„Madame” Antoniego Libery to na rynku wydawniczym pozycja już dobrze znana, o ugruntowanej pozycji. Do jej recenzowania podchodzę z radością, ale i obawą – czy uda się wytworzyć krytyczny stosunek do książki, której lektura była niekłamaną przyjemnością?
Śladami cudzych doświadczeń
[Antoni Libera „Madame” - recenzja]
„Madame” Antoniego Libery to na rynku wydawniczym pozycja już dobrze znana, o ugruntowanej pozycji. Do jej recenzowania podchodzę z radością, ale i obawą – czy uda się wytworzyć krytyczny stosunek do książki, której lektura była niekłamaną przyjemnością?
Wszystkie dotychczasowe recenzje „Madame” kładą nacisk na wielowymiarowość powieści, na mnogość poruszanych przez nią zagadnień. Nie da się temu zaprzeczyć. W zależności od elementów, które podczas czytania obdarzymy największą atencją, otworzą się przed nami inne jej plany. Jednakże nawet przy powierzchownej lekturze nie sposób przejść obojętnie obok niezwykle sprawnie wplecionych przez autora obrazów rzeczywistości szerszej niż mikroświat bohatera. Tym ostatnim jest licealista o zapędach artystycznych, którego wyższa od przeciętnej inteligencja i wrażliwość wyrażane poprzez liczne inicjatywy kulturalne (grupa teatralna, zespół jazzowy) są skutecznie równane do poziomu przeciętności przez nauczycieli ograniczanych socjalistyczną doktryną. Ratunkiem przed popadnięciem w nijakość staje się obudzona nagle fascynacja (uczucie?) postacią dyrektorki, nauczycielki francuskiego, obiektu niespełnionej miłości męskiej części szkoły. Bohater, z początku ironiczny w stosunku do głosów zachwytu, z czasem, być może nawet nieświadomie, czyni ją kanałem ujścia dla swoich poszukiwań niezwykłości pośród szarej rzeczywistości PRL-u, łącząc w sobie postawę sentymentalnego adoratora i skrupulatnego, wnikliwego detektywa.
Libera wykorzystuje szansę dawaną przez taki zarys akcji. Poszukiwania bohatera prowadzą go do miejsc i osób, których historie rozszerzają przestrzeń utworu. Zbieranie informacji dotyczących poplątanej przeszłości nauczycielki nie pozwala na pozbawione odniesień do otoczenia postrzeganie jej losów, zmuszając do przyjrzenia się problemom związanym chociażby z wyjazdami naukowymi za granicę czy rewolucją w Hiszpanii. Studium przypadku za każdym razem obrazuje niesprawiedliwość i obłudę systemu komunistycznego, tłamszącego wolność jednostki. „Śledztwo” zapoznaje licealistę z twardymi regułami rządzącymi otaczającym światem, których niesprawiedliwość poznał w mniejszym wymiarze w swojej szkole.
Właśnie tę część utworu, część odkrywczą, szerszą, pozajednostkową, utożsamić można z motywem inicjacji w dorosłość, zwykle błędnie łączonym z postacią nauczycielki. Fascynacja osobą dyrektorki jest wyrazem niezgody na codzienność, poszukiwaniem wyjątkowości, a więc przedłużeniem młodości z jej „światopodbójczymi” zapędami. Libera wydobył z niej metaforyczność, podkreślając pochodzenie i zachodni styl bycia tytułowej postaci, a zatem jego wyższość nad możliwościami oferowanymi przez ustrój rządzący.
„Madame” nie szczędzono zachwytów nad każdym możliwym jej planem: treściowym, językowym, rozpływając się także nad erudycją autora. Z pierwszym nie sposób się nie zgodzić. Język, niezwykle plastyczny, malujący sugestywne opisy, a przy tym nie stroniący momentami od narratorskich dygresji, prowadzących na przykład do refleksji nad sztuką (wystawa Picassa), również intryguje. Jednakże ostatniemu elementowi należy się przeciwstawić. O ile nie odmawiam panu Liberze oczytania i kulturalnego obycia, o tyle mam pewne wątpliwości dotyczące kryteriów oceny sprzyjających wyciąganiu takich wniosków na podstawie samej książki. Wszechobecna francuszczyzna i wykorzystanie kilku rzadziej spotykanych i mniej znanych dzieł (przy maksymalnej możliwej liczbie sposobów ich wykorzystania dla rozwoju akcji, co jest zabiegiem udanym – należy to oddzielić) to za mało, by mówić o ogromnej erudycji bijącej z utworu.
Pomimo tego należy stwierdzić, że „Madame” to zdecydowanie jedna z najlepszych, jeżeli nie najlepsza polska powieść lat 90., której lektura jest ogromną, niepozbawioną humoru, a jednocześnie skłaniającą do refleksji przyjemnością, zapewniającą rozrywkę intelektualną na najwyższym poziomie.
Recenzja nadesłana na konkurs „Esensji”.
Kuba, dasz mi autograf?