Zygmunt Miłoszewski, dziennikarz „Newsweeka”, zwrócił na siebie uwagę niezłym debiutanckim horrorem „
Domofon”, w którym udanie połączył wyraźne inspiracje prozą Stephena Kinga ze znajomą scenerią rodzimego blokowiska na warszawskim Bródnie. Chwalono go nie tylko za solidny warsztat autora grozy, ale także za wiarygodne przedstawienie współczesnych realiów i talent obserwacyjny. „Uwikłanie” udowadnia, że pochwały te były jak najbardziej zasłużone.
Konrad Wągrowski
Akta OdeSBy
[Zygmunt Miłoszewski „Uwikłanie” - recenzja]
Zygmunt Miłoszewski, dziennikarz „Newsweeka”, zwrócił na siebie uwagę niezłym debiutanckim horrorem „
Domofon”, w którym udanie połączył wyraźne inspiracje prozą Stephena Kinga ze znajomą scenerią rodzimego blokowiska na warszawskim Bródnie. Chwalono go nie tylko za solidny warsztat autora grozy, ale także za wiarygodne przedstawienie współczesnych realiów i talent obserwacyjny. „Uwikłanie” udowadnia, że pochwały te były jak najbardziej zasłużone.
Zygmunt Miłoszewski
‹Uwikłanie›
Jedynym elementem bezpośrednio łączącym „Uwikłanie” z „Domofonem” jest pojawiająca się w obu powieściach drugoplanowa postać policjanta rosyjskiego pochodzenia, Olega Kuzniecowa. Tym razem jednak horrorowa fabuła zastąpiona została kryminalnym śledztwem, a zamiast klaustrofobicznego klimatu bródnowskiego bloku otrzymujemy wędrówkę po różnych zakątkach śródmiejskiej Warszawy.
Na pewnej weekendowej sesji terapeutycznej został zamordowany jeden z pacjentów. Być może było to samobójstwo, jednak rzadko kto decyduje się zabić wbijając w swe oko ostry szpikulec. Naturalnymi podejrzanymi staje się trójka pozostałych pacjentów i sam terapeuta, choć nie można wykluczyć przypadkowego włamywacza. Śledztwo rozpoczyna zgorzkniały prokurator Teodor Szacki. Pierwszym zadaniem staje się dla niego zrozumienie, na czym właściwie polega prowadzona tu „terapia ustawień”. Ona bowiem będzie kluczem do zrozumienia zagadki. Dalsze śledztwo zaprowadzi jednak Szackiego dalej niż mógł oczekiwać, okaże się, że w sprawę zaangażowane są siły, z którymi ryzykownie jest zadzierać. Tym razem chodzi jednak o siły jak najbardziej z tego świata, choć pozornie nie z tej epoki – SB.
To, co nieodmiennie podoba mi się w prozie Miłoszewskiego, to niezwykła jak na polską prozę staranność budowania scenerii. Rodzimi autorzy zwykle przyjmowali (ostatnio to zaczyna się na szczęście zmieniać) jedno z dwóch podejść – albo ich świat jest rodem z telewizyjnych seriali w stylu „M jak miłość”, w których nikt nie interesuje się polityką, nowościami książkowymi czy filmowymi, ostatnimi wydarzeniami, albo pojawiają się jakieś nawiązania, ale ze starannie ukrytymi szczegółami („w radiu leciał wielki przebój”, „w telewizji przemawiał znany polityk”). Miłoszewski na każdej praktycznie stronie stara się ukazać, że jego opowieść ma miejsce w dzisiejszej Polsce. Jego bohaterowie poruszają się po prawdziwych warszawskich ulicach, oglądają prawdziwe warszawskie budowle, a nawet niejednokrotnie komentują ich wygląd, wyszydzając np. brzydotę kopuły Blue City czy kościoła przy Trasie Łazienkowskiej. W „Uwikłaniu” Miłoszewski idzie jeszcze dalej z budowaniem scenerii – każdy z rozdziałów jego książki zaczyna się datą i krótkim opisem tego, co wydarzyło się w Polsce tego dnia. Wszystko to daje efekt niezwykłego realizmu fabuły „Uwikłania”.
Tak jak siłą napędową fabuły „Domofonu” była fikcyjna legenda o linczu na rzekomej czarownicy, tak ciekawym pomysłem na „Uwikłanie” jest wplecenie w książkę tzw. terapii ustawień rodzinnych Berta Hellingera. To nie fikcja literacka, coś takiego rzeczywiście istnieje we współczesnej psychoanalizie; zainteresowanych mogę odesłać do artykułu „
Kim jest Bert Hellinger”. Co więcej – efekty owej terapii bywają równie zadziwiające jak w książce Miłoszewskiego. Widać, że autor solidnie przygotował się do swej roboty, wyraźnie ubarwiając fabułę swej książki ową oryginalną i intrygującą formą psychicznej kuracji.
Wiele zawdzięcza Miłoszewski czarnemu kryminałowi. Szacki jest w pewnym sensie polskim Philipem Marlowe′em – człowiekiem nie bez wad (wplątuje się w pozamałżeński romans), próbującym jednak zachowywać się w miarę porządnie i uczciwie, pomimo tego, że otaczający go świat jest miejscem paskudnym, pełnym zła, korupcji i kłamstwa.
„Uwikłanie” nie tylko starannie odwzorowuje współczesne polskie realia – jest również pewną wypowiedzią na współczesne polskie tematy. Owo zło przenikające nasz świat, z którym zmagać ma się Szacki, pochodzi w dużej mierze z dawnej epoki. To pozostałości po komunistycznej Służbie Bezpieczeństwa, które, tak jak SS-mani w „Aktach Odessy” Fredericka Forsytha, po upadku systemu budują swój własny krąg wsparcia. Z jednej strony więc Miłoszewski polemizuje z politykami zagubionymi w poszukiwaniu kolejnych, prawdziwych czy wydumanych tajnych współpracowników, podczas gdy prawdziwe zło i problem dla Polski stanowią ich byli mocodawcy. Z drugiej jednak strony przede wszystkim zaprzecza popularnej i ostatnio lansowanej przez niektóre media tezie, że owi mocodawcy to była banda idiotów, którzy cały czas jedynie fałszowali dokumenty i zatrudniali do współpracy ludzi, którzy na nikogo nigdy nie donosili. W to akurat naprawdę trudno jest uwierzyć.