że ma w tym pewne zasługi. Poza tym przez powieść przewija się też niesławny wątek handlu majątkami, które w wyniku transformacji ustrojowej trafiły w ręce Kościoła. Nie pamiętam wśród polskich kryminałów powieści o tak antyklerykalnym a jednocześnie nienapastliwym nachyleniu od czasów „21:37” Mariusza Czubaja.
Ostatnią rzeczą, o którą dbałby Miłoszewski jest polityczna poprawność. W „Ziarnie prawdy” dostaje się zarówno tym z prawa, jak i z lewa, dzięki czemu powieść wzorem XIX-wiecznych przodków upomina się o swój wymiar interwencyjny (świetnym przykładem jest tutaj fragment, w którym autor poddaje krytyce polski system penitencjarny, opierający się o wadliwie skonstruowane zasady prawne). Już tych kilka wskazanych przeze mnie wątków, świadczących o znacznym uwrażliwieniu społeczno-politycznym autora, każe zerwać z wciąż pokutującą w powszechnym czytelniczym przyzwyczajeniu pobłażliwością wobec gatunku powieści kryminalnej. „Ziarno prawdy” odsłania też miejscami swoje delikatniejsze, mniej mroczne oblicze. Narrator pozwala sobie na momenty nostalgii, wspominając przeszłość urokliwego rejonu z jego wieloetniczną i wielokulturową tkanką społeczną. Biorąc jednak pod uwagę, że to głównie oczyma Szackiego patrzymy na rzeczywistość, a ten w Sandomierzu czuje się trochę jak agent Cooper w Twin Peaks (proszę sobie tylko wyobrazić miejscową przełożoną Szackiego, nazywaną tu przez wszystkich „Misią”, która z zacięciem godnym najlepszych gospodyń domowych, częstuje kryminalnych wypiekami własnego wyrobu, ilekroć ci, odwiedzają ją w jej biurze), miejsce akcji potraktowane zostaje srogo. Ileż jadu wylewa na wszystko, co małomiasteczkowe zdesperowany Szacki – „człowiek bez małej ojczyzny”. Sam autor zresztą wyraźnie za to przeprasza w nocie autorskiej, zarzekając się, że osobiście uważa miasto Sandomierz za „najbardziej urokliwe w Polsce”.
Koniec końców Miłoszewski dokonał rzeczy, którą jeszcze do niedawna uważałem za niemożliwą. Napisał powieść jeszcze lepszą niż jego wcześniejsze „Uwikłanie”. Jeżeli wierzyć autorowi, że najmocniejszy punkt książki, czyli sam pomysł na fabułę o stosunkach polsko-żydowskich podsunęła mu Beata Stasińska, wypada tylko mieć nadzieję, że znana redaktorka ma jeszcze kilka takich konceptów na podorędziu. Dobrze, że jest ktoś, kto potrafi zrobić z nich użytek. Ku chwale ojczyzny?
koniec
27 marca 2012

Komentarze

29 III 2012   00:08:56

mhm.
czyli kompletny upadek, no szkoda...
(przy okazji - upadek niewidomego recenzenta; szkoda, choć oczywiście mniejsza).

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Jak to dobrze, że nie jesteśmy wszechwiedzący
Joanna Kapica-Curzytek

28 IV 2024

Czym tak naprawdę jest tytułowa siła? Wścibstwem czy pełnym pasji poznawaniem świata? Trzech znakomitych autorów odpowiada na te i inne pytania w tomie esejów pt. „Ciekawość”.

więcej »

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Studium utraty
Joanna Kapica-Curzytek

25 IV 2024

Powieść czeskiej pisarki „Lata ciszy” to psychologiczny osobisty dramat i zarazem przejmujący portret okresu komunizmu w Czechosłowacji.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Marzec 2012
— Joanna Kapica-Curzytek, Michał Kubalski, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Na tropie Młodzieńca
— Konrad Wągrowski

Akta OdeSBy
— Konrad Wągrowski

Lepiej sprawdź, czy kabina znajduje się za drzwiami…
— Dawid Juraszek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.