Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 8 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Milena Wójtowicz

ImięMilena
NazwiskoWójtowicz

Wszędzie mi się pchają smoki

Esensja.pl
Esensja.pl
Milena Wójtowicz
« 1 2

Milena Wójtowicz

Wszędzie mi się pchają smoki

Drobny problem z niektórymi znajomymi osobami czytającymi to, co napisałam, leży w tym, że czytają przez pryzmat mnie. To znaczy na przykład kiedyś jedna z moich koleżanek, robiąca za publiczność testową (czyli czytająca to, co właśnie napisałam i wetknęłam jej, żeby zobaczyć, co powie) zapytała „no i co z tobą będzie dalej?”. Opowiadanie było wprawdzie w pierwszej osobie, ale to nie znaczy, ze bohaterka i ja to to samo! Bohaterki i bohaterowie, których tworzę i opisuję często mają ze mną coś wspólnego, ale to nie znaczy, że są całkiem tacy jak ja i robią to, co ja bym zrobiła.

Ola: Byłam obserwatorem procesu powstawania „Podatku” (następnych książek na szczęście też) i trzymałam kciuki. Ale przede wszystkim od razu to wykorzystałam. Postanowiłam ją poprosić, by spełniła moje marzenie i zrobiła ze mnie wampira. Uwielbiam takie klimatyczne sprawy. Dobrze się zresztą pod tym względem rozumiemy, bo obie jesteśmy dość „ekscentryczne” hehe. Milenka podrzuciła mi fragmenty ze mną i byłam zachwycona, chociaż ta postać nie jest do końca autentyczna, przynajmniej tak mi się wydaje. Raczej jest to połączenie mnie i Milenki. Ale rozumiem, że autorka musiała wprowadzić pewne zmiany dla dobra książki :-).

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
AK: Ekscentryczne? Milena, chyba nie jesteś wyjątkową skandalistką, nie masz stu kolczyków w uchu, nie jeździsz harleyem i nie jesteś po dziesięciu rozwodach, no i chyba nie jesteś księdzem transwestytą.
MW: Tak szczerze mówiąc, nie zdziwiłabym się, gdyby któraś z moich ukochanych przyjaciółek powiedziała Ci, że owszem, jestem księdzem transwestytą po pięciu rozwodach, mam 63 kolczyki w różnych częściach ciała i jeżdżę na różowym skuterku. Chociaż, gwoli ścisłości, nie jestem, nie rozwodziłam się, kolczyki miałam dwa w uszach, ale tylko przez 26 godzin, i nie mam prawa jazdy. Miałam kartę rowerową, ale zgubiłam przy przeprowadzce.
AK: A może masz chociaż fobię na punkcie insektów, jak powieściowa Monika?
MW: Fobii nie mam, ale za nimi nie przepadam. Zwłaszcza za żuczkami. Pająki mi nie przeszkadzają, chociaż w imię stosunków dobrosąsiedzkich trzymamy się od siebie z daleka.
AK: Tak na poważniej, czy Ty aby nie dyskryminujesz pewnej grupy społecznej, jaką są „dresiarze”? Przyszła pani socjolog chyba sobie upatrzyła ich jako ciekawy obiekt badań.
MW: Dla mnie, przynajmniej w przypadku „Podatku”, dresiarze bardziej niż grupą społeczną byli pewnym „mitycznym bytem”, który wrósł w obecną polską rzeczywistość, zwłaszcza w literaturę. Taki widoczek: Polska, bloki, supermarket, dresiarz. Współczesny odpowiednik jeleni na rykowisku. A poza tym u mnie dresiarze byli całkiem, jak na portret jaki im media malują, sympatyczni :-).

Ola: Milenka jest osobą zdecydowaną, pewną siebie, wie czego chce i umie o to walczyć. Te cechy widoczne są w niektórych postaciach, które kreuje w swoich opowiadaniach i książkach… Szczególnie warte uwagi są pod tym względem postaci kobiet – niezależne, stanowcze. W pewnym stopniu to pewnie rys samej autorki.

