…bo twoje życzenie może się spełnić. Takie motto mogłoby znaleźć się w powieści Kyle Marffin. Jej bohaterowie ubierają się na czarno, malują na trupioblado i marzą o spotkaniu prawdziwego wampira. A wampiry przybywają, by w Chicago otworzyć tytułowy „Gothique” – największy i najmodniejszy klub gotycki. Miejsce, w którym dekoracje z gipsu udają wnętrza mrocznych zamczysk, lecz krew i kły bywają do bólu – dosłownie do bólu – prawdziwe.
Anna Kańtoch
Uważaj, czego pragniesz…
[Kyle Marffin „Gothique” - recenzja]
…bo twoje życzenie może się spełnić. Takie motto mogłoby znaleźć się w powieści Kyle Marffin. Jej bohaterowie ubierają się na czarno, malują na trupioblado i marzą o spotkaniu prawdziwego wampira. A wampiry przybywają, by w Chicago otworzyć tytułowy „Gothique” – największy i najmodniejszy klub gotycki. Miejsce, w którym dekoracje z gipsu udają wnętrza mrocznych zamczysk, lecz krew i kły bywają do bólu – dosłownie do bólu – prawdziwe.
Oczywiście wampiry różnią się od tego, co wymarzyły sobie bladolice nastolatki. To nie klony wyrafinowanego Lestata, lecz sadystyczne drapieżniki, które część klubowych gości przeznaczają na przekąskę, z części zaś (tej młodszej i ładniejszej) tworzą nowe zastępy pobratymców. „Gothique” jest idealnym miejscem do polowania – wszak jeśli ktoś zobaczy tam zakrwawioną, szarpiącą się ofiarę, to z pewnością pomyśli sobie, że to nader realistyczne „gotyckie” przedstawienie. A jeśli ktoś domyśli się prawdy? I z tym nie ma większego kłopotu, bo wielu młodocianych gości naprawdę chce być pokąsanych przez wampira.
Nadzieja na zrobienie z tym porządku tkwi w kilku zupełnie różnych osobach. Mężczyzna pracujący w czasopiśmie, które w niejasny sposób powiązane jest z „Gothique”, dziewczyna, której siostra zginęła w zagadkowych okolicznościach (siostra, dodajmy, także pracowała dla wspomnianego wyżej czasopisma), czy staruszek mieszkający naprzeciwko klubu – jak to w podobnych książkach bywa, każdy z pozytywnych bohaterów posiada strzępy wiedzy, które złożone razem dają pełną odpowiedź na pytanie, co właściwie dzieje się w „Gothique”. I nie, niczego nie zaspojlerowałam w pierwszym akapicie – złowrogą prawdę, do której bohaterowie dochodzą stopniowo, czytelnicy znają niemal od początku.
Taka konstrukcja bynajmniej nie szkodzi powieści, która jest zadziwiająco dobrym kawałkiem pisarskiej roboty. Piszę „zadziwiająco”, bo nieznane nazwisko autorki, podejrzanie „mrrroczny” tytuł oraz okładka, na której dziewczyna wgryza się w szyję chłopaka, nic dobrego nie zapowiadały. W „Gothique” tempo jest dobre, dialogi naturalne (równie wiarygodnie wyglądają wypowiedzi staruszka, jak i nastolatki), postacie pozytywne są sympatyczne, a wampiry tak wredne, że sama miałam ochotę wbić w nie porządnie zaostrzony kołek. Wszystko to Kyle Marffin osiąga przy pomocy środków starych, ale jarych: cliffhangery, zwroty akcji, obawa o życie dzielnego staruszka czy przemiłego psa… To działa – „Gothique” wciąga z butami, bawi (jest tu parę scen z zamierzenia komicznych), a także wzrusza (zwłaszcza zakończenie wątku dwóch wampirów, które wcale wampirami być nie chcą).
A co ze strachem? – zapyta ktoś, przecież „Gothique” to horror. Tu pojawia się problem, bo powieść, owszem, straszy, ale tak, jak straszyć może porządny thriller. Nie ma tu owego przyjemnego dreszczu grozy związanego z tajemniczą i fascynującą naturą wampirów. To nie błąd, lecz autorskie założenie. W „Gothique” wampiry są tajemnicze i fascynujące tylko dla bohaterów (niektórych bohaterów, dodaję dla porządku), a nie dla czytelnika, który widzi po prostu zepsutych do szpiku kości, okrutnych psychopatów. Nic nowego, można powiedzieć – co prawda taki sposób przedstawia wampirów jest mniej popularny, ale także się w literaturze czy filmie zdarza. Jednak autorce tak naprawdę nie chodzi o pokazanie mrocznych dzieci Draculi – ją interesują ich ofiary, które w „Gothique” wywodzą się niemal wyłącznie ze środowiska gotów.
Kyle Marffin opisuje owo środowisko z zabawną czasem drobiazgowością, a jednocześnie mocno krytycznie. Jeśli większość książek o krwiopijcach buduje wampiryczny mit, to „Gothique” stara się go zniszczyć, pokazując tłumy nastolatków (i nie tylko nastolatków), które dla głupiej mody gotowe są umrzeć i zostać na wieki potępione. Bo przecież znacznie fajniej jest być mrocznym i zbuntowanym wampirem niż nudnym uczniem, studentem czy pracownikiem… (Tu małe ostrzeżenie – Kyle Marffin na potrzeby fabuły z dość niszowego zjawiska uczyniła powszechną modę. Mnie to nie przeszkadza, ale pewnie znajdą się i tacy, dla których ta przesada podważy realność świata).
„Gothique” ma więc jasno wyłożone przesłanie, z którym wiąże się pewne niebezpieczeństwo – bo czy nie jest tej książce blisko do pokrzykiwań przeróżnych oszołomów? Trochę tak, a ponieważ powieść mi się podobała, więc śpieszę wyjaśnić: nie, nie uważam, że pod wpływem Szatana pozostaje ktoś, kto słucha metalu, ubiera się na czarno i lubi filmy o wampirach. Trupie makijaże i gotyckie ciuchy – jeśli traktowane z dystansem – to zabawa, może nie najmądrzejsza, ale nieszkodliwa. A jeśli ktoś interesuje się wyłącznie wampirami, gardzi tymi, którzy ich nie uwielbiają, marzy o nich i podnieca się wizją kłów wbijanych w szyję? Cóż, nie trzeba wierzyć w diabła, żeby zacząć się o kogoś takiego martwić.