„Na pogrzebie Władimira Kazdrowicza pojawił się cały Petersburg.” Ale nikt nie zauważył, że Dymitr Kazdrowicz na pogrzeb własnego ojca się spóźnił. Dlaczego i czy ma to znaczenie? Na te pytania odpowiedź znajdziecie w „Szkole wyprzedzania” Joanny Krystyny Radosz.
Jacy dziwni ci Rosjanie…
[Joanna Krystyna Radosz „Szkoła wyprzedzania” - recenzja]
„Na pogrzebie Władimira Kazdrowicza pojawił się cały Petersburg.” Ale nikt nie zauważył, że Dymitr Kazdrowicz na pogrzeb własnego ojca się spóźnił. Dlaczego i czy ma to znaczenie? Na te pytania odpowiedź znajdziecie w „Szkole wyprzedzania” Joanny Krystyny Radosz.
Joanna Krystyna Radosz
‹Szkoła wyprzedzania›
W marcu tego roku, nakładem Wydawnictwa IX ukazała się pierwsza powieść Joanny Krystyny Radosz „Szkoła wyprzedzania”. Autorka już wcześniej wydała kilka zbiorów opowiadań pod wspólnym tytułem „Czarna książka”
1). Opowiadania, jak i „Szkoła wyprzedzania”, dzieją się w tym samym uniwersum. Radosz kocha żużel, co w jej twórczości widać i czuć. Widać to i w „Szkole”, o której sama autorka mówi „trochę kryminał, trochę powieść psychologiczna, trochę komedia” i która nie jest jedynie o sporcie.
Czy powinno nas to zniechęcić? Absolutnie nie. Znajomość sportu, jego realiów czy nawet częstotliwości występowania sezonów jest nam zbędna. Wszystko, co musimy wiedzieć, autorka przybliża nam w tekście. Jedynym faktem odnośnie żużlu jaki znam jest to, że motocykle żużlowe skręcają tylko w jedną stronę i nie przeszkadzało mi to czerpać przyjemności z lektury.
Wracając do „Szkoły” – jej głównym bohaterem jest Dymitr, niechciany (i nieco zapomniany) syn petersburskiego oligarchy. Dymitr układa sobie życie w Togliatti: jest prezesem klubu żużlowego, dorobił się przybranego syna, nastolatka o podwójnym imieniu – Jermołaj/Emil, jest zadowolony z życia. Ale przeszłość powraca pod postacią klucza do dworcowej skrytki, który Dymitr dostaje w spadku po zmarłym nagle ojcu. Jeszcze zanim ją otworzy, dowie się, że ojciec skrywał wiele brzydkich sekretów, nie tylko swoich. Kryminał i sensacja splatają się w jedno z kolejnymi meczami żużlowymi, a sam Dymitr nie potrafi zapomnieć o rywalizacji z bratem, prowadzącym konkurencyjny petersburski klub. Pojawia się też wątek romansowy, a w nim nieśmiała psycholożka, Natasza, która pracuje w klubie Dymitra, upchnięta na nikomu niepotrzebnym stanowisku, stworzonym specjalnie dla niej. Autorka ostrzega, że romans z szefem zakończy się dla Nataszy „totalną apokalipsą”.
Czy warto po „Szkołę” sięgnąć? Warto. „Szkoła” nie jest czysta gatunkowo, więc tym, którzy spodziewają się rasowego thrillera czy zgadywanki „kto zabił”, odradzam. Ale dla osób, które cenią sobie przenikanie się wątków i gatunków, „Szkoła” będzie dobrym wyborem. Początkowo mamy do czynienia głownie z wątkiem obyczajowym, ten kryminalny zostaje nam lekko zarysowany i przez chwilę jest po prostu tłem. Jednak w pewnym momencie wychodzi na prowadzenie, jak jeden z ukochanych żużlowców autorki, i zaczynają się te dwa wątki zazębiać i uzupełniać. Połączenie zaś konfliktów osobowych i żużla to świetny sposób na pokazanie tego, co jest zdecydowanie mocną stroną Radosz – bohaterowie. Ja, osobiście, bardzo cenię autorkę za to, że jej bohaterowie szczerze ze sobą rozmawiają. Czasem aż nazbyt otwarcie. Nie ma w jej twórczości sytuacji, gdy bohaterowie wplątują się w coś, czego można uniknąć jedną rozmową, zdarzeń, których wyjaśnieniem może być jedynie zawieszenie niewiary i Imperatyw Fabularny. Choć, przyznaję, spotkałam się z zarzutem, że właśnie to jest najbardziej „fantastyczną”, najmniej wiarygodną częścią jej twórczości. Taki sposób przedstawiania bohaterów i ich stosunków na pewno utrudnia prowadzenie narracji i fabuły, ale Radosz dobrze sobie radzi. Puzzle układają się powoli, ale logicznie i sensownie, intryga rozkręca się i w efekcie dostajemy do ręki bardzo udaną książkę.
Czy ma wady? Oczywiście. Jest to to naprawdę duża powieść i miejscami, szczególnie, gdy autorka opowiada nam o Rosji i Rosjanach, możemy mieć wrażenie, że się dłuży, zamiast gnać wprost do celu. Jednak i te meandry znajdą swoich wielbicieli, bo Radosz jest bardzo zdolną rzemieślniczką słowa.
1) Zbiory różniły się podtytułami.