AK: Ola powiedziała, że jesteś „stanowcza” i „niezależna”. Czym to się przejawia?
MW: Trudne pytanie. Może tym, że jestem jaka jestem i nie zamierzam się zmieniać (chociaż obiektywnie przyznaję, że charakter mam chwilami jadowito-wybuchowy). Może w tym, że lubię robić rzeczy po swojemu, a na świat, rzeczywistość itp. patrzę z cyniczno-humorystycznym dystansem. No, i może czasem nadużywam tonu „nieznoszącego sprzeciwu”.

Katarzyna Arbaczewska-Matys: Tak ode mnie o „Podatku”? Spróbuję. Świetna książka – z kilku powodów. Po pierwsze, jako osoba mieszkająca w Lublinie miałam wielką frajdę z odgadywania, gdzie, na której konkretnie ulicy znajdują się bohaterowie, w którym biurowcu… Milena bardzo trafnie w kilku słowach potrafi oddać charakter miejsca i charakter tego miasta. Po drugie, jestem zachwycona jej poczuciem humoru – ironiczne, inteligentne, subtelne. Po trzecie, bohaterowie żyją, łatwo można ich sobie wyobrazić, łatwo można byłoby spotkać ich na ulicy. No i po czwarte – śmiech to zdrowie, a lektura „Podatku” to świetny odpoczynek – nawet dla osoby pracującej w wydawnictwie fantastycznym!

AK: Co czytujesz?
MW: Prawie wszystko. Nie trawię tylko powieści wojennych i psychologicznych. Jeśli chodzi o autorów, to przede wszystkim Pratchetta, Pilipiuka, Piekarę, Chmielewską, chętnie też kryminały angielskie. Ogólnie czytam dużo, tylko mało nowości – zważywszy, że raz, dwa razy do roku czytam od nowa wszystkie powieści Pratchetta i Chmielewskiej – nie wiem ile to w sumie daje książek, podejrzewam, że koło 60, to na nowości nie zawsze mam czas.
Poza tym każdą nową, dobrą książkę czytam dwa razy: raz, żeby jak najszybciej dowiedzieć się, jak się skończy i drugi, żeby wyłapać wszystkie „smaczki”. Ta metoda sprawdza się zwłaszcza przy Pratchecie.
AK: Tak też myślałam, czyli pomysł na pisanie z jajem przyszedł od Pratchetta, Pilipiuka?
MW: Wyprzeć, to się ich nie wyprę. Pratchetta czytuję od ośmiu lat, więc z niego najwięcej we mnie zapadło, z Wędrowyczem zawarłam znajomość pod koniec liceum. Ale pisanie w konwencji humorystycznej wyszło gdzieś ze mnie samej (niewykluczone, że przy nieuświadomionym wpływie wyżej wymienionych), i, to banalne stwierdzenie, ale najlepiej mi wychodzi. Kiedy próbuję napisać coś „na poważnie”, to mam wrażenie, że fatalnie mi to wychodzi. Więc trzymam się humoru.

Ola: Ogromnym atutem Milenki jest styl – niby prosty, łatwy do zrozumienia, bez zbędnych ozdobników, przydługich, nużących opisów, a jednocześnie pełen specyficznego poczucia humoru – czasem dosadnego a nawet uszczypliwego. Mogę Ci powiedzieć, że nie jest on obecny tylko na papierze… Cieszę się, że ktoś docenił talent Milenki i wydał jej książkę. Niedawno bała się, że może tylko ja rozumiem do końca, o czym ona pisze, bo mamy bardzo podobne usposobienie i poczucie humoru… Bardzo mi miło, że się myliła!

AK: Nie obawiałaś się, że ktoś nie poczuje klimatu Twojego specyficznego humoru, bo dla mnie on jest właśnie specyficzny?
MW: Szczerze mówiąc, nawet o tym nie myślałam. Może trochę. Powieść ma to do siebie, że jednym się podoba, innym nie. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że tych pierwszych będzie więcej. A poza tym, kiedy piszę, to nie myślę sobie „o, to co napisałam jest dobre, spodoba się grupie docelowej czytelników płci takiej a takiej, w wieku takim a takim, mieszkających tu i tu, robiących raz w tygodniu zakupy w supermarketach itd.”. Gdybym tak robiła, pewnie już dawno bym zwariowała.
A zresztą nawet nie wiedziałam, że mam specyficzne poczucie humoru :-).
AK: Wystarczy, że znajomi wiedzą.
W powieści często piszesz o amerykańskich filmach akcji, a w opowiadaniu „Pomyłka” trafia się adnotacja o E.T.. Masz jakieś ulubione filmy?
MW: To wspominanie wynika z tego, że w telewizji puszczają tylko amerykańskie filmy, pół biedy jeśli to jest akcja, gorzej jak „dramat z życia”. USA ma chyba największy i najskuteczniejszy PR na świecie. Mój ulubiony film (tu będę mało oryginalna): „Gwiezdne Wojny”, stara trylogia. Oprócz tego angielskie i szkockie sitcomy i kryminały – w ogóle odpowiada mi angielski humor. Ze mną jest tak, że książki wolę fantastyczne a filmy science-fiction. Może dlatego, że smok lepiej wygląda w wyobraźni, a robot na ekranie?

Dominika Repeczko (redaktor): Czytałam ten „Podatek” ze dwadzieścia razy :-). Wszelkie pierwsze wrażenia już dawno mi się zatarły. Ale książka jest lekka, dowcipna i bezpretensjonalna. Milena nie wykłócała się, nie miała jedynej słusznej racji jak często debiutanci. Rozmawiała rzeczowo, dawało się z nią omówić spokojnie wszelkie kwestie. Dyskusje były przy tym konstruktywne. Dobrze sobie dawała i daje radę.

AK: Pisanie to nie tylko przyjemności. Potem trzeba dzieło zredagować. Jak ci się pracowało z Dominiką Repeczko? Dużo miałaś z nią spięć?
MW: A wiesz, że prawie żadnych? Chociaż podobno Dominika jest ostra i stanowi postrach autorów. Może po prostu dobrze się nawzajem rozumiałyśmy, może też pomogło moje nastawienie: miałam pełną świadomość, że cała ta „masakra”(nie wiem dlaczego zmiany w tekście zaznacza się na czerwono – ale naprawdę przez to w pierwszej chwili sprawia to wrażenie masakry. Zielony kolor byłby bardziej „author-friendly”) na mojej powieści ma jej wyjść na dobre, to raz, dwa: robi to ktoś, kto się zna na rzeczy, a trzy: potraktowałam to jako okazję do nauki i wyciągnięcia wniosków na przyszłość, choćby w takich sprawach jak nadużywanie „i”, zwłaszcza w konstrukcji „zrobił coś i zrobił coś innego”. Teraz uważam, żeby z tym „i” nie przesadzać. W końcu są też inne spójniki :-).

Katarzyna Arbaczewska–Matys: Milenę widziałam tylko kilka razy. Jest młoda, żywa, bardzo kontaktowa, dowcipna również w rozmowie. Wybiera się w następnym roku do Anglii na stypendium z UMCS-u. Zaproponowałam jej, żeby napisała drugą część „Podatku” – dziejącą się na angielskiej placówce…

AK: Rozważysz propozycję Kasi?
MW: Niczego nie wykluczam. Biorąc pod uwagę, że prawdopodobnie będę wtedy w Anglii, a konkretniej w Kornwalii, a jeśli wierzyć mojej babci, po tamtejszych wrzosowiskach szlajał się nie tylko Heatcliff, ale jeszcze Scarlett O’Hara w 2 części „Przeminęło z wiatrem”, to pewnie atmosfera na mnie podziała i umieszczę akcję w tamtejszych realiach. Ale czy to będzie druga część „Podatku”? Zobaczymy.
AK: Nie chciałabyś może napisać jednak czegoś bez fantastyki, może historia? W Anglii mogłabyś zdobyć cenne źródła.
MW: Ja się nie param źródłami :-). Chociaż bym chciała, byłoby to interesujące i z pożytkiem. Ale czasu to tyle zajmuje i zawsze mam problem – czy zacząć od źródeł a potem czekać na pomysł, czy od pomysłu, a potem desperacko szukać odpowiednich źródeł. Więc sobie odpuszczam, i piszę na zasadzie albo tu-i-teraz albo za-górami-za-lasami-in-the-galaxy-far-far-away. Ale w styczniu najpewniej pojadę na semestr na stypendium, a tam mają między innymi przedmiot „Witchcraft in History”, może się zapiszę.
AK: A rodzina popiera Twoje pisanie?
MW: Nie protestuje. Czasem tylko trochę dziwnie na mnie patrzą, z takim specyficznym zdumieniem: „takie to kiedyś było małe i co nam z tego wyrosło?”. Najbardziej czynnie, zresztą na moje własne życzenie, wsparcia udziela mi mama, która, chociaż nie lubi fantastyki, z pełnym poświęceniem czyta to, co napiszę. Rzadko krytykuje, a czasem udziela bardzo dobrych rad, jak na przykład: jak są w powieści demony, to mają się zachowywać jak demony, rozszarpywać gardła itp. To akurat nie dotyczyło „Podatku”, tylko mojej trylogii.
AK: O czym będzie? Też z taką dozą humoru?
MW: Humoru będzie w niej, mam nadzieję, równie dużo jak w pierwszej książce (ale o tym przekonam się dopiero, jak napiszesz z niej recenzję :-). Na razie wydaje mi się, że jest śmieszna, choć w troszkę inny, może bardziej pratchettowski sposób). Tym razem akcja dzieje się nie w Polsce, ale dawno, dawno temu, za górami, za lasami… W skrócie jest to historia o księciu, który chciał zostać bohaterem, o królewnie, która chciała, żeby ją zostawić w spokoju, o wrotach, które chciały zobaczyć świat i o psie, który chciał być kochany. I o tym, że każdy czegoś chce, ale z pogodzeniem tych chęci nie jest tak łatwo – tyle zajawki. Całość jest trochę mroczniejsza i straszniejsza od tego, co wcześniej pisałam, no i o wiele dłuższa: jestem w tej chwili w połowie drugiego tomu.
AK: „Podatek” jest powieścią lekką, zabawną, ale pokazałaś się też od innej strony, mroczniejszej. W opowiadaniu „Zeznanie pewnej mutacji” widać, że pociąga Cię też groza?
MW: Może troszkę, ale taka groza z przymrużeniem oka. Jest jej trochę w mojej następnej powieści. Fabryka wyda ją pod roboczym, jak na razie, tytułem „Wrota”.
AK: Czym jest dla Ciebie pisanie? Wiążesz z nim jakieś większe plany, czy to tylko miły dodatek do pracy po studiach?
MW: Czymś, co na pewno będę robić dalej. I mam tylko nadzieję, że to, co napiszę, pójdzie do wydawnictwa i później do księgarń, a nie do szuflady. Nie zrezygnowałabym z pisania za nic. Chyba najwłaściwsze byłoby słowo „pasja”.
koniec
« 1 2
14 lipca 2005

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Świeża krew w fantastyce
— Agnieszka Kawula

Tegoż twórcy

Łowcy łowców potworów
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jak to z tym załatwianiem jest
— Wojciech Gołąbowski

Będąc młodą królewną…
— Agnieszka Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.